[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rozpoznawali go w tej samej chwili, gdy wyląduje na jakiejś planecie, gdy wejdzie do miasta czy do
pokoju.
Może jakiś typ broni, należący wyłącznie do niego? Przecież ze swymi wszczepami potrafi
posłużyć się każdą tak szybko i tak sprawnie, że żaden z żyjących nie może mu dorównać, więc
czemu ograniczać się do broni laserowej, dzwiękowej czy miotającej pociski?
Im dłużej nad tym rozmyślał, tym bardziej pomysł mu się podobał. Stworzy taką broń, jaką
nie dysponuje nikt inny, taką, która na zawsze pozostanie jego marką fabryczną. A jeśli, we
właściwym czasie, uda mu się z niej zabić Prorokinię, tym lepiej.
W podnieceniu podszedł do komputera i kazał połączyć się z maleńką biblioteką publiczną
Menueta, uzyskując informacje o różnych typach obecnie używanych broni. Nie znalazł tam nic
szczególnie przydatnego i już zastanawiał się nad wejściem do większej biblioteki na pobliskiej
planecie, gdy ekran komputera opustoszał.
- Co się stało? - zapytał.
- Mam wiadomość nadchodzącą - odpowiedział mechanicznym głosem komputer.
- Dobrze, zobaczmy ją.
Pochodziła od młodej kobiety, która wskutek wypadku utraciła władzę w lewej ręce i pytała,
czy Chłopiec potrafi zbudować czip, który przywróci jej poprzednią sprawność.
- Powiedz jej, że jeśli nastąpiło uszkodzenie nerwów, bardziej przyda jej się proteza ręki.
Jeśli to coś innego, niech mi prześle kartę chorobową od swego doktora.
- Działam... - rzekł komputer.
- Chwileczkę! - powiedział nagle.
- Działanie zawieszone.
Już skontaktował się z Prorokinią, więc po co zawracać sobie głowę podtrzymywaniem
swojej legendy?
- Powiedz jej tylko, że przykro mi, ale nie mogę jej pomóc.
- Działam... załatwione.
- Wyłącz się.
Komputer zamarł i w chwilę pózniej ożył wideofon.
- Tak? - powiedział Chłopiec, przyjmując połączenie.
Nad aparatem uniósł się holograficzny obraz Penelopy Bailey.
- Widzę, że moje dwa psy łańcuchowe warczą na siebie - oświadczyła z odcieniem
rozbawienia.
- Myślałem, że jest na tyle mężczyzną, że nie pobiegnie do pani po pomoc - powiedział
pogardliwie Chłopiec.
- Jest przeze mnie zatrudniony, tak jak ty - odrzekła pogodnie. - Moi pracownicy nie mają
przede mną tajemnic.
- Proszę go odesłać - zażądał Chłopiec.
- Dlaczego?
- Nie jest już potrzebny. Teraz ma pani mnie.
- Biedny, próżny człowieczku, miotający się w ciemności, marzący o triumfach i sławie -
powiedziała Penelopa. - Jak możesz mieć jakiekolwiek pojęcie o tym, czego ja potrzebuję?
- Nie wynajęła go pani z powodu jego prezencji - odpowiedział Chłopiec. - Wynajęła go
pani, ponieważ jest Czarną Zmiercią. No więc ma pani teraz kogoś o wiele lepszego.
- W czym lepszego? - zapytała z uśmiechem. - Czy doprawdy myślisz, że jesteś mi
potrzebny, aby dla mnie zabijać?
- Nie wydawało mi się, by się pani sprzeciwiła temu, gdy Mboya zrobił to zeszłego
wieczoru - zauważył Chłopiec.
- Po prostu oszczędził mi kłopotu zlikwidowania trzech niemiłych indywiduów. Fizycznie w
ogóle mi nie zagrażali.
- Niechże pani da spokój - powiedział. - Jeśli nie potrzebuje pani zabójców, co ludzie tacy
jak Mboya czyja robią na pani liście płac?
- Uruchomiono wielkie siły - odpowiedziała. - Siły daleko przekraczające twoją zdolność
pojmowania. Każdy z was ma rolę do odegrania i każdy ją odegra.
- Jaką rolę?
- Dowiesz się o swym przeznaczeniu, gdy czas się wypełni. - Ja mam jakieś przeznaczenie?
- Z całą pewnością - odrzekła. - Dlatego właśnie pozwalani ci żyć.
- Co zamierzała pani zrobić? Kazać Mboi zastrzelić mnie, gdy wychodziłem, gdyby
postanowiła mnie pani nie zatrudnić?
