[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wejście?
- Jeden człowiek na pewno - odparł Ali. - Prowadzą
tam dwie ścieżki. Jedna przebiega przed główną bramą
i w zwiÄ…zku z tym nikt tamtÄ™dy siÄ™ nie przedostanie, nieza­
uważony przez wartowników. Druga jest dużo trudniejsza,
93
wiÄ™c praktycznie niechroniona. Gdyby dziewczyna o wy­
znaczonym czasie stanęła pod boczną furtką, to ktoś z nas
mógłby ją sprowadzić na dół, do ciebie i twoich ludzi.
- Sam po nią pójdę.
- Z twoimi oczami? Niebieskooki Arab to prawdziwa
rzadkość - powiedziaÅ‚ Ali i uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™, aby nieco zÅ‚a­
godzić swoją wypowiedz. - Nie, przyjacielu. To ci się nie
uda. Nawet nie dojdziesz do furtki. Codziennie rano przy­
jeżdża tam dostawca owoców i warzyw. Jest Arabem. SÅ‚uż­
ba zna go dość dobrze. Nawet na niego nie patrzą.
- W takim razie... - Lorenzo przebiegł w myślach po
twarzach swoich ludzi. - Od nikogo nie mogę żądać, aby
podjął takie ryzyko. A jeśli nisko się pochylę i przysłonię
twarz, może jednak wezmą mnie za Maura?
- Oczu nie zmienisz - odparÅ‚ Ali. - Czekaj u stóp urwi­
ska i nie martw siÄ™ o resztÄ™. W razie czego powstrzymasz
pogoń.
- Skąd wiesz, gdzie jej szukać wewnątrz budynku?
- Nie mógÅ‚bym spokojnie mieszkać w hiszpaÅ„skiej Gra­
nadzie, gdybym lepiej nie poznał Hiszpanów. Kiedy Bo-
badil z płaczem uchodził z Alambry, większość Maurów
stąd wyjechała. Niektórzy zostali. %7łyjemy cicho, staramy
siÄ™ nie rzucać w oczy, caÅ‚y czas oglÄ…damy siÄ™ za siebie. Na­
wet gdy zastÄ™py wojowników Allaha podeszÅ‚y pod Gale­
rÄ™, mnie pozostawiono w spokoju. Nie sprawiam kÅ‚opo­
tów Hiszpanom. Nie dostrzegają mnie, bo nie wchodzę im
w drogę. Jestem nikim, nocnym cieniem. Niektórzy z nas
pracują dla Hiszpanów. Uważają to za normalne. Za pie-
94
niądze da się wiele załatwić, przyjacielu. Ktoś zadba o to, by
dziewczyna w odpowiedniej chwili znalazła się przy furtce.
Jeśli Allah pozwoli, to jutro wieczorem będziecie razem.
- Będę twoim ogromnym dłużnikiem, Ali.
- Nieprawda. Spłacam jedynie własny dług, który kiedyś
zaciÄ…gnÄ…Å‚em u ciebie - odpowiedziaÅ‚ Ali Khayr. - Gdy­
byś w porę nie uratował mojego syna, pogryzionego przez
wÅ›ciekÅ‚ego psa na miejskim rynku... Dobrze wiem, ile ry­
zykowałeś. A mój syn to całe moje życie. Dlatego możesz
mną dysponować.
- To był przypadek - odparł Lorenzo. - Odpłaciłeś mi
się już z nawiązką.
- ZÅ‚otem nie da siÄ™ wyrównać takich dÅ‚ugów, ale posta­
ram się zwrócić ci tę dziewczynę. Wtedy będziemy kwita.
Pozostaniemy jednak przyjaciółmi.
- Tak jak teraz. Nigdy nie zapomnÄ™ o tym, że mi pomog­
Å‚eÅ› w trudnej sytuacji.
Ali uśmiechnął się i szeroko rozłożył ręce.
- Allah jest wielki, przyjacielu! Tylko od niego zależy, czy
nasz plan siÄ™ powiedzie.
Kathryn nie mogła zasnąć. Wstała o świcie, umyła się
i wÅ‚ożyÅ‚a sukniÄ™ przyniesionÄ… jej przez Hiszpana. ByÅ‚a cięż­
sza i mniej wygodna niż angielskie stroje. Kathryn stanęła
w oknie i spojrzaÅ‚a na ogród peÅ‚en soczystej zieleni i egzo­
tycznych kwiatów. Wciąż czekała na starca. Postanowiła, że
zbiegnie na dół i...
- Seniorita...
