[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Moja kolej.
Celeste oparła policzek o czubek kija. Bawiła się cudownie.
Ben zdołał wrzucić siedem bil. Położył się niemal płasko na stole, przymknął
oko, wycelował i płynnym ruchem uderzył białą bilę. Celeste wstrzymała oddech,
gdy biała zderzyła się z czarną, która potoczyła się blisko otworu w końcu stołu po
lewej. Zatrzymała się o milimetr przed nim, ale nie wpadła.
Ben wyprostował się i spojrzał na nią.
Powstrzymała chęć okazania triumfu - na to było jeszcze za wcześnie - i po-
słała siódmą bilę do celu. Wycelowała w czarną, podczas gdy Ben dopił drinka.
Prowadzące na balkon przeszklone rozsuwane drzwi otworzyły się gwałtow-
nie. Roześmiany i mocno podpity mężczyzna chwiejnie wszedł do pokoju i zato-
czył się na stół, a czarna bila wpadła do otworu.
Celeste zaklęła, Ben się uśmiechnął, a Malcolm zeskoczył ze stołka.
- To się nie liczy - zawołał. - Postawiłem pieniądze na Celeste!
- Skończyliśmy grę, stary - oznajmił Ben, ujmując Celeste pod ramię.
Wyszli, a wówczas muzyka uderzyła w nich z pełną mocą. Ben nachylił się
do jej ucha.
S
R
- Chcesz jeszcze zostać?
Nie spieszyła się do domu, ale zostać tu nie chciała.
- Jaki mam wybór? - spytała. Odpowiedział, ale nie zrozumiała słów. - Co? -
Krzyknął coś o fajerwerkach. Potrząsnęła głową, pokazując na ucho. - Za duży ha-
łas.
Pożegnawszy się z Reece'em, wyszli na znacznie cichszy korytarz. Ben objął
ją i nacisnął przycisk, uruchamiając windę.
- Możemy popatrzeć na fajerwerki z mojego balkonu. Chyba że wolisz pójść
gdzie indziej?
Jego balkon? To znaczy w jego apartamencie?
Bardzo tego pragnęła. Serce zabiło jej mocno na myśl, że byłaby z nim sama,
zwłaszcza po emocjonującej grze w bilard, gdy poziom adrenaliny wzrósł tak wy-
raznie, iż omal nie rzucili się na siebie. Cudowna perspektywa...
Czy jednak Ben myślał o niej przez ostatnie sześć tygodni choć w połowie tak
często, jak ona o nim? A może raczej uganiał się za innymi kobietami? Perspekty-
wa intymnego zbliżenia z Benem była równie atrakcyjna, co niebezpieczna. A jeśli
w istocie nic dla niego nie znaczyła?
Czy naprawdę pragnęła przelotnej przygody?
Choć to przecież Ben poprosił, by wtedy została na jachcie; to ona postanowi-
ła wrócić do domu.
Może gdyby została, pózniej odezwałby się do niej.
A może przestanie rozmyślać i będzie się cieszyć obecnością tego cudownego
mężczyzny?
- Balkon u ciebie? Brzmi dobrze - odparła z uśmiechem.
Dwie minuty pózniej znalezli się w salonie apartamentu.
- Jestem pod wrażeniem - pochwaliła wnętrze.
Podeszła do przeszklonej ściany. Za godzinę na niebie nad mostem i portem
rozbłysną kolorowe ogniki. Co roku spektakl wydawał się piękniejszy i trwał dłu-
S
R
żej.
- Widok stąd będzie wspaniały - westchnęła.
Wyczuła, że stanął za nią i nachylił się do jej ucha.
- Gdzie nauczyłaś się tak dobrze grać w bilard? - mruknął.
Uśmiechnęła się szeroko. Wiedziała, że Ben długo nie wytrzyma.
Odwróciła się; patrzył na nią z ciekawością i rozbawieniem. Jak kusząco wy-
glądały jego pełne wargi...
- Tata nauczył mnie grać, gdy byłam dzieckiem - wyjaśniła. - wiczyłam co-
dziennie przez rok. W szkole też miałyśmy stół.
- W szkole dla dziewczyn? - zdziwił się Ben.