- Nadał nie rozumiesz, z czym masz do czynienia, prawda? - odparła. - W milionie
milionów wariantów przyszłości przetrwasz ten dzień, Neilu Caymanie. Ale jesteś młodzieńcem
żyjącym w wielkim napięciu i w niektórych wariantach przyszłości, jakie przewiduję, umrzesz z
powodu nagłego wylewu krwi do mózgu. A w jednej z nich masz znak nadchodzącej śmierci. Ta
przyszłość nastąpi, gdy zrobię rzecz następującą... - mówiąc to podeszła do szklanej ściany, oparła
na niej obie dłonie z szeroko rozstawionymi palcami i spojrzała na staw.
Chłopiec poczuł, jak głowę przeszywa mu nagły ból. Wrzasnął bełkotliwie, a potem opadł
na jedno kolano. Ból stał się jeszcze gorszy, intensywniejszy niż jakikolwiek mu znany, więc zwinął
się w pozycji płodowej z pięściami przyciśniętymi do skroni.
A potem ból nagle ustąpił. Wstanie na nogi i odegnanie mgły z oczu zabrało mu całą minutę.
Wtedy ujrzał obraz Penelopy, która uśmiechała się do niego kilka cali nad wideofonem.
- Czy zaczynasz pojmować? - spytała pogodnie.
- Jak, u diabła, zrobiła to pani z odległości trzydziestu mil? - wymamrotał.
- Widziałeś, co zrobiłam z Hadesem, i jeszcze dziwisz się moim zdolnościom? Być może
Czarna Zmierć miał rację; może nie jesteś dość bystry, by stać się dla mnie kimś użytecznym.
- Powiedział to pani? - zapytał Chłopiec.
- Oczywiście - odparła. - On nie ma przede mną tajemnic.
- Wobec tego, jeśli jestem zbyt głupi, by pracować dla pani, może po prostu wrócę do
Lodziarza! - warknął.
Wydało mu się, że przez najkrótszy ułamek sekundy dostrzegł na jej twarzy ślad emocji; być
może strach albo nienawiść, a może zwyczajną pogardę. Ale po chwili wrażenie znikło, ona zaś
patrzyła wprost na niego.
- To nie byłoby zbyt mądre, Neilu Caymanie - powiedziała. - Nim opuściłbyś planetę,
byłbyś martwy. Złożyłeś mi obietnicę wierności. Tylko ja mogę cię z niej zwolnić. - Uśmiechnęła
się niewesoło. - A może wolałbyś wybrać następną demonstrację mojej potęgi?
- Nie - odrzekł. - Wygrała pani. - Na razie - dodał w myśli. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
rozpoznawali go w tej samej chwili, gdy wyląduje na jakiejś planecie, gdy wejdzie do miasta czy do
pokoju.
Może jakiś typ broni, należący wyłącznie do niego? Przecież ze swymi wszczepami potrafi
posłużyć się każdą tak szybko i tak sprawnie, że żaden z żyjących nie może mu dorównać, więc
czemu ograniczać się do broni laserowej, dzwiękowej czy miotającej pociski?
Im dłużej nad tym rozmyślał, tym bardziej pomysł mu się podobał. Stworzy taką broń, jaką
nie dysponuje nikt inny, taką, która na zawsze pozostanie jego marką fabryczną. A jeśli, we
właściwym czasie, uda mu się z niej zabić Prorokinię, tym lepiej.
W podnieceniu podszedł do komputera i kazał połączyć się z maleńką biblioteką publiczną
Menueta, uzyskując informacje o różnych typach obecnie używanych broni. Nie znalazł tam nic
szczególnie przydatnego i już zastanawiał się nad wejściem do większej biblioteki na pobliskiej
planecie, gdy ekran komputera opustoszał.
- Co się stało? - zapytał.
- Mam wiadomość nadchodzącą - odpowiedział mechanicznym głosem komputer.
- Dobrze, zobaczmy ją.
Pochodziła od młodej kobiety, która wskutek wypadku utraciła władzę w lewej ręce i pytała,
czy Chłopiec potrafi zbudować czip, który przywróci jej poprzednią sprawność.
- Powiedz jej, że jeśli nastąpiło uszkodzenie nerwów, bardziej przyda jej się proteza ręki.
Jeśli to coś innego, niech mi prześle kartę chorobową od swego doktora.
- Działam... - rzekł komputer.
- Chwileczkę! - powiedział nagle.
- Działanie zawieszone.
Już skontaktował się z Prorokinią, więc po co zawracać sobie głowę podtrzymywaniem
swojej legendy?
- Powiedz jej tylko, że przykro mi, ale nie mogę jej pomóc.
- Działam... załatwione.
- Wyłącz się.
Komputer zamarł i w chwilę pózniej ożył wideofon.
- Tak? - powiedział Chłopiec, przyjmując połączenie.
Nad aparatem uniósł się holograficzny obraz Penelopy Bailey.
- Widzę, że moje dwa psy łańcuchowe warczą na siebie - oświadczyła z odcieniem
rozbawienia.
