[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pan? - podsunÄ…Å‚ radomskie.
Obcy odstawił teczkę na podłogę, sięgnął po papierosa; ręce mu drżały. Odkaszlnął,
przetarł chustką spoconą twarz i odetchnął głęboko.
- Nazywam się Zwiderski Eustachy, magister fizyki z wykształcenia. Pracuję w
Rawarze . Mieszkam na Przemysłowej jedenaście. - Głos miał przyjemny, ciepły baryton.
Z wolna uspokajał się, patrzał przytomnie.
- Chciał pan się z nami widzieć. Jestem szefem wydziału kryminalnego, pułkownik
Daniłowicz. Słucham pana.
- To było dzisiaj nad ranem - rozpoczął Swiderski. - Kilka minut przed piątą. Wstałem
wcześniej niż zwykle, bo chciałem przed pójściem do pracy przynieść z piwnicy ziemniaki.
%7łona gotuje, ale nie powinna teraz dzwigać, jest w ciąży. Więc, jak mówię, wstałem i
zeszedłem na dół; mieszkamy na trzecim piętrze. Otworzyłem drzwi od piwnicznego
korytarza. Miałem ze sobą latarkę, bo tam często światło się nie pali, kradną żarówki.
Zaświeciłem i zacząłem iść w kierunku naszej piwnicy. Nagle ktoś z tyłu złapał mnie za
ramię i za gardło, zaciskał, ale jestem dość silny, wyrwałem się, tylko latarka wypadła mi z
ręki. Promień światła padał teraz z dołu, z podłogi, widziałem tylko czyjeś buty i nogawki
spodni. Szamotaliśmy się, to musiał być mężczyzna wysoki, mocny, wyczułem w pewnej
chwili, że ma brodę i wąsy. Zdołałem wykrztusić: Czego chcesz?! On przewrócił mnie, coś
do siebie szeptał, nie zrozumiałem ani słowa. Wyrwał mi klucze od mieszkania, szukał chyba
portfelu, ale nie brałem przecież do piwnicy. Przy kluczach były też dwa od samochodu, który
stał przed domem, j On musiał o tym wiedzieć, może przedtem mnie obserwował. Potem
uderzył mnie silnie jakimś żelazem; straciłem przytomność. Zapamiętałem I tylko jedno
sÅ‚owo, które powtórzyÅ‚ dwukrotnie: Adámas! Kiedy siÄ™ ocknÄ…Å‚em...
- Chwileczkę! - przerwał szef. Podniósł słuchawkę. - Szczęsny? Chodz do mnie. Niech
pan zaczeka. Może kawy?
- Chętnie - odparł magister-fizyk.
Wszedł Szczęsny, pułkownik pokazał mu oczami na przybysza i coś mruknął. Oczy
majora rozbłysły jak żarzące się węgle. Wniesiono kawę i Daniłowicz poprosił, aby Zwiderski
opowiedział rzecz całą raz jeszcze od początku. Delikwent westchnął, wypił kawę i
posłusznie relacjonował.
- Więc kiedy się ocknąłem - kończył - nikogo już w piwnicy nie było. Ani mojego
samochodu na ulicy - dodał z nie ukrywanym żalem. - Wróciłem do mieszkania, nic żonie nie
mówiąc, aby się nie zlękła. Poprosiłem ją tylko, żeby nie ruszała się z domu, bo gdzieś
zagubiły mi się klucze, więc poszukam po pracy. Na głowie miałem krew od uderzenia,
powiedziałem jej, że rąbnąłem o coś tam w piwnicy. Od razu kupiłem nowy zamek z zapasem
kluczy - wyjął z teczki, pokazał. - %7łonie przykazałem, aby zamknęła się od wewnątrz i
nikomu nie otwierała, póki nie wrócę. Ale tak myślę, że jeżeli on skradł samochód, to już jest
daleko.
- Jaki pan ma wóz?
- Stare, ale dobre volvo. Czarne. Numer rejestracyjny: WAE szesnaście dwanaście.
Szczęsny zerwał się, wyszedł do sali stanowiska dowodzenia. Trzeba było natychmiast
rozesłać wiadomość do wszystkich jednostek milicyjnych w kraju. Daniłowicz dolał
magistrowi kawy i powiedział:
- Więc wyczuł pan w trakcie szamotania, że napastnik ma brodę i wąsy. Może coś
jeszcze? Miał płaszcz czy tylko ubranie? Jakie buty?
- Chyba płaszcz. Nie, raczej kurtkę. Buty? - Zamyślił się. - W takim oświetleniu to
trudno odróżnić. W każdym razie ciemne,
- Miał czapkę?
- Jeżeli miał, to musiała spaść podczas tej walki. Bo to jednak była walka o życie...
Wciąż mnie boli gardło i głowa.
- I zapamiÄ™taÅ‚ pan sÅ‚owo: Adámas? Nie przesÅ‚yszaÅ‚ siÄ™ pan?
- Raczej nie. Pomyślałem nawet, że to jakiś obcokrajowiec, że to słowo coś znaczy w
jego języku.
Wrócił major, porozumiał się wzrokiem z szefem.
- Pojedziemy z panem do piwnicy - rzekł. - Być może znajdują się tam ślady pobytu
tego człowieka.
Znalezli jednak tylko kilka niedopałków, które mogły być wyrzucone przez lokatorów
domu. Przeszukali wszystkie piwnice po kolei. Nie natrafili w żadnej na rozesłane szmaty, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
pan? - podsunÄ…Å‚ radomskie.
