[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zachowujÄ™.
- Zpij już - szepnął Kam.
Nie złościł się i Ashley bardzo się z tego ucieszyła.
Teraz już rzeczywiście leżała cichutko, szczęśliwa, że jest
blisko niego. Wreszcie powieki znów jej opadły. Zaczęła
zasypiać. Poczuła, że Kam przewraca się na drugi bok.
Natychmiast otworzyła oczy.
- Nie śpisz - powiedziała, jakby miała do niego o to
pretensjÄ™.
- Przecież wiem.
- Dlaczego? - Ashley oparła się na łokciu.
- Nie mam pojęcia. Coś mnie gryzie.
- Co takiego?
-Ty.
- Ja? - zachichotała. - Daj spokój. Po prostu jesteś
zdenerwowany. Zaczekaj. Zrobię ci masaż.
Kam otworzył usta, żeby jej tego zabronić, ale zanim
zdążył się odezwać, małe, chłodne dłonie dziewczyny
dotknęły już jego karku. Bardzo sprawnie się poruszały,
a ich dotyk byÅ‚ cudownie miÄ™kki i sprawiaÅ‚ mu niewy­
słowiona przyjemność.
Kam zamknął oczy. Bez reszty poddał się władzy
drobnych kobiecych rÄ…czek. Ashley byÅ‚a chyba mi­
strzynią masażu. Rozluzniała każdy mięsień z osobna,
potem głaskała je wszystkie naraz, a to, co robiła,
przynosiło natychmiastową ulgę. Chciał, żeby to się
nigdy nie skończyło. Kiedy jednak poczuł, że dziewczyna
się zmęczyła, bez ostrzeżenia odwrócił się na plecy.
I
- Dziękuję - mruknął i przyciągnął ją do siebie.
Nachyliła się i pocałowała go tak, jak sobie tego
życzył, ale na pocałunku nie poprzestała. Wpełzła na
niego i całym ciałem przywarła do Kama. W mgnieniu
oka przestał myśleć o czymkolwiek. Przytulił ją do
siebie i zaczÄ…Å‚ gÅ‚askać gÅ‚adkÄ… jak jedwab skórÄ™ dziew­
czyny. Nie broniÅ‚a mu niczego, poddawaÅ‚a siÄ™ piesz­
czotom i uściskom, na które czekała przez całe swoje
życie.
Nagle Kam odsunÄ…Å‚ jÄ… od siebie.
- Co się stało? - zapytała przerażona. - Dokąd się
wybierasz?
Jak mogÅ‚em do tego dopuÅ›cić? myÅ›laÅ‚ Kam, z niedo­
wierzaniem kręcąc głową. Zachowuję się jak dzikus.
Mało brakowało, a skorzystałbym z okazji. Co się ze mną
dzieje?
Spojrzał na łóżko, na leżącą tam dziewczynę i pojął, że
nie było między nimi mowy o żadnym wykorzystaniu
okazji. Zrozumiał, że to coś znacznie więcej niż przelotna
przygoda, że chce się z tą dziewczyną kochać nie tylko
ciałem, ale także całą duszą. A to z kolei groziło
śmiertelnym niebezpieczeństwem.
- Idę do łazienki - powiedział głośno. - Muszę
natychmiast wziąć zimny prysznic. Im zimniejszy, tym
lepszy. Najlepiej zresztÄ… byÅ‚oby, gdybym mógÅ‚ siÄ™ ob­
łożyć lodem.
Zimny prysznic dał oczekiwany efekt. Nie tylko
przywrócił Kamowi zwykłą dla niego jasność umysłu, ale
także przywołał wspomnienia, którym teraz właśnie
należało się dokładniej przyjrzeć.
Od śmierci Ellen minęło już pięć lat. Dla Kama było to
pięć bardzo krótkich lat, po brzegi wypełnionych ciężką
pracÄ…, zbyt wielkÄ… liczbÄ… prowadzonych spraw, zbyt
wieloma procesami i stanowczo za dużą dawką stresów.
Bardzo pragnął trochę wypocząć, nie pracować już tak
ciężko. Jill, jego sekretarka, proponowała, żeby w piątki
wcale nie przychodził do pracy albo żeby zaczynał pracę
dopiero po południu. Radziła mu, żeby się zajął sportem
lub czymkolwiek, co pozwoli mu zapomnieć o harówce,
na jaką sam się skazał, i uchroni go przed utratą zmysłów.
