[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Granit - powiedział Chance, patrząc w kierunku wskazanym przez
lampę Reby. - Twarda skała i żadnego kamienia. To najbardziej wysu
nięte miejsce w Cesarzowej Chin.
- A wciąż nie widać turmalinu- westchnęła Reba. - Moi biedni
przodkowie przeryli tę górę w poszukiwaniu małych błyszczących okru
chów, które nigdy nie istniały.
-Turmalin może być wszędzie, pod twoimi stopami, nad głową,
w filarach, w ścianach.
Reba odwróciła się i skierowała lampę tak, aby oświetlić twarz
Chance'a.
- Mówisz poważnie, prawda?
- Oczywiście. Jesteś otoczona pegmatytem - powiedział Chan
ce, a w jego głosie zabrzmiała pewność i podniecenie. - Nigdy nie
będziesz bliżej turmalinu niż teraz, chyba że będziesz trzymała go
w dłoniach.
Reba odchyliła głowę, aby zbadać sklepienie. Zwiatło lampy odbi
ło się od plamy bieli nad jej głową.
- Nie ruszaj się - powiedział nagle Chance. - Wszystko jest w po
rządku. Tylko się nie ruszaj - dodał uspokajająco.
Reba zamarła. Zwiatło lampy Chancc'a omiotło sklepienie, aż oba
stożki jasności spotkały się.
- W porządku. Możesz się ruszyć. Nie chciałem, abyś zgubiła to
białe gniazdo, które właśnie odkryłaś.
- Powtórz to jeszcze raz -powiedziała cierpko Reba. -Ale po ludz
ku, jeśli można.
W świetle lampy rozbłysły w uśmiechu zęby Chance'a.
- Widzisz to gniazdo lepidolitu koło kolumny? Całe białe i błysz
czące? Płatki miki tak duże, jak twój uśmiech?
Reba spojrzała w kierunku wskazywanym przez światło.
- WidzÄ™.
- Jesteś bliżej turmalinu niż kiedykolwiek przedtem.
Zwiatło Reby poruszyło się gwałtownie, a potem znieruchomiało.
- Co masz na myśli?
- Skałę macierzystą-powiedział obojętnie, lecz pod pozornym spo
kojem kryło się pożądanie. - Ciekawe, dlaczego nie zauważyłem jej,
gdy byłem tu poprzednio... Nie ruszaj lampą.
Chance omiótł światłem sklepienie i powierzchnię ścian pod
gniazdem lepidolitu. Zauważył, że złoże zostało odsłonięte, gdy część
- 124-
sklepienia odpadła pod wpływem ostatnich wstrząsów skorupy ziem
skiej. Roześmiał się miękko.
- Dzięki ci, smoku - mruknął i uklęknął przy ścianie.
Zwiatło lampy lustrowało małą kupkę miału, który spadł ze skle
pienia. Chance wprawnie zbadał sypką skałę. Otworzył manierkę, na
lał na rękę trochę wody i uśmiechnął się.
- Chodz tutaj, chaton.
Reba podeszła do niego szybko. Chance przykucnął na piętach i wy
ciągnął do niej zamkniętą dłoń. Zwiatło lampy oświetliło jego potężne
ramiona.
-Co to jest?
Chance rozchylił palce. Na jego dłoni lśniły odłamki różowego krysz
tału. Pośród nich była jedna drobniutka, ale wspaniała igła turmalinu.
8
dy Reba zobaczyła połyskujący na dłoni Chance'a kryształ ko
loru fuksji, wydała okrzyk niedowierzania. W jej błyszczących
oczach Chance dostrzegł radość i ciekawość. Popatrzył na ka
wałki turmalinu i zobaczył je tak, jak ona je widziała.. .jako
okruchy marzeń zaklęte w różowym kamieniu, płomienne obiet
G
nice składane przez zimne światło minerału. Uśmiechnął się i wyrwał
pokruszone kryształy z białej otoczki skały macierzystej. Małe płatki
miki przyklciły się do jego placów.
- Wyciągnij rękę - powiedział miękko.
Wysypał okruchy kryształu na miękką dłoń Reby, zatrzymał tylko
igłę turmalinu. Reba westchnęła i poruszyła dłonią, a światło zamigo
tało i odbiło się od garści różowych odłamków. Po chwili podniosła
głowę i zobaczyła, że Chance ją obserwuje.
