[ Pobierz całość w formacie PDF ]
żeby ją obejrzeć. Ogarnęło ją przyjemne rozleniwienie. Długo spacerowała
po łące, zbierając polne kwiaty, a gdy bukiet stał się zbyt ciężki, żeby go
nieść, usiadła na trawie, tocząc wokół rozmarzonym wyrokiem. Jak tu
cicho i spokojnie, pomyślała. Aż trudno uwierzyć, że przed kilkoma dniami
przemierzała zatłoczone ulice Nowego Jorku. Wzdrygnęła się na
wspomnienie smogu, korków i tłumu zaaferowanych przechodniów. Do tej
pory lubiła szalone tempo życia wielkiej metropolii i uważała je za
nieustanne wyzwanie, ale gdy patrzyła na cudowne krajobrazy angielskiej
prowincji, nie była już taka pewna, czy zdoła na nowo przyzwyczaić się do
miejskiego życia.
Pół godziny pózniej zjawił się Nick. Leżała na trawie z zamkniętymi
oczyma, ale wyczuła jego obecność, nim stanął przed nią, rzucając długi
cień.
- Wybrałam się wczoraj do teatru - powiedziała, nie unosząc powiek. -
Grali Jak wam się podoba". Pamiętasz, bohaterowie przebywają w Lesie
Ardeńskim? Dowiedziałam się, że na północ od Stratfordu znajduje się las
o takiej nazwie. Szekspir uwiecznił go w swojej sztuce. Dziś to mały
zagajnik. Czy dawniej był większy? Co wiesz na ten temat?
- Nie znam się na tym. Lasy mnie nie interesują - burknął.
- Skoro już rozmawiamy o dziełach Szekspira - odparła, lekko ziewając
- wyznam ci, że czuję się teraz jak Tytania ze Snu nocy letniej".
Chciałabym zostać królową elfów. Jak sądzisz, czy Szekspir odwiedzał te
strony?
- Wątpię.
Olivia uniosła ciężkie powieki i przyglądała się górującemu nad nią
Nickowi.
- Chyba wcale nie był taki romantyczny, jak by się mogło wydawać.
Pamiętasz Oberona, męża Tytanii? Mogę się założyć, że nasz wielki
dramaturg nadał mu imię najtłustszego wieprza ze swego chlewu. Wiesz, to
jest pomysł! Muszę go opublikować!
Nick omal nie parsknął śmiechem, ale szybko się opanował.
- Nie życzę sobie, żeby mi przerywano ważną naradę, bo zwariowana
dziennikarka z popularnego czasopisma, której po kilku sukcesach
przewróciło się w głowie, uznała, że ma prawo za mnie decydować -
oznajmił surowo.
- Przykładna nagana - odparła z podziwem. - Bardzo mi przykro, nie
wezmę jej sobie do serca. Mów dalej.
- Prowadzę sporą firmę i mam wiele innych zobowiązań. Nie mogę
zajmować się wyłącznie spełnianiem twoich kaprysów.
- Jestem twoją klientką, zapłaciłam ci za określoną usługę, więc mam
prawo kaprysić. - Usiadła na trawie i spojrzała mu w oczy. We włosach
miała jasnozielone zdzbła trawy. - Zatem życzę sobie, żeby mój dawny
przyjaciel Nicholas Vaux podjął się znowu roli pilota i przewodnika. Czy
to wygórowane życzenie? Zgódz przez wzgląd na dawne dobre czasy.
Wiedziała, że Nick przyszedł tu w bojowym nastroju, żeby jej zrobić
awanturę, więc starała się go rozśmieszyć i mówiła pojednawczym tonem.
Okazało się, że to najlepsza taktyka. Po chwili wahania w milczeniu skinął
głową. Olivia zebrała kwiaty i podniosła się zwinnie.
- Chodzmy, zmarnowaliśmy całe przedpołudnie.
- Nie wolno zrywać tych kwiatów - zrzędził Nick.
