[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zniknąć ze sceny. Druga osobą był admirał Sten, człowiek dowodzący niegdyś osobistą strażą
imperatora - Gurkhami, którzy (co dziwne) zaraz po zamachu wszyscy zrezygnowali z posad i
wrócili na Ziemię, do ojczystego Nepalu. Podczas wojny z Tahnijczykami Sten pozostawał w
cieniu, ale odegrał olbrzymią, trudną do przecenienia rolę. W aktach Stena, które Kyes sam
przeglądał, były osobliwe luki. W dodatku to sam imperator nakazał usunięcie niektórych
informacji. Podejrzliwość Kyesa budziło też niespodziewane wzbogacenie się Stena. Podobnie jak
i Kilgoura, chociaż ten drugi jakby nieco mniej. Skąd ta fortuna? Zapłata? Z kiesy samego
imperatora? Ale za co?
Kyes dodał dwa do dwóch i wyszło mu cztery. Sten musiał być jedną z tych nielicznych osób,
którym imperator zwierzał się ze wszystkich sekretów. Admirał przebywał obecnie na swej
odległej planecie, Kyes zażądał zatem, aby wysłać czym prędzej zespół i dostarczyć ptaszka.
Jednak ptaszek wyfrunął, widać ostrzeżony. Nie mogło być inaczej, bo przecież żaden człowiek nie
pokona w pojedynkę całego zespołu Modliszki. Cholera! Kyes zamierzał zająć się tą sprawą na
zebraniu. Ktoś tu wyraznie oberwie po tyłku.
Na ulicy pojawiły się trzy bose postaci w brudnych, pomarańczowych szatach. Szły przez tłum i
rozdawały ulotki. Kyes nie słyszał ich okrzyków, bo szyby wozu były dzwiękoszczelne, ale
wiedział, kim są: wyznawcami Kultu Wiecznego Imperatora. W całym imperium byli ludzie, którzy
wierzyli, że imperator nie zginął. Niektórzy przyjęli, że został porwany przez wrogów, większość
jednak uważała, że imperator sam to wszystko zaplanował. Upozorował własną śmierć, aby
uświadomić poddanym, jak bardzo jest niezbędny. A w końcu wróci i zaprowadzi porządek. Ci
akurat sekciarze reprezentowali odłam skrajny. Głosili, że imperator jako wysłannik Zwiętych Sfer
jest nieśmiertelny, a ciało nosił jedynie dla niepoznaki. Zginął jak męczennik, by odkupić przed
Najwyższym grzechy swych śmiertelnych poddanych. Niebawem wróci w kolejnym wcieleniu. Na
nowo podejmie rządy i znów wszystko będzie dobrze.
W głębi ducha Kyes świetnie rozumiał sekciarzy; sam miał przekonanie, że imperator nadal jest
między żywymi i czeka na stosowną chwilę, aby znów się pojawić. Kyes był osobą przyziemną, w
swoim czasie odrzucił metafizykę na rzecz klarownej ekonomii. Ale to było dawno.
Teraz wiedział, że jeśli Wieczny Imperator naprawdę zginął, to i los samego Kyesa też jest
przesądzony. Zatem pozostało mu tylko wierzyć, że nie zginął. Każde inne wyjście prowadziłoby
nieuchronnie do szaleństwa.
W legendach jego ludu przetrwało wiele mitów o nieśmiertelności lub przynajmniej o
długowieczności. Opowieści o Matuzalemach, którzy pokonali fatalną, typową dla Grb czevów
przeszkodę. Kyes, podobnie jak cała jego rasa, powstał na skutek połączenia dwóch form życia.
Ciało miał własne, wysokie i przystojne, srebrzyste i silne, niemal cudownie zdrowe i zdolne
odeprzeć atak każdej choroby. Jednak samo w sobie, było to ciało kretyna. Druga część osoby
Kyesa objawiała się przez czerwoną narośl na czaszce. Niegdyś był to pasożyt, w zasadzie nawet
wirus, chociaż wirusa przypominał tylko na pierwszy rzut oka. Był niewiarygodnie wręcz żywotny
i bez trudu pokonywał mechanizmy obronne dowolnego organizmu. Atakując komórki nerwowe,
mobilizował je i prowadził do powstania zaczątków inteligencji. Miał tylko jedną wadę - jego
biologiczny zegar zatrzymywał sie w wieku stu dwudziestu sześciu standardowych lat.
