[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Wszyscy Jarrettowie byli silni i to maleństwo najwyrazniej
wrodziło się w rodzinę.
Case zaczął nucić piosenkę, którą kowboje zwykli śpiewać
wieczorami przy ognisku. Nie znał żadnej kołysanki.
Po chwili do pokoju cicho weszła Sara. Miała na sobie za duży
podkoszulek, sięgający do kolan. Zwiatło nocnej lampki w kształcie
aniołka obramowało jej sylwetkę. Case przestał nucić.
- Płakała? Obudziłam się przed chwilą i przyszłam do niej zajrzeć.
Widok Sary sprawiał Case'owi ból. Wyobrażał sobie, jak szczęśliwi
mogliby być razem, gdyby tylko na to pozwoliła. Znów opanowały go
złość i żal.
- Płakała.
Sara podeszła bliżej patrząc, jak kołysze dziecko. Zaległo między
nimi niezręczne milczenie. Case starał się nie widzieć, jak materiał
koszulki przylega do jej nabrzmiałych piersi, mokrych od mleka.
Sara była gotowa do karmienia dziecka. Do licha. Nie potrafi
zapomnieć, jak jej dotykał właśnie tu, wyczuwając pod rękami każdą
Page
83
RS
krągłość i słysząc, jak jęczy z rozkoszy.
- Daj mi ją - powiedziała, wyciągając ręce. - Ja... muszę ją
nakarmić.
Case ostrożnie wstał z bujanego fotela i podał Christie Sarze.
Natychmiast zauważyła jego obandażowany nadgarstek.
- Ciągle boli? - spytała.
- Przeżyję - odparł, wzruszając ramionami. Sara zagryzła usta,
patrząc na niego z wahaniem.
- Dziękuję, że do niej wstałeś.
- Nie musisz mi dziękować. Przecież jest moją bratanicą.
- Wiem, ale nie spodziewałam się...
- Saro, w Christie płynie ta sama krew co we mnie. Kocham ją.
Musisz się do tego przyzwyczaić - powiedział ostro i wyszedł z
pokoju. Ciało go paliło i domagało się zaspokojenia. Jesteś łajdakiem,
ostatnim łajdakiem, mówił sobie. Ale tylko tak mógł się bronić,
wzbudzając w sobie gniew, by jeszcze bardziej nie zakochać się w
Sarze.
ROZDZIAA DZIESITY
- Do diabła!
Sara ze swojego pokoju usłyszała, jak Case klnie, puszczając
wyjątkowo wymyślną wiązankę. Chociaż ostatnio był w podłym
nastroju, ukrywał to pod irytującą uprzejmością. Jednak Sara
wiedziała, że zadała mu ból swoim brakiem wiary w niego.
Przemyślała sobie wszystko i w końcu doszła do wniosku, że jest mu
winna przeprosiny.
Tyle dla niej zrobił, a ona mimo to nie potrafiła mu zaufać.
Uwierzyła, że bez słowa odjechał, zostawił ją, dziecko i ranczo.
Page
84
RS
Tymczasem on nie tylko dowiódł, że potrafi wyprowadzić ich finanse
na czyste wody, lecz także zwrócił jej pierścionek babci. To był
najcudowniejszy, najszczerszy gest, jakiego kiedykolwiek od niego
doświadczyła.
Tak, jest mu winna szczere przeprosiny. Ale nie przyjdzie jej to
łatwo. Zwlekała już od wielu dni, w nadziei że Case zacznie się
zachowywać tak jak w dawniejszych latach, gdy było wiadomo, że
ma już dość rancza i zaraz zabierze się i wyjedzie. Ale ten nowy Case
najwyrazniej nie miał najmniejszego zamiaru wyjeżdżać. Obawiała
się, że przeprosiny jej nie ominą.
- Cholera! - Jego niski, zachrypnięty głos grał jej na nerwach.
Mając tego zupełnie dość, zajrzała do jego pokoju, ale tam go nie
było. Głos dochodził z łazienki.
- Case! - zawołała.
- Tak?
Odwrócił się do niej. Twarz miał upstrzoną zakrwawionymi
kawałkami plastra. Usiłował się ogolić chorą ręką. Na jej widok
zmarszczył czoło tak mocno, że aż się cofnęła o krok.
- Ja... usłyszałam, że tu jesteś. Pomóc ci?
- Nie. Poradzę sobie.
Ale sobie nie radził. Dopiero zeskrobał pierwszą warstwę
trzydniowego zarostu, a na jego twarzy było więcej krwi niż kremu
do golenia.
- Wcale sobie nie radzisz. Całą twarz masz zakrwawioną. A poza
tym nie próbuj mnie tu zastraszać.
