[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nawet, że na czele jednego pojechała osławiona Aideen, buntownicza nieślubna córka kaedweńskiego
monarchy. W Redanii mówiło się nawet, że na dworze w Ard Carraigh rodzą się zamysły aneksji
pomocnego hrabstwa i oderwania go od redańskiej korony. Ktoś tam zaczął nawet wrzeszczeć o potrzebie
zbrojnej interwencji.
Tretogor jednak demonstracyjnie oznajmił, że Północ go nie interesuje. Jak uznali królewscy juryści,
obowiązuje zasada wzajemności - apanaż kovirski nie ponosi żadnych powinności wobec korony, tedy
korona nie udziela pomocy Kovirowi. Tym bardziej, że Kovir o żadną pomoc nigdy nie prosił.
Tymczasem z toczonych na północy wojen Kovir i Poviss podniosły się silniejsze i potężniejsze. Mało kto
wówczas o tym wiedział. Wyrazniejszym sygnałem rosnącej potęgi Północy był coraz aktywniejszy eksport.
O Kovirze przez dziesiątki lat mawiano, że jedynym bogactwem tej krainy jest piach i morska woda. Dowcip
przypomniano sobie, gdy produkcja kovirskich hut i salin praktycznie zmonopolizowała światowy rynek
szkła i soli.
Ale choć setki ludzi pijały ze szklanic ze znakiem kovirskich hut i soliły zupę povisską solą, wciąż był to w
świadomości ludzkiej kraj niebywale odległy, niedostępny, surowy i nieprzyjazny. I przede wszystkim inny.
W Redanii i Kaedwen zamiast "do wszystkich diabłów" mówiło się: "przegonić kogoś do Poviss". Jak się
wam u mnie nie podoba, mawiał mistrz do krnąbrnych czeladników, to wolna droga do Koviru. Nie będzie
tu kovirskich porządków, krzyczał profesor na niesfornie rozdyskutowanych żaków. Do Poviss idz się
mądrzyć, wołał rolnik do syna krytykującego pradziadowe radło i żarowy system uprawy.
Komu się nie podobają odwieczne porządki, wolna droga do Koviru!
Adresaci tych wypowiedzi pomału, pomaleńku jęli się zastanawiać i wkrótce zauważyli, że faktycznie, drogi
do Koviru i Poviss nic, ale to absolutnie nic nie tarasuje. Na północ ruszyła druga fala emigracji. Tak jak i
poprzednia, fala ta głównie składała się z niezadowolonych cudaków, którzy różnili się i chcieli inaczej. Ale
tym razem nie byli to skłóceni z życiem i nigdzie nie pasujący awanturnicy. Przynajmniej nie jedynie.
Na północ pociągnęli uczeni, którzy wierzyli w swe teorie, choć teorie te okrzyczano za nierealne i
wariackie. Technicy i konstruktorzy, przekonani, że wbrew powszechnej opinii da się jednak zbudować
wykoncypowane przez uczonych maszyny i urządzenia. Czarodzieje, dla których stosowanie magii do
stawiania falochronów nie było świętokradczym despektem. Kupcy, dla których perspektywa rozwoju obrotu
zdobią była rozsadzić sztywne, statyczne i krótkowzroczne granice ryzyka. Rolnicy i hodowcy, przekonani,
że nawet z najgorszych gruntów można zrobić dające urodzaj pola, że zawsze da się wyhodować odmiany
zwierząt, którym dany klimat służy.
Na północ pociągnęli także górnicy i geologowie, dla których surowość dzikich gór i skał Koviru stanowiła
nieomylny sygnał, że jeśli na wierzchu taka bieda, to pod spodem musi być bogactwo. Natura kocha bowiem
równowagę.
Pod spodem było bogactwo.
Minęło ćwierć wieku - i Kovir wydobywał tyle kopalin, ile Redania, Aedirn i Kaedwen razem wzięte.
Wydobyciem i przeróbką rud żelaza Kovir ustępował tylko Mahakamowi, ale do Mahakamu szły z Koviru
transporty metali służących do wykonywania stopów. Na Kovir i Poviss przypadała ćwiartka światowego
wydobycia kruszców srebra, niklu, ołowiu, cyny i cynku, połowa wydobycia kruszców miedzi i miedzi
rodzimej, trzy czwarte wydobycia kruszców manganu, chromu, tytanu i wolframu, tyleż wydobycia metali
występujących tylko w postaci rodzimej: platyny, ferroaurum, kryobelitu i dwimerytu.
I ponad osiemdziesiąt procent światowego wydobycia złota.
