[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ostrzygł się i ogolił. Nagle poczuł się równie zawstydzony jak pryszczaty
nastolatek na studniówce. Wzruszył ramionami.
- Raz lepiej, raz gorzej - stwierdził, nie podnosząc wzroku. Był pewien, że
Rosanna się uśmiecha, ale nie odważył się
sprawdzić.
- Co robisz z latarką? - dopytywała się. - Myślałam, że zmienisz
podkładkę w kranie.
- Zmieniłem - odrzekł, zbierając klucze. - Przysięgam, że ta rura nie
ciekła, dopóki nie naprawiłem kranu.
Rosanna wstawiła mleko do lodówki, a hamburgery do zamrażarki.
Otwierając drzwi kredensu, powiedziała; - Tak się dzieje w tym starym
domu. Jedna rzecz prowadzi do następnej. Gdzie nauczyłeś się naprawiać
cieknące krany?
- Mój najlepszy przyjaciel mieszkał w starym domu, gdzie ciągle coś się
psuło albo ciekło. Evie zawsze twierdziła, że wszystko dobrze
funkcjonowało z wyjątkiem wieczorów, świąt i weekendów. - Cole wstał
i otrzepał spodnie.
Rosanna wciąż rozkładała zakupy, ale zastanowiło ją coś w głosie Cole'a.
- Evie? - powtórzyła.
Cole już dawno strzepał cały kurz ze spodni, ale nie odrywał wzroku od
swoich kolan; - Była żoną mojego partnera, Gary'ego - odparł. - I nie
myliła się, twierdząc, że po godzinach wszystko idzie zle.
Rosanna nie ruszała się i czekała. Cole wpatrywał się teraz w klucz i
bawił się nim machinalnie; jego myśli błądziły bardzo daleko stąd.
133
- Mieli dwie małe córeczki - ciągnął. - Blizniaczki. Boże, te małe nigdy
nie przestawały mówić. I rzadko kiedy potrafiły usiedzieć na miejscu.
Dwa lata temu, kiedy Gary wykrwawiał się na śmierć - od kuli, która była
przeznaczona dla mnie -w osiedlowej uliczce, a ja błagałem, żeby się
trzymał, jego córeczki po raz pierwszy występowały na szkolnej scenie.
W kuchni zrobiło się tak cicho, że Rosanna słyszała, jak mężczyzna
oddycha. Wciąż miał opuszczone powieki, więc nie mogła widzieć jego
oczu. Słyszał jednak, jak przejętym głosem mówił.
- Evie zajęła mu miejsce. Niczego się nie domyślała. Cholera, przecież
zawsze się spózniał. Oboje żartowaliśmy, że spózni się na własny
pogrzeb. Okazało się, że za bardzo się pośpieszył. O dobre kilkadziesiąt
lat. Gdy zadzwonili, zaprowadziła dziewczynki do szpitala. Pokazały mi
swój taniec, kiedy ona weszła do sali, w której leżał Gary. Wciąż miały na
sobie te cholerne polinezyjskie stroje.
Cole zamknął oczy. Znowu miał to wszystko przed oczyma. Nie wiedział,
czemu o tym mówi. Grzebanie w przeszłości nie było specjalnie zabawne.
Skoro jednak zabrnął tak daleko, nie mógł teraz przerwać.
- Evie kompletnie się załamała - powiedział. - Ale ja... Ja byłem niczym
skała.
- Gdzie są teraz? Evie i dziewczynki?
- Przeniosły się do Cleveland. Dwa miesiące temu Evie znowu wyszła za
mąż. Za byłego gracza rugby, z barami szerokimi na kilometr i
straszliwymi wąsiskami. Kompletnie się zalałem na weselu. Ale wtedy
już sporo piłem.
- Opózniona reakcja - stwierdziła.
Zupełnie jakby zrozumiała. Nie miał pojęcia, co powiedzieć. %7łałował, że
w ogóle zaczął o tym mówić. - Powinnaś być psychoterapeutką -
powiedział.
134
Rosanna powstrzymywała uśmiech aż do chwili, gdy Cole na nią spojrzał.
Nie wiedziała, czy ma się uśmiechać, czy płakać.
- Byłabym beznadziejną psychoterapeutką - odparła.
- Mam cierpliwość, ale już nie do rówieśników. Zawsze marzyłam o tym,
żeby rozwiązywać problemy innych ludzi, ale wpadam w rozpacz, kiedy
mi się to nie udaje. Psychoterapeutką? Ja? Akurat. Zanim zdołałabym się
z tego wyplątać, sama potrzebowałabym psychiatry.