- Niestety masz rację. - Case spokorniał. - Nie mogę tak wygiąć
ręki, żeby dosięgnąć prawego policzka.
- Widzę. - Sara też złagodniała. - Usiądz, a ja cię ogolę.
- Ty? - spojrzał na nią zmrużonymi oczami.
- Boisz się?
- Tak. - Leciutko się uśmiechnął i Sara zdała sobie sprawę, jak
bardzo w ciągu ostatnich dni brakowało jej tych uśmiechów.
- To dobrze. A teraz siadaj. - Popchnęła go na brzeg wanny. - I
pozwól mi pracować. - Podała mu wilgotny ręcznik, żeby starł sobie
Page
85
RS
resztę kremu z twarzy.
- Saro, sam nie wiem... - zaczął, mnąc ręcznik. -Brzytwa w twojej
ręce, tak blisko mojego gardła... Gdybyś pragnęła zemsty...
- Za to, że ukryłeś kociaki Znieżki, a mnie powiedziałeś, że je
zjadła?
Jego usta drgnęły w uśmiechu.
- Miałaś już dziewięć lat. Naprawdę nie sądziłem, że mi
uwierzysz.
- Miałam osiem lat i nie uwierzyłam ci, ale nie wiedziałam też, co
z nimi zrobiłeś.
- Przecież nie zrobiłbym im krzywdy - powiedział obronnym
tonem. - Były takie rozkoszne. I oddałem ci je jeszcze tego samego
dnia.
- Hm... A co z tym incydentem, w siódmej klasie, gdy oblałeś mi
bluzkę wodą, właśnie gdy szłam oddać wypracowanie o wojnie
secesyjnej?
Case przybrał skruszoną minę.
- Czy mogę cię teraz za to przeprosić? Sara uniosła brzytwę.
- Pracowałam nad tym cały weekend.
- Musiałaś mnie nienawidzić -powiedział, patrząc na nią z
udawanym lękiem.
Sara zastanowiła się.
- Właściwie to nawet nie.
I taka była prawda. Case dokuczał jej i robił kawały podłe, ale nie
nienawidziła go. Nie miała w sercu nienawiści do nikogo. Ani wtedy,
ani teraz. Jednak nigdy mu nie ufała i wcześnie się nauczyła nie
wierzyć w ani jedno jego słowo. A takie przyzwyczajenie niełatwo
przełamać. Mimo to teraz szukała sposobu, by jakoś go przeprosić.
Tym razem postąpił wspaniale i zasługiwał na przeprosiny.
- To mi się najbardziej w tobie podobało - mówił tymczasem Case.
- Nigdy nie skarżyłaś się na mnie. I nigdy nie uciekałaś. Podziwiałem
cię za to.
- Nie sądziłam, że możesz mnie w ogóle lubić. Case wciągnął
głęboki oddech i przesunął wzrokiem po jej postaci, od końskiego
Page
86
RS
ogona po buty, nie omijając najmniejszego szczegółu. Miał taki
sposób patrzenia na kobiety, na nią, że miękły jej kolana, nagle
zaczynała czuć się kobieca i godna pożądania. A gdy jeszcze Case
odezwał się cichym, zachrypniętym głosem, miała wrażenie, że zaraz
cała stopnieje.
- Lubiłem cię.
Skinęła głową, w gardle zaczęła narastać jej kula. Lepiej
wypowiedzieć przeprosiny zanim w ogóle zabraknie jej głosu.
- Przepraszam, Case.
- Za to, że cię lubiłem?
- Nie. - Sara nerwowo się zaśmiała. - Chciałam powiedzieć -
zająknęła się - to znaczy przepraszam cię za to, że tamtego dnia ci
nie zaufałam. A ty, tak jak obiecałeś, zdobyłeś pieniądze. Ja...
powinnam chyba mieć więcej wiary w ciebie.
Case milczał. Czyżby jeszcze się na nią gniewał?
- Przebaczysz mi?
Case zamrugał powiekami, jego spojrzenie zmiękło i leciutko się
uśmiechnął.
- Tak, Saro. Nie ma sprawy. Podniesiona na duchu, kontynuowała:
- To, że oddałeś mi pierścionek babci, było... najcudowniejszą
rzeczą na świecie.
Case nie wierzył własnym uszom. Sara go przeprasza! Mówi, że
zrobił coś cudownego. Niesamowite.
- Saro, ten pierścionek kiedyś będzie należał do Christie.
Niezależnie od tego, co jeszcze może się wydarzyć na ranczu, musisz
go dla niej zachować.
- Zachowam - obiecała uroczyście.
- Dobrze - zdążył jeszcze powiedzieć, zanim Sara rozsmarowała
mu krem na twarzy.
Gdy skończyła, wytarła mu twarz ręcznikiem, a potem musnęła [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
- Wszyscy Jarrettowie byli silni i to maleństwo najwyrazniej
wrodziło się w rodzinę.
