[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Za pózno... Sztylet trafia ją w serce...
W tym momencie daje się słyszeć odgłos roztrzaskiwanego lustra i wraz z tysiącem
odprysków szkła, rozproszonych po całej sali, Stilla znika...
Franciszek znieruchomiał... Nic nie rozumie... Czyżby także oszalał?
Tymczasem Rudolf de Gortz krzyczy:
Stilla jeszcze raz wymknęła się Franciszkowi de Telek!... Lecz jej głos... jej głos zo-
stanie ze mną... Jej głos jest mój... i nigdy nie będzie należał do nikogo innego!
W chwili gdy Franciszek chce rzucić się na barona de Gortz, siły opuszczają go i pa-
da bez przytomności u stóp estrady.
Rudolf de Gortz nie zwraca uwagi na hrabiego. Chwyta ze stołu pudło, opuszcza salę,
schodzi na pierwsze piętro baszty. Następnie wydostaje się na taras, okrąża go i zbliża
się do drugich drzwi, gdy rozlega się strzał.
To Rotzko stojący na obrzeżu kontrskarpy, strzelił do barona de Gortz.
Baron nie został trafiony, lecz kula Rotzki rozbiła pudło, które ściskał w ramio-
nach...
Rudolf de Gortz wydał straszny krzyk.
Jej głos... Jej głos!... powtarzał. Jej dusza... Dusza Stilli... została strzaskana...
strzaskana... strzaskana!...
Widziano go, jak biega wzdłuż tarasu ze zjeżonymi włosami załamanymi rękoma,
krzyczącego ciągle:
Jej głos... Jej głos!... Zniszczyli mi jej głos!... Niech będą przeklęci!
Następnie zniknął w głębi drzwi, w tym samym momencie gdy Rotzko i Nik Deck
próbowali dostać się na mury fortecy, nie czekając na oddział policjantów.
W chwilę potem straszna eksplozja wstrząsnęła masywem Plesy. Snopy płomieni
uniosły się aż po chmury, a lawina kamieni zasypała drogę z przełęczy Vulkan,
Po bastionach, murach, baszcie, po kaplicy zamku Karpaty na powierzchni płasko-
wyżu Orgall pozostał jedynie stos dymiących ruin.
XVII
Nie należy zapominać, że zgodnie z umową barona z Orfanikiem, eksplozja miała
zniszczyć zamek dopiero po opuszczeniu go przez Rudolfa de Gortz. Jednakże w chwili
gdy nastąpił wybuch, baron nie miał możliwości ani czasu uciec przez tunel na drogę ku
przełęczy. Czyżby Rudolf de Gortz w ataku bólu, w szaleństwie rozpaczy, już nieświa-
dom co czyni, spowodował natychmiastową katastrofę, której miał być pierwszą ofiarą?
Czyżby niezrozumiałe słowa, jakie wyrwały mu się w momencie, gdy kula Rotzki strza-
skała pudło, które niósł, oznaczały, że postanowił pogrzebać się pod gruzami fortecy?
W każdym razie nader szczęśliwa była okoliczność, że policjanci, zaskoczeni wy-
strzałem fuzji Rotzki, znajdowali się jeszcze w pewnej odległości od murów, gdy eks-
plozja wstrząsnęła masywem. Jedynie kilku z nich poraniły odłamki spadające na skraj
płaskowyżu Orgall. Natomiast Rotzko i leśniczy znajdowali się u stóp muru doprawdy
chyba cud sprawił, że nie zostali zmiażdżeni pod deszczem kamieni.
Gdy tylko eksplozja przebrzmiała, Nikowi Deckowi, hajdukowi i policjantom bez
zbytniego wysiłku udało się przekroczyć mury, i przeszedłszy fosę, na wpół zasypaną
resztkami fortyfikacji.
Pięćdziesiąt kroków za murem, wśród gruzów, u stóp baszty trafiono na ciało.
Był to Rudolf de Gortz. Kilku starych, okolicznych mieszkańców między innymi
sędzia Koltz rozpoznało go bez wahania.
Tymczasem Rotzko i Nik Deck myśleli jedynie o odszukaniu hrabiego. Ponieważ
Franciszek nie pojawił się we wsi Vulkan w czasie uzgodnionym ze swym hajdukiem, to
znaczy, że dotąd nie wydostał się z zamku.