Wydawało się, że wysłuchał jej spokojnie. Sprawdził kran, zajrzał pod
zlew, żeby upewnić się, że nic już nie przecieka. Cieszyła się, że Cole się
przed nią otworzył, nawet jeśli nie powiedział jej wszystkiego. Domyślała
się, że w jego przeszłości było wiele smutku. Kiedy jej o tym opowiadał,
słyszała w jego głosie żal, jak gdyby było mu przykro, że to nie on został
postrzelony na tej osiedlowej uliczce. Mogłaby się upierać, że posiadanie
żony i męża nie czyniło automatycznie życia żonatego cenniejszym od
życia kawalera. Matka zawsze powtarzała, że Rosanna potrafiłaby
wykłócać się nawet z papieżem. Teraz Rosannie zależało przede
wszystkim na tym, żeby na twarzy Cole'a pojawił się uśmiech.
- Czy ten wielki gracz z wąsami to dobry facet? - spytała. Cole skinął
głową. - Gary by go pewnie polubił - powiedział.
Rosanna z trudem powstrzymywała się od łez. - Skoro mowa o wąsach -
zaczęła, usiłując całkowicie zmienić temat
- wczoraj był tu facet z fałszywymi wąsami. Przynajmniej wydaje mi się,
że były fałszywe. Bardzo dziwne. Wciąż marszczył nos, jak gdyby go
swędział. Bardzo mu zależało, żeby wynająć pokój na strychu.
Cole poczuł się nagle bardzo rozdrażniony. Odgrzebywanie przeszłości
zawsze tak na niego działało. - Ktoś chce wynająć ten pokój? - zapytał.
135
Rosanna zaczęła zwijać papierowe torby po zakupach.
- Zaproponował mi cztery razy więcej niż to, co ty płacisz. Coleowi
zdrętwiał kark, jak zawsze, gdy opuszczała go cierpliwość.
- A pieniądze to dobry argument. Prawda?
Rosanna popatrzyła na niego ze zdziwieniem. - Chyba tak, ale... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
ostrzygł się i ogolił. Nagle poczuł się równie zawstydzony jak pryszczaty
nastolatek na studniówce. Wzruszył ramionami.
- Raz lepiej, raz gorzej - stwierdził, nie podnosząc wzroku. Był pewien, że
Rosanna się uśmiecha, ale nie odważył się
sprawdzić.
- Co robisz z latarką? - dopytywała się. - Myślałam, że zmienisz
podkładkę w kranie.
- Zmieniłem - odrzekł, zbierając klucze. - Przysięgam, że ta rura nie
ciekła, dopóki nie naprawiłem kranu.
Rosanna wstawiła mleko do lodówki, a hamburgery do zamrażarki.
Otwierając drzwi kredensu, powiedziała; - Tak się dzieje w tym starym
domu. Jedna rzecz prowadzi do następnej. Gdzie nauczyłeś się naprawiać
cieknące krany?
- Mój najlepszy przyjaciel mieszkał w starym domu, gdzie ciągle coś się
psuło albo ciekło. Evie zawsze twierdziła, że wszystko dobrze
funkcjonowało z wyjątkiem wieczorów, świąt i weekendów. - Cole wstał
i otrzepał spodnie.
Rosanna wciąż rozkładała zakupy, ale zastanowiło ją coś w głosie Cole'a.
- Evie? - powtórzyła.
Cole już dawno strzepał cały kurz ze spodni, ale nie odrywał wzroku od
swoich kolan; - Była żoną mojego partnera, Gary'ego - odparł. - I nie
myliła się, twierdząc, że po godzinach wszystko idzie zle.
Rosanna nie ruszała się i czekała. Cole wpatrywał się teraz w klucz i
bawił się nim machinalnie; jego myśli błądziły bardzo daleko stąd.
133
- Mieli dwie małe córeczki - ciągnął. - Blizniaczki. Boże, te małe nigdy
nie przestawały mówić. I rzadko kiedy potrafiły usiedzieć na miejscu.
Dwa lata temu, kiedy Gary wykrwawiał się na śmierć - od kuli, która była
przeznaczona dla mnie -w osiedlowej uliczce, a ja błagałem, żeby się
trzymał, jego córeczki po raz pierwszy występowały na szkolnej scenie.