Case zaczął nucić piosenkę, którą kowboje zwykli śpiewać
wieczorami przy ognisku. Nie znał żadnej kołysanki.
Po chwili do pokoju cicho weszła Sara. Miała na sobie za duży
podkoszulek, sięgający do kolan. Zwiatło nocnej lampki w kształcie
aniołka obramowało jej sylwetkę. Case przestał nucić.
- Płakała? Obudziłam się przed chwilą i przyszłam do niej zajrzeć.
Widok Sary sprawiał Case'owi ból. Wyobrażał sobie, jak szczęśliwi
mogliby być razem, gdyby tylko na to pozwoliła. Znów opanowały go
złość i żal.
- Płakała.
Sara podeszła bliżej patrząc, jak kołysze dziecko. Zaległo między
nimi niezręczne milczenie. Case starał się nie widzieć, jak materiał
koszulki przylega do jej nabrzmiałych piersi, mokrych od mleka.
Sara była gotowa do karmienia dziecka. Do licha. Nie potrafi
zapomnieć, jak jej dotykał właśnie tu, wyczuwając pod rękami każdą
Page
83
RS
krągłość i słysząc, jak jęczy z rozkoszy.
- Daj mi ją - powiedziała, wyciągając ręce. - Ja... muszę ją
nakarmić.
Case ostrożnie wstał z bujanego fotela i podał Christie Sarze.
Natychmiast zauważyła jego obandażowany nadgarstek.
- Ciągle boli? - spytała.
- Przeżyję - odparł, wzruszając ramionami. Sara zagryzła usta,
patrząc na niego z wahaniem.
- Dziękuję, że do niej wstałeś.
- Nie musisz mi dziękować. Przecież jest moją bratanicą.
- Wiem, ale nie spodziewałam się...
- Saro, w Christie płynie ta sama krew co we mnie. Kocham ją.
Musisz się do tego przyzwyczaić - powiedział ostro i wyszedł z
pokoju. Ciało go paliło i domagało się zaspokojenia. Jesteś łajdakiem,
ostatnim łajdakiem, mówił sobie. Ale tylko tak mógł się bronić,
wzbudzając w sobie gniew, by jeszcze bardziej nie zakochać się w
Sarze.
ROZDZIAA DZIESITY
- Do diabła!
Sara ze swojego pokoju usłyszała, jak Case klnie, puszczając
wyjątkowo wymyślną wiązankę. Chociaż ostatnio był w podłym
nastroju, ukrywał to pod irytującą uprzejmością. Jednak Sara
wiedziała, że zadała mu ból swoim brakiem wiary w niego.
Przemyślała sobie wszystko i w końcu doszła do wniosku, że jest mu
winna przeprosiny.
Tyle dla niej zrobił, a ona mimo to nie potrafiła mu zaufać.
Uwierzyła, że bez słowa odjechał, zostawił ją, dziecko i ranczo.
Page
84
RS
Tymczasem on nie tylko dowiódł, że potrafi wyprowadzić ich finanse
na czyste wody, lecz także zwrócił jej pierścionek babci. To był
najcudowniejszy, najszczerszy gest, jakiego kiedykolwiek od niego
doświadczyła.
Tak, jest mu winna szczere przeprosiny. Ale nie przyjdzie jej to
łatwo. Zwlekała już od wielu dni, w nadziei że Case zacznie się
zachowywać tak jak w dawniejszych latach, gdy było wiadomo, że
ma już dość rancza i zaraz zabierze się i wyjedzie. Ale ten nowy Case
najwyrazniej nie miał najmniejszego zamiaru wyjeżdżać. Obawiała
się, że przeprosiny jej nie ominą.
- Cholera! - Jego niski, zachrypnięty głos grał jej na nerwach.
Mając tego zupełnie dość, zajrzała do jego pokoju, ale tam go nie
było. Głos dochodził z łazienki.
- Case! - zawołała.
- Tak?
Odwrócił się do niej. Twarz miał upstrzoną zakrwawionymi
kawałkami plastra. Usiłował się ogolić chorą ręką. Na jej widok
zmarszczył czoło tak mocno, że aż się cofnęła o krok.
- Ja... usłyszałam, że tu jesteś. Pomóc ci?
- Nie. Poradzę sobie.
Ale sobie nie radził. Dopiero zeskrobał pierwszą warstwę
trzydniowego zarostu, a na jego twarzy było więcej krwi niż kremu
do golenia.
- Wcale sobie nie radzisz. Całą twarz masz zakrwawioną. A poza
tym nie próbuj mnie tu zastraszać.
- Niestety masz rację. - Case spokorniał. - Nie mogę tak wygiąć
ręki, żeby dosięgnąć prawego policzka.