- Są pod ochroną. Dawniej ludzie w ogóle się nie przejmowali ginącymi
gatunkami i wiadomo, jakie są tego skutki.
- Chcesz mnie nabrać? Nie, mówisz poważnie! - Olivia była szczerze
zaniepokojona. - Ojej, przecież nie mogę ich wyrzucić! Co mam teraz
zrobić? Sądzisz, że natkniemy się na właściciela tej łąki? - wypytywała,
oglądając się bojazliwie.
- Możesz się usprawiedliwiać niewiedzą i prosić o darowanie winy. -
Nick popatrzył na nią z rozbawieniem.
- Moim zdaniem da się przebłagać, a kwiaty podaruje ci w prezencie dla
podtrzymania dobrych kontaktów między Anglią i Ameryką.
- Co za ulga! - Wybuchnęła śmiechem. Po chwili wahania Nick zaczął
jej wtórować. - Na szczęście nie straciłeś całkiem poczucia humoru -
stwierdziła z zadowoleniem. - A już się obawiałam, że jesteś teraz
okropnym ponurakiem.
- Bardzo się zmieniłem?
- Czemu pytasz? - Wzruszyła ramionami - Chyba nie ma istotnej
różnicy.
- Moim zdaniem to się rzuca w oczy - odparł drwiąco. Gdy doszli do
kamiennego muru, nie protestowała, gdy nalegał, że pomoże jej przejść na
drugą stronę. Nagle odwróciła się do niego i oznajmiła:
- Nie da się ukryć, że pod jednym względem naprawdę się zmieniłeś:
traktujesz mnie inaczej niż przedtem. Ale to było do przewidzenia. -
Skrzywiła twarz i zmierzyła, go taksującym spojrzeniem. - Poza tym
dawniej wydawałeś mi się przystojniejszy. - Roześmiała się, gdy popatrzył
na nią z oburzeniem. - Chodz wreszcie! Czemu zwlekasz? Muszę dziś
sporo zobaczyć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
żeby ją obejrzeć. Ogarnęło ją przyjemne rozleniwienie. Długo spacerowała
po łące, zbierając polne kwiaty, a gdy bukiet stał się zbyt ciężki, żeby go
nieść, usiadła na trawie, tocząc wokół rozmarzonym wyrokiem. Jak tu
cicho i spokojnie, pomyślała. Aż trudno uwierzyć, że przed kilkoma dniami
przemierzała zatłoczone ulice Nowego Jorku. Wzdrygnęła się na
wspomnienie smogu, korków i tłumu zaaferowanych przechodniów. Do tej
pory lubiła szalone tempo życia wielkiej metropolii i uważała je za
nieustanne wyzwanie, ale gdy patrzyła na cudowne krajobrazy angielskiej
prowincji, nie była już taka pewna, czy zdoła na nowo przyzwyczaić się do
miejskiego życia.
Pół godziny pózniej zjawił się Nick. Leżała na trawie z zamkniętymi
oczyma, ale wyczuła jego obecność, nim stanął przed nią, rzucając długi
cień.
- Wybrałam się wczoraj do teatru - powiedziała, nie unosząc powiek. -
Grali Jak wam się podoba". Pamiętasz, bohaterowie przebywają w Lesie
Ardeńskim? Dowiedziałam się, że na północ od Stratfordu znajduje się las
o takiej nazwie. Szekspir uwiecznił go w swojej sztuce. Dziś to mały
zagajnik. Czy dawniej był większy? Co wiesz na ten temat?
- Nie znam się na tym. Lasy mnie nie interesują - burknął.
- Skoro już rozmawiamy o dziełach Szekspira - odparła, lekko ziewając
- wyznam ci, że czuję się teraz jak Tytania ze Snu nocy letniej".
Chciałabym zostać królową elfów. Jak sądzisz, czy Szekspir odwiedzał te
strony?
- Wątpię.
Olivia uniosła ciężkie powieki i przyglądała się górującemu nad nią
Nickowi.
