[ Pobierz całość w formacie PDF ]
go w domu zatrzymać mogły, on sam się postara.
Przemówił do nich również Loaysa i zaofiarował im swe usługi w tak dobranych słowach,
że bez trudu poznały, iż nie mogły podobne wyrazy wyjść z ust nędznego żebraka.
Jęły go prosić, aby następnej nocy przyszedł na to samo miejsce, dodając, że przywiodą ze
sobą swoją panią. Nadmieniły jednak, że niełatwo im to przyjdzie, ponieważ jej małżonek
miał sen nader lekki, co było wynikiem nie lat starych, ale niebywałej jego zazdrości.
Loaysa odrzekł im na to, że jeśli chętnym uchem słuchają jego śpiewu, a nie chcą staremu
snu przerywać, da im pewien proszek, którego szczyptę wystarczy wsypać mu do wina, a
napój taki wywrze skutek, że Carrizales, w głębokim śnie pogrążony, spoczywać będzie
dłużej niż zazwyczaj.
Chryste Panie! zawołała jedna ze służebnic jeśli to prawda, jakiegoż to dobroczyńcę
zesłano nam przez te drzwi zamknięte, choć niczym nie zasłużyłyśmy sobie na podobną łaskę
81
i nie słyszałyśmy nawet, jak wchodził do domu! Zaiste, nie będzie to tylko proszek nasenny
dla niego, ale proszek życiodajny dla nas i dla naszej biednej pani, Leonory, jego małżonki,
gdyż nigdy ani w cieniu, ani na słońcu, nie pozostawia jej samej i na chwilę nie spuszcza jej z
oczu. Ach, panie najmilszy! Przynieśże waszmość ów proszek i niechaj Bóg za ten dobry
uczynek ześle ci wszystko, czego serce zapragnie. Wracaj do nas co prędzej i nie zapomnij
aby o proszku, panie mój miły, a ja się podejmę sama do wina mu go wsypać i wino wlać do
szklanki. Daj Boże, aby stary spał trzy dni i trzy noce, my bowiem tyleż miałybyśmy czasu do
szczęścia i uciechy.
Przyniosę więc waszmościankom ów proszek rzekł Loaysa. Jest to, zresztą, środek
całkiem niewinny i żadnej szkody nie może wyrządzić; tyle jeno, że sen ciężki sprowadza.
Poprosiły go wszystkie, aby jak najrychlej przyniósł im ów proszek i postanowiwszy
następnej nocy uczynić za pomocą świdra otwór w ścianie i przyprowadzić do galerii
Leonorę, pożegnały naszego gędzbiarza. Murzyn, choć bliskie już były zorze poranne, chciał,
aby lekcja się jeszcze odbyła, na co Loaysa chętnie przystał, dając mu do zrozumienia, że
żaden z jego uczniów nie posiadał równie jak on pięknego głosu, choć biedak ani wówczas,
ani pózniejszymi czasy jednego czystego dzwięku nie umiał z siebie dobyć.
Przyjaciele Loaysy dbali o to, by nocą znajdować się przed domem i pode drzwiami
nasłuchiwać, na wypadek, gdyby towarzyszowi swemu w czymkolwiek mogli być pomocni.
Gdy uczynili z góry umówiony znak, poznał Loaysa, że znajdowali się na stanowisku i
poprzez otwór pod zawiasą, w krótkich słowach zdał im sprawę z dobrego stanu rzeczy,
prosząc usilnie, aby wyszukali dlań jakiś środek nasenny, którym by mógł uraczyć
Carrizalesa i dodając, że słyszał o jakichś proszkach, które do tego celu się nadawały.
Odparli, że mają pewnego przyjaciela lekarza, który da im niezawodnie najlepszy środek, o
jakim będzie wiedział, jeśli tylko proszki takie istnieją. Następnie dodawszy mu otuchy, aby
nie zaniedbywał rozpoczętego dzieła i obiecawszy, że powrócą następnej nocy, pośpiesznie
pożegnali się i odeszli.
Nadeszła noc i nasze stado gołębic zbiegło się znowu, zwabione dzwiękami gitary. Wraz
ze służebnicami przyszła i naiwna Leonora, cała drżąca i pełna lęku, aby jej mąż się nie
obudził; bo choć początkowo, zdjęta obawą, pójść z nimi nie chciała, wszystkie pokojówki,
nade wszystko zaś ochmistrzyni, takie dziwy opowiadały jej o słodkim śpiewaniu i o
junackiej osobie ubogiego gędzbiarza (tak, nie znając go nawet z widzenia, wynosiły jego
postać nad Absalona i Orfeusza), że biedna ich pani, całkiem przekonana, musiała zdobyć się
na krok, którego uczynić nie miałaby zamiaru.
Pierwszym ich staraniem było prześwidrować ścianę, aby ujrzeć muzykanta. Ten zrzucił
był już nędzne łachmany i miał teraz na sobie obszerne szarawary jedwabne marynarskiego
kroju, takiż sam żupan złotem wyszywany, beret płaski podobnego koloru i kołnierz na [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
go w domu zatrzymać mogły, on sam się postara.