Rotzko nie śmiał nawet mieć nadziei, że znajdzie go żywym, że cało wyszedł z kata-
strofy. Płakał rzewnymi łzami, a Nik Deck nie umiał go uspokoić.
Jednakże po około pół godzinie poszukiwań młody hrabia został odnaleziony na
pierwszym piętrze baszty, pod łukiem oporowym ściany, który uchronił go przed
zmiażdżeniem.
Mój pan... mój biedny pan...
116
Panie hrabio...
Były to pierwsze słowa, jakie wymówili Rotzko i Nik Deck, gdy pochylili się nad
Franciszkiem. Sądzili, że jest martwy był jedynie nieprzytomny.
Franciszek otworzył oczy, lecz jego nieruchome spojrzenie wydawało się świadczyć,
że ani nie rozpoznaje Rotzki, ani go nie słyszy.
Nik Deck, który trzymał hrabiego w objęciach, mówił do niego coś jeszcze, lecz nie
było żadnej odpowiedzi.
Jedynie ostatnie słowa pieśni Stilli wydobywały się z jego ust:
Innamorata, mio cuore tremante...
Franciszek de Telek był obłąkany.
XVIII
Ponieważ hrabia postradał zmysły, bez wątpienia nikt nie potrafiłby wyjaśnić ostat-
nich wydarzeń, których teatrem był zamek Karpaty, gdyby nie rewelacje ujawnione
w następujących okolicznościach.
W czasie czterech dni Orfanik oczekiwał był, że baron de Gortz dotrze doń w mia-
steczku Bistritz, jak zostało uzgodnione. Gdy się nie pojawił, jego towarzysz począł się
zastanawiać, czy właściciel zamku nie stał się ofiarą eksplozji. Pchany tyle samo cie-
kawością co niepokojem, opuścił więc miasteczko, udał się drogą do Werstu i dotarł
w okolice fortecy.
yle się to dlań skończyło, gdyż policjanci nie omieszkali zająć się jego osobą, opisaną
im przez Rotzkę, który znał go i to od dawna. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
Za pózno... Sztylet trafia ją w serce...
W tym momencie daje się słyszeć odgłos roztrzaskiwanego lustra i wraz z tysiącem
odprysków szkła, rozproszonych po całej sali, Stilla znika...
Franciszek znieruchomiał... Nic nie rozumie... Czyżby także oszalał?
Tymczasem Rudolf de Gortz krzyczy:
Stilla jeszcze raz wymknęła się Franciszkowi de Telek!... Lecz jej głos... jej głos zo-
stanie ze mną... Jej głos jest mój... i nigdy nie będzie należał do nikogo innego!
W chwili gdy Franciszek chce rzucić się na barona de Gortz, siły opuszczają go i pa-
da bez przytomności u stóp estrady.
Rudolf de Gortz nie zwraca uwagi na hrabiego. Chwyta ze stołu pudło, opuszcza salę,
schodzi na pierwsze piętro baszty. Następnie wydostaje się na taras, okrąża go i zbliża
się do drugich drzwi, gdy rozlega się strzał.
To Rotzko stojący na obrzeżu kontrskarpy, strzelił do barona de Gortz.
Baron nie został trafiony, lecz kula Rotzki rozbiła pudło, które ściskał w ramio-
nach...
Rudolf de Gortz wydał straszny krzyk.
Jej głos... Jej głos!... powtarzał. Jej dusza... Dusza Stilli... została strzaskana...
strzaskana... strzaskana!...
Widziano go, jak biega wzdłuż tarasu ze zjeżonymi włosami załamanymi rękoma,
krzyczącego ciągle:
Jej głos... Jej głos!... Zniszczyli mi jej głos!... Niech będą przeklęci!
Następnie zniknął w głębi drzwi, w tym samym momencie gdy Rotzko i Nik Deck
próbowali dostać się na mury fortecy, nie czekając na oddział policjantów.
W chwilę potem straszna eksplozja wstrząsnęła masywem Plesy. Snopy płomieni
uniosły się aż po chmury, a lawina kamieni zasypała drogę z przełęczy Vulkan,
Po bastionach, murach, baszcie, po kaplicy zamku Karpaty na powierzchni płasko-
wyżu Orgall pozostał jedynie stos dymiących ruin.
