[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rozchyliła usta, odsunął się. Oboje zostaną ukarani.
- Miłej zabawy - rzucił, po czym odwrócił się i wyszedł.
Amanda oparła się o drzwi i zaklęła. Musiała niemal przytrzymać się krzesła,
żeby nie pobiec za Jaredem.
Kogo ona próbuje oszukać?
Przedstawienie, jakie przed nim odegrała, było czystą iluzją i Jared bez trudu
sobie z nią poradził. Nie potrafiła stawić mu czoła, ale nie chciała też pogodzić się z
tym, żeby to on trzymał wszystkie karty.
W środę Jared nie dał znaku życia. Informacje dotyczące domu opieki zostały
przesłane faksem prosto z jego biura.
W czwartek musiała użyć ciemnego podkładu, żeby zatuszować cienie pod
oczami. Nawet Bronwyn zauważyła, że Amanda nie najlepiej wygląda i kazała jej iść
do domu.
Amanda jednak nie zgodziła się. W pracy przynajmniej miała czym zająć myśli.
Została w biurze do wieczora. Kiedy wreszcie dotarła do domu, ujrzała Jareda opar-
tego o ścianę obok jej drzwi.
- Jestem z powrotem - oznajmił.
Nic nie powiedziała. Nie była w stanie wydobyć z siebie słowa. Czuła jedynie
pulsowanie krwi w skroniach i uczucie ciepła w dole brzucha. W tej chwili nie liczyło
się nic, oprócz tego, że musiała dostać to, czego potrzebowała. Jared cicho zamknął za
nimi drzwi i zwrócił się w jej stronę.
Ich pocałunek był dziki, mocny i pełen pasji. Pożądanie niemal ich zabijało.
Mimo to Jared odsunął się, oddychając ciężko. Amanda przyciągnęła go z powrotem.
- Boję się, że sprawię ci ból.
- Nie bój się.
R
L
T
Naparła na niego całym ciałem, aż musiał się cofnąć. Pchnęła go na łóżko i po-
łożyła się na nim. Nie przestając go całować, rozebrała się.
- Amando, wszystko w porządku?
Uśmiechnęła się lekko i westchnęła z zadowoleniem.
- Nigdy nie czułam się lepiej.
- Tak właśnie chcesz?
- Tak.
Uśmiechnął się tym swoim seksownym uśmiechem i napiął mięśnie. Nie musiał
długo się starać, żeby doprowadzić ją do szczytu. I wtedy zrozumiała, że to on rządzi.
Jared już wiedział. Dwa dni bez Amandy były dla niego piekłem. Udowodniły
mu, że życie bez niej nie ma dla niego sensu. Poczekał, aż jej oddech się wyrówna, a
ona sama ochłonie.
- Przepraszam cię. Powinienem był ci powiedzieć, dokąd jadę.
Amanda milczała, ale poczuł, jak jej ciało sztywnieje.
- Lubię góry. Są takie spokojne i pełne majestatu. Będąc tam, relaksuję się.
- Byłeś spięty?
- Odrobinę.
Nadal był. Cały czas pozostawał w pełnej gotowości, jakby za chwilę miał sto-
czyć bój. To śmieszne.
Spróbował się rozluznić. Tym razem chciał, żeby wszystko odbyło się wolniej,
żeby zaznali pełnego zaspokojenia.
Udało się tylko do pewnego momentu.
Znów ogarnęło ich pożądanie, domagające się spełnienia już, natychmiast.
Kiedy ponownie leżeli przyciśnięci do siebie w ciasnym łóżku, poruszył temat,
który od dawna go nurtował.
- Niedaleko mojego domu jest mieszkanie do wynajęcia - oznajmił lekkim to-
nem.
- Chcesz się wyprowadzić?
- Nie. - Chrząknął. - Ale uważam, że ty powinnaś to zrobić.
R
L
T
- Nie stać mnie na to, żeby wynająć lepszy lokal. Teraz, kiedy nie będę już mu-
siała jezdzić do dziadka i płacić za jego leki, będzie lepiej, ale musi minąć trochę cza-
su, zanim uzbieram potrzebną sumę.
- A może ja zapłaciłbym za twoje mieszkanie?
- Słucham?
- Ja pokryję koszty, a ty się tylko przeprowadzisz.
Mogliby widywać się w każdej chwili. Byłby przy niej, gdyby go potrzebowała,
a jednocześnie każde z nich miałoby swoją przestrzeń. Wiedziałby, że Amanda jest
blisko i że w każdej chwili może ją zobaczyć.
