[ Pobierz całość w formacie PDF ]

podłodze.
 Och, kochanie  poprosiła Twolly  tylko zapamiętaj, jak one tam stały. Bo w
bałaganie nic już nie znajdę.
 Oczywiście, ciociu  odparła niemal z uśmiechem Amy.  I co, poszczęściło ci
się?
 Jeszcze nie skończyłam. Wiem, że jeszcze kilka lat temu te zdjęcia tu były.
Amy zanurkowała w szafie i po chwili wyciągnęła z niej dużą drewnianą
szkatułkę z biżuterią. Widziałam ją wcześniej, w młodości, w pokoju Twolly. Amy
postawiła ją na stosie pudeł i zaczęła grzebać w szufladach. Pełno tam było sztucznej
biżuterii, staromodnych bakelitowych bransoletek, pustych tekturowych pudełeczek,
kwitów, monet, spinek do włosów...
 Ciociu, to kopalnia złota.
Twolly odwróciła się do swojej ciotecznej wnuczki, gdy koronkowe majtki
sfrunęły jej z palca. Aypnęła okiem zza okularów. Patrzyła, jak Amy wyjmuje
filigranowy srebrny łańcuszek łączący przezroczyste prostokątne oliwiny.
 Twoja robota. Poznaję twój styl.
W szufladzie było dużo podobnych cacek.
Twolly wróciła do swoich poszukiwań.
 Lubiłam tamten okres w moich pracach jubilerskich.  Wyciągnęła szufladę z
komody i postawiła na łóżku.  Wez to sobie.
 Nie mogłabym  powiedziała Amy.
 Ależ proszę cię, kochanie. Wez całą szkatułkę. Jesteś jedyną znaną mi osobą,
która włożyłaby teraz coś z tych rzeczy.
 A twoje córki?
 Nie doceniłyby. Przeglądałam te drobiazgi niedawno, w każdym razie po
śmierci Sunny. Czasem wymieniałyśmy się biżuterią. Twoja mama i ciotka dostały
wszystko, co chciały.
Twolly wróciła do porządkowania.
Amy odłożyła naszyjnik na miejsce.
 Dziękuję. Oddam cioci wszystko, czego nie będę nosiła.
 Zachowaj.
Amy przed zamknięciem szuflady pogrzebała jeszcze delikatnie w stosie
naszyjników i znalazła dwa małe puzderka. Pierwsze było puste. Drugie
rozpoznałam.
Kiedy Amy podniosła wieczko, aż jęknął zawias. Z ciemności dobyła się nikła
woń bratków, po czym zapach Andrew odleciał. W środku leżała jego obrączka
obwiedziona kolorem jego oczu. Odsunęłam od siebie pokusę, żeby jej dotknąć,
przejechać palcem po napisie, wrócić do tamtych pytań...
Twolly wypuściła z ust powietrze i patrzyła, jak szarzeje i gęstnieje pod jej
nosem. Amy rozdygotała się na całym ciele, jakby dostała jakiegoś ataku. Skroplona
para na starych, nieszczelnych oknach zamieniła się w szron. Obie kobiety patrzyły
na siebie, powoli opuszczając trzymane w rękach przedmioty.
 Loretta!  Twolly objęła się nagimi rękami.  Gdzie ona się podziewa? Te
opiekunki zawsze majstrują przy termostacie. Loretta!
 Ja się tym zajmę.
Amy zamknęła wąską szufladę, schowała puzderko z obrączką.
Ogrzałam znów swoją przyjaciółkę, zastanawiając się, skąd ma i dlaczego
zachowała pozostawioną przeze mnie obrączkę. Twolly jako jedyna na świecie
powinna się była domyślić, że ta szeroka, męska obrączka jest przeznaczona dla
niego.
Zanim Amy wróciła, Twolly znalazła to, czego szukała.
 Zobacz, tu są zdjęcia twojej babci w towarzystwie sióstr.
Siedziały na łóżku, niemal stykając się biodrami.
Pierwszych kilka zdjęć należało do Twolly i jej sióstr w długich spódnicach i z
niesfornymi włosami. Zgodnie z modą obowiązującą po wielkim kryzysie. Dalsze,
wetknięte pod spód, pochodziły z dawniejszych czasów. Zdjęcie zrobione na terenie
Newcomb College, gęsto obrośniętego rozłożystymi dębami. Fotografia jednej z jego
grup. Patrzyły na mnie słabo widoczne, lecz znajome twarze. Zobaczyłam Annę
Whitcomb, zanim została żoną Warrena Trippa.
