[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mnie pan za intruza? Czy kuzynka obraziła się o brak odpowiedzi na zaproszenie?
Może lepiej będzie, jak sobie pójdę?
- Opiekunowie - mruknął Kit pod nosem - od trzeciego roku życia!
- O Boże - skrzywił się młodzieniec - było ich aż trzech! Same ponuraki! Ani
jednej wesołej gęby. Zresztą mama niewiele lepsza, choć od czasu do czasu nawet i
ona się zaśmieje. A matki, wie pan, niewiele dbają o młodszych synów. Nie wiadomo
dlaczego myśli się, że to muszą być głuptasy. Przez większą część życia dostawałem
baty, jakbym był dywanem do trzepania.
- Czy wie pan, że ci opiekunowie pisywali listy w pańskim imieniu? Pozbawili
osieroconą Lauren szansy na zyskanie w dzieciństwie rodziny, mimo że jej ojcem był
wicehrabia Whitleaf. Pański stryj, jak przypuszczam. Kiedy w wieku osiemnastu lat
chciała nawiązać z krewnymi przyjazniejsze stosunki, odpisali w odpowiedzi na jej
list, że nie życzy pan sobie znać ubogich krewnych i pieczeniarzy!
Whitleaf skrzywił się.
- Gdybym tylko próbował pytać o korespondencję, przezwaliby mnie głupim
smarkaczem albo jeszcze gorzej! To całkiem do nich podobne, co pan mówił o liście.
Mama powiedziała mi z tydzień temu, że moja ciotka, matka miss Edgeworth, nie
uchodziła za godną szacunku. Podobno latała za każdymi portkami, a potem wyszła za
Wyatta, kiedy mój stryj jeszcze dobrze w grobie nie ostygł. Były nawet podejrzenia...
ech, może lepiej, żebym o nich nie wspominał. Pewnie tę bzdurę wymyśliły jakieś
stare plotkary. No, jednym słowem, chodziły słuchy, że jej córka, znaczy się miss
Edgeworth, była jego. Tego nowego męża, a nie stryja.
Kit, początkowo bliski wybuchu wściekłości, poczuł rozbawienie.
- Czy pan nadal uważa, mimo to, że byłoby mu miło ją poznać?
- A czemu nie! - Roześmiał się. - Czarne owce w rodzinie zawsze są ciekawsze
od białych!
- Proszę chwilę zaczekać i rozgościć się. Lauren pewnie jeszcze tańczy.
Sprowadzę ją na dół, jak tylko taniec się skończy. Mogę też pana zapewnić, że moja
przyszła żona z pewnością jest prawowitym członkiem waszej szacownej rodziny.
- Och, naprawdę? Ale ja o to nie dbam ani trochę.
- Ma oczy takiego samego koloru. Powinienem był rozpoznać je od razu, ale stał
pan pod światło.
- Ach, te oczy Edgeworthów - westchnął chłopak. - Zawsze lepiej wyglądają u
bab!
Kit uśmiechnął się w duchu, gdy wracał do sali, pozdrawiając po drodze gości,
przyjmując gratulacje i życzenia. Za jakieś dwa lub trzy lata ten gołowąs przekona się,
że żadna z kobiet nie pozostanie nieczuła na urok fiołkowych oczu wicehrabiego
Whitleafa.
24
Gotowalnia nagle zaczęła robić wrażenie zbyt ciasnej, mimo że pięć minut
wcześniej Lauren odprawiła zapłakaną pokojówkę. Niemądra dziewczyna pociągała
nosem, łkając niemal przez godzinę podczas ubierania swojej pani i układania jej
włosów. Nigdy w całym swoim życiu nie była szczęśliwsza, jak oświadczyła głosem
przerywanym szlochem, i choć żal jej, że rzadko będzie teraz mogła widywać kochaną
matuchnę, to aż cała drży z radości, że pojedzie do Alvesley i że może nazywać lorda
Ravensberga swoim panem.
Lauren była pewna, że będzie to dzień pełen wyjątkowych wrażeń.
Dzień jej ślubu.