Z napięciem czekał na odpowiedz. Nigdy nie był bliżej z kobietą, nigdy żadnej
nie zaproponował czegoś podobnego.
- Jakoś nie widzę, dlaczego tak miałoby być lepiej.
- Moglibyśmy być razem, ale...
- Jednocześnie nie być.
Amanda oparła się na łokciu i spojrzała na niego z góry.
- Przecież nasz związek miał trwać tylko chwilę.
- Cóż... Jak widać ta chwila rozciąga się w czasie.
Wolno skinęła głową.
- A co będzie, jak w końcu się skończy? Wyląduję na ulicy? Dasz mi czterdzie-
ści osiem godzin na wyprowadzenie się?
- Amanda...
- Nie, chcę wiedzieć. Czego oczekujesz ode mnie w zamian? Tylko seksu okre-
śloną ilość razy w tygodniu? Czy kolacje na mieście też wchodzą w grę, czy będziemy
jeść tylko w mieszkaniu? Spiszemy stosowny kontrakt?
- Amando, nie bądz...
- Nie, Jared. To ty przestań wszystko pogarszać.
- Pogarszać? Chcę tylko, żebyś...
- Proponuję, żebyś się zastanowił nad tym, czego naprawdę chcesz - przerwała
mu. - I dlaczego. A potem do mnie przyjdz, to porozmawiamy.
R
L
T
- Wszystko przekręcasz.
- Ja? Mam być twoją cholerną utrzymanką? Luksusową dziwką?
- Nie mów w ten sposób.
- Czyli jak? Uczciwie?
- Chcę tylko, żebyś zamieszkała w innym miejscu. Tu nie jest zbyt bezpiecznie.
- Och tak, rozumiem. - Wstała z łóżka i pociągnęła za sobą prześcieradło. -
Chodzi o mnie. Wszystko dla mojego dobra. Cóż za szczodrość, Jared. Najpierw
dziadek, a potem ja. Rozumiem, że jemu jesteś coś winien, ale mnie?
- To nie jest kwestia zobowiązań. - Usiadł na łóżku, nie przejmując się swoją
nagością.
- W takim razie czego?
- Chcę, żebyś zamieszkała bliżej mnie. Decyzja należy do ciebie.
- Zastanowię się - oznajmiła, odsuwając się. - Ale teraz chcę, żebyś sobie po-
szedł. Mam tylko ten pokój i potrzebuję prywatności. Nie mogę pojechać w góry, że-
by uciec od świata.
Jared sięgnął po dżinsy.
- Zachowujesz się jak typowa kobieta.
- Po prostu nazywam rzeczy po imieniu.
- Dlaczego nie chcesz dostrzec, że ta przeprowadzka przyniosłaby korzyść nam
obojgu?
- Idz sobie, Jared.
Wyjął z kieszeni kluczyki do samochodu i podał jej.
- Będziesz ich jutro potrzebowała.
Miała zamiar odmówić. Widział to po jej minie. Nie chciała od niego niczego,
poza, rzecz jasna, jego ciałem.
Rzucił kluczyki na łóżko.
- Zrób z nimi, co uważasz za stosowne.
Drzwi z trzaskiem zamknęły się za nim.
R
L
T
ROZDZIAA CZTERNASTY
Amanda wyjrzała z okna samolotu na majestatyczne, ośnieżone góry Południo-
wej Wyspy. Tego właśnie potrzebowała, żeby poradzić sobie z Jaredem.
Jak on śmiał? Jak mógł traktować ją w ten sposób? I dlaczego tak bardzo ją to
bolało?
Najwyrazniej on nie widział w tym żadnego problemu. Robił to, co chciał. Się-
gał po to, czego w danej chwili pragnął, nie bacząc na potrzeby innych ludzi. No, mo-
że trochę przesadziła. Zawsze dbał o to, aby i ona miała z ich spotkań przyjemność.
Ale był to jedynie dowód na to, że ich potrzeby diametralnie się od siebie różniły.
Najbardziej drażniło ją, że w pewien sposób stała się od niego uzależniona. Nie
była w stanie od niego odejść, ale nie chciała też żyć tak jak do tej pory. Pragnęła go
coraz mocniej, ale nie była szczęśliwa.
Po co w ogóle chciał coś zmieniać? Nie mógł pozostawić wszystkiego tak, jak
do tej pory? Przynajmniej mogłaby mieć nadzieję. Mogłaby zastanawiać się, co przy-
niesie przyszłość...
On jednak inaczej widział ich związek. Mieli być razem, ale osobno. Dokładnie
tak, jak było mu wygodnie. Na to nie mogła się zgodzić. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
rozchyliła usta, odsunął się. Oboje zostaną ukarani.
