[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przeszłości.
Czy\by? Nie zamierzasz się z nią spotykać? Zresztą to nie mój interes... byle tylko moi
rodzice nie zobaczyli cię z inną kobietą.
Raczej nie zobaczą. Nachylił się w jej stronę. Mówiąc szczerze, znudziły mnie te
polowania.
Zrezygnowałeś z kobiet? zdumiała się.
To bardziej skomplikowane... Uśmiechnął się pod nosem. Jak rozumiem, twoi rodzice
nie będą zdziwieni, jeśli spędzisz następny weekend ze mną?
Słucham? Najpierw zaczerwieniła się, potem zbladła.
W przyszły piątek wybieram się do Yourk House, do mojego domu w Hertfordshire.
Pojedziesz ze mną?
Po co? wyrzuciła z siebie po dłu\szej chwili.
Zastanów się, Lydie powiedział czarująco.
Co się dzieje? Stanowczo nie zamierzała się nad tym zastanawiać.
Nie gotuję najlepiej.
Nie szkodzi. Nie planuję siedzieć w kuchni. Udał, \e nie dostrzegł, jak zadr\ała. A tak
na marginesie... to jest kopia umowy, którą zawarliśmy.
Lydie spojrzała na dokument, który stwierdzał, \e jest winna Jonahowi pięćdziesiąt pięć
tysięcy funtów, nie została jednak dołączona \adna propozycja uregulowania wierzytelności. W
tej sytuacji zaproszenie na weekend stawało się pora\ająco obrazliwe i poni\ające.
A więc tak to sobie wymyśliłeś... Raty płatne w naturze. W jej wzroku było tyle\
pogardy, co bólu. Jeszcze nikt tak jej nie potraktował. Przyznaj, wpadłeś na ten pomysł podczas
naszej pierwszej rozmowy. Stąd twoja hojność.
Jonah zrozumiał, \e wszystko wymyka mu się z rąk. Lydie nie uderzyła go w twarz. Mniej
by bolało. Lydie uznała go za najnędzniejszą z kreatur, jaka chadza po ziemi.
Posłuchaj...
Wynajmę adwokata. Od tej pory on będzie kontaktował się z tobą w sprawie długu.
Mówiła chłodno, spokojnie.
Lydie, wiem, \e mogłaś tak pomyśleć, po prostu zabrzmiało to dwuznacznie. Do cholery,
nie jestem sfrustrowanym nieudacznikiem, który musi zwabiać dziewczyny do łó\ka za pomocą
szanta\u! krzyknął zdesperowany.
Spojrzała na niego. Po sekundzie na jego twarzy nie było śladu emocji, ale Lydie wiedziała
swoje. Wydawał się szczerze poruszony swoją gafą, nie byt draniem, który zamierza w ohydny
sposób wykorzystać sytuację. Jonah nie nale\ał do łagodnych baranków, miał skłonności do
manipulowania ludzmi, ale łajdakiem z pewnością nie był. Uznała, \e jeśli stale będzie się mieć
na baczności, w ograniczonym stopniu mo\e mu zaufać.
Więc skąd ta propozycja?
Jeszcze nie wymyśliłem, jak rozwiązać problem długu. Potrzebujemy na to więcej czasu,
musimy dokładnie przeanalizować cały problem.
Aha...
Dobrze, ujmę to inaczej. Ty nie masz ju\ faceta, ja nie mam dziewczyny. Jesteśmy dorośli,
mo\emy więc pojechać razem na weekend.
Teoretycznie tak przyznała.
Przejdzmy więc do praktyki. Gdy Lydie zaczerwieniła się, uśmiechnął się nieznacznie.
A praktyka jest taka, \e nie zwykłem rzucać się na kobiety, jeśli nie mają na to ochoty... nawet
gdy zgodziły się pojechać ze mną na weekend. Uśmiechnął się czarująco.