Złota, za które Kovir i Poviss kupowały to, co na Północy nie rosło i nie chowało się. I to, czego Kovir i
Poviss nie produkowały. Nie dlatego, że nie mogły czy nie umiały. Nie opłacało się. Rzemieślnik z Koviru
czy Poviss, syn lub wnuk przybyłego tu z tobołkiem na plecach imigranta, zarabiał teraz czterokrotnie więcej
niż jego konfrater w Redanii czy Temerii.
Kovir handlował i chciał handlować z całym światem, na coraz większą skalę. Nie mógł.
21
Królem Redanii został Radowid III, którego z Radowidem Wielkim, jego pradziadem, łączyło imię - a także
chytrość i skąpstwo. Król ten, przez pochlebców i hagiografów nazywany Zmiałym, a przez wszystkich
innych Ryżym, zauważył to, czego przed nim nikt jakoś zauważać nie chciał. Dlaczego z gigantycznego
handlu, który prowadzi Kovir, Redania nie ma ani szeląga? Przecież Kovir to tylko nic nie znaczące
hrabstwo, lenno, mały klejnocik w redańskiej koronie. Czas, by kovirski wasal zaczął służyć suzerenowi!
Zdarzyła się po temu świetna okazja - Redania miała zatarg graniczny z Aedirn, chodziło jak zwykle o
Dolinę Pontaru. Radowid III zdecydowany był wystąpić zbrojnie i zaczął się do tego przygotowywać.
Promulgował specjalny podatek na cele wojenne, nazwany "pontarską dziesięciną". Mieli go zapłacić
wszyscy poddani i wasale. Wszyscy. Apanaż kovirski również. Ryży zacierał ręce - dziesięć procent od
dochodów Koviru, to było coś!
Do Pont Vanis, o którym mniemano, że to mały gródek z drewnianym ostrokołem, udali się redańscy
posłowie. Gdy wrócili, zakomunikowali Ryżemu zaskakujące wieści.
Pont Vanis nie jest gródkiem. Jest ogromnym miastem, letnią stolicą królestwa Koviru, którego władca, król
Gedoyius, śle niniejszym królowi Radowidowi odpowiedz następującą:
Królestwo Koviru nie jest niczyim wasalem. Pretensje i roszczenia Tretogoru są bezzasadne i opierają się na
martwej literze prawa, które nigdy nie miało mocy. Królowie z Tretogoru nigdy nie byli suwerenami
władców Koviru, bo władcy Koviru - co łatwo sprawdzić w annałach - nigdy nie płacili Tretogorowi trybutu,
nigdy nie pełnili wojennych służebności, a co najważniejsze - nigdy nie byli zapraszani na uroczystości świąt
państwowych. Ani żadnych innych.
Gedovius, król Koviru - przekazali posłowie - żałuje, ale nie może uznać króla Radowida za seniora i
suzerena, ani tym bardziej płacić mu dziesięcin. Nie może też tego uczynić nikt z kovirskich wasali ani
arierwasali, podlegających wyłącznie pod kovirski seniorat.
Jednym słowem: niechże Tretogor pilnuje swego nosa i nie wtyka go w sprawy Koviru, niezawisłego
królestwa.
W Ryżym wezbrał zimny gniew. Niezawisłe królestwo? Zagranica? Dobrze. Postąpimy z Kovirem jak z
domeną cudzoziemską.
Redania i poduszczone przez Ryżego Kaedwen i Temeria zastosowały wobec Koviru retorsyjne cła i
bezwzględne prawo składu. Kupiec z Koviru, ciągnący na południe, musiał, chciał czy nie chciał, cały swój
towar wystawić na sprzedaż w którymś z redańskich miast i sprzedać go - lub zawrócić. Ten sam przymus
spotykał kupca z dalekiego Południa, zmierzającego do Koviru.
Od towarów, które Kovir transportował morzem, nie zawijając do redańskich czy temerskich portów,
Redania zażądała zbójeckich ceł. Statki kovirskie, rzecz jasna, płacić nie chciały - płaciły tylko te, którym
nie udało się uciec. W rozpoczętej na morzu zabawie w kotka i myszkę rychło doszło do incydentu.
Patrolowiec redański próbował aresztować kovirskiego kupca, zjawiły się dwie kovirskie fregaty,
patrolowiec spłonął. Były ofiary.
Miarka się przebrała. Radowid Ryży postanowił nauczyć moresu nieposłusznego wasala. Czterotysięczna
armia Redanii sforsowała rzekę Braa, a ekspedycyjny korpus z Kaedwen wkroczył do Caingom.
