[ Pobierz całość w formacie PDF ]
żadnego ruchu. Inaczej spadniesz, rozumiesz?
- Ja... Tak, rozumiem.
- Najważniejsze, że jestem przy tobie, i że cię nie zostawię.
- Mama... wujek Jonas - wyszeptał. - Chcę, żeby tu byli.
- Ja też bym chciała. - Jej zduszony śmiech rozszedł się echem w
ciemności. - Niestety, są za grubi, żeby się tu zmieścić.
To było ogromnie stresujące, starać się siedzieć w uprzęży
nieruchomo i mówić w ciemność. Emily miała reflektor
przymocowany do kasku i snop światła chwiał się na wszystkie
strony, gdy rozglądała się dookoła. W ręku trzymała małą latarkę,
którą posługiwała się podczas badania Sama.
- Wpakowałeś się w niezłą kabałę, co, Sam?
- Ja... ja okropnie się boję...
- Obydwoje się boimy, ale jesteśmy razem i musimy się wspierać.
Jeden z bardziej optymistycznych scenariuszy zakładał, że uda się jej
opleść Sama pasami tak, aby można go było wyciągnąć. Okazało się
to jednak mało prawdopodobne. Jedna ręka chłopca była
niewidoczna, a druga, wypchnięta w górę, była wciśnięta pod
dziwnym kątem między ramię chłopca a ścianę szybu. I to właśnie
dzięki temu doszło do zaklinowania. Gdyby Sam chciał tę rękę
wyciągnąć...
Nie było jednak wyjścia. Muszą czekać. Emily pomyślała, że jeśli
Sam zacznie się zsuwać, to chwyci go za szyję i tę jedną, widoczną
rękę, i zacznie go ciągnąć do siebie. Zdawała sobie sprawę, że może
mu przy tym złamać kark, ale w tej sytuacji będzie to jedyna szansa,
aby go uratować.
Boże, nie dopuść do tego!
- Czy ta ręka cię boli? - zapytała i leciutko dotknęła jego palców.
- Tak, okropnie boli.
Nie musiała go badać, by wiedzieć, że mówi prawdę. Sądząc po
głosie, musiał bardzo cierpieć.
- Mogę ci pomóc, Sam - powiedziała, starając się opanować strach. -
Zrobię ci teraz zastrzyk w kark. To będzie jak ukłucie szpilką. Po tym
zastrzyku poczujesz się senny, ale to dobrze. Możesz zasnąć, jeśli
chcesz. Ratownicy już zaczynają kopać nowy szyb, aby dotrzeć do
nas od dołu. Musi to jednak trochę potrwać, może wiec lepiej, żebyś
zasnął. Czy możesz mi obiecać, że nawet nie drgniesz, kiedy
poczujesz ukłucie?
- Po... postaram się.
- Zuch chłopak!
Jest wspaniały, pomyślała.
Boże, nie pozwól, żeby spadł...
Pózniej żałowała, że sama nie może zasnąć. Godziny mijały powoli,
Sam zasypiał i budził się, a ona wciąż czuwała, dodając mu otuchy.
Kiedy przekonała się, że ma dostęp do przegubu jego dłoni, poprosiła
Jonasa, aby przysłał wszystko, co jest potrzebne do. kroplówki z
roztworu soli fizjologicznej. Właściwie nie bardzo wiedziała, jak to
się jej udało, ale wkłuła się w rękę chłopca, a następnie w
przymocowanej do pasa torbie umieściła pojemnik z roztworem.
Boże, nie pozwól, żeby Sam miał jakieś wewnętrzne obrażenia,
powtarzała w duchu. Puls chłopca był wprawdzie nitkowaty, ale być
może jest to jedynie efekt szoku. Gdyby nie obecność Jonasa, pewnie
by tego wszystkiego nie wytrzymała.
Jonas mówił do niej, bez przerwy. Leżał na przykrywającej szyb
konstrukcji z desek i opowiadał jej o wszystkim, co się działo na
górze: jak zdecydowali, że nie będą używali świdrów, aby nie
uszkodzić szybu, jak mnóstwo ludzi, pracując na zmianę, wydobywa
ręcznie ziemię, podpiera ściany nowego szybu stemplami, rąbie pnie
drzew na podpory...
Wydawało się, że przyszli tu wszyscy mieszkańcy Bay Beach. Lori,
Shanni, Erin, Wendi. Wszyscy jej przyjaciele. Każdy chciał z nią
rozmawiać, ale dla niej najważniejsze były rozmowy z Jonasem. To
one najbardziej dodawały jej otuchy.
- Em, jestem tu - powtarzał. - Wszyscy tu jesteśmy. Nie opuścimy cię.
- A potem, kiedy zrobiło się ciemno, szeptał cicho: - Nie opuszczę
cię, Em. Nigdy!
