[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Gonić ich. Okrążyli Takunai od południa.
 Co on mówi?  szepnął Haggerty.
 Podobno  San Juan" skręcił na południe. Nie, nie wiem dlaczego. Ale
rozumiem, o co mu chodzi. Jeżeli popłyniemy północną stroną, możemy się
spotkać z tamtym akurat, jak skręci od zachodniego wybrzeża. Wszystko zależy
od tego, o ile nas wyprzedzili. Nie dawajcie mu więcej. Niech się prześpi. Huka,
czuwaj przy nim. Musi mieć ciepło, rozumiesz?
Zostawiwszy Kanaka przy przyjacielu, Carroll z Haggertym wyszli na pokład.
Słońce dotykało już morza. Po wodzie szły czerwonozłote smugi, które
przeobrażały  Kulika" w czarodziejskie widziadło. Od lądu ciągnął chłodny
wiaterek, jaki bywa tylko po zachodzie słońca. Carroll rozpiął wszystkie żagle.
Jeżeli mieli doścignąć Treherne'a, musieli rozwinąć jak największą szybkość.
Zawrócili. Był już zmierzch, tak szybko przechodzący w noc. Haggerty
sterował. Pod jego pewnymi rękami  Kulik" lawirował ku zachodowi.
Kanakowie rozumieli, że to pogoń i krzątali się z zapałem po pokładzie jak
wojownicy przed bitwą. Z forkasztelu dolatywały urywki starych pieśni
wojennych, które ich przodkowie śpiewali za dawnych bojowych czasów. W
miarę jak się ściemniało, wiatr przycichał. Po ciemnej wodzie, pod gwiazdzistym
niebem  Kulik" ścigał nieprzyjaciela. Takunai leżała z prawej burty bezkształtną
czarną masą. Słaby zapach ziemi ciągnął przez niespokojne wody.
 Diabelnie niezdrowe miejsce  rzekł Haggerty.  Kanakowie z Herari
zaglądają tu czasami w swoje uroczyste diii. %7łrą ludzkie mięso na Herari 
mawiał stary Andy Peters. Dzicz! Piekielne nasienie!
Splunął z oburzeniem.
Carroll nie podtrzymał rozmowy. Jego młodzieńcza twarz zacinała się w
twarde linie. Gdzie jesteś, Treherne? Którędy umykasz, psi synu? Bystro
spoglądał w ciemność, czy nie zobaczy świateł żaglowca. Ale noc sprzyjała
Treherne'owi. Carroll zszedł pod pokład i zastał Blaize'a pogrążonego w
głębokim śnie. Cierpliwy Huka siedział w kucki obok koi z głową opuszczoną na
kolana. Z wejściem Carrolla zerwał się na równe nogi mrugając sennie oczami.
Carroll pochylił się nad śpiącym i przez chwilę słuchał jego ciężkiego oddechu.
Kiwnąwszy z zadowoleniem głową, wrócił na pokład.
 Zdrowo śpi  meldował Haggerty'emu.  Jutro o tej porze będzie gotów
do roboty. Szkoda, że nam nie powiedział o Krystynie. Treherne musiał ją
porwać, nie ma co.
 Treherne nigdy się nie da oszukać, gdy chodzi o kobietę  potaknął
Haggerty.  Wiesz, bracie, Blaize go zabije.
 Ja sam go zabiję, jeżeli mi się napatoczy. Po cóż go ścigamy?
Carroll zluzował Haggerty'ego przy sterze. Z rękami na kole poczuł się
spokojniejszy. Przez całą noc trzymał majtka na bocianim gniezdzie, żeby
wypatrywał świateł  San Juana". Nad ranem wiatr osłabł i Carroll klął w żywy
kamień. Haggerty wyszedł na pokład ziewając. Zastał młodszego kolegę bladego
z wściekłości.
 Ten piekielny wiatr ustaje. Nie dogonimy  San Juana".: Przecież to jeden z
najszybszych żaglowców na wyspach.
 Spokojnie  rzekł Haggerty.  Zejdz na dół i zdrzemnij się. Ledwie się
trzymasz na nogach. Zobacz, czy Blaize się nie obudził.
Carroll posłuchał. Przeszedł chwiejnie przez pokład, zlazł po schodkach i
pchnął drzwi do kajuty Blaize'a.
 Hej, Carroll!
Na ten głos Carroll podniósł odruchowo rękę. Blaize siedział w koi i
majstrował przy bandażu, którym mu tak starannie obwiązano głowę.
 Po jakiego diabła omotali mi łeb? Gdzieście się podziali? Gdzie Haggerty?
A  San Juan" ...
Urwał.
 Krystyna jest na  San Juanie"  uzupełnił.  Na Boga, Carroll, musimy
się śpieszyć! Pomóż mi wstać!
Wypoczynek zrobił swoje. Blaize, kiedy się tylko ubrał i zjadł piorunem
przygotowane śniadanie, wyszedł na pokład do Haggerty'ego. Wymienili
uśmiechy.
 Jużeś zdrów?  zarechotał grubas.  Psiakość, zaschło mi w pysku od
wiatru. Jak ci się zdaje, dokąd Treherne może płynąć? Na Amanu?
Blaize zmarszczył brwi.
 Tak. Wydobył z morza ten skarb  szkatułkę Vasariego. Nie, wtedy jej
jeszcze nie miał, gdy nas Lambert podszedł. Chcieli nas nabrać, łgarze. Ale teraz
ją ma i myśli, że nas przechytrzył.
 Musiał wiedzieć, że wrócimy po ciebie  zauważył Carroll.
 Domyślił się, oczywiście, ale ryzykował. Udało mu się. Leci na skrzydłach
wiatru. Teraz już nie boi się  Kulika". Mówię ci, że teraz jest niebezpieczniejszy,
niż był.
Haggerty pokiwał głową.
 Może masz rację. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rafalstec.xlx.pl