- No co ty? - odparła ze śmiechem, okrążając go tanecznym krokiem. - Talen-
ty kobiet nie ograniczają się do rodzenia dzieci i makijażu, wiesz?
Wiedział o tym... prawda?
- Chcesz, żebym nie był zaskoczony, że trafiasz w bile z taką łatwością, jak-
byś jadła lody?
- Miałam taką nadzieję.
Patrzył na nią z wyzwaniem w oczach.
- Masz jeszcze inne niespodzianki w zapasie?
Nic jej nie przychodziło do głowy. Postanowiła go zbyć.
- Jeśli ci powiem, przestaną być niespodziankami.
- Powiedz.
- Poradzisz sobie z tym? - spytała, marszcząc brwi.
- Poradzę sobie z tobą.
Wokół jej lędzwi owinęła się spirala słodkiego pragnienia. Ben był równie
arogancki, jak nieodparcie cudowny.
- Czyżby? - rzuciła drwiąco.
Jego pełen pożądania uśmiech niemal ją sparzył.
Nie musiała się już dłużej zastanawiać, jego intencje były jasne. Zamierzał
S
R
kontynuować ich znajomość w miejscu, w którym sześć tygodni temu skończyli.
Szczerze mówiąc, ona także pragnęła, żeby wziął ją w ramiona, podniósł i całował
do utraty tchu. Ale czy chciała dać mu satysfakcję, że może ją mieć na każde ski-
nienie? On najwyrazniej się tego spodziewał.
Poradzę sobie z tobą". Powiedział to żartobliwie, ale tak właśnie uważał.
Zbliżył się do niej z błyskiem w oku, a ona umknęła na balkon. Gdy tam za
nią wyszedł, zdążyła się już opanować.
Jeśli prześpi się z nim dziś w nocy, jeszcze bardziej zaboli ją fakt, że Ben
pózniej nie zadzwoni? Oczywiście mogłaby zapytać, czy się z nią jeszcze zobaczy,
tu jednak pojawiał się problem.
Jeśli na pytanie: Czy do mnie zadzwonisz?", on odpowie: Jesteś świetna w
łóżku, Celeste, ale nie wybiegajmy za daleko w przyszłość", co ona zrobi?!
Stanął tuż przy niej, ale odsunęła się. Potrzebowała więcej czasu na zastano-
wienie. Musiała znalezć bezpieczny temat do rozmowy.
- Planuję otworzyć ekskluzywną firmę florystyczną. Kiedyś zamierzałam to
połączyć z biznesem ojca, ale... - urwała, po czym dodała śmiało: - Po zastanowie-
niu stwierdzam, że tego właśnie chcę.
- Hej - Ben dał jej braterskiego kuksańca. - To świetny pomysł. Rozmawiałaś
już z ojcem?
- Jeszcze nie. Chciał mi dać pieniądze na kolejny butik z torebkami, ale od-
mówiłam.
- Dlaczego? - Oparł się o balustradę i popatrzył na nią z uwagą.
- Gdyby ojciec dał mi pieniądze, nie mogłabym swobodnie podejmować de-
cyzji. Chcę, żeby przyszłość należała wyłącznie do mnie - moje decyzje, porażki i
moje sukcesy.
- Matka byłaby z ciebie dumna - rzekł ciepło.
Tamtego wieczoru na jachcie powiedziała mu to samo o jego ojcu. Nie znać
swoich rodziców to jakby nie znać cząstki siebie samego. A mimo to Ben osiągnął
S
R
sukces. Skoro już o tym mowa... Pora porozmawiać otwarcie.
- Jak sprawy w PLM? - spytała z uśmiechem.
Wiatr rozwiewał mu włosy.
- Znakomicie. Długi spłacone, rozmawiałem z ludzmi od franszyzy, skosiłem
kilka trawników. Jestem zadowolony. - Jego uśmiech zblakł. - A jak ty sobie z tym
radzisz?
- Pogodziłam się z tym, że firma została sprzedana - odparła. Kłamała. Może
pewnego dnia... - Cieszę się, że tata zrobił dobry interes.
- A sprawa nowego dziecka Rodneya? - spytał, patrząc jej w oczy.
- Nadal trochę to dziwne - odrzekła z westchnieniem. - Wiem, że będę szczę- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
- Moja kolej.
