[ Pobierz całość w formacie PDF ]
włosy.
- Chodz do mnie, Brody. Przykryj mnie swoim ciałem.
Zawahał się. Zupełnie jakby nie mógł uwierzyć w to, co się
dzieje. Zobaczyła rumieniec na jego policzkach. Wyczuła, że jest
zdenerwowany. Poruszyło ją to nawet bardziej niż jego oczywiste
pożądanie;
- Czy mam ci pomóc z tymi dżinsami, Brody? Uśmiechnął się.
122
RS
- To niezwykle miłe z pani strony, madame, ale chyba sobie
poradzę-powiedział przeciągle.
Zciągnął dżinsy jednym zręcznym ruchem.
Kate, oczarowana widokiem Brody'ego Bakera w pełnej krasie,
wydała z siebie długie, pełne podziwu westchnienie. Taki seksowny
wygląd powinien być karalny, pomyślała.
Całe jej ciało ogarnął żar. Pociągnęła Brody'ego na siebie.
- Zgniotę cię.
- Tak, tak.
Skinął głową, a jego usta zamknęły się na jej wargach w
głębokim, desperackim pocałunku. Kanapa była wąska, ale nie miało
to znaczenia. Wcisnął ją w poduszki. Wygięła plecy. Ich oddechy
stawały się coraz bardziej nierówne, a pieszczoty niezręczne i
cudowne.
Objęła go nogami i otworzyła się dla niego. Chciała go poczuć w
sobie bardziej, niż pragnęła czegokolwiek w życiu. Kiedy spełnił to
życzenie, omal nie była w stanie tego znieść. Ciężko chwytała
powietrze. Ale pragnęła więcej... więcej.
I on był głębiej i głębiej. Z jej gardła wydobywały się jęki,
których nie rozpoznawała jako swoich.
Jej włosy spłatały się z jego włosami, pot z ich ciał zmieszał i
się. Azy szczypały w oczy. Miała wrażenie, że rozpada się na kawałki.
Nie miało to znaczenia. Nic poza tą ekstazą nie miało znaczenia.
Czuła, że spada. Wiruje. Na przekór prawu ciążenia...
7 listopada
123
RS
Mama podjechała pod dom dokładnie wtedy, kiedy wysiadałam
z samochodu mamy Alice. Była dziesiąta. Zdążyłam w samą porę.
Mama jak widać też. Do licha, pomyślałam, chyba wykupiła cały
sklep. Pomachałam do niej. Dosłownie wyskoczyła z samochodu,
śmiejąc się od ucha do ucha i machając do mnie. Obiema rękami.
Zupełnie jakbyśmy nie widziały się co najmniej od roku.
Od razu wiedziałam, że coś się wydarzyło. Gdybym miała
określić moją mamę jednym słowem, powiedziałabym, że łatwo ją
przejrzeć. Cóż, Ostatnio niezupełnie tak było. Ostatnio, to znaczy,
odkąd na horyzoncie pojawił się Brody. Ale ta nadmierna wesołość i
dobry nastrój ni stąd, ni zowąd - jak powiedziałby dziadek Leo -
wydały mi się podejrzane!
Zobaczyłam, że nie niesie żadnych toreb z zakupami. Hmm. W
porządku, powiedziałam sobie, może zrobiła zakupy, przywiozła do
domu i znów wyszła. Do cioci Rachel albo do cioci Julii.
Spotkałyśmy się na podjezdzie i weszłyśmy do domu
kuchennymi drzwiami. Mama nie przestawała mówić. Jak mi poszło?
Prawda, że Pa dworze jest zimno? Go słychać u Alice? Czy zdobyłam
jakieś bramki? Mamo, mówię, to koszykówka. W koszykówce nie
zdobywa się bramek: A tak, chichoce. Koszykówka. Zdobywa się
pierścienie. Kosze, mówię. Tak, mówi. Zdobyłaś jakieś kosze?
Tak dotarłyśmy do kuchni. Rozejrzałam się. Gdzie te zakupy?
Niedbale podeszłam do lodówki - lista zakupów tkwiła na
drzwiczkach przyczepiona magnesem - i otworzyłam ją. Półki
wyglądały dokładnie, tak samo jak przed naszym wyjściem.