- Wiem, wiem - powiedziała Reba, śmiejąc się z siebie. - Na aukcji
nie byłyby warte nawet dwóch centów, ale dla mnie... - ściszyła głos.
- .. .To drogowskazy na drodze do krainy Oz - dokończył Chance
i uśmiechnął się lekko.
- Tak - westchnęła, obserwując grę światła w okruchach turmali
nu. - Szkoda, że nie przyszliśmy tutaj wcześniej.
- Zanim smok przewrócił się na drugi bok i zgniótł je?
Reba wykrzywiła usta.
- 125 -
- SkÄ…d wiesz?
Chance dotknął palcem jej nosa i zostawił na nim błyszczący pył
z miki.
- Jeśli poprawi ci to humor, powiem, że nawet gdybyśmy przyszli
tu wczoraj, nie na wiele by się to zdało. Jesteśmy tu o kilka milionów
lat za pózno. Ale to na nas zaczekało - dodał i podniósł do góry wąską,
nieskazitelnie czystą igiełkę turmalinu.
Kryształ miał długość dwu i pół centymetra, średnicę pięciu milime
trów i kilka naturalnie ukształtowanych ścian bocznych. Był zbyt mały,
aby mieć intensywnie różowe zabarwienie, typowe dla większych krysz
tałów, lecz na całej jego długości występowała trójkolorowa sekwencja
barw, charakterystyczna dla turmalinu z Pala. Wyglądało to tak, jakby
kryształ był walcem wytoczonym z arbuza. Dziewięć dziesiątych długo
ści turmalinu mało bladoróżowy kolor. Potem następował wąski pasek
przejrzystej bieli. Końcówka kryształu odznaczała się soczystozieloną
barwÄ…, przypominajÄ…cÄ… ciemnÄ… powierzchniÄ™ arbuza.
Reba z wahaniem dotknęła kryształu, jakby obawiała się, że mine
rał zniknie jak sen.
- Jest prawdziwy - szepnęła. - Och, Chance. On jest prawdziwy.
- Bardzo prawdziwy - zgodził się. - Ale nawet w połowie nie tak
piękny jak twój uśmiech. Położył kryształ na jej dłoni i wolno pocało
wał ją w usta. Witamy w krainie Oz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
- Granit - powiedział Chance, patrząc w kierunku wskazanym przez
lampę Reby. - Twarda skała i żadnego kamienia. To najbardziej wysu
nięte miejsce w Cesarzowej Chin.
- A wciąż nie widać turmalinu- westchnęła Reba. - Moi biedni
przodkowie przeryli tę górę w poszukiwaniu małych błyszczących okru
chów, które nigdy nie istniały.
-Turmalin może być wszędzie, pod twoimi stopami, nad głową,
w filarach, w ścianach.
Reba odwróciła się i skierowała lampę tak, aby oświetlić twarz
Chance'a.
- Mówisz poważnie, prawda?
- Oczywiście. Jesteś otoczona pegmatytem - powiedział Chan
ce, a w jego głosie zabrzmiała pewność i podniecenie. - Nigdy nie
będziesz bliżej turmalinu niż teraz, chyba że będziesz trzymała go
w dłoniach.
Reba odchyliła głowę, aby zbadać sklepienie. Zwiatło lampy odbi
ło się od plamy bieli nad jej głową.
- Nie ruszaj się - powiedział nagle Chance. - Wszystko jest w po
rządku. Tylko się nie ruszaj - dodał uspokajająco.
Reba zamarła. Zwiatło lampy Chancc'a omiotło sklepienie, aż oba
stożki jasności spotkały się.
- W porządku. Możesz się ruszyć. Nie chciałem, abyś zgubiła to
białe gniazdo, które właśnie odkryłaś.
- Powtórz to jeszcze raz -powiedziała cierpko Reba. -Ale po ludz
ku, jeśli można.
W świetle lampy rozbłysły w uśmiechu zęby Chance'a.
- Widzisz to gniazdo lepidolitu koło kolumny? Całe białe i błysz
czące? Płatki miki tak duże, jak twój uśmiech?
Reba spojrzała w kierunku wskazywanym przez światło.
- WidzÄ™.
- Jesteś bliżej turmalinu niż kiedykolwiek przedtem.
Zwiatło Reby poruszyło się gwałtownie, a potem znieruchomiało.
- Co masz na myśli?