Po tygodniu dwa tysiące ocalałych Redańczyków forsowało Braa w drugą stronę, a nędzne niedobitki
kaedweńskiego korpusu wlokły się do domu przełęczami Gór Pustulskich. Wyjawił się kolejny cel, któremu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
nawet, że na czele jednego pojechała osławiona Aideen, buntownicza nieślubna córka kaedweńskiego
monarchy. W Redanii mówiło się nawet, że na dworze w Ard Carraigh rodzą się zamysły aneksji
pomocnego hrabstwa i oderwania go od redańskiej korony. Ktoś tam zaczął nawet wrzeszczeć o potrzebie
zbrojnej interwencji.
Tretogor jednak demonstracyjnie oznajmił, że Północ go nie interesuje. Jak uznali królewscy juryści,
obowiązuje zasada wzajemności - apanaż kovirski nie ponosi żadnych powinności wobec korony, tedy
korona nie udziela pomocy Kovirowi. Tym bardziej, że Kovir o żadną pomoc nigdy nie prosił.
Tymczasem z toczonych na północy wojen Kovir i Poviss podniosły się silniejsze i potężniejsze. Mało kto
wówczas o tym wiedział. Wyrazniejszym sygnałem rosnącej potęgi Północy był coraz aktywniejszy eksport.
O Kovirze przez dziesiątki lat mawiano, że jedynym bogactwem tej krainy jest piach i morska woda. Dowcip
przypomniano sobie, gdy produkcja kovirskich hut i salin praktycznie zmonopolizowała światowy rynek
szkła i soli.
Ale choć setki ludzi pijały ze szklanic ze znakiem kovirskich hut i soliły zupę povisską solą, wciąż był to w
świadomości ludzkiej kraj niebywale odległy, niedostępny, surowy i nieprzyjazny. I przede wszystkim inny.
W Redanii i Kaedwen zamiast "do wszystkich diabłów" mówiło się: "przegonić kogoś do Poviss". Jak się
wam u mnie nie podoba, mawiał mistrz do krnąbrnych czeladników, to wolna droga do Koviru. Nie będzie
tu kovirskich porządków, krzyczał profesor na niesfornie rozdyskutowanych żaków. Do Poviss idz się
mądrzyć, wołał rolnik do syna krytykującego pradziadowe radło i żarowy system uprawy.
Komu się nie podobają odwieczne porządki, wolna droga do Koviru!
Adresaci tych wypowiedzi pomału, pomaleńku jęli się zastanawiać i wkrótce zauważyli, że faktycznie, drogi
do Koviru i Poviss nic, ale to absolutnie nic nie tarasuje. Na północ ruszyła druga fala emigracji. Tak jak i
poprzednia, fala ta głównie składała się z niezadowolonych cudaków, którzy różnili się i chcieli inaczej. Ale
tym razem nie byli to skłóceni z życiem i nigdzie nie pasujący awanturnicy. Przynajmniej nie jedynie.
Na północ pociągnęli uczeni, którzy wierzyli w swe teorie, choć teorie te okrzyczano za nierealne i
wariackie. Technicy i konstruktorzy, przekonani, że wbrew powszechnej opinii da się jednak zbudować
wykoncypowane przez uczonych maszyny i urządzenia. Czarodzieje, dla których stosowanie magii do
stawiania falochronów nie było świętokradczym despektem. Kupcy, dla których perspektywa rozwoju obrotu
zdobią była rozsadzić sztywne, statyczne i krótkowzroczne granice ryzyka. Rolnicy i hodowcy, przekonani,
że nawet z najgorszych gruntów można zrobić dające urodzaj pola, że zawsze da się wyhodować odmiany
zwierząt, którym dany klimat służy.
Na północ pociągnęli także górnicy i geologowie, dla których surowość dzikich gór i skał Koviru stanowiła
nieomylny sygnał, że jeśli na wierzchu taka bieda, to pod spodem musi być bogactwo. Natura kocha bowiem
równowagę.
Pod spodem było bogactwo.
Minęło ćwierć wieku - i Kovir wydobywał tyle kopalin, ile Redania, Aedirn i Kaedwen razem wzięte.
Wydobyciem i przeróbką rud żelaza Kovir ustępował tylko Mahakamowi, ale do Mahakamu szły z Koviru
transporty metali służących do wykonywania stopów. Na Kovir i Poviss przypadała ćwiartka światowego
wydobycia kruszców srebra, niklu, ołowiu, cyny i cynku, połowa wydobycia kruszców miedzi i miedzi
rodzimej, trzy czwarte wydobycia kruszców manganu, chromu, tytanu i wolframu, tyleż wydobycia metali
występujących tylko w postaci rodzimej: platyny, ferroaurum, kryobelitu i dwimerytu.
I ponad osiemdziesiąt procent światowego wydobycia złota.
