[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mógłby nas oświecić w tej kwestii?
- Szansa jest jedna na tysiąc... Mam się tym zająć?
- Tak, sir. - Zwrócił się do sierżanta: - Kurier ma po drodze zabrać kogoś z biura
architekta miasta. Ten ktoś będzie już na niego czekał. Pułkownik to zorganizuje.
Podczas gdy de Graaf zajął się telefonem i instrukcjami (de Graaf nigdy nie prosił o
coś telefonicznie), Van Effen włączył cicho radio. Kiedy pułkownik odłożył słuchawkę, nie
ustawił radia głośniej - nie lubił ogłuszającej muzyki, ale zrobił to natychmiast, gdy łomot
ucichł. Rozległ się głos spikera:
- Przerywamy nasz program, by nadać komunikat specjalny. FFF, grupa, o której
akcjach słyszeliście lub czytaliście państwo w ciągu ostatnich czterdziestu ośmiu godzin,
przekazała nam kolejną wiadomość. Oto ona:  Przyrzekliśmy wysadzić tamę na kanale North
Holland lub Hagenstein lub obie. Tama w Hagenstein pozostała nietknięta dlatego, że nigdy
nie zbliżyliśmy się do niej na odległość mniejszą niż pięćdziesiąt kilometrów. Daliśmy jednak
zajęcie całej masie wojska, policji, lotnictwa i ekspertów z Rijkswaterstaat; a o to nam,
między innymi, chodziło. Chcemy, aby wszyscy przekonali się, że możemy spowodować
powódz gdzie i kiedy zechcemy i to na taką skalę, jaką będziemy chcieli. Możemy to zrobić,
jak wynika z naszych poprzednich akcji, całkowicie bezkarnie. Władze Holandii są całkiem
bezsilne. Jesteśmy przekonani, że ludność Holandii nie chce, aby nasze akcje się powtórzyły.
My również nie chcemy. Pragniemy omówić nasze żądania z kompetentnym członkiem
naszego rządu. Sugerujemy, żeby szczegóły spotkania, mającego odbyć się dziś wieczór, oraz
jego miejsce, zostały przetransmitowane przez radio i telewizję. Chcemy rozmawiać jedynie z
którymś z członków rządu. %7łądamy zapewnienia, że nasz negocjator nie zostanie
aresztowany, represjonowany ani zatrzymany. Zapewniamy wszystkich członków rządu, że
ładunki zostały już zamontowane i są gotowe do odpalenia. Znajdują się na południe i na
północ od Lelystad - nie sprecyzujemy dokładnie, w którym miejscu. Są one o wiele większe
od poprzednich i naprawa szkód potrwa wiele dni, jeśli nie tygodni. Jeśli nasz negocjator nie
wróci punktualnie, zatopione zostaną wielkie połacie Oostlijk-Flevoland. Nie będzie żadnego
ostrzeżenia. Tamy zostaną zniszczone w nocy o ściśle określonej godzinie. Odpowiedzialność
za bezpieczeństwo Oostlijk-Flevoland spadnie całkowicie na rząd. Nie prosimy o wiele,
chcemy po prostu porozmawiać. Jeśli władze zignorują naszą propozycję i negocjacje z
naszym człowiekiem nie dojdą do skutku, polder zostanie zatopiony. Przy następnej okazji
rząd okaże być może trochę większą ochotę do współpracy. Jesteśmy pewni, że mieszkańcy
Holandii zgodzą się, że rząd kierując się zle pojętą dumą nie ma prawa narażać na
niebezpieczeństwo mieszkańców tego olbrzymiego obszaru oraz że szkoda byłoby zatapiać
tak duży i wspaniały polder. Nadszedł czas dyskusji. Lepiej porozmawiać teraz, niż gdyby
miało się to stać po akcji mogącej spowodować nieodwracalne w skutkach zniszczenia.
Aadunki wybuchowe są już na swoich miejscach .
- Oto treść całego komunikatu; Rząd poprosił nas, nie kazał, lecz poprosił, aby nie
komentować ani nie roztrząsać kwestii bezczelnych żądań wysuniętych w tym komunikacie,
dopóki nie zostanie podjęta decyzja co do dalszego trybu postępowania. Chcielibyśmy
uspokoić ludność wspomnianego obszaru, że rząd jest przekonany, iż grozba kolejnego
zamachu miała tu jedynie posłużyć do wymuszenia udziału członków gabinetu w
zamierzonym przez terrorystów spotkaniu oraz zapewnić, iż władze posiadają środki
niezbędne do zapobieżenia tej, jak i innym grozbom.
Van Effen wyłączył radio.