- Miłej zabawy - rzucił, po czym odwrócił się i wyszedł.
Amanda oparła się o drzwi i zaklęła. Musiała niemal przytrzymać się krzesła,
żeby nie pobiec za Jaredem.
Kogo ona próbuje oszukać?
Przedstawienie, jakie przed nim odegrała, było czystą iluzją i Jared bez trudu
sobie z nią poradził. Nie potrafiła stawić mu czoła, ale nie chciała też pogodzić się z
tym, żeby to on trzymał wszystkie karty.
W środę Jared nie dał znaku życia. Informacje dotyczące domu opieki zostały
przesłane faksem prosto z jego biura.
W czwartek musiała użyć ciemnego podkładu, żeby zatuszować cienie pod
oczami. Nawet Bronwyn zauważyła, że Amanda nie najlepiej wygląda i kazała jej iść
do domu.
Amanda jednak nie zgodziła się. W pracy przynajmniej miała czym zająć myśli.
Została w biurze do wieczora. Kiedy wreszcie dotarła do domu, ujrzała Jareda opar-
tego o ścianę obok jej drzwi.
- Jestem z powrotem - oznajmił.
Nic nie powiedziała. Nie była w stanie wydobyć z siebie słowa. Czuła jedynie
pulsowanie krwi w skroniach i uczucie ciepła w dole brzucha. W tej chwili nie liczyło
się nic, oprócz tego, że musiała dostać to, czego potrzebowała. Jared cicho zamknął za
nimi drzwi i zwrócił się w jej stronę.
Ich pocałunek był dziki, mocny i pełen pasji. Pożądanie niemal ich zabijało.
Mimo to Jared odsunął się, oddychając ciężko. Amanda przyciągnęła go z powrotem.
- Boję się, że sprawię ci ból.
- Nie bój się.
R
L
T
Naparła na niego całym ciałem, aż musiał się cofnąć. Pchnęła go na łóżko i po-
łożyła się na nim. Nie przestając go całować, rozebrała się.
- Amando, wszystko w porządku?
Uśmiechnęła się lekko i westchnęła z zadowoleniem.
- Nigdy nie czułam się lepiej.
- Tak właśnie chcesz?
- Tak.
Uśmiechnął się tym swoim seksownym uśmiechem i napiął mięśnie. Nie musiał
długo się starać, żeby doprowadzić ją do szczytu. I wtedy zrozumiała, że to on rządzi.
Jared już wiedział. Dwa dni bez Amandy były dla niego piekłem. Udowodniły
mu, że życie bez niej nie ma dla niego sensu. Poczekał, aż jej oddech się wyrówna, a
ona sama ochłonie.
- Przepraszam cię. Powinienem był ci powiedzieć, dokąd jadę.
Amanda milczała, ale poczuł, jak jej ciało sztywnieje.
- Lubię góry. Są takie spokojne i pełne majestatu. Będąc tam, relaksuję się.
- Byłeś spięty?
- Odrobinę.
Nadal był. Cały czas pozostawał w pełnej gotowości, jakby za chwilę miał sto-
czyć bój. To śmieszne.
Spróbował się rozluznić. Tym razem chciał, żeby wszystko odbyło się wolniej,
żeby zaznali pełnego zaspokojenia.
Udało się tylko do pewnego momentu.
Znów ogarnęło ich pożądanie, domagające się spełnienia już, natychmiast.
Kiedy ponownie leżeli przyciśnięci do siebie w ciasnym łóżku, poruszył temat,
który od dawna go nurtował.
- Niedaleko mojego domu jest mieszkanie do wynajęcia - oznajmił lekkim to-
nem.
- Chcesz się wyprowadzić?
- Nie. - Chrząknął. - Ale uważam, że ty powinnaś to zrobić.
R
L
T
- Nie stać mnie na to, żeby wynająć lepszy lokal. Teraz, kiedy nie będę już mu-
siała jezdzić do dziadka i płacić za jego leki, będzie lepiej, ale musi minąć trochę cza-
su, zanim uzbieram potrzebną sumę.
- A może ja zapłaciłbym za twoje mieszkanie?
- Słucham?
- Ja pokryję koszty, a ty się tylko przeprowadzisz.
Mogliby widywać się w każdej chwili. Byłby przy niej, gdyby go potrzebowała,
a jednocześnie każde z nich miałoby swoją przestrzeń. Wiedziałby, że Amanda jest
blisko i że w każdej chwili może ją zobaczyć.
Z napięciem czekał na odpowiedz. Nigdy nie był bliżej z kobietą, nigdy żadnej
nie zaproponował czegoś podobnego.