- Myślałem, że jest na tyle mężczyzną, że nie pobiegnie do pani po pomoc - powiedział
pogardliwie Chłopiec.
- Jest przeze mnie zatrudniony, tak jak ty - odrzekła pogodnie. - Moi pracownicy nie mają
przede mną tajemnic.
- Proszę go odesłać - zażądał Chłopiec.
- Dlaczego?
- Nie jest już potrzebny. Teraz ma pani mnie.
- Biedny, próżny człowieczku, miotający się w ciemności, marzący o triumfach i sławie -
powiedziała Penelopa. - Jak możesz mieć jakiekolwiek pojęcie o tym, czego ja potrzebuję?
- Nie wynajęła go pani z powodu jego prezencji - odpowiedział Chłopiec. - Wynajęła go
pani, ponieważ jest Czarną Zmiercią. No więc ma pani teraz kogoś o wiele lepszego.
- W czym lepszego? - zapytała z uśmiechem. - Czy doprawdy myślisz, że jesteś mi
potrzebny, aby dla mnie zabijać?
- Nie wydawało mi się, by się pani sprzeciwiła temu, gdy Mboya zrobił to zeszłego
wieczoru - zauważył Chłopiec.
- Po prostu oszczędził mi kłopotu zlikwidowania trzech niemiłych indywiduów. Fizycznie w
ogóle mi nie zagrażali.
- Niechże pani da spokój - powiedział. - Jeśli nie potrzebuje pani zabójców, co ludzie tacy
jak Mboya czyja robią na pani liście płac?
- Uruchomiono wielkie siły - odpowiedziała. - Siły daleko przekraczające twoją zdolność
pojmowania. Każdy z was ma rolę do odegrania i każdy ją odegra.
- Jaką rolę?
- Dowiesz się o swym przeznaczeniu, gdy czas się wypełni. - Ja mam jakieś przeznaczenie?
- Z całą pewnością - odrzekła. - Dlatego właśnie pozwalani ci żyć.
- Co zamierzała pani zrobić? Kazać Mboi zastrzelić mnie, gdy wychodziłem, gdyby
postanowiła mnie pani nie zatrudnić?
- Nadał nie rozumiesz, z czym masz do czynienia, prawda? - odparła. - W milionie
milionów wariantów przyszłości przetrwasz ten dzień, Neilu Caymanie. Ale jesteś młodzieńcem
żyjącym w wielkim napięciu i w niektórych wariantach przyszłości, jakie przewiduję, umrzesz z
powodu nagłego wylewu krwi do mózgu. A w jednej z nich masz znak nadchodzącej śmierci. Ta
przyszłość nastąpi, gdy zrobię rzecz następującą... - mówiąc to podeszła do szklanej ściany, oparła
na niej obie dłonie z szeroko rozstawionymi palcami i spojrzała na staw.
Chłopiec poczuł, jak głowę przeszywa mu nagły ból. Wrzasnął bełkotliwie, a potem opadł
na jedno kolano. Ból stał się jeszcze gorszy, intensywniejszy niż jakikolwiek mu znany, więc zwinął
się w pozycji płodowej z pięściami przyciśniętymi do skroni.
A potem ból nagle ustąpił. Wstanie na nogi i odegnanie mgły z oczu zabrało mu całą minutę.
Wtedy ujrzał obraz Penelopy, która uśmiechała się do niego kilka cali nad wideofonem.
- Czy zaczynasz pojmować? - spytała pogodnie.
- Jak, u diabła, zrobiła to pani z odległości trzydziestu mil? - wymamrotał.
- Widziałeś, co zrobiłam z Hadesem, i jeszcze dziwisz się moim zdolnościom? Być może
Czarna Zmierć miał rację; może nie jesteś dość bystry, by stać się dla mnie kimś użytecznym.
- Powiedział to pani? - zapytał Chłopiec.
- Oczywiście - odparła. - On nie ma przede mną tajemnic.
- Wobec tego, jeśli jestem zbyt głupi, by pracować dla pani, może po prostu wrócę do
Lodziarza! - warknął.
Wydało mu się, że przez najkrótszy ułamek sekundy dostrzegł na jej twarzy ślad emocji; być
może strach albo nienawiść, a może zwyczajną pogardę. Ale po chwili wrażenie znikło, ona zaś
patrzyła wprost na niego.
- To nie byłoby zbyt mądre, Neilu Caymanie - powiedziała. - Nim opuściłbyś planetę,
byłbyś martwy. Złożyłeś mi obietnicę wierności. Tylko ja mogę cię z niej zwolnić. - Uśmiechnęła
się niewesoło. - A może wolałbyś wybrać następną demonstrację mojej potęgi?
- Nie - odrzekł. - Wygrała pani. - Na razie - dodał w myśli. [ Pobierz całość w formacie PDF ]