Kyes powinien już być  martwy . Genialny mózg winien zgnić w czarną breję, chociaż ciało
mogłoby funkcjonować jeszcze jakieś sto lat. Jednak już tylko jako pusta skorupa. Rzucając swój
los na szalę i włączając się do spisku rady, Kyes nie pragnął władzy, ale ratunku. Bogactwo go nie
pociągało. Chciał żyć. %7łyć dalej jako istota inteligentna. AM2 nic go nie obchodziło, chociaż nie
puścił nigdy na ten temat pary z ust. Ujawnienie słabości byłoby równoznaczne ze zgubą. Gdy
reszta grona miotała się poszukując tajnych zasobów antymaterii, Kyes próbował gorączkowo
dociec, co czyniło imperatora nieśmiertelnym? Z początku miał nadzieję znalezć coś na ten temat
w tajnych archiwach władcy. Ale te milczały - tak jak o AM2. W chwili zamachu Kyes miał 121
lat. To dawało mu pięć lat życia. Tymczasem minęło już sześć, a on wciąż miał się dobrze!
Ostatnimi czasy nieustannie wsłuchiwał się w swój umysł. Starczyło, że zapomniał jakiegoś
drobiazgu, a zaraz wpadał w panikę i robił się ponury jak chmura gradowa. Właśnie z tego powodu
zniknął na jakiś czas ze Zwiata Centralnego. Zmienności nastrojów nie dawało się ukryć.
Najgorsze było jednak to, że nie wiedział, czemu właściwie jeszcze żyje. Nikt z jego gatunku nie
przekroczył dotąd bariery stu dwudziestu sześciu lat. No, może niezupełnie. Wedle legendy żył
kiedyś jeden taki osobnik. Miało to się wydarzyć jeszcze w czasach prehistorycznych, kiedy rasa
Grb czevów dopiero się kształtowała, w erze chaosu i mroków. Imienia wybrańca legenda niestety
nie podawała, co czyniło ją jeszcze mniej wiarygodną.
Wedle opowieści, miał się on ogłosić nieśmiertelnym jeszcze w okresie dorastania. Przez następne
sto lat był wędrownym myślicielem i filozofem. Największe umysły epoki potrafił zapędzić w
kozi róg. W przewidywanym roku jego śmierci całe królestwo oczekiwało w napięciu. Nic się
jednak nie stało. Minął rok, potem drugi i następny. Ostatecznie uznano nieśmiertelność filozofa i
po latach obwołano go królem. Zaprowadził rządy tak światłe, że los całej rasy szybko się
odmienił. Rządził wiele stuleci, może nawet tysiąc lat. Jednak legenda nie kończyła się na tym.
Bajarze powiadali jeszcze, że pewnego dnia zrodzi się nowy nieśmiertelny Grb czev, który
powiedzie swą rasę w jeszcze bardziej świetlaną przyszłość.
Kyes coraz częściej zastanawiał się, czy to nie o nim mowa. Jednak na podobne wnioski pozwalał
sobie tylko w najbardziej swobodnych fantazjach. Najpewniej te kila lat życia zawdzięczał jedynie
jakiejś skazie genetycznej. Zmierć może dopaść go w każdej chwili. Jeśli naprawdę chciał myśleć o
przyszłości, musiał sam o siebie zadbać. Wydrzeć sekret i stać się nowym zbawcą swojej rasy.
Spojrzał w okno. Wóz jechał przez dzielnice robotnicze. Szeroką aleję zasiedlały wysokie,
zielonkawe czynszówki. Ruch był niewielki, a większość mieszkańców poruszała się pieszo.
Niedostatek AM2 spowodował wstrzymanie transportu publicznego i unieruchomił większość
małych pojazdów prywatnych, należących do klasy średniej. Przed sklepem z przetworami
sojowymi wiła się długa kolejka. Namazany na szyldzie napis informował, że dzisiejsza cena to
dziesięć kredytów za uncję. Wejścia pilnowało dwóch uzbrojonych policjantów. Kyes ujrzał jakąś
staruszkę, która wychodziła z węzełkiem pod pachą. Tłum z miejsca wyciągnął ręce, gotowy
odebrać jej zakup.
Gliniarz niechętnie ruszył się z miejsca. Sklep został w tyle i ciągu dalszego Kyes już nie widział.
- Od czasu zamieszek głodowych wciąż jest tak samo - powiedziała kierująca. - Wiadomo, że
wszystko kosztuje, nawet bezpieczeństwo, więc i ceny muszą rosnąć. Ale ludzie tego nie
rozumieją. Powiedziałam mojemu...
- Jakie zamieszki głodowe? - przerwał jej Kyes. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rafalstec.xlx.pl