[ Pobierz całość w formacie PDF ]

tworzących nad ich głowami sieć miejscami gęstą, miejscami niemal niedostrzegalną.
- Czyj los trzymam teraz w rękach? Czy to starzec, czy dziecko? Czy to księżniczka o
olśniewającej urodzie, czy biedna wieśniaczka przymierająca głodem? Czy to król, czy żebrak?
Szybkim i precyzyjnym ruchem przerwała nić, z której wytrysnęło parę kropel krwi.
- Czy to ważne? Zwiat już zapomniał o tym człowieku.
Thorgal i Shaniah stali w osłupieniu. Przeraziła ich bezceremonialność, z jaką postać
decydowała o życiu i śmierci ich bliznich... Dziewczyna oddychała coraz szybciej, a serce waliło
jej jak młotem. Thorgal objął ją w obronnym geście. Tajemnicza postać zrobiła krok w stronę
Shaniah, z twarzą wykrzywioną grymasem, który wyrażał zadowolenie z tej demonstracji
władzy.
- Jestem wszystkim, jestem nikim - szeptała złowieszczo postać, zbliżając się do
dziewczyny. - Ty drżysz, mała śmiertelniczko! Myślisz, że twoje bezcenne istnienie znajduje się
gdzieś tutaj... kto wie... może o tym nawet nie wiedząc, już... umarłaś!
Shaniah wybuchnęła szlochem i zasłoniła rękoma twarz. Thorgal przytulił ją jeszcze
mocniej.
- Dosyć! - krzyknął. - Czemu ma służyć ta okrutna zabawa?
- Zabawa? Okrucieństwo? - irytowała się postać. - Co chcesz przez to powiedzieć? Ludzie
muszą się rodzić, żyć i umierać. To moja rola... ale masz trochę racji. Rzadko mnie tutaj ktoś
odwiedza i czasem się nudzę. Pokażę ci inną z moich zabaw. Zbliż się.
Thorgal posłuchał polecenia, niechętnie odchodząc od Shaniah. Postać przyciągnęła do
siebie jedną z nici tak cienką, że niemal niewidoczną.
- Co masz na myśli? - spytał Thorgal.
Wojownik zmarszczył brwi, nie wiedząc, do czego zmierza ta tajemnicza postać.
- Ha, ha, ha - zaśmiała się dziwna istota. - Nie próbujesz nawet zrozumieć, nieprawdaż?
Nazywam je istnieniami w zawieszeniu. Jeszcze nieumarłe i nie całkiem żyjące. Wystarczy jeden
podmuch, aby je przerwać...
Ręce Thorgala zaczęły drżeć, a mimo to wyciągnął je i dotknął delikatnie nici.
- To... to jest...
- Tak! - ucieszyła się postać. - Trzymasz w swoich rękach życie twojej ukochanej! Ha, ha,
ha!
- Wiem, że masz moc, aby przywrócić jej życie! - krzyknął Thorgal. - Zrobię wszystko,
czego zażądasz!
Postać przez chwilę się zastanawiała.
- Wszystko, tak?
W rzeczywistości wiedziała jednak, czego zażąda od tego nieświadomego człowieka,
który pragnął więcej niż jakikolwiek inny śmiałek. Jedna z latających istot podfrunęła do nich i
podała tajemniczej postaci łuk i strzałę.
- Wiem, do jakich czynów jesteś zdolny, Thorgalu - powiedziała postać. - Ale mnie to nie
interesuje.
Po tych słowach tajemnicza istota, uśmiechając się drwiąco, podała Thorgalowi łuk i
strzałę.
- W zamian za życie twojej żony chcę tylko, abyś wystrzelił strzałę. Jedną jedyną. W
jakimkolwiek kierunku! W ten sposób przerwiesz jedną z milionów otaczających nas nici i liczba
żywych i umarłych zostanie wyrównana. Równowaga musi być zachowana. Widzisz, że nie
oczekuję niczego trudnego - dodała postać obłudnie.
Thorgal niemal wyrwał łuk z jej rąk. Nałożył strzałę na cięciwę i wycelował. Nie mógł
jednak uspokoić oddechu. Dyszał ciężko podobnie jak Shaniah parę chwil temu, a ręce wciąż mu
się trzęsły.
Po ciągnącej się w nieskończoność chwili Thorgal rzucił łuk i padł na zimną, gładką
ziemię. Usiadł i objąwszy ramionami kolana, skulił się pokonany. Po tym jak przeszedł wszystkie
próby, kiedy wreszcie miał przywrócić Aaricię do życia, okazało się, że nie jest do tego zdolny.
Nie mógł przerwać czyjegoś życia, unicestwić czyjegoś istnienia. To było ponad jego siły.
- Nie potrafię - wyszeptał.
Postać triumfalnie wybuchnęła ponurym śmiechem.
- Ha, ha, ha! Wiedziałem! Nie potrafi tego zrobić, nawet żeby uratować życie ukochanej!