Twolly przytrzymała dłużej nasze wspólne zdjęcie. Tym razem ona siedziała na
huśtawce na dole, a ja poszybowałam do nieba.
Przedostatnie leżało odwrócone wierzchem do dołu.
 Okropne zdjęcie.
Amy wpatrywała się w nie pilnie.
Spałam na sofie, ale nie sama. Leżałam wtulona w niego. Stykaliśmy się
głowami. Moje blond loki obramowywały jego piękny profil. Obejmował mnie
bezwładnie, jak gdyby wcześniej trzymał mnie mocno w ramionach, ale we śnie
rozluznił uścisk. Przypomniałam sobie, że obudził mnie trzask migawki. Zanim się
dobrze ocknęłam, winowajca zniknął. Otumaniona snem, pogłaskałam Andrew po
piersi. Budził się wolno, najpierw ziewnął, potem przytulił mnie mocniej. Czas
wracać do domu, śpiąca królewno, powiedział.
 Ciociu Twolly, kto to jest?  spytała Amy i wyciągnęła zdjęcie przed siebie.
Twolly zadrżała ręka, ale wzięła od niej zdjęcie. Odwróciła, spojrzała na awers.
 Razi. Jedna z moich najukochańszych przyjaciółek. Dawno nie żyje.  Twolly
urwała.  Co za dziwny zbieg okoliczności. Zniła mi się wczoraj w nocy. Grałyśmy
na dworze w kulki. Był Wielki Piątek roku tysiąc dziewięćset dwudziestego
siódmego. Spadła wówczas okropna ulewa, wszyscy się bali, że wały zostaną
przerwane i zatopią Nowy Orlean. Jak wiesz, to był rok wielkiej powodzi. W tym
śnie bawiłyśmy się u niej w ogrodzie za domem. Ona miała swoje kółko, ja swoje.
Strzelałyśmy do siebie nawzajem, dopóki wszystkie kulki się nie wymieszały. Nagle
dmuchnął potężny wiatr, sieknął deszcz i wszystkie nam zwiało. Aż podskoczyłyśmy,
kiedy huknął piorun. Razi spojrzała na mnie i zapytała:  Twolls, co my tu robimy w
taką słotę? Kto tu pogrywa z nami w kulki? . I roześmiała się ze swojego dowcipu.
Dziwne, bo dawno mi się nie śniła.
Twolly pogłaskała mnie po sepiowej brodzie.
 A co to za młodzieniec przy niej?
 Chłopcy lgnęli do niej jak pszczoły do miodu. Pociągała ich przygoda, którą
widzieli w jej oczach. A ona lubiła ich zmieniać. I śmiało sobie z nimi poczynała!
Znikała raptem na tańcach, a potem wracała ze szminką zmazaną od całowania się.
Twolly oddała zdjęcie Amy.
 Zobacz, jak oni się ściskają, jak tulą.  Amy dotknęła miejsc, w których nasze
ciała się stykały.  To musiał być dla niej ktoś wyjątkowy. Nie pamiętasz, jak miał na
imię?
 Ile to już lat!  Twolly urwała, zamrugała oczami.  Andrew.
Poczułam przypływ jego niepowtarzalnej esencji, która jej jednak umknęła.
 A na nazwisko?
 Minęły wieki, wszystkiego nie da rady spamiętać.
 A pamiętasz, jaki był?
 O, to był porządny, dobrze ułożony chłopiec. Jakież miał dobre maniery. I był
inteligentny, nawet bardzo. Czekała go kariera prawnicza.  Uśmiechnęła się smutno,
powściągliwie. Jego zapach osłabł. Nagle wstała.  Wybacz, melasa, którą jadłam na
śniadanie, za szybko ruszyła mi w kiszkach. Starość, nie radość.
*
Całowałam się z czterdziestoma siedmioma chłopcami. Dwudziestu siedmiu, w
tym pierwszego, Jimmy ego Reynoldsa, tylko cmoknęłam szybko w policzek. Z [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rafalstec.xlx.pl