Pierwsza zawitała do gotowalni ciotka Clara. Lauren nie jadła śniadania razem
z gośćmi. Tacę z nim przyniesiono jej prosto do sypialni, zastawioną tym, co lubi
najbardziej, a mimo to nie mogła przełknąć ani kęsa.
Ciotka Clara uściskała ją, ale ostrożnie, żeby nie pognieść wspaniałego
ślubnego stroju.
- Lauren... - szepnęła, lecz nie zdołała dodać nic więcej, więc tylko się
uśmiechała.
O tak, to był naprawdę dzień pełen wrażeń. Lauren wiedziała, że ciotka jest
rozanielona. Ogromnie przygnębiło ją zerwanie zaręczyn, bo w Alvesley nabrała
pewności, że jej wychowanka nareszcie znalazła szczęście.
Rozpłakała się nawet . Neville i Lily musieli ją uspokajać - kiedy Lauren i Kit
weszli razem do salonu w Newbury Abbey tamtego deszczowego wieczoru przed
miesiącem. Było jasne, że się pogodzili. Każdy też bez trudu mógł się domyślić,
dlaczego tak długo nie wracali, co było niemal żenujące.
Jako druga zjawiła się Gwen.
- Och! - zawołała, stając w drzwiach. - Jaka jesteś piękna, Lauren! Nie znam
nikogo - może z wyjątkiem Elizabeth - kto umiałby prostotę przekształcić w szczyt
elegancji! Wyglądamy przy tobie jak kucharki!
Lauren roześmiała się, szczerze rozbawiona. Gwen była wprawdzie niewysoka i
okrąglutka, ale również wyglądała uroczo.
Potem zapukał do drzwi wicehrabia Whitleaf, czyli kuzyn Peter, i płonąc
ciekawością, zajrzał dyskretnie do środka, gdy Gwen je otworzyła.
- Słowo daję, kuzyneczko, wyglądasz oszałamiająco! Właśnie wróciłem z
kościoła i myślałem, że wolno mi chyba będzie wetknąć tu na chwilę nos, żeby
powiedzieć ci dzień dobry i złożyć najlepsze życzenia. W końcu jestem twoim jedynym
krewnym ze strony papy. Och, mam nadzieję, że nie uznasz mnie za impertynenta!
Wczorajszy bal był całkiem udany, prawda?
Lauren przebiegła przez pokój i wzięła go za ręce.
- Bal wspaniale się udał, a w znacznej mierze dlatego, że na niego przybyłeś i
wreszcie mogliśmy się spotkać. To dzięki twemu przyjazdowi niczego mi już nie brak
do szczęścia.
- Ależ skąd! - mruknął, lecz widać było, że sprawiło mu to przyjemność. - No,
muszę lecieć! - Jeszcze w drzwiach ukłonił się Gwen. - Serdeczne dzięki, madame, za
uprzejme odstąpienie mi swojej sypialni!
Nie było miejsca do spania ani we dworze, ani w domu ciotki Clary, ani nawet
w gospodzie. Gwen musiała spać na rozkładanym łóżku w gotowalni ciotki.
W kilka minut po nim weszli Neville i Lily.
- Wpadliśmy w drodze do kościoła, żeby zobaczyć Lauren - usprawiedliwiała
się Lily. - Och, wyglądasz po prostu nadzwyczajnie! Taka jestem szczęśliwa z twojego
powodu, taka szczęśliwa! - Uściskała ją, nie zważając ani na ślubną suknię, ani na
swój wyraznie wydatny brzuch.
Lauren odwzajemniła uścisk.
- - Tak cię lubię, Lily - wyszeptała.
- Ja ciebie też! - Lily nie straciła kontenansu. - A gdyby nie ja, nie szłabyś
dzisiaj do ślubu.
Dobrze, że Lily powiedziała to tak otwarcie.
Nadeszła kolej Neville'a. Podobnie jak ciotka Clara, nie powiedział nic, nawet
nie wymówił jej imienia. Objął ją tylko i mocno uściskał. Oplotła go ramionami i
przymknęła oczy.
Neville. Jej drogi, kochany Neville. Najukochańszy brat. Wiedziała, choć nie
powiedziała tego głośno, ile ten dzień dla niego znaczy. Dziś zobaczył ją szczęśliwą i [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rafalstec.xlx.pl