Znów się nią bawił. Ju\ poznała jego taktykę. Stale krą\ył wokół pewnej granicy, gdy jednak
zdarzało mu się ją przekroczyć, natychmiast się wycofywał. Cynicznie wykorzystywał swoją
przewagę, ale tylko do pewnego stopnia. Zwiadomość tego dodała jej nieco pewności siebie.
Nie muszę z tobą jechać. Gdy nie odpowiedział, dodała prowokacyjnie: A mo\e taki
jest wstępny warunek, bez którego nie będzie dalszych negocjacji o spłacie długu?
Nic z tych rzeczy.
A z jakich? Uśmiechnął się.
Co zamierzasz robić podczas weekendu?
Obdzwonię wszystkich znajomych w poszukiwaniu pracy.
Nie rób tego. Spojrzał na nią z powagą. Jeszcze nie. Naprawdę uwa\am, \e
powinniśmy przeanalizować wszystkie za i przeciw, wszystkie mo\liwe rozwiązania.
Znów do tego wracasz? Przypominam, \e mieliśmy być wobec siebie szczerzy.
Jestem szczery. Uwierz mi. Nie podoba mi się pomysł, byś przez wiele lat pracowała po
dwanaście godzin, a ja miałbym ci odbierać cię\ko zarobione pieniądze. Wygląda to dość
beznadziejnie, przyznaj sama.
Miał rację. Ju\ się nad tym zastanawiała, ale nie widziała innego wyjścia.
Muszę oddać dług, Jonah.
Wiem, jakie to dla ciebie wa\ne, ale znalezienie dobrego wyjścia nie jest proste. Musimy w
spokoju wszystko dokładnie rozwa\yć. Widział, \e jego argumenty wreszcie trafiły do Lydie.
Przyjadę po ciebie w piątek o szóstej.
Nie musisz.
Jednak...
Jonah, powiem bez ogródek: nie chcę, \ebyś zjawił się w moim domu.
Rozumiem, chodzi o Wilmota. Wiem, jak bardzo to wszystko prze\ywa. Lydie, prędzej czy
pózniej będę się musiał z nim spotkać.
Ale jeszcze nie teraz. Najpierw musimy coś ustalić.
Zgoda. Zatem do piątku. Wziął z regału mapę i długopisem narysował trasę. Tak
dojedziesz do Yourk House. Spojrzał jej w oczy. Nie bój się, Lydie. Kto wie, mo\e to będzie
cudowny weekend?
Kto wie, mo\e hipopotamy zaczną latać? sparodiowała go i tak szybko ruszyła do
wyjścia, \e nie zdą\ył jej odprowadzić.
W drodze powrotnej próbowała wszystko ogarnąć myślą, ale nic mądrego nie ustaliła. Nie
pojmowała gry Johana. Pomysł, \eby wyje\d\ać na weekend tylko po to, by omówić spłatę
długu, znów wydał jej się bardzo naciągany. Czy\by jednak chodziło mu o seks? Obiecywał, \e
zachowa się przyzwoicie, lecz nie od\egnywał się od tego pomysłu. Rzuci się na nią tylko wtedy,
gdy sama tego zapragnie... Lecz jeśli chciał się z nią przespać, dlaczego zachowywał się tak
powściągliwie? Oczywiście te dobrze, bo wcale nie zamierzała zostać jego kochanką. A mo\e
jednak chodzi mu tylko o ustalenie zasad spłaty długu? Naprawdę nic z tego nie rozumiała.
Rano, po zle przespanej nocy, uznała, \e jednak musi natychmiast szukać nowej pracy.
Wprawdzie Jonah był temu przeciwny, ale co miał do gadania? To były jej sprawy, jej \ycie.
Postanowiła w pierwszym rzędzie zadzwonić do Donny.
Jak się macie? zapytała, gdy usłyszała głos przyjaciółki.
W porządku, choć ze sto razy chciałam dzwonić do ciebie po radę. Donna roześmiała się.
Ale ju\ nie musisz, co?
Coraz lepiej mi idzie zapewniła z entuzjazmem. Jak tam ślub? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
przeszłości.