- Boże, chroń nas przed politykami! Przecież oni sami nie wiedzą co mówią! Nie
dziwię się: nie mieli nawet czasu na przemyślenie całej sytuacji, o ile w ogóle mogą myśleć.
Są przekonani... o czym? Przecież oni w ogóle nie wiedzą, co tu się dzieje. Mówią, by im
uwierzyć... cholera, prędzej bym uwierzył pensjonariuszowi wariatkowa.
- To się nazywa niesubordynacja, Van Effen. Za takie gadanie na temat naszego rządu
mógłbym cię zamknąć - westchnął de Graaf. - Kłopot w tym, że i ja poszedłbym wtedy
siedzieć, bo całkowicie podzielam twoje zdanie. Jeśli nasze władze myślą, że ludzie uwierzą
w takie brednie, to znaczy, że jest z nimi naprawdę gorzej niż sądziłem. Sytuacja jest
krytyczna. Czy uważasz, że nasz rząd zdaje sobie sprawę, że stoi między młotem a
kowadłem?
- Oczywiście. W innym wypadku nie zaczęliby obijać sobie dupy blachą. Jeśli
chowają głowę w piasek, to znaczy, że są kompletnie bez- radni. Popełnili kilka błędów. Po
pierwsze: komentator podkreślił słowo ,,poprosił zamiast  nakazał w wypowiedzi rządowej.
Przecież rząd wyraznie przyjął pozycje obronne. W innym wypadku spiker nie użyłby zwrotu
 bezczelne żądania . W ich dezyderatach nie ma nic bezczelnego. Chodzi im po prostu o
spotkanie. Dopiero tam wysuną bezczelne żądania. Tego możemy być pewni.
- Dyskusje na ten temat do niczego nas nie doprowadzą - zauważył ponuro pułkownik.
- Mamy inne sprawy na głowie.
- Właśnie - zgodził się Van Effen. - Muszę stawić się na spotkanie w  Trianon . Jest
tam facet, który będzie na mnie czekał, ale na pewno nie spodziewa się, że wiem o jego
istnieniu. To jeden z ludzi Agnellego. Myśli, że przespałem całe popołudnie, co nie byłoby
głupie. Oczekuje mnie w pełnej gotowości i nie należy go zawieść.
Zadzwonił telefon. Odebrał de Graaf i wręczył słuchawkę Van Effenowi.
- Tak... tak... porucznik Van Effen. Poczekam. Dlaczego? - odsunął słuchawkę od
ucha. - Jakiś błazen nie chce, żeby popękały mi bębenki... - przerwał gdy usłyszał
przerazliwy, świdrujący uszy kobiecy krzyk. Znowu przytknął słuchawkę do ucha i po paru
sekundach odłożył ją na widełki.
- Co to było? - spytał wstrząśnięty de Graaf.
- Julie. Tak w każdym razie powiedział ten facet. Oznajmił:  Twoja siostra jest
oporna. Nie chce współpracować. Zadzwonimy, gdy zdecyduje się na współpracę .
- Tortury - rzekł pułkownik spokojnie, ale wyraz jego oczu przeczył temu spokojowi. -
Będą torturować Julie!
- To specjalność braci Annecys, ale to było zbyt sztuczne, zbyt teatralne... Sam nie
wiem, co o tym myśleć.
- Boże! Peter, to twoja siostra!
- Wiem, sir. Będę o tym pamiętał, gdy ich spotkam.
- Zlokalizuj połączenie!
- Mam dobry słuch, sir. Słyszałem delikatny szum magnetofonu. Mogli puścić tę
taśmę z pierwszego lepszego aparatu. To właśnie nasunęło mi myśl o oszustwie.
- No to po kiego diabła ten telefon?
- Z dwóch powodów, choć rozsądny wydaje mi się tylko pierwszy: nie sądzę, aby
myśleli i spodziewali się, że przejrzę oszustwo; raczej wydaje im się, że jestem tak przejęty
porwaniem siostry, że bez wahania przyjmę wszystko, co mi zaoferują. Po drugie: oni nie
chcą Julie.
Chcą mnie. Działają psychologicznie. Chcą, żebym zmiękł. Chcą mnie złamać
psychicznie.
De Graaf wstał w milczeniu i nalał sobie drugiego Van der Hum. Usiadł i po chwili
namysłu zaczął:
- Mówię to z trudem, poruczniku, ale wydaje mi się, że gdy Annecys następnym
razem zadzwonią, to powiedzą po prostu:  Poruczniku, oddaj się w nasze ręce albo twoja
siostra umrze. Możemy ci przysiąc, że będzie umierać wolno - bardzo, bardzo wolno .
Zrobiłbyś to?
- Co? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rafalstec.xlx.pl