[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nieuświadomiona.
- A ty byłeś taki uświadomiony w moim wieku? - spytała, wyraznie ura\ona.
- W twoim wieku miałem ju\ pierwszą kobietę. Była ode mnie dwa lata starsza i
bardzo doświadczona. Du\o mnie nauczyła.
Serce łomotało w niej jak oszalałe. Nie spodziewała się, \e jest niewinny, ale fakt, \e
mówił o tym tak swobodnie, był dla niej szokujący.
- Kiedy będziesz naprawdę dorosła - powiedział dziwnym, pieszczotliwym tonem -
nauczÄ™ ciÄ™.
Te niezapomniane słowa z przeszłości dzwięczały jej w głowie, kiedy siedziała przy
nim w mrocznym gabinecie. NauczÄ™ ciÄ™. NauczÄ™ ciÄ™.
Pogrą\ona we wspomnieniach, nie drgnęła nawet, gdy Mack wstał, okrą\ył biurko,
oparł się o blat i ze skrzy\owanymi rękami, ju\ bez marynarki i krawata, patrzył na nią.
- Och, przepraszam, zamyśliłam się. - Uśmiechnęła się pogodnie.
- Chodz tu, Nat.
Oceniła odległość do drzwi i zaśmiała się w duchu z własnego tchórzostwa. Szalała za
nim od tylu lat, \e stało się dla niej rzeczą niewyobra\alną, \eby pozwoliła się kiedykolwiek
dotknąć innemu mę\czyznie. Poza tym on miał Glennę do zaspokajania przelotnych
zachcianek, o których mówił kiedyś tak otwarcie. Na pewno chciał z nią porozmawiać, a bał
się, \e mo\e ich podsłuchać Whit, dlatego poprosił, \eby podeszła bli\ej.
Podeszła na wyciągnięcie ręki, z uśmiechem... który zgasł na jej ustach, gdy tylko na
niego spojrzała.
- Nie powinnam zostawiać Viv na zbyt długo... Dotknął jej twarzy, przeciągając
kciukiem po rozchylonych wargach.
- Zamknij drzwi - powiedział tonem, jakiego nie u\ywał wobec niej od tamtej nocy,
kiedy zginÄ…Å‚ Carl.
Nikt nie będzie mi rozkazywał, pomyślała z gniewem. Nawet Mack!
I ku własnemu zdumieniu podeszła bez słowa do drzwi i przekręciła gałkę. Dr\ała z
podniecenia. Oparła czoło o zimne drewno, słysząc własny urywany oddech.
Poczuła na plecach ciepło bijące od Macka, potem przysunął się bli\ej i przywarł do
niej całym ciałem.
- Teraz wiesz, dlaczego musiałem to przerwać tamtej nocy?
- Tak.
Zsunął ręce na jej płaski brzuch i objął ją mocniej.
- Czułeś się wtedy tak samo? - szepnęła.
- Tak. Kiedy byłem młodszy, zdobywałem doświadczenie dość intensywnie. Ale od
pewnego czasu seks stał się dla mnie czymś powa\niejszym. Byłaś niewinna i chętna, z czy-
stej ciekawości, a ja prawie straciłem głowę. Nie chciałem, \ebyś zauwa\yła, co się ze mną
dzieje. Czułem się za\enowany, bo byłaś taka młoda, nie mówiąc o okolicznościach.
- Dalej jestem naiwna.
- I równie chętna... z ciekawości - dopowiedział z uśmiechem. - Ale dzisiaj zaspokoję
twoją ciekawość. Do końca, - I odwrócił Natalie twarzą do siebie.
ROZDZIAA SIÓDMY
Natalie wstrzymała oddech. W jego twarzy było coś, co ją prawie przeraziło.
Zauwa\ył to i pogładził jej policzek.
- Nie bój się mnie - powiedział łagodnie. - Wolałbym sobie strzelić w łeb ni\ cię
skrzywdzić.
- Wiem. Ale ja nie mogÄ™...
Zamknął jej usta delikatnym, czułym pocałunkiem, zmysłowym jak wolny taniec, jak
poemat, jak symfonia. Oparta o drzwi, poczuła jego nogę, wślizgującą się między jej uda
ostro\nym ruchem, który był równie podniecający jak pieszczota jego warg, i jak dotyk dłoni,
które gładziły jej nagą rękę, w dół i w górę, od ramion po czubki palców.
Westchnęła, oszołomiona rosnącym w niej po\ądaniem, i odwróciła głowę.
- To naturalne - powiedział cicho. - Nie walcz z tym.
- Wyjechałeś... z Glenną.
- Leciała tylko tym samym samolotem. Nie była ze mną. - Ustami zamknął jej powieki
i przytulił ją do piersi jak dziecko.
Ugięły się pod nią nogi. Nigdy dotąd nie czuła się w jego ramionach tak dobrze. Mack
obejmował ją i patrzył na nią tak, jak gdyby do niego nale\ała, jakby była jego największym
skarbem.
Otworzyła oczy, kiedy podniósł głowę. Było w nich zdziwienie, głód i niemy zachwyt.