- Jakoś nie widzę, dlaczego tak miałoby być lepiej.
- Moglibyśmy być razem, ale...
- Jednocześnie nie być.
Amanda oparła się na łokciu i spojrzała na niego z góry.
- Przecież nasz związek miał trwać tylko chwilę.
- Cóż... Jak widać ta chwila rozciąga się w czasie.
Wolno skinęła głową.
- A co będzie, jak w końcu się skończy? Wyląduję na ulicy? Dasz mi czterdzie-
ści osiem godzin na wyprowadzenie się?
- Amanda...
- Nie, chcę wiedzieć. Czego oczekujesz ode mnie w zamian? Tylko seksu okre-
śloną ilość razy w tygodniu? Czy kolacje na mieście też wchodzą w grę, czy będziemy
jeść tylko w mieszkaniu? Spiszemy stosowny kontrakt?
- Amando, nie bądz...
- Nie, Jared. To ty przestań wszystko pogarszać.
- Pogarszać? Chcę tylko, żebyś...
- Proponuję, żebyś się zastanowił nad tym, czego naprawdę chcesz - przerwała
mu. - I dlaczego. A potem do mnie przyjdz, to porozmawiamy.
R
L
T
- Wszystko przekręcasz.
- Ja? Mam być twoją cholerną utrzymanką? Luksusową dziwką?
- Nie mów w ten sposób.
- Czyli jak? Uczciwie?
- Chcę tylko, żebyś zamieszkała w innym miejscu. Tu nie jest zbyt bezpiecznie.
- Och tak, rozumiem. - Wstała z łóżka i pociągnęła za sobą prześcieradło. -
Chodzi o mnie. Wszystko dla mojego dobra. Cóż za szczodrość, Jared. Najpierw
dziadek, a potem ja. Rozumiem, że jemu jesteś coś winien, ale mnie?
- To nie jest kwestia zobowiązań. - Usiadł na łóżku, nie przejmując się swoją
nagością.
- W takim razie czego?
- Chcę, żebyś zamieszkała bliżej mnie. Decyzja należy do ciebie.
- Zastanowię się - oznajmiła, odsuwając się. - Ale teraz chcę, żebyś sobie po-
szedł. Mam tylko ten pokój i potrzebuję prywatności. Nie mogę pojechać w góry, że-
by uciec od świata.
Jared sięgnął po dżinsy.
- Zachowujesz się jak typowa kobieta.
- Po prostu nazywam rzeczy po imieniu.
- Dlaczego nie chcesz dostrzec, że ta przeprowadzka przyniosłaby korzyść nam
obojgu?
- Idz sobie, Jared.
Wyjął z kieszeni kluczyki do samochodu i podał jej.
- Będziesz ich jutro potrzebowała.
Miała zamiar odmówić. Widział to po jej minie. Nie chciała od niego niczego,
poza, rzecz jasna, jego ciałem.
Rzucił kluczyki na łóżko.
- Zrób z nimi, co uważasz za stosowne.
Drzwi z trzaskiem zamknęły się za nim.
R
L
T
ROZDZIAA CZTERNASTY
Amanda wyjrzała z okna samolotu na majestatyczne, ośnieżone góry Południo-
wej Wyspy. Tego właśnie potrzebowała, żeby poradzić sobie z Jaredem.
Jak on śmiał? Jak mógł traktować ją w ten sposób? I dlaczego tak bardzo ją to
bolało?
Najwyrazniej on nie widział w tym żadnego problemu. Robił to, co chciał. Się-
gał po to, czego w danej chwili pragnął, nie bacząc na potrzeby innych ludzi. No, mo-
że trochę przesadziła. Zawsze dbał o to, aby i ona miała z ich spotkań przyjemność.
Ale był to jedynie dowód na to, że ich potrzeby diametralnie się od siebie różniły.
Najbardziej drażniło ją, że w pewien sposób stała się od niego uzależniona. Nie
była w stanie od niego odejść, ale nie chciała też żyć tak jak do tej pory. Pragnęła go
coraz mocniej, ale nie była szczęśliwa.
Po co w ogóle chciał coś zmieniać? Nie mógł pozostawić wszystkiego tak, jak
do tej pory? Przynajmniej mogłaby mieć nadzieję. Mogłaby zastanawiać się, co przy-
niesie przyszłość...
On jednak inaczej widział ich związek. Mieli być razem, ale osobno. Dokładnie
tak, jak było mu wygodnie. Na to nie mogła się zgodzić. [ Pobierz całość w formacie PDF ]