W kuchni zrobiło się tak cicho, że Rosanna słyszała, jak mężczyzna
oddycha. Wciąż miał opuszczone powieki, więc nie mogła widzieć jego
oczu. Słyszał jednak, jak przejętym głosem mówił.
- Evie zajęła mu miejsce. Niczego się nie domyślała. Cholera, przecież
zawsze się spózniał. Oboje żartowaliśmy, że spózni się na własny
pogrzeb. Okazało się, że za bardzo się pośpieszył. O dobre kilkadziesiąt
lat. Gdy zadzwonili, zaprowadziła dziewczynki do szpitala. Pokazały mi
swój taniec, kiedy ona weszła do sali, w której leżał Gary. Wciąż miały na
sobie te cholerne polinezyjskie stroje.
Cole zamknął oczy. Znowu miał to wszystko przed oczyma. Nie wiedział,
czemu o tym mówi. Grzebanie w przeszłości nie było specjalnie zabawne.
Skoro jednak zabrnął tak daleko, nie mógł teraz przerwać.
- Evie kompletnie się załamała - powiedział. - Ale ja... Ja byłem niczym
skała.
- Gdzie są teraz? Evie i dziewczynki?
- Przeniosły się do Cleveland. Dwa miesiące temu Evie znowu wyszła za
mąż. Za byłego gracza rugby, z barami szerokimi na kilometr i
straszliwymi wąsiskami. Kompletnie się zalałem na weselu. Ale wtedy
już sporo piłem.
- Opózniona reakcja - stwierdziła.
Zupełnie jakby zrozumiała. Nie miał pojęcia, co powiedzieć. %7łałował, że
w ogóle zaczął o tym mówić. - Powinnaś być psychoterapeutką -
powiedział.
134
Rosanna powstrzymywała uśmiech aż do chwili, gdy Cole na nią spojrzał.
Nie wiedziała, czy ma się uśmiechać, czy płakać.
- Byłabym beznadziejną psychoterapeutką - odparła.
- Mam cierpliwość, ale już nie do rówieśników. Zawsze marzyłam o tym,
żeby rozwiązywać problemy innych ludzi, ale wpadam w rozpacz, kiedy
mi się to nie udaje. Psychoterapeutką? Ja? Akurat. Zanim zdołałabym się
z tego wyplątać, sama potrzebowałabym psychiatry.
Wydawało się, że wysłuchał jej spokojnie. Sprawdził kran, zajrzał pod
zlew, żeby upewnić się, że nic już nie przecieka. Cieszyła się, że Cole się
przed nią otworzył, nawet jeśli nie powiedział jej wszystkiego. Domyślała
się, że w jego przeszłości było wiele smutku. Kiedy jej o tym opowiadał,
słyszała w jego głosie żal, jak gdyby było mu przykro, że to nie on został
postrzelony na tej osiedlowej uliczce. Mogłaby się upierać, że posiadanie
żony i męża nie czyniło automatycznie życia żonatego cenniejszym od
życia kawalera. Matka zawsze powtarzała, że Rosanna potrafiłaby
wykłócać się nawet z papieżem. Teraz Rosannie zależało przede
wszystkim na tym, żeby na twarzy Cole'a pojawił się uśmiech.
- Czy ten wielki gracz z wąsami to dobry facet? - spytała. Cole skinął
głową. - Gary by go pewnie polubił - powiedział.
Rosanna z trudem powstrzymywała się od łez. - Skoro mowa o wąsach -
zaczęła, usiłując całkowicie zmienić temat
- wczoraj był tu facet z fałszywymi wąsami. Przynajmniej wydaje mi się,
że były fałszywe. Bardzo dziwne. Wciąż marszczył nos, jak gdyby go
swędział. Bardzo mu zależało, żeby wynająć pokój na strychu.
Cole poczuł się nagle bardzo rozdrażniony. Odgrzebywanie przeszłości
zawsze tak na niego działało. - Ktoś chce wynająć ten pokój? - zapytał.
135
Rosanna zaczęła zwijać papierowe torby po zakupach.
- Zaproponował mi cztery razy więcej niż to, co ty płacisz. Coleowi
zdrętwiał kark, jak zawsze, gdy opuszczała go cierpliwość.
- A pieniądze to dobry argument. Prawda?
Rosanna popatrzyła na niego ze zdziwieniem. - Chyba tak, ale... [ Pobierz całość w formacie PDF ]