- Nat... Tyle lat czekałem na takie spojrzenie. Tyle lat. Czuła, jak jej po\ąda, jak dr\ą
jego mięśnie napięte do granic wytrzymałości. Trzymał w ramionach kobietę, a nie dziecko.
Był czuły, ale wiedziała, \e pragnie jej całej, tak jak ona jego.
- Pocałuj mnie - szepnęła. Nie chciała ju\ słów, lęków, wątpliwości. Nareszcie
przestała myśleć i błagała go o to samo.
- Nat, kochanie...
Całował ją gwałtownie, jakby po raz pierwszy i ostatni. Natalie zatracała się w
cudownej świadomości, \e tej lawiny nic nie powstrzyma. Była bezsilna wobec rosnącej siły
Macka i podniecona własną uległością. Nie było rzeczy, której by mu odmówiła.
Wziął ją na ręce i zaniósł na skórzaną kanapę. Westchnęła z ulgą, tonąc na powrót w
jego ramionach, zagarnięta mocnymi udami. Mack, wsparty na łokciu, poruszał się
rytmicznie, patrząc w jej zamglone oczy. śar przenikał ją do szpiku kości. Dr\ała, unosząc
biodra i błądząc palcami po jego plecach.
Nagle odsunął się gwałtownie, zaciskając palce na jej ramieniu.
- Proszę cię... - jęknęła, przyciągając go rozpaczliwie do siebie.
- Nie. Nie ruszaj się. Na miłość boską, nie ruszaj się!
- Ale ja chcę... - Wtuliła twarz w jego koszulę, dr\ąca z po\ądania i nienasycona.
- Bo\e, myślisz, \e ja nie chcę? Pragnę cię do szaleństwa. Ale nie tak, Natalie! -
Przycisnął jej głowę do piersi i pogładził po włosach.
- Dlaczego? - szepnęła \ałośnie, kiedy ju\ była w stanie mówić.
- Bo nie mogę się z tobą o\enić. A nie byłabyś szczęśliwa, \yjąc ze mną bez ślubu.
Wszystkie jej marzenia pierzchły. Dopiero teraz uświadomiła sobie, jak daleko się
posunęli. Gdyby Mack nie zapanował nad sobą w porę, byliby ju\ kochankami. Na nic by się
zdały zasady i siła woli, pomyślała smętnie. Wyglądało na to, \e jej ciało kieruje się własną
wolÄ…, o wiele silniejszÄ… ni\ rozsÄ…dek.
Nawet nie zauwa\yła, \e płacze, dopóki nie poczuła, \e koszula pod jej policzkiem
jest mokra. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
nieuświadomiona.
- A ty byłeś taki uświadomiony w moim wieku? - spytała, wyraznie ura\ona.
- W twoim wieku miałem ju\ pierwszą kobietę. Była ode mnie dwa lata starsza i
bardzo doświadczona. Du\o mnie nauczyła.
Serce łomotało w niej jak oszalałe. Nie spodziewała się, \e jest niewinny, ale fakt, \e
mówił o tym tak swobodnie, był dla niej szokujący.
- Kiedy będziesz naprawdę dorosła - powiedział dziwnym, pieszczotliwym tonem -
nauczÄ™ ciÄ™.
Te niezapomniane słowa z przeszłości dzwięczały jej w głowie, kiedy siedziała przy
nim w mrocznym gabinecie. NauczÄ™ ciÄ™. NauczÄ™ ciÄ™.
Pogrą\ona we wspomnieniach, nie drgnęła nawet, gdy Mack wstał, okrą\ył biurko,
oparł się o blat i ze skrzy\owanymi rękami, ju\ bez marynarki i krawata, patrzył na nią.
- Och, przepraszam, zamyśliłam się. - Uśmiechnęła się pogodnie.
- Chodz tu, Nat.
Oceniła odległość do drzwi i zaśmiała się w duchu z własnego tchórzostwa. Szalała za
nim od tylu lat, \e stało się dla niej rzeczą niewyobra\alną, \eby pozwoliła się kiedykolwiek
dotknąć innemu mę\czyznie. Poza tym on miał Glennę do zaspokajania przelotnych
zachcianek, o których mówił kiedyś tak otwarcie. Na pewno chciał z nią porozmawiać, a bał
się, \e mo\e ich podsłuchać Whit, dlatego poprosił, \eby podeszła bli\ej.
Podeszła na wyciągnięcie ręki, z uśmiechem... który zgasł na jej ustach, gdy tylko na
niego spojrzała.
- Nie powinnam zostawiać Viv na zbyt długo... Dotknął jej twarzy, przeciągając
kciukiem po rozchylonych wargach.
- Zamknij drzwi - powiedział tonem, jakiego nie u\ywał wobec niej od tamtej nocy,
kiedy zginÄ…Å‚ Carl.
Nikt nie będzie mi rozkazywał, pomyślała z gniewem. Nawet Mack!
I ku własnemu zdumieniu podeszła bez słowa do drzwi i przekręciła gałkę. Dr\ała z
podniecenia. Oparła czoło o zimne drewno, słysząc własny urywany oddech.
Poczuła na plecach ciepło bijące od Macka, potem przysunął się bli\ej i przywarł do
niej całym ciałem.