Dyskomfort, jaki odczuwała, był nie do wyobrażenia. Wisiała w tej
koszmarnej uprzęży i nie mogła sobie pozwolić nawet na odrobinę
snu. Czuwała więc, obserwując kroplówkę, podając chłopcu
niezbędne środki przeciwbólowe i utrzymując z nim kontakt poprzez
dotykanie jego włosów.
Zaczynała odczuwać potrzebę kontaktu z Samem w takim samym
stopniu, w jakim on odczuwał potrzebę kontaktu z nią. Miała
wrażenie, że ściany szybu zaczynają się do niej zbliżać.
- Jonas - szepnęła, a on odezwał się natychmiast.
- Jesteśmy już na głębokości czterech metrów - oznajmił. - Posuwamy
się szybciej, niż oczekiwałem. Wyciągniemy cię, zanim nastanie świt.
Odetchnęła głęboko.
- Potrzebuję światła.
- Masz przecież lampę błyskową. Czyżby wyczerpały się już baterie?
- Nie... Chodzi mi o światło na górze. %7łebym mogła widzieć... ciebie.
- Jej głos słabł. Skutki klaustrofobii są trudne do przewidzenia. Gdyby
więc miały to być jej objawy...
- Chcesz, żeby cię wyciągnąć? - spytał z niepokojem.
- Nie. - Nie może przecież zostawić Sama, a z klaustrofobią jakoś
sobie poradzi. - Ja tylko chcę widzieć... górę - wyjaśniła.
- Załatwione - odparł Jonas. Po chwili światła reflektorów oświetliły
wlot szybu i Emily dostrzegła jego twarz, jego uśmiech.
- To już nie potrwa długo, Em. Musimy nowy szyb zabezpieczać
przed osypywaniem, a to zabiera sporo czasu. Nie możemy poruszać
się zbyt szybko, żeby nie doprowadzić do tragedii, ale zapewniam cię,
że robimy wszystko, aby to trwało jak najkrócej.
Sześć metrów. Już ich słyszała - przytłumione wołania, przekleństwa i
krótkie rozkazy.
Sześć i pół metra, informował ją Jonas.
Dziewięć metrów.
A pózniej .przez warstwę ziemi i skał dobiegł do niej przytłumiony
hałas i Emily wiedziała, że ekipa ratowników jest już na jej poziomie.
Wciąż jednak nie podchodzili bliżej, toteż pomyślała, że chcą kopać [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
żadnego ruchu. Inaczej spadniesz, rozumiesz?
- Ja... Tak, rozumiem.
- Najważniejsze, że jestem przy tobie, i że cię nie zostawię.
- Mama... wujek Jonas - wyszeptał. - Chcę, żeby tu byli.
- Ja też bym chciała. - Jej zduszony śmiech rozszedł się echem w
ciemności. - Niestety, są za grubi, żeby się tu zmieścić.
To było ogromnie stresujące, starać się siedzieć w uprzęży
nieruchomo i mówić w ciemność. Emily miała reflektor
przymocowany do kasku i snop światła chwiał się na wszystkie
strony, gdy rozglądała się dookoła. W ręku trzymała małą latarkę,
którą posługiwała się podczas badania Sama.
- Wpakowałeś się w niezłą kabałę, co, Sam?
- Ja... ja okropnie się boję...
- Obydwoje się boimy, ale jesteśmy razem i musimy się wspierać.
Jeden z bardziej optymistycznych scenariuszy zakładał, że uda się jej
opleść Sama pasami tak, aby można go było wyciągnąć. Okazało się
to jednak mało prawdopodobne. Jedna ręka chłopca była
niewidoczna, a druga, wypchnięta w górę, była wciśnięta pod
dziwnym kątem między ramię chłopca a ścianę szybu. I to właśnie
dzięki temu doszło do zaklinowania. Gdyby Sam chciał tę rękę
wyciągnąć...
Nie było jednak wyjścia. Muszą czekać. Emily pomyślała, że jeśli
Sam zacznie się zsuwać, to chwyci go za szyję i tę jedną, widoczną
rękę, i zacznie go ciągnąć do siebie. Zdawała sobie sprawę, że może
mu przy tym złamać kark, ale w tej sytuacji będzie to jedyna szansa,
aby go uratować.
Boże, nie dopuść do tego!
- Czy ta ręka cię boli? - zapytała i leciutko dotknęła jego palców.
- Tak, okropnie boli.
Nie musiała go badać, by wiedzieć, że mówi prawdę. Sądząc po
głosie, musiał bardzo cierpieć.