XVII
Nie należy zapominać, że zgodnie z umową barona z Orfanikiem, eksplozja miała
zniszczyć zamek dopiero po opuszczeniu go przez Rudolfa de Gortz. Jednakże w chwili
gdy nastąpił wybuch, baron nie miał możliwości ani czasu uciec przez tunel na drogę ku
przełęczy. Czyżby Rudolf de Gortz w ataku bólu, w szaleństwie rozpaczy, już nieświa-
dom co czyni, spowodował natychmiastową katastrofę, której miał być pierwszą ofiarą?
Czyżby niezrozumiałe słowa, jakie wyrwały mu się w momencie, gdy kula Rotzki strza-
skała pudło, które niósł, oznaczały, że postanowił pogrzebać się pod gruzami fortecy?
W każdym razie nader szczęśliwa była okoliczność, że policjanci, zaskoczeni wy-
strzałem fuzji Rotzki, znajdowali się jeszcze w pewnej odległości od murów, gdy eks-
plozja wstrząsnęła masywem. Jedynie kilku z nich poraniły odłamki spadające na skraj
płaskowyżu Orgall. Natomiast Rotzko i leśniczy znajdowali się u stóp muru doprawdy
chyba cud sprawił, że nie zostali zmiażdżeni pod deszczem kamieni.
Gdy tylko eksplozja przebrzmiała, Nikowi Deckowi, hajdukowi i policjantom bez
zbytniego wysiłku udało się przekroczyć mury, i przeszedłszy fosę, na wpół zasypaną
resztkami fortyfikacji.
Pięćdziesiąt kroków za murem, wśród gruzów, u stóp baszty trafiono na ciało.
Był to Rudolf de Gortz. Kilku starych, okolicznych mieszkańców między innymi
sędzia Koltz rozpoznało go bez wahania.
Tymczasem Rotzko i Nik Deck myśleli jedynie o odszukaniu hrabiego. Ponieważ
Franciszek nie pojawił się we wsi Vulkan w czasie uzgodnionym ze swym hajdukiem, to
znaczy, że dotąd nie wydostał się z zamku.
Rotzko nie śmiał nawet mieć nadziei, że znajdzie go żywym, że cało wyszedł z kata-
strofy. Płakał rzewnymi łzami, a Nik Deck nie umiał go uspokoić.
Jednakże po około pół godzinie poszukiwań młody hrabia został odnaleziony na
pierwszym piętrze baszty, pod łukiem oporowym ściany, który uchronił go przed
zmiażdżeniem.
Mój pan... mój biedny pan...
116
Panie hrabio...
Były to pierwsze słowa, jakie wymówili Rotzko i Nik Deck, gdy pochylili się nad
Franciszkiem. Sądzili, że jest martwy był jedynie nieprzytomny.
Franciszek otworzył oczy, lecz jego nieruchome spojrzenie wydawało się świadczyć,
że ani nie rozpoznaje Rotzki, ani go nie słyszy.
Nik Deck, który trzymał hrabiego w objęciach, mówił do niego coś jeszcze, lecz nie
było żadnej odpowiedzi.
Jedynie ostatnie słowa pieśni Stilli wydobywały się z jego ust:
Innamorata, mio cuore tremante...
Franciszek de Telek był obłąkany.
XVIII
Ponieważ hrabia postradał zmysły, bez wątpienia nikt nie potrafiłby wyjaśnić ostat-
nich wydarzeń, których teatrem był zamek Karpaty, gdyby nie rewelacje ujawnione
w następujących okolicznościach.
W czasie czterech dni Orfanik oczekiwał był, że baron de Gortz dotrze doń w mia-
steczku Bistritz, jak zostało uzgodnione. Gdy się nie pojawił, jego towarzysz począł się
zastanawiać, czy właściciel zamku nie stał się ofiarą eksplozji. Pchany tyle samo cie-
kawością co niepokojem, opuścił więc miasteczko, udał się drogą do Werstu i dotarł
w okolice fortecy.
yle się to dlań skończyło, gdyż policjanci nie omieszkali zająć się jego osobą, opisaną
im przez Rotzkę, który znał go i to od dawna. [ Pobierz całość w formacie PDF ]