[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sobie wszystkie pracujące maszyny i zrobiło mi się razniej. Każda miała jakiś sła-
by punkt i w końcu się psuła. Nawet opelek ojca. Nie trzeba więc się za bardzo
69
przejmować. Maszyna organizacyjna Matusów też pewnie daleka jest od dosko-
nałości.
Takie sobie wymyślałem pocieszenia a tymczasem Matuskowie przyśpieszyli
kroku. Nim się zorientowałem już byliśmy po drugiej stronie nasypu. Czy to na-
brali nowych sił po odpoczynku, czy też strach przed powtórnym spotkaniem ze
starzykiem tak ich poganiał  w każdym razie zasuwali zdrowo, chociaż nieśli
mnie w pojedynkę, na zmianę  raz jeden raz drugi. Co więcej, przestali teraz
błądzić i z taką łatwością odnajdywali drogę, że zacząłem się zastanawiać, czy
przypadkiem przedtem nie robili ze mnie balona i czy umyślnie nie kołowali, że-
bym stracił orientację i nie zapamiętał, którędy się idzie do tej ich tajnej kwatery.
No dobrze, ale dlaczego teraz poniechali tego sposobu? Czy pozwolą mi prześle-
dzić całą drogę od nasypu i zobaczyć gdzie znajduje się najbardziej tajne wejście
do najbardziej tajnej kwatery świata? Och nie. Okazało się wkrótce, że po prostu
postanowili nadrobić trochę straconego czasu a na mnie też mają sposób.
Oto bowiem po pięciu minutach marszu Kwiczoł, który właśnie niósł mo-
ją cenną osobę na grzbiecie, przystanął. Jego piegowata twarz, zaróżowiona od
wysiłku przybrała wygląd rumianej buły z makiem. Postawił mnie na nogi i po-
wiedział:
 No, mały, jesteśmy już niedaleko. Czas przystąpić do zabiegu.
 Do jakiego zabiegu?  zaniepokoiłem się.
 Zabezpieczającego.
 Ja nie chcę!  zaprotestowałem na wszelki wypadek, czując że nie spotka
mnie nie przyjemnego.
 Nie masz się czego bać  uśmiechnął się Czarny Piter.  Zawiążemy ci
tylko oczka.
 Po co?
 %7łebyś nie zezował.
 Znajdujemy się w strefie tajnej  dodał z urzędową powagą Kwiczoł.
 Tak jest  powiedział Czarny Piter  dlatego zabieg higieniczny jest nie-
zbędny. Mógłbyś sobie z ciekawości oczka zwichnąć i zostać zezuniem. Po co ci
to?
 No zamknij gały, żeby na mnie nie patrzały  mruknął Kwiczoł i wycią-
gnął chusteczkę do nosa. Zauważyłem, że nie grzeszy czystością i zrobiło mi się
niedobrze. Wyciągnąłem pośpiesznie z kieszeni moją.
 Wez tę  podetkałem Kwiczołowi  ona. . . ona jest większa.
Kwiczoł wziął ją nie zastanawiając się wiele i przewiązał mi oczy jak do ciu-
ciubabki tylko jeszcze szczelniej.
 Gotowe  mruknął.  Idziemy!
Nadstawiłem się, żeby mnie podnieśli, ale oni postawili mnie na nogi, po czym
Kwiczoł powiedział:
70
 Dalej pójdziesz na swoich nogach. Miejże choć trochę wstydu. To już bli-
sko kwatery, mogą nas zobaczyć! I co sobie pomyślą! Zresztą musimy narwać
trochę ziół dla kozy.
Nie sprzeciwiałem się. Pomyślałem, że idąc na własnych nogach będę mógł
z grubszą przynajmniej zorientować się w terenie, a w każdym razie policzyć
kroki. Pozwoliłem się więc poprowadzić.
Droga była nierówna, parę razy potknąłem się o bryły żużlu. Najpierw szli-
śmy pod górę, a potem wyraznie w dół. %7łużlu było coraz więcej. Czyżbyśmy
przedzierali się na przełaj przez hałdę?
Naliczyłem już ponad trzysta kroków, kiedy zatrzymali mnie gwałtownie i ka-
zali mi się obrócić o sto osiemdziesiąt stopni. Usłyszałem sapanie Kwiczoła i jak-
by chrzęst odrzucanych kamyków, a potem zgrzyt żelaza.
 Uważaj  powiedział Czarny Piter  teraz będziemy schodzić po drabi-
nie. Spuść nogę!
Spuściłem.
 Jeszcze niżej, aż dotkniesz szczebla.
Istotnie namacałem stopą szczebel.
 Teraz trzymaj się dobrze i schodz śmiało! Będzie dziesięć szczebli.
Spuszczaliśmy się chyba do piwnicy, bo na rozpalonych policzkach poczu-
łem chłodny, wilgotny powiew, a mój szlachetny nos został znieważony przykrym
zapachem stęchlizny.
A może to jakiś stary nieczynny szyb? Słyszałem, jak chłopcy mówili, że
w okolicy są takie szyby po dawnej kopalni. Ale nie miałem czasu nad tym się
dłużej zastanawiać, bo gdy tylko dotknąłem nogami gruntu ktoś bezczelnie pocią-
gnął mnie za spodnie.
 No, no, tylko bez głupich kawałów!  wyrwałem się.
W tej samej chwili otrzymałem silne uderzenie pod żebro.
Odwróciłem się rozzłoszczony i po omacku próbowałem chwycić napastnika.
Udało się. Poczułem nie bez zdumienia, że trzymam w ręku pęk włosów. Nad-
zwyczajne! Czyżbym złapał drania za czuprynę?
Szarpnął się, ale nie puszczałem.
 Ja cię nauczę!  zasapałem i pociągnąłem go mocno za kudły.
 Czyś ty oszalał?!  usłyszałem głos Kwiczoła.  Puść tę kozę, bo urwiesz
jej brodę!
 Kozę?  niedowierzając wyciągnąłem drugą rękę. Rzeczywiście, namaca-
łem włochate uszy i rogi. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rafalstec.xlx.pl