Czy\by? Nie zamierzasz się z nią spotykać? Zresztą to nie mój interes... byle tylko moi
rodzice nie zobaczyli cię z inną kobietą.
Raczej nie zobaczą. Nachylił się w jej stronę. Mówiąc szczerze, znudziły mnie te
polowania.
Zrezygnowałeś z kobiet? zdumiała się.
To bardziej skomplikowane... Uśmiechnął się pod nosem. Jak rozumiem, twoi rodzice
nie będą zdziwieni, jeśli spędzisz następny weekend ze mną?
Słucham? Najpierw zaczerwieniła się, potem zbladła.
W przyszły piątek wybieram się do Yourk House, do mojego domu w Hertfordshire.
Pojedziesz ze mną?
Po co? wyrzuciła z siebie po dłu\szej chwili.
Zastanów się, Lydie powiedział czarująco.
Co się dzieje? Stanowczo nie zamierzała się nad tym zastanawiać.
Nie gotuję najlepiej.
Nie szkodzi. Nie planuję siedzieć w kuchni. Udał, \e nie dostrzegł, jak zadr\ała. A tak
na marginesie... to jest kopia umowy, którą zawarliśmy.
Lydie spojrzała na dokument, który stwierdzał, \e jest winna Jonahowi pięćdziesiąt pięć
tysięcy funtów, nie została jednak dołączona \adna propozycja uregulowania wierzytelności. W
tej sytuacji zaproszenie na weekend stawało się pora\ająco obrazliwe i poni\ające.
A więc tak to sobie wymyśliłeś... Raty płatne w naturze. W jej wzroku było tyle\
pogardy, co bólu. Jeszcze nikt tak jej nie potraktował. Przyznaj, wpadłeś na ten pomysł podczas
naszej pierwszej rozmowy. Stąd twoja hojność.
Jonah zrozumiał, \e wszystko wymyka mu się z rąk. Lydie nie uderzyła go w twarz. Mniej
by bolało. Lydie uznała go za najnędzniejszą z kreatur, jaka chadza po ziemi.
Posłuchaj...
Wynajmę adwokata. Od tej pory on będzie kontaktował się z tobą w sprawie długu.
Mówiła chłodno, spokojnie.
Lydie, wiem, \e mogłaś tak pomyśleć, po prostu zabrzmiało to dwuznacznie. Do cholery,
nie jestem sfrustrowanym nieudacznikiem, który musi zwabiać dziewczyny do łó\ka za pomocą
szanta\u! krzyknął zdesperowany.
Spojrzała na niego. Po sekundzie na jego twarzy nie było śladu emocji, ale Lydie wiedziała
swoje. Wydawał się szczerze poruszony swoją gafą, nie byt draniem, który zamierza w ohydny
sposób wykorzystać sytuację. Jonah nie nale\ał do łagodnych baranków, miał skłonności do
manipulowania ludzmi, ale łajdakiem z pewnością nie był. Uznała, \e jeśli stale będzie się mieć
na baczności, w ograniczonym stopniu mo\e mu zaufać.
Więc skąd ta propozycja?
Jeszcze nie wymyśliłem, jak rozwiązać problem długu. Potrzebujemy na to więcej czasu,
musimy dokładnie przeanalizować cały problem.
Aha...
Dobrze, ujmę to inaczej. Ty nie masz ju\ faceta, ja nie mam dziewczyny. Jesteśmy dorośli,
mo\emy więc pojechać razem na weekend.
Teoretycznie tak przyznała.
Przejdzmy więc do praktyki. Gdy Lydie zaczerwieniła się, uśmiechnął się nieznacznie.
A praktyka jest taka, \e nie zwykłem rzucać się na kobiety, jeśli nie mają na to ochoty... nawet
gdy zgodziły się pojechać ze mną na weekend. Uśmiechnął się czarująco.