- Mogę ci pomóc, Sam - powiedziała, starając się opanować strach. -
Zrobię ci teraz zastrzyk w kark. To będzie jak ukłucie szpilką. Po tym
zastrzyku poczujesz się senny, ale to dobrze. Możesz zasnąć, jeśli
chcesz. Ratownicy już zaczynają kopać nowy szyb, aby dotrzeć do
nas od dołu. Musi to jednak trochę potrwać, może wiec lepiej, żebyś
zasnął. Czy możesz mi obiecać, że nawet nie drgniesz, kiedy
poczujesz ukłucie?
- Po... postaram się.
- Zuch chłopak!
Jest wspaniały, pomyślała.
Boże, nie pozwól, żeby spadł...
Pózniej żałowała, że sama nie może zasnąć. Godziny mijały powoli,
Sam zasypiał i budził się, a ona wciąż czuwała, dodając mu otuchy.
Kiedy przekonała się, że ma dostęp do przegubu jego dłoni, poprosiła
Jonasa, aby przysłał wszystko, co jest potrzebne do. kroplówki z
roztworu soli fizjologicznej. Właściwie nie bardzo wiedziała, jak to
się jej udało, ale wkłuła się w rękę chłopca, a następnie w
przymocowanej do pasa torbie umieściła pojemnik z roztworem.
Boże, nie pozwól, żeby Sam miał jakieś wewnętrzne obrażenia,
powtarzała w duchu. Puls chłopca był wprawdzie nitkowaty, ale być
może jest to jedynie efekt szoku. Gdyby nie obecność Jonasa, pewnie
by tego wszystkiego nie wytrzymała.
Jonas mówił do niej, bez przerwy. Leżał na przykrywającej szyb
konstrukcji z desek i opowiadał jej o wszystkim, co się działo na
górze: jak zdecydowali, że nie będą używali świdrów, aby nie
uszkodzić szybu, jak mnóstwo ludzi, pracując na zmianę, wydobywa
ręcznie ziemię, podpiera ściany nowego szybu stemplami, rąbie pnie
drzew na podpory...
Wydawało się, że przyszli tu wszyscy mieszkańcy Bay Beach. Lori,
Shanni, Erin, Wendi. Wszyscy jej przyjaciele. Każdy chciał z nią
rozmawiać, ale dla niej najważniejsze były rozmowy z Jonasem. To
one najbardziej dodawały jej otuchy.
- Em, jestem tu - powtarzał. - Wszyscy tu jesteśmy. Nie opuścimy cię.
- A potem, kiedy zrobiło się ciemno, szeptał cicho: - Nie opuszczę
cię, Em. Nigdy!
Dyskomfort, jaki odczuwała, był nie do wyobrażenia. Wisiała w tej
koszmarnej uprzęży i nie mogła sobie pozwolić nawet na odrobinę
snu. Czuwała więc, obserwując kroplówkę, podając chłopcu
niezbędne środki przeciwbólowe i utrzymując z nim kontakt poprzez
dotykanie jego włosów.
Zaczynała odczuwać potrzebę kontaktu z Samem w takim samym
stopniu, w jakim on odczuwał potrzebę kontaktu z nią. Miała
wrażenie, że ściany szybu zaczynają się do niej zbliżać.
- Jonas - szepnęła, a on odezwał się natychmiast.
- Jesteśmy już na głębokości czterech metrów - oznajmił. - Posuwamy
się szybciej, niż oczekiwałem. Wyciągniemy cię, zanim nastanie świt.
Odetchnęła głęboko.
- Potrzebuję światła.
- Masz przecież lampę błyskową. Czyżby wyczerpały się już baterie?
- Nie... Chodzi mi o światło na górze. %7łebym mogła widzieć... ciebie.
- Jej głos słabł. Skutki klaustrofobii są trudne do przewidzenia. Gdyby
więc miały to być jej objawy...
- Chcesz, żeby cię wyciągnąć? - spytał z niepokojem.
- Nie. - Nie może przecież zostawić Sama, a z klaustrofobią jakoś
sobie poradzi. - Ja tylko chcę widzieć... górę - wyjaśniła.
- Załatwione - odparł Jonas. Po chwili światła reflektorów oświetliły
wlot szybu i Emily dostrzegła jego twarz, jego uśmiech.
- To już nie potrwa długo, Em. Musimy nowy szyb zabezpieczać
przed osypywaniem, a to zabiera sporo czasu. Nie możemy poruszać
się zbyt szybko, żeby nie doprowadzić do tragedii, ale zapewniam cię,
że robimy wszystko, aby to trwało jak najkrócej.
Sześć metrów. Już ich słyszała - przytłumione wołania, przekleństwa i
krótkie rozkazy.
Sześć i pół metra, informował ją Jonas.
Dziewięć metrów.
A pózniej .przez warstwę ziemi i skał dobiegł do niej przytłumiony
hałas i Emily wiedziała, że ekipa ratowników jest już na jej poziomie.
Wciąż jednak nie podchodzili bliżej, toteż pomyślała, że chcą kopać [ Pobierz całość w formacie PDF ]