Ha, ha, ha! Jakie to zabawne!
- On nie potrafi, aleja tak!
Shaniah chwyciła łuk i strzałę. Zdążyła naciągnąć cięciwę, zanim Thorgal uniósł głowę.
Nawet nie zadrżała jej ręka.
- Shaniah! - wrzasnął Thorgal.
- Każdego dnia umierają tysiące ludzi, a ja nie chcę, żeby wszystkie niebezpieczeństwa,
które przeżyliśmy, były nadaremne! - W tej chwili nie było w niej już nic z małej dziewczynki.
Auk dzierżyła stanowcza i odważna kobieta. Odetchnęła głęboko i dodała: - Ta przeklęta
strażniczka kluczy śmiała wątpić w miłość, jaką do ciebie żywię, Thorgalu... Teraz udowodnię,
że cię kocham!
Thorgal zdążyłby ją powstrzymać, ale nie zrobił tego. Strzała wyleciała wysoko w górę,
po czym zatoczywszy łuk, zaczęła spadać, nie naruszając żadnej z nici.
W końcu jednak przecięła jedną z nich.
Wytrysnęła z niej strużka krwi.
W tej samej chwili nić, którą Thorgal trzymał w rękach, nić życia Aaricii, stała się
grubsza i wyraznie się wzmocniła.
- Proszę - odezwała się postać. - I co w tym było takiego trudnego? Piękna Aaricia się
obudziła. Nie pamięta już swojej długiej agonii, a jej pierwsza myśl pobiegła do ciebie, Thorgalu.
Wzywa cię z całej duszy. To wzruszające, nieprawdaż? - dodała postać, wyjmując łuk z rąk
Shaniah.
Potem odwróciła się do Thorgala ze wstrętnym grymasem wykrzywiającym jej
wychudzoną twarz.
- Tym bardziej wzruszające jest - zaskrzeczała postać - że nieprędko ją zobaczysz. Czy
naiwnie myśleliście, że można bezkarnie zastępować bogów? Musicie teraz odpokutować za
grzech Shaniah popełniony w twoim imieniu, Thorgalu! Musicie w labiryntach Helu spotkać
człowieka, któremu odebraliście życie!
*
Ciemność, nici, góra i strażnik życia zniknęli, a Thorgal i Shaniah znalezli się we wnętrzu
groty, której ściany były nieskazitelnie białe. Było zimno. Szeroka ścieżka wiła się pomiędzy
skalnymi naroślami, stalaktytami, stalagmitami i innymi wapiennymi tworami.
Thorgal wziął Shaniah za rękę. Szli dłuższą chwilę, przynajmniej takie odnosili wrażenie,
nie mieli bowiem poczucia upływającego czasu.
- Już tędy przechodziliśmy - szepnęła Shaniah.
Thorgal się zatrzymał.
- Skąd wiesz? Tu wszędzie jest tak samo!
Shaniah wzruszyła ramionami.
- Nie jestem pewna. Tak mi się tylko wydaje. Jestem zmęczona - dodała, siadając na
występie skalnym.
- Chodz, Shaniah, nie możemy się poddać. Na pewno znajdziemy rozwiązanie.
- Oczywiście, że się nie poddamy! Jesteś szalony, Thorgalu! Czy nie możesz ustąpić
wobec oczywistej prawdy? Jesteśmy uwięzieni w labiryntach Helu i nigdy się stąd nie
wydostaniemy!
Thorgal się zawahał. Dziewczyna oczywiście miała rację. Wszystkie dusze trafiają w
końcu do Helu, ale wydostać się stamtąd nie można.
- To moja wina, Thorgalu - zaczęła szlochać Shaniah. - Nie powinnam była... strzelać z
tego łuku.
Wiking położył rękę na jej ramieniu.
- Nie, Shaniah, nie powinnaś tak myśleć. Ty masz po prostu odwagę, na którą ja nie
mogłem się zdobyć, i dzięki tobie Aaricia żyje. A to jest dla mnie najważniejsze.
- Tak, Aaricia żyje - powtórzyła gorzko dziewczyna.
- Shaniah - szepnął Thorgal - wiem, co czujesz, ale...
Dziewczyna zarzuciła mu ręce na szyję.
- Och, Thorgalu! Chciałabym tylko... chciałabym, żebyś... żebyś mnie objął... tylko ten
jeden raz...
Thorgal z czułością przytulił ją i delikatnie przylgnął wargami do jej warg.
Długą chwilę trwali w objęciach.
Kiedy Shaniah otworzyła oczy, otaczały ich setki przepięknych śnieżnobiałych motyli.
Wszystkie frunęły w jednym kierunku.
- Shaniah! - wykrzyknął Thorgal. - Motyle! Skald Ulf opowiadał nam, że dusze
przybierają postać motyli, przekraczając bramy Helu! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rafalstec.xlx.pl