Znów się nią bawił. Ju\ poznała jego taktykę. Stale krą\ył wokół pewnej granicy, gdy jednak
zdarzało mu się ją przekroczyć, natychmiast się wycofywał. Cynicznie wykorzystywał swoją
przewagę, ale tylko do pewnego stopnia. Zwiadomość tego dodała jej nieco pewności siebie.
Nie muszę z tobą jechać. Gdy nie odpowiedział, dodała prowokacyjnie: A mo\e taki
jest wstępny warunek, bez którego nie będzie dalszych negocjacji o spłacie długu?
Nic z tych rzeczy.
A z jakich? Uśmiechnął się.
Co zamierzasz robić podczas weekendu?
Obdzwonię wszystkich znajomych w poszukiwaniu pracy.
Nie rób tego. Spojrzał na nią z powagą. Jeszcze nie. Naprawdę uwa\am, \e
powinniśmy przeanalizować wszystkie za i przeciw, wszystkie mo\liwe rozwiązania.
Znów do tego wracasz? Przypominam, \e mieliśmy być wobec siebie szczerzy.
Jestem szczery. Uwierz mi. Nie podoba mi się pomysł, byś przez wiele lat pracowała po
dwanaście godzin, a ja miałbym ci odbierać cię\ko zarobione pieniądze. Wygląda to dość
beznadziejnie, przyznaj sama.
Miał rację. Ju\ się nad tym zastanawiała, ale nie widziała innego wyjścia.
Muszę oddać dług, Jonah.
Wiem, jakie to dla ciebie wa\ne, ale znalezienie dobrego wyjścia nie jest proste. Musimy w
spokoju wszystko dokładnie rozwa\yć. Widział, \e jego argumenty wreszcie trafiły do Lydie.
Przyjadę po ciebie w piątek o szóstej.
Nie musisz.
Jednak...
Jonah, powiem bez ogródek: nie chcę, \ebyś zjawił się w moim domu.
Rozumiem, chodzi o Wilmota. Wiem, jak bardzo to wszystko prze\ywa. Lydie, prędzej czy
pózniej będę się musiał z nim spotkać.
Ale jeszcze nie teraz. Najpierw musimy coś ustalić.
Zgoda. Zatem do piątku. Wziął z regału mapę i długopisem narysował trasę. Tak
dojedziesz do Yourk House. Spojrzał jej w oczy. Nie bój się, Lydie. Kto wie, mo\e to będzie
cudowny weekend?
Kto wie, mo\e hipopotamy zaczną latać? sparodiowała go i tak szybko ruszyła do
wyjścia, \e nie zdą\ył jej odprowadzić.
W drodze powrotnej próbowała wszystko ogarnąć myślą, ale nic mądrego nie ustaliła. Nie
pojmowała gry Johana. Pomysł, \eby wyje\d\ać na weekend tylko po to, by omówić spłatę
długu, znów wydał jej się bardzo naciągany. Czy\by jednak chodziło mu o seks? Obiecywał, \e
zachowa się przyzwoicie, lecz nie od\egnywał się od tego pomysłu. Rzuci się na nią tylko wtedy,
gdy sama tego zapragnie... Lecz jeśli chciał się z nią przespać, dlaczego zachowywał się tak
powściągliwie? Oczywiście te dobrze, bo wcale nie zamierzała zostać jego kochanką. A mo\e
jednak chodzi mu tylko o ustalenie zasad spłaty długu? Naprawdę nic z tego nie rozumiała.
Rano, po zle przespanej nocy, uznała, \e jednak musi natychmiast szukać nowej pracy.
Wprawdzie Jonah był temu przeciwny, ale co miał do gadania? To były jej sprawy, jej \ycie.
Postanowiła w pierwszym rzędzie zadzwonić do Donny.
Jak się macie? zapytała, gdy usłyszała głos przyjaciółki.
W porządku, choć ze sto razy chciałam dzwonić do ciebie po radę. Donna roześmiała się.
Ale ju\ nie musisz, co?
Coraz lepiej mi idzie zapewniła z entuzjazmem. Jak tam ślub? [ Pobierz całość w formacie PDF ]