Celeste oparła policzek o czubek kija. Bawiła się cudownie.
Ben zdołał wrzucić siedem bil. Położył się niemal płasko na stole, przymknął
oko, wycelował i płynnym ruchem uderzył białą bilę. Celeste wstrzymała oddech,
gdy biała zderzyła się z czarną, która potoczyła się blisko otworu w końcu stołu po
lewej. Zatrzymała się o milimetr przed nim, ale nie wpadła.
Ben wyprostował się i spojrzał na nią.
Powstrzymała chęć okazania triumfu - na to było jeszcze za wcześnie - i po-
słała siódmą bilę do celu. Wycelowała w czarną, podczas gdy Ben dopił drinka.
Prowadzące na balkon przeszklone rozsuwane drzwi otworzyły się gwałtow-
nie. Roześmiany i mocno podpity mężczyzna chwiejnie wszedł do pokoju i zato-
czył się na stół, a czarna bila wpadła do otworu.
Celeste zaklęła, Ben się uśmiechnął, a Malcolm zeskoczył ze stołka.
- To się nie liczy - zawołał. - Postawiłem pieniądze na Celeste!
- Skończyliśmy grę, stary - oznajmił Ben, ujmując Celeste pod ramię.
Wyszli, a wówczas muzyka uderzyła w nich z pełną mocą. Ben nachylił się
do jej ucha.
S
R
- Chcesz jeszcze zostać?
Nie spieszyła się do domu, ale zostać tu nie chciała.
- Jaki mam wybór? - spytała. Odpowiedział, ale nie zrozumiała słów. - Co? -
Krzyknął coś o fajerwerkach. Potrząsnęła głową, pokazując na ucho. - Za duży ha-
łas.
Pożegnawszy się z Reece'em, wyszli na znacznie cichszy korytarz. Ben objął
ją i nacisnął przycisk, uruchamiając windę.
- Możemy popatrzeć na fajerwerki z mojego balkonu. Chyba że wolisz pójść
gdzie indziej?
Jego balkon? To znaczy w jego apartamencie?
Bardzo tego pragnęła. Serce zabiło jej mocno na myśl, że byłaby z nim sama,
zwłaszcza po emocjonującej grze w bilard, gdy poziom adrenaliny wzrósł tak wy-
raznie, iż omal nie rzucili się na siebie. Cudowna perspektywa...
Czy jednak Ben myślał o niej przez ostatnie sześć tygodni choć w połowie tak
często, jak ona o nim? A może raczej uganiał się za innymi kobietami? Perspekty-
wa intymnego zbliżenia z Benem była równie atrakcyjna, co niebezpieczna. A jeśli
w istocie nic dla niego nie znaczyła?
Czy naprawdę pragnęła przelotnej przygody?
Choć to przecież Ben poprosił, by wtedy została na jachcie; to ona postanowi-
ła wrócić do domu.
Może gdyby została, pózniej odezwałby się do niej.
A może przestanie rozmyślać i będzie się cieszyć obecnością tego cudownego
mężczyzny?
- Balkon u ciebie? Brzmi dobrze - odparła z uśmiechem.
Dwie minuty pózniej znalezli się w salonie apartamentu.
- Jestem pod wrażeniem - pochwaliła wnętrze.
Podeszła do przeszklonej ściany. Za godzinę na niebie nad mostem i portem
rozbłysną kolorowe ogniki. Co roku spektakl wydawał się piękniejszy i trwał dłu-
S
R
żej.
- Widok stąd będzie wspaniały - westchnęła.
Wyczuła, że stanął za nią i nachylił się do jej ucha.
- Gdzie nauczyłaś się tak dobrze grać w bilard? - mruknął.
Uśmiechnęła się szeroko. Wiedziała, że Ben długo nie wytrzyma.
Odwróciła się; patrzył na nią z ciekawością i rozbawieniem. Jak kusząco wy-
glądały jego pełne wargi...
- Tata nauczył mnie grać, gdy byłam dzieckiem - wyjaśniła. - wiczyłam co-
dziennie przez rok. W szkole też miałyśmy stół.
- W szkole dla dziewczyn? - zdziwił się Ben.