95
Kathryn obejrzała się i zobaczyła starą kobietę, którą już
kilka razy widziała w ogrodzie. Chyba na stałe pomagała
w kuchni. SkórÄ™ miaÅ‚a ciemnÄ… jak oliwa, zapewne po mau­
retaÅ„skich przodkach. Maurowie wÅ‚adali caÅ‚Ä… GranadÄ…, do­
póki nie pokonał ich król Hiszpanii. Wtedy wielu z nich
porzuciło Półwysep Iberyjski, lecz niektórzy zostali.
- O co chodzi?
Staruszka poÅ‚ożyÅ‚a palec na ustach, nakazujÄ…c jej mil­
czenie. PotrzÄ…snęła gÅ‚owÄ…. Wzięła Kathryn za rÄ™kÄ™ i szep­
nęła kilka niezrozumiałych słów. Najwyrazniej chciała ją
gdzieś zaprowadzić.
Kathryn zawahała się, ale stara kobieta szarpała ją coraz
mocniej, wciąż mamrocząc pod nosem to samo zdanie. Jeżeli
przysłał ją don Pablo, to powinnam z nią pójść, pomyślała
Kathryn. Lepiej z nią niż pod zbrojną strażą. Skinęła głową
i chciała coś powiedzieć, ale staruszka znów ją uciszyła.
Kathryn przyjrzała jej się podejrzliwie. Tu działo się coś
dziwnego... Zaczęła podejrzewać, że kobieta przyszła, by
pomóc siÄ™ jej uwolnić, i że don Pablo nic o tym nie wie. Ze­
szły na dół, do drzwi wiodących do ogrodu. Stara wskazała
prosto przed siebie, w stronÄ™ furtki. Lekko pchnęła Kath­
ryn w plecy i machnęła rękami, jakby odpędzała gęsi, po
czym uciekła do środka.
Kathryn powoli ruszyła we wskazanym kierunku. Nagle
furtka siÄ™ otworzyÅ‚a i wszedÅ‚ starzec, prowadzÄ…c osÅ‚a. Kath­
ryn przystanęła niepewnie. Sprzedawca warzyw energicz­
nie skinął na nią dłonią. Niemal pędem przebyła ostatnie
kilka kroków.
96
- Prędko! - powiedział i wyciągnął ją za mury. - Biegnij
tamtÄ… Å›cieżkÄ…. Zobaczysz, że skrÄ™ca w prawo. Nie zatrzy­
muj się. Droga jest stroma i niebezpieczna, ale na końcu
znajdziesz to, czego szukasz.
Słuchała go z bijącym sercem. Nieznajomy mówił do
niej po angielsku, ale na pewno byÅ‚ Maurem. PodziÄ™kowa­
ła mu szeptem i odbiegła. Za sobą usłyszała skrzypnięcie
zamykanej furtki. Rzeczywiście ścieżka prowadziła ostro
w dół. Kathryn w biegu spojrzaÅ‚a przez ramiÄ™. Zobaczy­
ła, że od tej strony siedziba don Pabla została wyposażona
tylko w dwa małe okna. Po chwili była już na tyle daleko,
że mogła odetchnąć. Mimo to nie zwolniła kroku, chociaż
ciężka suknia przeszkadzała jej w biegu. Sama nigdy by nie
wybraÅ‚a tej drogi ucieczki, ale sÅ‚owa starego Maura pod­
trzymywały ją na duchu.
Skręciła za ogromnym głazem i zatrzymała się jak wryta.
Zcieżka biegła nad przepaścią. Gdyby Kathryn potknęła się
i upadła, mogłaby runąć w dół na pewną śmierć. Wzięła
głęboki oddech i w tej samej chwili usłyszała szelest, a po
nim stÅ‚umione przekleÅ„stwo. W dole Å›cieżki pojawiÅ‚ siÄ™ ja­
kiś człowiek, zmierzając szybko w jej kierunku.
- Chodz, Kathryn! - rzekł rozkazującym tonem. - Wez
mnie za rękę. Pomogę ci zejść.
- Lorenzo... - wysapała.
Serce waliło jej jak młotem. Może to dziwne, lecz wcale
nie byÅ‚a zdziwiona, że siÄ™ zjawiÅ‚. W gruncie rzeczy oczeki­
wała tego od momentu, kiedy stara kobieta zaprowadziła ją
do ogrodu. Tylko on był zdolny do takich czynów...
97
Wenecjanin stanął tuż przy niej. Zmarszczył brwi.
- Co się stało?
- Zdejmij tę suknię - polecił. - W niej nie zajdziesz
daleko.
Nie zastanawiała się ani chwili. Rozwiązała tasiemki
i rzuciła suknię na ziemię. W samej halce poczuła się dużo [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rafalstec.xlx.pl