[ Pobierz całość w formacie PDF ]

snął głową. - Co ty sobie wyobrażasz? Spodziewałaś się, że
wezmę cię tutaj, na trawie, albo też zaciągnę między drzewa?
Nie jestem dzikusem!
Sabine była zaskoczona. Wyrwała mu się, ponieważ przestra-
szyła się potęgi własnej namiętności, natomiast Rohan nie dał się
jej ponieść i przez cały czas dobrze wiedział, co robi. Krótko
mówiąc, panował nad sytuacją. To straszne, pomyślała z rozpa-
czą, zupełnie oszalałam na jego punkcie. On mnie omotał! A
przecież należy do innej kobiety i za kilka tygodni ma się z nią
ożenić. Gdybym nie usłyszała tamtego szeptu, bez wahania bym
mu uległa!
Ogarnęło ją przerażenie, gdy uświadomiła sobie, jak niewiele
dzieliło ją od katastrofy. Zakochała się w Rohanie, a dla niego
była jedynie chwilową przygodą. Traktował ją jak zabawkę, a
potem... tak jak matka będzie musiała uciekać do Anglii, by tam
samotnie wychowywać dziecko.
Trzeba zabić tę miłość! A może to jedynie chwilowe oszoło-
mienie? Przecież wszystko potoczyło się tak szybko. Na chwilę
straciła głowę, a teraz sytuacja wraca do normy. Nie stanę się
niewolnicą bezrozumnych zmysłów, pomyślała ze złością. Nagle
przyszło jej do głowy, że to Antoinette przyglądała im się z
ukrycia, lecz szybko się zreflektowała. Przyszła żona Rohana nie
odeszłaby w ciszy, udając, że nic się nie stało. Przeciwnie!
89
S
R
Wypadłaby z ukrycia, okładając pięściami narzeczonego i ry-
walkę, zrobiłaby prawdziwe piekło. Może naprawdę nikt nie
szeptał w zaroślach, tylko sumienie przestrzegło ją, że zle po-
stępuje?
- Czemu tak zbladłaś? - spytał Rohan łagodniejszym tonem i
dotknął jej policzka. - Jesteś w szoku. Chyba naprawdę sądziłaś,
że ktoś nas podgląda...
- Mniejsza z tym. Oburza mnie własna głupota -burknęła
opryskliwie Sabine, odpychając jego dłoń. -Nie mogę uwie-
rzyć, że pozwalam się tak traktować.
- O ile dobrze pamiętam, wcale nie byłaś mi dłużna, a teraz
udajesz skromnisię.
- Proszę, proszę, jaki z ciebie znawca! - odcięła się natych-
miast. - Jestem pewna, że niewiele było kobiet, które ci się
oparły.
- Mało się nimi interesuję! - Teraz on zapłonął gniewem.
- Czy mam to uznać za komplement?
- Nic mnie to nie obchodzi. Gdy następnym razem będziesz
uwodzić mężczyznę, uprzedz go zawczasu, że lubisz zmieniać
zdanie, i bardziej przekonująco udawaj oburzoną.
- Nie rzucam się nikomu na szyję - odpowiedziała ze zło-
ścią. - Omal ci nie uległam, bo wykorzystałeś chwilę mojej
słabości.
- Coś takiego? - Uniósł brwi. - Kiedy znowu przyjdzie taki
moment, nie licz na mnie. - Westchnął i popatrzył na nią, tro-
90
S
R
chę zatroskany. - Cieszę się, że odzyskujesz kolory.
- To dlatego, że rumienię się ze wstydu. Teraz chciałabym
wrócić do domu... ale sama.
- Uciekasz? - roześmiał się i cmoknął. - Nieodrodna córka
Isabelle!
Ta drwiąca uwaga boleśnie ugodziła ją w samo serce. Miała
pewność, że wyobraznia nie splatała jej figla: przed chwilą z lasu
dobiegły podobne słowa. Zduszonym głosem odpowiedziała:
- Nigdy więcej tak do mnie nie mów.