124
RS
Cokolwiek robiła przez ostatnie trzy godziny, na pewno nie były
to zakupy.
Wciąż krzątała się po kuchni, zbierała naczynia z suszarki,
wycierała blaty. Moja mama, jak; już wspomniałam, nie jest typową
mamą. Nie znaczy to, że jest niechlujna czy coś w tym rodzaju. Ale
sprzątanie kuchni, zwłaszcza o dziesiątej wieczorem, nie leży w jej
zwyczajach. Zabębniłam palcami o drzwi lodówki.
- Myślałam, że pojechałaś na zakupy. Właśnie wycierała
idealnie czysty blat.
- Och, tak - odpowiedziała, nie patrząc na mnie. - Pojechałam do
Louden. Mogłam iść do Cobba, ale doszłam do wniosku, że skoro
mam tyle czasu, pojadę do Louden. Cobb ma lepsze mięso, ale tam
mają większy wybór warzyw i owoców i tak dalej... Tak czy owak,
nie uwierzyłabyś, co się wydarzyło.
A ja myślę sobie, pewnie masz rację, ale nie puszczam pary z
ust.
- Coś zupełnie idiotycznego - ciągnęła, wciąż odwrócona do
mnie plecami. Pojechałam tam i nawet udało mi się zdobyć ostatni
wózek i wtedy, masz pojęcie, zorientowałam się, że nie wzięłam listy
zakupów.
Chciałam ją spytać, dlaczego nie wróciła po nią do domu. W
końcu miała całe trzy godziny - mnóstwo czasu, by pojechać dwa razy
do Louden i z powrotem i zrobić te zakupy.
I wówczas zobaczyłam, że włożyła podkoszulek na lewą stronę!
125
RS
Rozdział 8
Euforia Kate trwała do drugiej nad ranem. A potem odezwało się
w niej poczucie winy. Uderzyło jak piorun. Usiadła na łóżku zlana
potem, z walącym sercem. Tyle że tym razem jej stan nie miał nic
wspólnego z uniesieniem.
Przycisnęła wilgotne dłonie do policzków. Co ja zrobiłam? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
włosy.
- Chodz do mnie, Brody. Przykryj mnie swoim ciałem.
Zawahał się. Zupełnie jakby nie mógł uwierzyć w to, co się
dzieje. Zobaczyła rumieniec na jego policzkach. Wyczuła, że jest
zdenerwowany. Poruszyło ją to nawet bardziej niż jego oczywiste
pożądanie;
- Czy mam ci pomóc z tymi dżinsami, Brody? Uśmiechnął się.
122
RS
- To niezwykle miłe z pani strony, madame, ale chyba sobie
poradzę-powiedział przeciągle.
Zciągnął dżinsy jednym zręcznym ruchem.
Kate, oczarowana widokiem Brody'ego Bakera w pełnej krasie,
wydała z siebie długie, pełne podziwu westchnienie. Taki seksowny
wygląd powinien być karalny, pomyślała.
Całe jej ciało ogarnął żar. Pociągnęła Brody'ego na siebie.
- Zgniotę cię.
- Tak, tak.
Skinął głową, a jego usta zamknęły się na jej wargach w
głębokim, desperackim pocałunku. Kanapa była wąska, ale nie miało
to znaczenia. Wcisnął ją w poduszki. Wygięła plecy. Ich oddechy
stawały się coraz bardziej nierówne, a pieszczoty niezręczne i
cudowne.
Objęła go nogami i otworzyła się dla niego. Chciała go poczuć w
sobie bardziej, niż pragnęła czegokolwiek w życiu. Kiedy spełnił to
życzenie, omal nie była w stanie tego znieść. Ciężko chwytała
powietrze. Ale pragnęła więcej... więcej.
I on był głębiej i głębiej. Z jej gardła wydobywały się jęki,
których nie rozpoznawała jako swoich.
Jej włosy spłatały się z jego włosami, pot z ich ciał zmieszał i
się. Azy szczypały w oczy. Miała wrażenie, że rozpada się na kawałki.
Nie miało to znaczenia. Nic poza tą ekstazą nie miało znaczenia.
Czuła, że spada. Wiruje. Na przekór prawu ciążenia...