Kam nawet próbował skorzystać z rad Jill, ale nic mu
z tego nie wychodziło. Już taki miał charakter, że całą
duszę i siebie całego poświęcał temu, co go w danym
momencie interesowało. A tak się złożyło, że przez
ostatnich piÄ™tnaÅ›cie lat interesowaÅ‚ siÄ™ wyÅ‚Ä…cznie pra­
wem. Kochał prawo, uwielbiał je, chociaż nie zawsze
podobaÅ‚a mu siÄ™ procedura i sposób, w jaki wykorzys­
tywali ją pozbawieni skrupułów adwokaci. Ale teoria
prawa, jego filozofia były prawdziwą i jedyną życiową
pasją Kama. Uważał prawo za szczyt doskonałości, za
chÅ‚odnÄ…, przejrzystÄ…, pozbawionÄ… emocji i logicznÄ… nau­
kę, do której niepotrzebnie mieszają się ludzie i, jak to
ludzie, wszystko psujÄ….
Ellen była absolutnym przeciwieristwem tego, co
fascynowaÅ‚o Kama w teorii prawa. ByÅ‚a kapryÅ›na, nie­
uporzÄ…dkowana, impulsywna i robiÅ‚a wokół siebie nie­
słychany bałagan. Kam nie miał pojęcia, co go w tej
kobiecie pociÄ…gaÅ‚o. Nigdy nie wierzyÅ‚ w teoriÄ™ o przyciÄ…­
ganiu się przeciwieństw. Dopiero kiedy poznał Ellen...
Tamtego dnia, zanim samotnie wypłynęła łodzią
w morze, pokłócili siÄ™ jak nigdy przedtem. Mieli po­
płynąć razem. Tak to sobie zaplanowali. Ale sprawa,
którÄ… Kam wówczas prowadziÅ‚, strasznie siÄ™ skompliko­
wała i musiał nad nią solidnie popracować. Powiedział
o tym Ellen, a ona się zdenerwowała. Nagadała mu
okropnych rzeczy, a potem wybiegła z domu i sama
wsiadÅ‚a do Å‚odzi. Nigdy nie wróciÅ‚a. Nigdy nie przebaczy­
ła Kamowi i on sam także nie mógł sobie wybaczyć, że
przez niego zginęła.
Teraz znów pojawiła się w jego życiu kobieta. Ashley.
Wcale jej nie zapraszaÅ‚. Sama do niego przyszÅ‚a. We­
pchnęła się na siłę w doskonale uporządkowane życie
Kama i nie zamierzała odejść. A może to raczej on nie
chciał jej wypuścić? Właściwie to już niczego nie był
pewien.
Zimna woda ma to do siebie, że nigdy jej nie brakuje.
Dlatego też człowiek sam musi zdecydować, kiedy
zakręcić kran i wyjść spod prysznica. Kam nie wiedział,
czy może już wyjść z łazienki, ani co zrobi, kiedy już
z niej wyjdzie. Aż do bólu pragnął Ashley. Bał się jednak,
że jeśli dojdzie między nimi do zbliżenia, on się do niej
tak bardzo przywiąże, że stanie się to niemożliwe do
wytrzymania. Nie chciał ryzykować.
Zakręcił wodę i sięgnął po ręcznik. Potem włożył
spodnie od piżamy i wrócił do sypialni.
Ashley nie ruszyła się z jego łóżka, tyle że teraz
zajmowała je całe.
Leżała wyciągnięta na ukos, tuliła się do materaca,
jakby szukała tam obecności Kama i... spała w najlepsze.
Kam przyglądał jej się przez chwilę. Była taka drobna,
krucha i delikatna, a jednocześnie wciąż gotowa na
podbój świata. Musiał się sam przed sobą przyznać, że
bardzo ją polubił.
Na palcach, żeby przypadkiem nie obudzić dziew­
czyny, wyszedł do salonu i ułożył się na kanapie.
Natychmiast zasnÄ…Å‚.
ROZDZIAA SIÓDMY
Ze wszystkich pór dnia Ashley najbardziej lubiła
poranki. Poranki na Hawajach szczególnie ją zachwycały. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rafalstec.xlx.pl