Przemówił do nich również Loaysa i zaofiarował im swe usługi w tak dobranych słowach,
że bez trudu poznały, iż nie mogły podobne wyrazy wyjść z ust nędznego żebraka.
Jęły go prosić, aby następnej nocy przyszedł na to samo miejsce, dodając, że przywiodą ze
sobą swoją panią. Nadmieniły jednak, że niełatwo im to przyjdzie, ponieważ jej małżonek
miał sen nader lekki, co było wynikiem nie lat starych, ale niebywałej jego zazdrości.
Loaysa odrzekł im na to, że jeśli chętnym uchem słuchają jego śpiewu, a nie chcą staremu
snu przerywać, da im pewien proszek, którego szczyptę wystarczy wsypać mu do wina, a
napój taki wywrze skutek, że Carrizales, w głębokim śnie pogrążony, spoczywać będzie
dłużej niż zazwyczaj.
Chryste Panie! zawołała jedna ze służebnic jeśli to prawda, jakiegoż to dobroczyńcę
zesłano nam przez te drzwi zamknięte, choć niczym nie zasłużyłyśmy sobie na podobną łaskę
81
i nie słyszałyśmy nawet, jak wchodził do domu! Zaiste, nie będzie to tylko proszek nasenny
dla niego, ale proszek życiodajny dla nas i dla naszej biednej pani, Leonory, jego małżonki,
gdyż nigdy ani w cieniu, ani na słońcu, nie pozostawia jej samej i na chwilę nie spuszcza jej z
oczu. Ach, panie najmilszy! Przynieśże waszmość ów proszek i niechaj Bóg za ten dobry
uczynek ześle ci wszystko, czego serce zapragnie. Wracaj do nas co prędzej i nie zapomnij
aby o proszku, panie mój miły, a ja się podejmę sama do wina mu go wsypać i wino wlać do
szklanki. Daj Boże, aby stary spał trzy dni i trzy noce, my bowiem tyleż miałybyśmy czasu do
szczęścia i uciechy.
Przyniosę więc waszmościankom ów proszek rzekł Loaysa. Jest to, zresztą, środek
całkiem niewinny i żadnej szkody nie może wyrządzić; tyle jeno, że sen ciężki sprowadza.
Poprosiły go wszystkie, aby jak najrychlej przyniósł im ów proszek i postanowiwszy
następnej nocy uczynić za pomocą świdra otwór w ścianie i przyprowadzić do galerii
Leonorę, pożegnały naszego gędzbiarza. Murzyn, choć bliskie już były zorze poranne, chciał,
aby lekcja się jeszcze odbyła, na co Loaysa chętnie przystał, dając mu do zrozumienia, że
żaden z jego uczniów nie posiadał równie jak on pięknego głosu, choć biedak ani wówczas,
ani pózniejszymi czasy jednego czystego dzwięku nie umiał z siebie dobyć.
Przyjaciele Loaysy dbali o to, by nocą znajdować się przed domem i pode drzwiami
nasłuchiwać, na wypadek, gdyby towarzyszowi swemu w czymkolwiek mogli być pomocni.
Gdy uczynili z góry umówiony znak, poznał Loaysa, że znajdowali się na stanowisku i
poprzez otwór pod zawiasą, w krótkich słowach zdał im sprawę z dobrego stanu rzeczy,
prosząc usilnie, aby wyszukali dlań jakiś środek nasenny, którym by mógł uraczyć
Carrizalesa i dodając, że słyszał o jakichś proszkach, które do tego celu się nadawały.
Odparli, że mają pewnego przyjaciela lekarza, który da im niezawodnie najlepszy środek, o
jakim będzie wiedział, jeśli tylko proszki takie istnieją. Następnie dodawszy mu otuchy, aby
nie zaniedbywał rozpoczętego dzieła i obiecawszy, że powrócą następnej nocy, pośpiesznie
pożegnali się i odeszli.
Nadeszła noc i nasze stado gołębic zbiegło się znowu, zwabione dzwiękami gitary. Wraz
ze służebnicami przyszła i naiwna Leonora, cała drżąca i pełna lęku, aby jej mąż się nie
obudził; bo choć początkowo, zdjęta obawą, pójść z nimi nie chciała, wszystkie pokojówki,
nade wszystko zaś ochmistrzyni, takie dziwy opowiadały jej o słodkim śpiewaniu i o
junackiej osobie ubogiego gędzbiarza (tak, nie znając go nawet z widzenia, wynosiły jego
postać nad Absalona i Orfeusza), że biedna ich pani, całkiem przekonana, musiała zdobyć się
na krok, którego uczynić nie miałaby zamiaru.
Pierwszym ich staraniem było prześwidrować ścianę, aby ujrzeć muzykanta. Ten zrzucił
był już nędzne łachmany i miał teraz na sobie obszerne szarawary jedwabne marynarskiego
kroju, takiż sam żupan złotem wyszywany, beret płaski podobnego koloru i kołnierz na [ Pobierz całość w formacie PDF ]