7 listopada
123
RS
Mama podjechała pod dom dokładnie wtedy, kiedy wysiadałam
z samochodu mamy Alice. Była dziesiąta. Zdążyłam w samą porę.
Mama jak widać też. Do licha, pomyślałam, chyba wykupiła cały
sklep. Pomachałam do niej. Dosłownie wyskoczyła z samochodu,
śmiejąc się od ucha do ucha i machając do mnie. Obiema rękami.
Zupełnie jakbyśmy nie widziały się co najmniej od roku.
Od razu wiedziałam, że coś się wydarzyło. Gdybym miała
określić moją mamę jednym słowem, powiedziałabym, że łatwo ją
przejrzeć. Cóż, Ostatnio niezupełnie tak było. Ostatnio, to znaczy,
odkąd na horyzoncie pojawił się Brody. Ale ta nadmierna wesołość i
dobry nastrój ni stąd, ni zowąd - jak powiedziałby dziadek Leo -
wydały mi się podejrzane!
Zobaczyłam, że nie niesie żadnych toreb z zakupami. Hmm. W
porządku, powiedziałam sobie, może zrobiła zakupy, przywiozła do
domu i znów wyszła. Do cioci Rachel albo do cioci Julii.
Spotkałyśmy się na podjezdzie i weszłyśmy do domu
kuchennymi drzwiami. Mama nie przestawała mówić. Jak mi poszło?
Prawda, że Pa dworze jest zimno? Go słychać u Alice? Czy zdobyłam
jakieś bramki? Mamo, mówię, to koszykówka. W koszykówce nie
zdobywa się bramek: A tak, chichoce. Koszykówka. Zdobywa się
pierścienie. Kosze, mówię. Tak, mówi. Zdobyłaś jakieś kosze?
Tak dotarłyśmy do kuchni. Rozejrzałam się. Gdzie te zakupy?
Niedbale podeszłam do lodówki - lista zakupów tkwiła na
drzwiczkach przyczepiona magnesem - i otworzyłam ją. Półki
wyglądały dokładnie, tak samo jak przed naszym wyjściem.
124
RS
Cokolwiek robiła przez ostatnie trzy godziny, na pewno nie były
to zakupy.
Wciąż krzątała się po kuchni, zbierała naczynia z suszarki,
wycierała blaty. Moja mama, jak; już wspomniałam, nie jest typową
mamą. Nie znaczy to, że jest niechlujna czy coś w tym rodzaju. Ale
sprzątanie kuchni, zwłaszcza o dziesiątej wieczorem, nie leży w jej
zwyczajach. Zabębniłam palcami o drzwi lodówki.
- Myślałam, że pojechałaś na zakupy. Właśnie wycierała
idealnie czysty blat.
- Och, tak - odpowiedziała, nie patrząc na mnie. - Pojechałam do
Louden. Mogłam iść do Cobba, ale doszłam do wniosku, że skoro
mam tyle czasu, pojadę do Louden. Cobb ma lepsze mięso, ale tam
mają większy wybór warzyw i owoców i tak dalej... Tak czy owak,
nie uwierzyłabyś, co się wydarzyło.
A ja myślę sobie, pewnie masz rację, ale nie puszczam pary z
ust.
- Coś zupełnie idiotycznego - ciągnęła, wciąż odwrócona do
mnie plecami. Pojechałam tam i nawet udało mi się zdobyć ostatni
wózek i wtedy, masz pojęcie, zorientowałam się, że nie wzięłam listy
zakupów.
Chciałam ją spytać, dlaczego nie wróciła po nią do domu. W
końcu miała całe trzy godziny - mnóstwo czasu, by pojechać dwa razy
do Louden i z powrotem i zrobić te zakupy.
I wówczas zobaczyłam, że włożyła podkoszulek na lewą stronę!
125
RS
Rozdział 8
Euforia Kate trwała do drugiej nad ranem. A potem odezwało się
w niej poczucie winy. Uderzyło jak piorun. Usiadła na łóżku zlana
potem, z walącym sercem. Tyle że tym razem jej stan nie miał nic
wspólnego z uniesieniem.
Przycisnęła wilgotne dłonie do policzków. Co ja zrobiłam? [ Pobierz całość w formacie PDF ]