[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Powoli zaczęła zauważać, że poza sypialnią był bardzo zdystansowany.
To potwierdzało słowa Maksa, że był samotnikiem. Im dłużej pozostawali w
Nowym Jorku, tym bardziej uczyła się akceptować, że to jest właśnie praw-
dziwy Anton - nie uwodziciel ani wesoły towarzysz, jakiego poznała na wy-
S
R
spie, lecz poważny, skupiony człowiek interesu. Praca była jego życiem, a
wszystko inne znajdowało się na marginesie. W pewien sposób jej życie było
dzięki temu łatwiejsze.
- Emily, wydajesz się bardzo odległa - zauważył, gdy wchodzili do galerii
Prestige.
Zerknęła na niego z ukosa.
- Nie, wszystko w porządku.
Rozejrzała się po wielkiej sali. Na ścianach wisiały obrazy, a na postu-
mentach znajdowały się rzezby. Wspaniałe schody prowadziły na następny po-
ziom z kolejnymi obrazami. Wyglądało na to, że zgromadziła się tu cała elita
Nowego Jorku. Przez tłum gładko prześlizgiwali się kelnerzy z tacami pełnymi
szampana i kanapek.
Przedstawiono ją ambasadorowi i jego żonie, a także ich pięknej córce o
imieniu Lucita. Dziewczyna miała drobną, lecz pełną figurę i duże, rozmarzone
oczy. Uśmiechnęła się do Emily z fałszywą słodyczą, po czym skupiła całą
uwagę na Antonie. Znów to samo - pomyślała Emily, widząc, że Lucita obej-
muje jej męża i nadstawia policzek do pocałunku.
- A więc ty jesteś jego żoną. Wszyscy byliśmy bardzo zdziwieni, gdy
usłyszeliśmy o ślubie Antona. Czy znaliście się długo?
Emily otworzyła usta, by odpowiedzieć, ale Anton ją uprzedził:
- Wystarczająco długo, by mieć pewność, że Emily jest dla mnie tą jedy-
ną.
Posypały się gratulacje i życzenia, Emily czuła jednak podskórną wro-
gość. Podniosła wzrok na Antona i dostrzegła na jego twarzy złośliwą satys-
fakcję. Uśmiechnął się i ruszyli dalej.
- O co tu chodzi? - zapytała. - Myślałam, że ambasador jest twoim przy-
jacielem.
S
R
W jego oczach pojawił się dziwny błysk.
- Niezupełnie. Mam bardzo niewielu przyjaciół, za to mnóstwo znajo-
mych - rzekł, prowadząc ją wzdłuż ścian, na których wisiały dzieła sztuki.
- Ambasador musi udawać mojego przyjaciela, jeśli nie chce stracić pra-
cy.
- Naprawdę twoje wpływy sięgają tak daleko? - zdziwiła się.
- Tak - potwierdził krótko.
Zgarnął dwa kieliszki szampana z tacy kelnera i podał jej jeden.
Emily przez chwilę patrzyła na niego w milczeniu.
- Jestem sponsorem tej wystawy, a także niektórych artystów. - Wskazał
kieliszkiem na wielki obraz w kolorach czerwieni, czerni i zieleni. - Jak ci się
to podoba?
- Zadziwiające.
- Podoba ci się? - powtórzył, unosząc ciemne brwi.
- Nie. Uważam, że ten obraz jest okropny - odrzekła szczerze - ale zdu-
miona jestem, że sponsorujesz wystawę i artystów. Sądziłam, że nie masz cza-
su na takie rzeczy.
Anton zaśmiał się cicho i objął ją mocniej.
- Twoja szczera opinia jest czarująca, choć wątpię, by spodobała się arty-
ście. A jeśli chodzi o mój mecenat, to nie wymaga on wiele czasu, raczej pie-
niędzy.
Przez następną godzinę krążyli po galerii. Wielu ludzi pozdrawiało An-
tona. Emily ściskała dłonie i uśmiechała się pomiędzy kolejnymi kieliszkami
szampana i kanapkami. Naprawdę podobały jej się dwa obrazy: nieco abstrak-
cyjny pejzaż Andów z pasmami mgły, które wydawały się niemal mistyczne,
oraz portrecik małego Indianina, przycupniętego na ziemi i roześmianego, w
kapeluszu na głowie, który najwyrazniej należał do jego ojca.
S
R
Anton kupił obydwa obrazy.
- Nie musiałeś tego robić - zdziwiła się.
- Ale chciałem. - Przyciągnął ją do siebie i poprowadził do wyjścia. - A
gdybym zostawił wybór tobie, to nigdy byśmy stąd nie wyszli. Kobiety po-
trzebują okropnie dużo czasu na podjęcie decyzji. Idziemy na kolację, jestem
głodny.
Emily uśmiechnęła się do niego promiennie.
- Anton, to był okropnie szowinistyczny komentarz, nawet jak na ciebie.
- No i co z tego? Chcę cię wreszcie stąd wyciągnąć. - Pochwycił jej spoj- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rafalstec.xlx.pl