- Teraz wiesz, dlaczego musiałem to przerwać tamtej nocy?
- Tak.
Zsunął ręce na jej płaski brzuch i objął ją mocniej.
- Czułeś się wtedy tak samo? - szepnęła.
- Tak. Kiedy byłem młodszy, zdobywałem doświadczenie dość intensywnie. Ale od
pewnego czasu seks stał się dla mnie czymś powa\niejszym. Byłaś niewinna i chętna, z czy-
stej ciekawości, a ja prawie straciłem głowę. Nie chciałem, \ebyś zauwa\yła, co się ze mną
dzieje. Czułem się za\enowany, bo byłaś taka młoda, nie mówiąc o okolicznościach.
- Dalej jestem naiwna.
- I równie chętna... z ciekawości - dopowiedział z uśmiechem. - Ale dzisiaj zaspokoję
twoją ciekawość. Do końca, - I odwrócił Natalie twarzą do siebie.
ROZDZIAA SIÓDMY
Natalie wstrzymała oddech. W jego twarzy było coś, co ją prawie przeraziło.
Zauwa\ył to i pogładził jej policzek.
- Nie bój się mnie - powiedział łagodnie. - Wolałbym sobie strzelić w łeb ni\ cię
skrzywdzić.
- Wiem. Ale ja nie mogÄ™...
Zamknął jej usta delikatnym, czułym pocałunkiem, zmysłowym jak wolny taniec, jak
poemat, jak symfonia. Oparta o drzwi, poczuła jego nogę, wślizgującą się między jej uda
ostro\nym ruchem, który był równie podniecający jak pieszczota jego warg, i jak dotyk dłoni,
które gładziły jej nagą rękę, w dół i w górę, od ramion po czubki palców.
Westchnęła, oszołomiona rosnącym w niej po\ądaniem, i odwróciła głowę.
- To naturalne - powiedział cicho. - Nie walcz z tym.
- Wyjechałeś... z Glenną.
- Leciała tylko tym samym samolotem. Nie była ze mną. - Ustami zamknął jej powieki
i przytulił ją do piersi jak dziecko.
Ugięły się pod nią nogi. Nigdy dotąd nie czuła się w jego ramionach tak dobrze. Mack
obejmował ją i patrzył na nią tak, jak gdyby do niego nale\ała, jakby była jego największym
skarbem.
Otworzyła oczy, kiedy podniósł głowę. Było w nich zdziwienie, głód i niemy zachwyt.
- Nat... Tyle lat czekałem na takie spojrzenie. Tyle lat. Czuła, jak jej po\ąda, jak dr\ą
jego mięśnie napięte do granic wytrzymałości. Trzymał w ramionach kobietę, a nie dziecko.
Był czuły, ale wiedziała, \e pragnie jej całej, tak jak ona jego.
- Pocałuj mnie - szepnęła. Nie chciała ju\ słów, lęków, wątpliwości. Nareszcie
przestała myśleć i błagała go o to samo.
- Nat, kochanie...
Całował ją gwałtownie, jakby po raz pierwszy i ostatni. Natalie zatracała się w
cudownej świadomości, \e tej lawiny nic nie powstrzyma. Była bezsilna wobec rosnącej siły
Macka i podniecona własną uległością. Nie było rzeczy, której by mu odmówiła.
Wziął ją na ręce i zaniósł na skórzaną kanapę. Westchnęła z ulgą, tonąc na powrót w
jego ramionach, zagarnięta mocnymi udami. Mack, wsparty na łokciu, poruszał się
rytmicznie, patrząc w jej zamglone oczy. śar przenikał ją do szpiku kości. Dr\ała, unosząc
biodra i błądząc palcami po jego plecach.
Nagle odsunął się gwałtownie, zaciskając palce na jej ramieniu.
- Proszę cię... - jęknęła, przyciągając go rozpaczliwie do siebie.
- Nie. Nie ruszaj się. Na miłość boską, nie ruszaj się!
- Ale ja chcę... - Wtuliła twarz w jego koszulę, dr\ąca z po\ądania i nienasycona.
- Bo\e, myślisz, \e ja nie chcę? Pragnę cię do szaleństwa. Ale nie tak, Natalie! -
Przycisnął jej głowę do piersi i pogładził po włosach.
- Dlaczego? - szepnęła \ałośnie, kiedy ju\ była w stanie mówić.
- Bo nie mogę się z tobą o\enić. A nie byłabyś szczęśliwa, \yjąc ze mną bez ślubu.
Wszystkie jej marzenia pierzchły. Dopiero teraz uświadomiła sobie, jak daleko się
posunęli. Gdyby Mack nie zapanował nad sobą w porę, byliby ju\ kochankami. Na nic by się
zdały zasady i siła woli, pomyślała smętnie. Wyglądało na to, \e jej ciało kieruje się własną
wolÄ…, o wiele silniejszÄ… ni\ rozsÄ…dek.
Nawet nie zauwa\yła, \e płacze, dopóki nie poczuła, \e koszula pod jej policzkiem
jest mokra. [ Pobierz całość w formacie PDF ]