Obcy odstawił teczkę na podłogę, sięgnął po papierosa; ręce mu drżały. Odkaszlnął,
przetarł chustką spoconą twarz i odetchnął głęboko.
- Nazywam się Zwiderski Eustachy, magister fizyki z wykształcenia. Pracuję w
Rawarze . Mieszkam na Przemysłowej jedenaście. - Głos miał przyjemny, ciepły baryton.
Z wolna uspokajał się, patrzał przytomnie.
- Chciał pan się z nami widzieć. Jestem szefem wydziału kryminalnego, pułkownik
Daniłowicz. Słucham pana.
- To było dzisiaj nad ranem - rozpoczął Swiderski. - Kilka minut przed piątą. Wstałem
wcześniej niż zwykle, bo chciałem przed pójściem do pracy przynieść z piwnicy ziemniaki.
%7łona gotuje, ale nie powinna teraz dzwigać, jest w ciąży. Więc, jak mówię, wstałem i
zeszedłem na dół; mieszkamy na trzecim piętrze. Otworzyłem drzwi od piwnicznego
korytarza. Miałem ze sobą latarkę, bo tam często światło się nie pali, kradną żarówki.
Zaświeciłem i zacząłem iść w kierunku naszej piwnicy. Nagle ktoś z tyłu złapał mnie za
ramię i za gardło, zaciskał, ale jestem dość silny, wyrwałem się, tylko latarka wypadła mi z
ręki. Promień światła padał teraz z dołu, z podłogi, widziałem tylko czyjeś buty i nogawki
spodni. Szamotaliśmy się, to musiał być mężczyzna wysoki, mocny, wyczułem w pewnej
chwili, że ma brodę i wąsy. Zdołałem wykrztusić: Czego chcesz?! On przewrócił mnie, coś
do siebie szeptał, nie zrozumiałem ani słowa. Wyrwał mi klucze od mieszkania, szukał chyba
portfelu, ale nie brałem przecież do piwnicy. Przy kluczach były też dwa od samochodu, który
stał przed domem, j On musiał o tym wiedzieć, może przedtem mnie obserwował. Potem
uderzył mnie silnie jakimś żelazem; straciłem przytomność. Zapamiętałem I tylko jedno
sÅ‚owo, które powtórzyÅ‚ dwukrotnie: Adámas! Kiedy siÄ™ ocknÄ…Å‚em...
- Chwileczkę! - przerwał szef. Podniósł słuchawkę. - Szczęsny? Chodz do mnie. Niech
pan zaczeka. Może kawy?
- Chętnie - odparł magister-fizyk.
Wszedł Szczęsny, pułkownik pokazał mu oczami na przybysza i coś mruknął. Oczy
majora rozbłysły jak żarzące się węgle. Wniesiono kawę i Daniłowicz poprosił, aby Zwiderski
opowiedział rzecz całą raz jeszcze od początku. Delikwent westchnął, wypił kawę i
posłusznie relacjonował.
- Więc kiedy się ocknąłem - kończył - nikogo już w piwnicy nie było. Ani mojego
samochodu na ulicy - dodał z nie ukrywanym żalem. - Wróciłem do mieszkania, nic żonie nie
mówiąc, aby się nie zlękła. Poprosiłem ją tylko, żeby nie ruszała się z domu, bo gdzieś
zagubiły mi się klucze, więc poszukam po pracy. Na głowie miałem krew od uderzenia,
powiedziałem jej, że rąbnąłem o coś tam w piwnicy. Od razu kupiłem nowy zamek z zapasem
kluczy - wyjął z teczki, pokazał. - %7łonie przykazałem, aby zamknęła się od wewnątrz i
nikomu nie otwierała, póki nie wrócę. Ale tak myślę, że jeżeli on skradł samochód, to już jest
daleko.
- Jaki pan ma wóz?
- Stare, ale dobre volvo. Czarne. Numer rejestracyjny: WAE szesnaście dwanaście.
Szczęsny zerwał się, wyszedł do sali stanowiska dowodzenia. Trzeba było natychmiast
rozesłać wiadomość do wszystkich jednostek milicyjnych w kraju. Daniłowicz dolał
magistrowi kawy i powiedział:
- Więc wyczuł pan w trakcie szamotania, że napastnik ma brodę i wąsy. Może coś
jeszcze? Miał płaszcz czy tylko ubranie? Jakie buty?
- Chyba płaszcz. Nie, raczej kurtkę. Buty? - Zamyślił się. - W takim oświetleniu to
trudno odróżnić. W każdym razie ciemne,
- Miał czapkę?
- Jeżeli miał, to musiała spaść podczas tej walki. Bo to jednak była walka o życie...
Wciąż mnie boli gardło i głowa.
- I zapamiÄ™taÅ‚ pan sÅ‚owo: Adámas? Nie przesÅ‚yszaÅ‚ siÄ™ pan?
- Raczej nie. Pomyślałem nawet, że to jakiś obcokrajowiec, że to słowo coś znaczy w
jego języku.
Wrócił major, porozumiał się wzrokiem z szefem.
- Pojedziemy z panem do piwnicy - rzekł. - Być może znajdują się tam ślady pobytu
tego człowieka.
Znalezli jednak tylko kilka niedopałków, które mogły być wyrzucone przez lokatorów
domu. Przeszukali wszystkie piwnice po kolei. Nie natrafili w żadnej na rozesłane szmaty, [ Pobierz całość w formacie PDF ]