- O co ci chodzi? - Zmrużył oczy i zrobił krok w jej stronę,
ale cofnęła się natychmiast.
- Zostaw mnie.
- Jak sobie życzysz - powiedział zimno i wyciągnął rękę w
kierunku dużej kępy drzew. - Jeśli pójdziesz ścieżką w tamtą
stronę, znajdziesz się na tyłach willi. -Obrócił się, ale spojrzał na
Sabine przez ramię i dodał ostrym tonem: - Jeśli masz zamiar
korzystać z tego skrótu, powinnaś nosić solidne buty. Tutaj są
żmije.
Raczej gady w ludzkiej skórze, pomyślała. Najchętniej usia-
dłaby pod drzewem, aby się wypłakać, lecz zdrowy rozsądek
podpowiadał, że nie powinna ulegać głupim emocjom. Opano-
wała drżenie nóg i wolno ruszyła ścieżką, rozglądając się bojaz-
liwie. Ciekawe, co łatwiej spotkać w tym lesie - złego ducha
czy jadowitą żmiję?
Było jej bardzo wstyd, że tak bez namysłu padła Rohanowi
w ramiona i omal nie uległa jego pożądaniu. Poznała go od naj-
91
S
R
gorszej strony, więc powinna zdawać sobie sprawę, że jest zdolny
do wszystkiego. Powinna trzymać się od niego z dala, lecz jest to
niemożliwe! Jutro pojadą razem do Monpazier i będą zwiedzać
bastide. Jak ona to wytrzyma?! Pewnie z samego rana przyj-
dzie list z przeprosinami, w którym ten drań uprzejmie odwoła
spotkanie. Na pewno tak się to skończy. No cóż, ale w sobotę
wieczorem, podczas kolacji na zamku, i tak będzie musiała sta-
wić mu czoło. Mogłaby przerwać urlop i wrócić do Anglii... Ten
pomysł coraz bardziej jej się podobał. Cel wakacyjnej wyprawy
do Francji został osiągnięty, bo Sabine dowiedziała się, kim był
jej prawdziwy ojciec, lecz nie miała ochoty wysłuchiwać opo-
wieści o jego smutnym życiu. Powinna zadowolić się tym, co już
zdobyła, i szybko stąd uciekać, zanim Rohan złamie jej serce.
Doszła do rozwidlenia ścieżki i przystanęła na chwilę, aby
głęboko odetchnąć leśnym powietrzem. Domyślała się, że droga
po prawej stronie prowadzi do willi, lecz gdy spojrzała na lewo,
spostrzegła kamienną budowlę niewyraznie majaczącą wśród
drzew. Była to zapewne legendarna wieża, o której opowiadał
Rohan. Nie mogła się oprzeć pokusie, musiała ją obejrzeć! Ru-
szyła przez wysokie zarośla i paprocie. Wieża miała dwa piętra i
była zbudowana na planie kwadratu. Stała na samym środku le-
śnej poręby. Dach zawalił się dawno temu i zostały jedynie
drewniane belki sterczące nad ścianami, te jednak wyglądały
solidnie i nie groziły katastrofą. Do środka prowadziły drew-
92
S
R
niane drzwi nabijane żelaznymi ćwiekami o ozdobnych głów-
kach. Sabine spostrzegła z daleka, że drzwi są zamknięte, lecz
nie widać było kłódki ani łańcucha. Może uda sieje otworzyć?
Zakaz barona chyba skutecznie odstraszał ciekawskich turystów i
inne zabezpieczenie nie było potrzebne.
Weszła na polanę i okrążyła zabytkowy budynek. W
oknach nie było żelaznych sztab. Nagle natknęła się na krzewy
róż kwitnących pod jedną ze ścian. Zapewne pochodzą od tamte- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rafalstec.xlx.pl