- Skałę macierzystą-powiedział obojętnie, lecz pod pozornym spo
kojem kryło się pożądanie. - Ciekawe, dlaczego nie zauważyłem jej,
gdy byłem tu poprzednio... Nie ruszaj lampą.
Chance omiótł światłem sklepienie i powierzchnię ścian pod
gniazdem lepidolitu. Zauważył, że złoże zostało odsłonięte, gdy część
- 124-
sklepienia odpadła pod wpływem ostatnich wstrząsów skorupy ziem
skiej. Roześmiał się miękko.
- Dzięki ci, smoku - mruknął i uklęknął przy ścianie.
Zwiatło lampy lustrowało małą kupkę miału, który spadł ze skle
pienia. Chance wprawnie zbadał sypką skałę. Otworzył manierkę, na
lał na rękę trochę wody i uśmiechnął się.
- Chodz tutaj, chaton.
Reba podeszła do niego szybko. Chance przykucnął na piętach i wy
ciągnął do niej zamkniętą dłoń. Zwiatło lampy oświetliło jego potężne
ramiona.
-Co to jest?
Chance rozchylił palce. Na jego dłoni lśniły odłamki różowego krysz
tału. Pośród nich była jedna drobniutka, ale wspaniała igła turmalinu.
8
dy Reba zobaczyła połyskujący na dłoni Chance'a kryształ ko
loru fuksji, wydała okrzyk niedowierzania. W jej błyszczących
oczach Chance dostrzegł radość i ciekawość. Popatrzył na ka
wałki turmalinu i zobaczył je tak, jak ona je widziała.. .jako
okruchy marzeń zaklęte w różowym kamieniu, płomienne obiet
G
nice składane przez zimne światło minerału. Uśmiechnął się i wyrwał
pokruszone kryształy z białej otoczki skały macierzystej. Małe płatki
miki przyklciły się do jego placów.
- Wyciągnij rękę - powiedział miękko.
Wysypał okruchy kryształu na miękką dłoń Reby, zatrzymał tylko
igłę turmalinu. Reba westchnęła i poruszyła dłonią, a światło zamigo
tało i odbiło się od garści różowych odłamków. Po chwili podniosła
głowę i zobaczyła, że Chance ją obserwuje.
- Wiem, wiem - powiedziała Reba, śmiejąc się z siebie. - Na aukcji
nie byłyby warte nawet dwóch centów, ale dla mnie... - ściszyła głos.
- .. .To drogowskazy na drodze do krainy Oz - dokończył Chance
i uśmiechnął się lekko.
- Tak - westchnęła, obserwując grę światła w okruchach turmali
nu. - Szkoda, że nie przyszliśmy tutaj wcześniej.
- Zanim smok przewrócił się na drugi bok i zgniótł je?
Reba wykrzywiła usta.
- 125 -
- SkÄ…d wiesz?
Chance dotknął palcem jej nosa i zostawił na nim błyszczący pył
z miki.
- Jeśli poprawi ci to humor, powiem, że nawet gdybyśmy przyszli
tu wczoraj, nie na wiele by się to zdało. Jesteśmy tu o kilka milionów
lat za pózno. Ale to na nas zaczekało - dodał i podniósł do góry wąską,
nieskazitelnie czystą igiełkę turmalinu.
Kryształ miał długość dwu i pół centymetra, średnicę pięciu milime
trów i kilka naturalnie ukształtowanych ścian bocznych. Był zbyt mały,
aby mieć intensywnie różowe zabarwienie, typowe dla większych krysz
tałów, lecz na całej jego długości występowała trójkolorowa sekwencja
barw, charakterystyczna dla turmalinu z Pala. Wyglądało to tak, jakby
kryształ był walcem wytoczonym z arbuza. Dziewięć dziesiątych długo
ści turmalinu mało bladoróżowy kolor. Potem następował wąski pasek
przejrzystej bieli. Końcówka kryształu odznaczała się soczystozieloną
barwÄ…, przypominajÄ…cÄ… ciemnÄ… powierzchniÄ™ arbuza.
Reba z wahaniem dotknęła kryształu, jakby obawiała się, że mine
rał zniknie jak sen.
- Jest prawdziwy - szepnęła. - Och, Chance. On jest prawdziwy.
- Bardzo prawdziwy - zgodził się. - Ale nawet w połowie nie tak
piękny jak twój uśmiech. Położył kryształ na jej dłoni i wolno pocało
wał ją w usta. Witamy w krainie Oz. [ Pobierz całość w formacie PDF ]