Złota, za które Kovir i Poviss kupowały to, co na Północy nie rosło i nie chowało się. I to, czego Kovir i
Poviss nie produkowały. Nie dlatego, że nie mogły czy nie umiały. Nie opłacało się. Rzemieślnik z Koviru
czy Poviss, syn lub wnuk przybyłego tu z tobołkiem na plecach imigranta, zarabiał teraz czterokrotnie więcej
niż jego konfrater w Redanii czy Temerii.
Kovir handlował i chciał handlować z całym światem, na coraz większą skalę. Nie mógł.
21
Królem Redanii został Radowid III, którego z Radowidem Wielkim, jego pradziadem, łączyło imię - a także
chytrość i skąpstwo. Król ten, przez pochlebców i hagiografów nazywany Zmiałym, a przez wszystkich
innych Ryżym, zauważył to, czego przed nim nikt jakoś zauważać nie chciał. Dlaczego z gigantycznego
handlu, który prowadzi Kovir, Redania nie ma ani szeląga? Przecież Kovir to tylko nic nie znaczące
hrabstwo, lenno, mały klejnocik w redańskiej koronie. Czas, by kovirski wasal zaczął służyć suzerenowi!
Zdarzyła się po temu świetna okazja - Redania miała zatarg graniczny z Aedirn, chodziło jak zwykle o
Dolinę Pontaru. Radowid III zdecydowany był wystąpić zbrojnie i zaczął się do tego przygotowywać.
Promulgował specjalny podatek na cele wojenne, nazwany "pontarską dziesięciną". Mieli go zapłacić
wszyscy poddani i wasale. Wszyscy. Apanaż kovirski również. Ryży zacierał ręce - dziesięć procent od
dochodów Koviru, to było coś!
Do Pont Vanis, o którym mniemano, że to mały gródek z drewnianym ostrokołem, udali się redańscy
posłowie. Gdy wrócili, zakomunikowali Ryżemu zaskakujące wieści.
Pont Vanis nie jest gródkiem. Jest ogromnym miastem, letnią stolicą królestwa Koviru, którego władca, król
Gedoyius, śle niniejszym królowi Radowidowi odpowiedz następującą:
Królestwo Koviru nie jest niczyim wasalem. Pretensje i roszczenia Tretogoru są bezzasadne i opierają się na
martwej literze prawa, które nigdy nie miało mocy. Królowie z Tretogoru nigdy nie byli suwerenami
władców Koviru, bo władcy Koviru - co łatwo sprawdzić w annałach - nigdy nie płacili Tretogorowi trybutu,
nigdy nie pełnili wojennych służebności, a co najważniejsze - nigdy nie byli zapraszani na uroczystości świąt
państwowych. Ani żadnych innych.
Gedovius, król Koviru - przekazali posłowie - żałuje, ale nie może uznać króla Radowida za seniora i
suzerena, ani tym bardziej płacić mu dziesięcin. Nie może też tego uczynić nikt z kovirskich wasali ani
arierwasali, podlegających wyłącznie pod kovirski seniorat.
Jednym słowem: niechże Tretogor pilnuje swego nosa i nie wtyka go w sprawy Koviru, niezawisłego
królestwa.
W Ryżym wezbrał zimny gniew. Niezawisłe królestwo? Zagranica? Dobrze. Postąpimy z Kovirem jak z
domeną cudzoziemską.
Redania i poduszczone przez Ryżego Kaedwen i Temeria zastosowały wobec Koviru retorsyjne cła i
bezwzględne prawo składu. Kupiec z Koviru, ciągnący na południe, musiał, chciał czy nie chciał, cały swój
towar wystawić na sprzedaż w którymś z redańskich miast i sprzedać go - lub zawrócić. Ten sam przymus
spotykał kupca z dalekiego Południa, zmierzającego do Koviru.
Od towarów, które Kovir transportował morzem, nie zawijając do redańskich czy temerskich portów,
Redania zażądała zbójeckich ceł. Statki kovirskie, rzecz jasna, płacić nie chciały - płaciły tylko te, którym
nie udało się uciec. W rozpoczętej na morzu zabawie w kotka i myszkę rychło doszło do incydentu.
Patrolowiec redański próbował aresztować kovirskiego kupca, zjawiły się dwie kovirskie fregaty,
patrolowiec spłonął. Były ofiary.
Miarka się przebrała. Radowid Ryży postanowił nauczyć moresu nieposłusznego wasala. Czterotysięczna
armia Redanii sforsowała rzekę Braa, a ekspedycyjny korpus z Kaedwen wkroczył do Caingom.
Po tygodniu dwa tysiące ocalałych Redańczyków forsowało Braa w drugą stronę, a nędzne niedobitki
kaedweńskiego korpusu wlokły się do domu przełęczami Gór Pustulskich. Wyjawił się kolejny cel, któremu [ Pobierz całość w formacie PDF ]