[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- To właśnie ja. - Zcisnął nagi pośladek.
- Jack - szepnęła. - Nie powinniśmy... - Obejrzała się nerwowo na markizę.
- Wiem. Ale tak trudno ci się oprzeć. - Poklepał jej tyłeczek, a kiedy powoli wysuwał rękę
spod majtek, pojechały razem z dłonią. Przełknął ślinę, i szybko przesunął dłoń z
powrotem do góry, żeby wróciły na miejsce, a potem znów, powoli, zaczął ją wysuwać.
Poczuł, że coś ciągnie za sygnet, i majteczki znów pojechały w dół.
Merda! Koronka jej fig zaczepiła o sygnet, który odziedziczył po ojcu, Giacomo Casanovie.
Jego ojciec uwiódł setki kobiet bez najmniejszych trudności, a on miał kłopot z jedną. To
był prawdziwy powód, dla którego nigdy nie używał nazwiska Casanovą. Nigdy nie
mógłby dorównać ojcu. Staruszek pewnie śmiał się teraz w grobie.
95
Rozdział 14
Dziewięć kręgów piekła - mruknął Jack.
- Piekła? - zdziwiła się Lara. - Myślałam, że jestem Ziemią Zwiętą.
- Jesteś rajem. Niestety, utknąłem w nim. Otworzyła szeroko oczy.
- Utknąłeś?
- W innych okolicznościach byłbym zachwycony, gdybym nie mógł się odczepić od
twojego ślicznego tyłeczka, ale wyglądałoby dziwnie, gdybyśmy zwiedzali, szczególnie
bazylikę, z moją ręką pod twoją spódnicą.
Spojrzała w dół.
- Jak mogłeś utknąć?
- Przez sygnet. Zaczepił się o koronkę. Widzisz? - Przesunął dłoń w dół jej biodra, ciągnąc
za sobą figi kilka centymetrów.
- Okej, stop. - Przygryzła wargę, marszcząc brwi, ale nagle zachichotała. - Ciekawe, jak to
się stało.
- Zapewniam cię, że choć miałem wielką nadzieję ściągnąć z ciebie ubranie, to nie był
element mojego planu.
Parsknęła.
- To nie problem. Po prostu wyrwij się na wolność.
- Jesteś pewna? Zniszczę ci bieliznę. Zmrużyła oczy, posyłając mu uwodzicielskie
spojrzenie.
- Drzyj.
- W porządku. - Szarpnął rękę, ale majtki podążyły za nią. Zaczął się szamotać na
wszystkie strony, ale koronkowy, lateksowy materiał po prostu rozciągał się, zamiast
drzeć. - Santo cielo, są niezniszczalne.
Lara wybuchnęła śmiechem. Walczył dalej, ale na próżno.
- Mogliby z tego materiału robić statki kosmiczne. Pokręciła głową, ciągle się śmiejąc.
- Może powinieneś spróbować zdjąć sygnet. Popchnął go kciukiem, ale ten ani drgnął.
- Musiałbym ci włożyć pod spódnicę drugą rękę.
- Bardzo sprytne. - Spojrzała na niego przebiegle. - Pozostaje ci chyba tylko zachować się
jak dżentelmen i odciąć sobie dłoń.
- Wolę, żeby została przyczepiona, jeśli pozwolisz. Poza tym, mogłoby ci się spodobać, co
potrafię nią zrobić. - Kiedy prychnęła śmiechem, on uniósł ją lekko. - Na szczęście jest
jeszcze jedno wyjście. - Zsunął dłoń razem z majtkami w dół.
Krzyknęła cicho, oburzona.
- Co ty robisz?
- To zajmie tylko chwilkę. - Przeciągnął majteczki przez jej buty.
- Oddawaj. - Szybko poprawiła pelerynę, by mieć pewność, że jest zakryta od stóp do
głów.
- Oddam. - Spróbował uwolnić sygnet. - Nie masz przypadkiem nożyczek, co? Gondola
zatrzymała się nagle z lekkim szarpnięciem. Lara chwyciła ramiona Jacka, żeby nie stracić
równowagi.
- Piazza San Marco - oznajmił gondolier, cumując łódz do nabrzeża. Jego kroki zabrzmiały
bliżej, gdy zaczął obchodzić markizę.
- O nie - szepnęła Lara. Jack zerwał sygnet z dłoni i wepchnął go razem z majtkami do
kieszeni skórzanej kurtki.
96
- Oddam ci je.
- Nie wierzę, że to się stało. - Lara, krzywiąc się, wstała i otuliła się peleryną. Gondolier
pomógł jej zejść na ląd.
Jack niemal słyszał drwiący śmiech ojca. Poprowadził Larę w stronę placu. A że był synem
Casanovy, wciąż wracał myślami do jej niekompletnego stroju. To było jak rzucona
rękawica. Mury zamku zostały nadkruszone. Skarbiec znalazł się w zasięgu ręki, nic tylko
brać. Dotknąłby raju, nim skończy się ta noc.
Ale nie może jej zmuszać. Musi być zręczny jak jego ojciec. Oczywiście! Wyjął komórkę i
zadzwonił do Maria z nowymi instrukcjami dla Lorenza. Mario zapewnił go, że wszystko
idzie zgodnie z planem. Rozłączył się, kiedy dotarli do wejścia na piazza.
- Rety. Jest większy, niż sądziłam. - Lara zmrużyła oczy, rozglądając się dookoła. - Szkoda,
że nie widzę lepiej. Nie moglibyśmy wrócić tu za dnia? - Spojrzała na niego cierpko. -
Całkowicie ubrani?
- Wtedy jest za dużo turystów. Owiał ich wiatr, wzdymając pelerynę wokół nóg Lary.
Zadrżała.
- Zimno ci? - Jack objął ją ramieniem. Posłała mu zirytowane spojrzenie.
- Czuję lekki przeciąg. Uśmiechnął się.
- Bez obaw. Jak widzisz, jest pusto. Zobaczy cię najwyżej garstka gołębi. I ksiądz. Chodz,
chcę cię przedstawić ojcu Giuseppe. - Dostrzegł staruszka po drugiej stronie placu, na
stopniach kościoła.
Lara szła obok niego.
- Czy kościół nie jest zamknięty?
- Ojciec Giuseppe nas wpuści. To stary przyjaciel. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rafalstec.xlx.pl