- No co ty? - odparła ze śmiechem, okrążając go tanecznym krokiem. - Talen-
ty kobiet nie ograniczają się do rodzenia dzieci i makijażu, wiesz?
Wiedział o tym... prawda?
- Chcesz, żebym nie był zaskoczony, że trafiasz w bile z taką łatwością, jak-
byś jadła lody?
- Miałam taką nadzieję.
Patrzył na nią z wyzwaniem w oczach.
- Masz jeszcze inne niespodzianki w zapasie?
Nic jej nie przychodziło do głowy. Postanowiła go zbyć.
- Jeśli ci powiem, przestaną być niespodziankami.
- Powiedz.
- Poradzisz sobie z tym? - spytała, marszcząc brwi.
- Poradzę sobie z tobą.
Wokół jej lędzwi owinęła się spirala słodkiego pragnienia. Ben był równie
arogancki, jak nieodparcie cudowny.
- Czyżby? - rzuciła drwiąco.
Jego pełen pożądania uśmiech niemal ją sparzył.
Nie musiała się już dłużej zastanawiać, jego intencje były jasne. Zamierzał
S
R
kontynuować ich znajomość w miejscu, w którym sześć tygodni temu skończyli.
Szczerze mówiąc, ona także pragnęła, żeby wziął ją w ramiona, podniósł i całował
do utraty tchu. Ale czy chciała dać mu satysfakcję, że może ją mieć na każde ski-
nienie? On najwyrazniej się tego spodziewał.
Poradzę sobie z tobą". Powiedział to żartobliwie, ale tak właśnie uważał.
Zbliżył się do niej z błyskiem w oku, a ona umknęła na balkon. Gdy tam za
nią wyszedł, zdążyła się już opanować.
Jeśli prześpi się z nim dziś w nocy, jeszcze bardziej zaboli ją fakt, że Ben
pózniej nie zadzwoni? Oczywiście mogłaby zapytać, czy się z nią jeszcze zobaczy,
tu jednak pojawiał się problem.
Jeśli na pytanie: Czy do mnie zadzwonisz?", on odpowie: Jesteś świetna w
łóżku, Celeste, ale nie wybiegajmy za daleko w przyszłość", co ona zrobi?!
Stanął tuż przy niej, ale odsunęła się. Potrzebowała więcej czasu na zastano-
wienie. Musiała znalezć bezpieczny temat do rozmowy.
- Planuję otworzyć ekskluzywną firmę florystyczną. Kiedyś zamierzałam to
połączyć z biznesem ojca, ale... - urwała, po czym dodała śmiało: - Po zastanowie-
niu stwierdzam, że tego właśnie chcę.
- Hej - Ben dał jej braterskiego kuksańca. - To świetny pomysł. Rozmawiałaś
już z ojcem?
- Jeszcze nie. Chciał mi dać pieniądze na kolejny butik z torebkami, ale od-
mówiłam.
- Dlaczego? - Oparł się o balustradę i popatrzył na nią z uwagą.
- Gdyby ojciec dał mi pieniądze, nie mogłabym swobodnie podejmować de-
cyzji. Chcę, żeby przyszłość należała wyłącznie do mnie - moje decyzje, porażki i
moje sukcesy.
- Matka byłaby z ciebie dumna - rzekł ciepło.
Tamtego wieczoru na jachcie powiedziała mu to samo o jego ojcu. Nie znać
swoich rodziców to jakby nie znać cząstki siebie samego. A mimo to Ben osiągnął
S
R
sukces. Skoro już o tym mowa... Pora porozmawiać otwarcie.
- Jak sprawy w PLM? - spytała z uśmiechem.
Wiatr rozwiewał mu włosy.
- Znakomicie. Długi spłacone, rozmawiałem z ludzmi od franszyzy, skosiłem
kilka trawników. Jestem zadowolony. - Jego uśmiech zblakł. - A jak ty sobie z tym
radzisz?
- Pogodziłam się z tym, że firma została sprzedana - odparła. Kłamała. Może
pewnego dnia... - Cieszę się, że tata zrobił dobry interes.
- A sprawa nowego dziecka Rodneya? - spytał, patrząc jej w oczy.
- Nadal trochę to dziwne - odrzekła z westchnieniem. - Wiem, że będę szczę- [ Pobierz całość w formacie PDF ]