- Chyba wcale nie był taki romantyczny, jak by się mogło wydawać.
Pamiętasz Oberona, męża Tytanii? Mogę się założyć, że nasz wielki
dramaturg nadał mu imię najtłustszego wieprza ze swego chlewu. Wiesz, to
jest pomysł! Muszę go opublikować!
Nick omal nie parsknął śmiechem, ale szybko się opanował.
- Nie życzę sobie, żeby mi przerywano ważną naradę, bo zwariowana
dziennikarka z popularnego czasopisma, której po kilku sukcesach
przewróciło się w głowie, uznała, że ma prawo za mnie decydować -
oznajmił surowo.
- Przykładna nagana - odparła z podziwem. - Bardzo mi przykro, nie
wezmę jej sobie do serca. Mów dalej.
- Prowadzę sporą firmę i mam wiele innych zobowiązań. Nie mogę
zajmować się wyłącznie spełnianiem twoich kaprysów.
- Jestem twoją klientką, zapłaciłam ci za określoną usługę, więc mam
prawo kaprysić. - Usiadła na trawie i spojrzała mu w oczy. We włosach
miała jasnozielone zdzbła trawy. - Zatem życzę sobie, żeby mój dawny
przyjaciel Nicholas Vaux podjął się znowu roli pilota i przewodnika. Czy
to wygórowane życzenie? Zgódz przez wzgląd na dawne dobre czasy.
Wiedziała, że Nick przyszedł tu w bojowym nastroju, żeby jej zrobić
awanturę, więc starała się go rozśmieszyć i mówiła pojednawczym tonem.
Okazało się, że to najlepsza taktyka. Po chwili wahania w milczeniu skinął
głową. Olivia zebrała kwiaty i podniosła się zwinnie.
- Chodzmy, zmarnowaliśmy całe przedpołudnie.
- Nie wolno zrywać tych kwiatów - zrzędził Nick.
- Są pod ochroną. Dawniej ludzie w ogóle się nie przejmowali ginącymi
gatunkami i wiadomo, jakie są tego skutki.
- Chcesz mnie nabrać? Nie, mówisz poważnie! - Olivia była szczerze
zaniepokojona. - Ojej, przecież nie mogę ich wyrzucić! Co mam teraz
zrobić? Sądzisz, że natkniemy się na właściciela tej łąki? - wypytywała,
oglądając się bojazliwie.
- Możesz się usprawiedliwiać niewiedzą i prosić o darowanie winy. -
Nick popatrzył na nią z rozbawieniem.
- Moim zdaniem da się przebłagać, a kwiaty podaruje ci w prezencie dla
podtrzymania dobrych kontaktów między Anglią i Ameryką.
- Co za ulga! - Wybuchnęła śmiechem. Po chwili wahania Nick zaczął
jej wtórować. - Na szczęście nie straciłeś całkiem poczucia humoru -
stwierdziła z zadowoleniem. - A już się obawiałam, że jesteś teraz
okropnym ponurakiem.
- Bardzo się zmieniłem?
- Czemu pytasz? - Wzruszyła ramionami - Chyba nie ma istotnej
różnicy.
- Moim zdaniem to się rzuca w oczy - odparł drwiąco. Gdy doszli do
kamiennego muru, nie protestowała, gdy nalegał, że pomoże jej przejść na
drugą stronę. Nagle odwróciła się do niego i oznajmiła:
- Nie da się ukryć, że pod jednym względem naprawdę się zmieniłeś:
traktujesz mnie inaczej niż przedtem. Ale to było do przewidzenia. -
Skrzywiła twarz i zmierzyła, go taksującym spojrzeniem. - Poza tym
dawniej wydawałeś mi się przystojniejszy. - Roześmiała się, gdy popatrzył
na nią z oburzeniem. - Chodz wreszcie! Czemu zwlekasz? Muszę dziś
sporo zobaczyć. [ Pobierz całość w formacie PDF ]