[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jeszcze kilkaset kroków i jesteśmy na samym brzegu Erie&
Nie widzimy nic& nic!& Miejsce, gdzie wczoraj jeszcze pan Wells widział  Grozę ,
puste& A więc Król Przestrzeni opuścił już zatokę Black-Rock!&
ROZDZIAA XII
W zatoce Black-Rock.
Wiemy, jak chętnie natura ludzka podlega złudzeniom. Tak małe mieliśmy szanse
znalezienia  Grozy w zatoce Black-Rock, a jednak pod koniec dnia uwierzyliśmy
najzupełniej w powodzenie.
To też łatwo sobie wyobrazić nasz zawód, nawet rozpacz! Cała wyprawa na nic!
 Groza , prawdopodobnie, została już naprawiona i odpłynęła daleko. A jeżeli nawet
znajduje się jeszcze na wodach Erie, odnalezć ją i pochwycić& nie w naszej leży mocy.
Wobec Króla Przestrzeni jesteśmy bezsilni i bezradni!&
Obaj z Wellsem staliśmy zgnębieni. John Hart i Nab Walker, niemniej rozczarowani,
przechadzali się brzegiem zatoki, rozglądając się dokoła.
A jednak zachowaliśmy wszelkie środki ostrożności. Obmyśliliśmy wszystko. Gdybyśmy
ludzi widzianych przez pana Wellsa, zobaczyli na wybrzeżu, bylibyśmy wpadli na nich
niespodziewanie i uwięzili& Gdyby zaś stali na pokładzie, czekalibyśmy aż wyjdą na brzeg i
przecięlibyśmy im odwrót&
Tymczasem  Grozy nie było już w zatoce! Milczeliśmy obaj i bez słów odczuwaliśmy
wzajemnie swoją boleść& Powoli miejsce jej zajął gniew& Jakto, tyle trudów poszło na
marne!& Niemoc nasza i bezradność doprowadzała nas do rozpaczy.
Upłynęła godzina& Nie ruszaliśmy się z miejsca.
Wzrok nasz błąkał się dokoła, usiłując przeniknąć ciemności& Czasem na powierzchni
wody zamigotały jakieś blaski i gasły szybko, a z nim resztki nadziei!& Czasem znowu
zdawało się nam, że dostrzegamy jakby sylwetkę zbliżającego się statku& to znowu wiry
jakieś podnosiły wodę i znowu tonęły w głębinie& Lecz i te słabe wskazowki znikały po
krótkiej chwili& była to więc chyba gra podnieconej wyobrazni& złudzenie zmysłów&
Agenci zbliżyli się ku nam.
 Co słychać nowego?  zapytałem,  cień nadziei znowu się zbudził w mej duszy.
 Nic  odparł John Hart  obeszliśmy zatokę dokoła, lecz nigdzie nie zauważyliśmy
nawet śladu materyałów o których wspominał pan Wells.
 Czekajmy jeszcze  zawyrokowałem, nie mogąc się zdecydować na powrót do lasu.
Nagle uwagę naszą przykuło do siebie jakieś kołysanie się wody, rozchodzące się aż do
podnóża skał.
 Co to jest? jakby plusk fali,  zauważył Wells.
 Istotnie  odpowiedziałem,  zniżając głos instynktowo. Co za przyczyna? Wiatr ustał
zupełnie& Czy to wzburzenie wody tworzy się na jej powierzchni&
 & Czy też w głębinie  dokończył Wells, pochylając się ku ziemi, by lepiej usłyszeć.
Można było myśleć, że to jakiś statek zbliża się do brzegu.
W milczeniu, bez ruchu staraliśmy się przeniknąć ciemności, podczas, gdy fale jeziora
rozbijały się o urwiste brzegi.
Tymczasem John Hart i Nab Walker weszli na szczyt sąsiedniej skały. Ja zaś położyłem
się prawie na ziemi, przyglądając się zjawisku, które nie zmniejszało się wcale& przeciwnie
stawało się coraz wyrazniejsze& dostrzegałem nawet miarowe kołysanie się fali, podobne do
tego jakie wywołuje obrót śruby.
 Niema już wątpliwości  oświadczył Wells, pochylając się ku mnie,  statek się zbliża&
 Tak  przyświadczyłem,  o ile to nie jest jakieś zwierzę z gatunku wielorybów lub haja
żarłoczna.
 Nie, to statek z pewnością.
 Czy w tym samym miejscu widziałeś go pan wczoraj?
 Tak. Oba razy stał tutaj. Teraz przybija tam&
Leżeliśmy prawie na brzegu, wpatrując się chciwie w poruszającą się niewyrazną masę.
Posuwała się naprzód bardzo powoli i, prawdopodobnie, znajdowała się jeszcze dosyć daleko.
Huk motoru zaledwie dawał się słyszeć.
A więc, podobnie jak wczoraj  Groza spędzi noc w zatoce!& Dlaczego podniosła
kotwicę, skoro wraca na to samo miejsce?& Czy jakieś nowe uszkodzenia nie pozwoliły jej
popłynąć dalej?&
Te i tym podobne pytania opanowały mój umysł, lecz nie miałem czasu na ich
rozstrzygnięcie.
Statek przybliżał się coraz więcej. Kapitan widocznie znał zatokę wybornie, nie zapalił
bowiem żadnej latarni. Od czasu do czasu słychać było cichy stuk maszyny. Plusk stawał się
coraz wyrazniejszy. Było jasnem, że statek za chwilę przybije do brzegu. Skały, wznoszące
się nieco ponad powierzchnią jeziora tworzyły rodzaj naturalnego portu.
 Odejdzmy stąd  rzekł pan Wells,  biorąc mnie za ramię.
 Tak  odparłem  musimy się ukryć w zagłębieniach skał i czekać cierpliwie stosownej
chwili& Tu mogliby nas dostrzedz.
 Idzmy więc.
Nie było czasu do stracenia. Niewyrazna masa zbliżała się coraz więcej. Na pokładzie,
lekko wystającym ponad poziom wody ukazały się sylwetki dwu ludzi.
A więc naprawdę było ich tylko dwu?!&
Wells, ja, John Hart i Nab Walker wszyscy ukryliśmy się wśród skał, czołgając się jak [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rafalstec.xlx.pl