- Widzę. - Sara też złagodniała. - Usiądz, a ja cię ogolę.
- Ty? - spojrzał na nią zmrużonymi oczami.
- Boisz się?
- Tak. - Leciutko się uśmiechnął i Sara zdała sobie sprawę, jak
bardzo w ciągu ostatnich dni brakowało jej tych uśmiechów.
- To dobrze. A teraz siadaj. - Popchnęła go na brzeg wanny. - I
pozwól mi pracować. - Podała mu wilgotny ręcznik, żeby starł sobie
Page
85
RS
resztę kremu z twarzy.
- Saro, sam nie wiem... - zaczął, mnąc ręcznik. -Brzytwa w twojej
ręce, tak blisko mojego gardła... Gdybyś pragnęła zemsty...
- Za to, że ukryłeś kociaki Znieżki, a mnie powiedziałeś, że je
zjadła?
Jego usta drgnęły w uśmiechu.
- Miałaś już dziewięć lat. Naprawdę nie sądziłem, że mi
uwierzysz.
- Miałam osiem lat i nie uwierzyłam ci, ale nie wiedziałam też, co
z nimi zrobiłeś.
- Przecież nie zrobiłbym im krzywdy - powiedział obronnym
tonem. - Były takie rozkoszne. I oddałem ci je jeszcze tego samego
dnia.
- Hm... A co z tym incydentem, w siódmej klasie, gdy oblałeś mi
bluzkę wodą, właśnie gdy szłam oddać wypracowanie o wojnie
secesyjnej?
Case przybrał skruszoną minę.
- Czy mogę cię teraz za to przeprosić? Sara uniosła brzytwę.
- Pracowałam nad tym cały weekend.
- Musiałaś mnie nienawidzić -powiedział, patrząc na nią z
udawanym lękiem.
Sara zastanowiła się.
- Właściwie to nawet nie.
I taka była prawda. Case dokuczał jej i robił kawały podłe, ale nie
nienawidziła go. Nie miała w sercu nienawiści do nikogo. Ani wtedy,
ani teraz. Jednak nigdy mu nie ufała i wcześnie się nauczyła nie
wierzyć w ani jedno jego słowo. A takie przyzwyczajenie niełatwo
przełamać. Mimo to teraz szukała sposobu, by jakoś go przeprosić.
Tym razem postąpił wspaniale i zasługiwał na przeprosiny.
- To mi się najbardziej w tobie podobało - mówił tymczasem Case.
- Nigdy nie skarżyłaś się na mnie. I nigdy nie uciekałaś. Podziwiałem
cię za to.
- Nie sądziłam, że możesz mnie w ogóle lubić. Case wciągnął
głęboki oddech i przesunął wzrokiem po jej postaci, od końskiego
Page
86
RS
ogona po buty, nie omijając najmniejszego szczegółu. Miał taki
sposób patrzenia na kobiety, na nią, że miękły jej kolana, nagle
zaczynała czuć się kobieca i godna pożądania. A gdy jeszcze Case
odezwał się cichym, zachrypniętym głosem, miała wrażenie, że zaraz
cała stopnieje.
- Lubiłem cię.
Skinęła głową, w gardle zaczęła narastać jej kula. Lepiej
wypowiedzieć przeprosiny zanim w ogóle zabraknie jej głosu.
- Przepraszam, Case.
- Za to, że cię lubiłem?
- Nie. - Sara nerwowo się zaśmiała. - Chciałam powiedzieć -
zająknęła się - to znaczy przepraszam cię za to, że tamtego dnia ci
nie zaufałam. A ty, tak jak obiecałeś, zdobyłeś pieniądze. Ja...
powinnam chyba mieć więcej wiary w ciebie.
Case milczał. Czyżby jeszcze się na nią gniewał?
- Przebaczysz mi?
Case zamrugał powiekami, jego spojrzenie zmiękło i leciutko się
uśmiechnął.
- Tak, Saro. Nie ma sprawy. Podniesiona na duchu, kontynuowała:
- To, że oddałeś mi pierścionek babci, było... najcudowniejszą
rzeczą na świecie.
Case nie wierzył własnym uszom. Sara go przeprasza! Mówi, że
zrobił coś cudownego. Niesamowite.
- Saro, ten pierścionek kiedyś będzie należał do Christie.
Niezależnie od tego, co jeszcze może się wydarzyć na ranczu, musisz
go dla niej zachować.
- Zachowam - obiecała uroczyście.
- Dobrze - zdążył jeszcze powiedzieć, zanim Sara rozsmarowała
mu krem na twarzy.
Gdy skończyła, wytarła mu twarz ręcznikiem, a potem musnęła [ Pobierz całość w formacie PDF ]