[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wnętrze dłoni, powa\ny jak wró\bita. Mówiłem wolno, patrząc w ogień:
- Nie znam pani imienia. Ma pani dwadzieścia siedem lat, urodziła się w rodzinie,
która kiedyś była bardzo bogata. Lecz nadszedł dzień, gdy całe bogactwo zostało jej
odebrane... Nie wiem czy kochała pani swego mę\a, lecz wiem, \e rozdzieliła was
wielka tragedia, \e go ju\ nie ma między \ywymi...
- Skąd pan to wie? - szepnęła niespokojna,
- Proszę nie przerywać... Interesowały panią zawsze rzeczy piękne i wzniosłe. Kocha
pani i szanuje tylko piękno. Jest pani z gruntu uczciwa, ale to, co czyni, czym się
zajmuje... nie jest uczciwe.
Chciała mi wyrwać swą dłoń. Przytrzymałem ją silniej. Mówiłem dalej:
- Kocha pani piękno, a przecie\ obcuje z ludzmi, którym daleko do piękna. Jest tych
ludzi trzech, jeden z nich - najsprytniejszy, najgorszy, proszÄ™ strzec siÄ™ go. To on chce
panią mieć za \onę, ale pani odtrąca go ze wstrętem. Jest pani samotna. Nauczona
gorzkim doświadczeniem pragnie pani związać się tylko z człowiekiem szlachetnym.
Prze\yła pani wiele smutku - mówiłem ju\ o tym - i to wywarło na pani piętno. Nie jest
pani podlotkiem i wie dobrze, \e \ycie jest trudne, pełne goryczy, szczególnie dla
takich jak pani. Przestała pani wierzyć, \e są ludzie dobrzy, szlachetni i dlatego
zgodziła się zawrzeć sojusz ze złem. Lecz powiada Eurypides w słynnej tragedii
Orestes:
Najgorsze plony daje ze złymi przymierze.
Nie warto go zawierać. Najczęściej utonie
Mą\ zbo\ny, gdy na okręt siadł w bezbo\nym gronie
śeglarzy - zginie razem z tą przeklętą rzeszą.
33
Patrzyła na mnie spłoszona, a ja wczułem się w swoją rolę:
- Powiadam pani raz jeszcze: proszę strzec się trójki swych przyjaciół i tego spośród
nich, który chce panią mieć za \onę. Proszę nie szukać skarbów, bo nie one dają
szczęście...
Wyrwała mi rękę. Była jak rozzłoszczona łasica. W oczach jej widziałem lęk,
podejrzliwość, nienawiść, niedowierzanie.
- Kim pan właściwie jest? - syknęła. - Policjantem? Szpiclem? Czarnoksię\nikiem?
Przesiadłem się na skraj skrzyni tak, \eby mieć twarz w ciemności. W karczmie w
Winodaju tak\e siedziałem w półmroku. Nie, na pewno nie zapamiętała wtedy moich
rysów.
Rozmyślała półgłosem:
- Od kilku tygodni prześladuje mnie ktoś mi nie znany, ale chyba bardzo
niebezpieczny. Nic wiem, mo\e to pan?
Nie zareagowałem ani słowem. Wstałem ze skrzyni i zabrałem się do rąbania
podłogi. Chciałem przygotować zapas drewna na całą noc.
- Czy i pan tak\e jedzie do Przeklętnika? - zawołała przekrzykując uderzenia
siekiery.
Przerwałem robotę.
- Tak\e? To znaczy, \e pani jedzie do Przeklętnika. Bo ja... do Sulejowa.
Zacisnęła usta w nowym ataku złości. Kiedy jednak uło\yłem pod piecem kawałki
desek i zasiadłem z powrotem przy ognisku, powiedziała spokojnie:
- Pan nie jest in\ynierem. A w ka\dym razie nie rolnikiem. WyglÄ…da pan raczej na...
zakochanego w sztuce.
Zdębiałem. Co u licha? Mo\e teraz ona zacznie mi wró\yć i bawić się ze mną w
ciuciubabkę? Postanowiłem nie dopuścić do tego.
- To mo\e jeszcze ja coś powiem o pani... Jest pani spod znaku Panny. To dość
powszechny w pani rodzinie znak Zodiaku. Panną, spośród klejnotów, opiekuje się
nefryt. I panią opiekował się do niedawna, mo\e jako rodzinna pamiątka? Kiedy pani
go utraciła...
Sięgnąłem do kieszeni kurtki i wydobywszy broszę poło\yłem ją w milczeniu na
deskach koślawego stołka.
Czarna Milady jakby chciała się rzucić po nią i jednocześnie przed nią cofnąć...
Pozostała nieruchoma. Tylko blizna nad jej brwią pociemniała.
- A có\ to za błyskotka? - usłyszałem chrapliwy głos. - Czy\by miał pan zamiar mnie
nią zahipnotyzować?
- Skąd\e znowu! - siliłem się na śmiech. - Tylko \e tyle pisze się o wpływie ró\nych
minerałów na ró\ne osoby...
- Ma pan więc coś wspólnego z pisaniem, z literaturą?
- Powiedziałem: czarnoksięstwo, magnetyzm, gesneryzm.
- Chyba siÄ™ z panem nie dogadam!
- I ja tak sądzę - zareplikowałem, przypomniawszy sobie, \e jest przecie\ członkiem
niebezpiecznej bandy. Mo\e to ona przyczyniła się do śmierci Herakliusza Pronobisa,
mojego serdecznego przyjaciela! śeby wykraść testament Baldaricha - Bałdrzycha i
zdobyć jego skarby? Jest więc zbrodniarką. A ja tu prowadzę z nią towarzyską
34
rozmówkę, zamiast... Zamiast co? Co mam z nią zrobić? Uderzyć? Poddać torturom?
Bzdura!
Czarna Milady wyczuła nagłą zmianę mego nastroju. Przypisała ją jednak chyba
swej natarczywej ciekawości i przestała się wypytywać. Przykucnęła koło ognia, zdjęła
futro, chustkę i tylko narzuciła je na ramiona. Była w czarnych spodniach o obcisłych
nogawkach. Doskonale zaznaczały się w nich jej długie nogi, które trzymała lekko
rozchylone. Kolana ma jak jabłka Atalanty - przypomniałem sobie zdanie
współczesnego poety.
- Gdybym był re\yserem filmowym - odezwałem się - zrobiłbym film, a pani grałaby
w nim rolę kobiety złej, okrutnej, mściwej, dla zdobycia bogactwa popełniającej
zabójstwo bezbronnego staruszka...
- Ani zła, ani mściwa, ani okrutna. Nie potrafiłabym nikogo zabić, choć czasem tak
bardzo bym chciała - odpowiedziała.
Począłem dokładać do pieca, a kiedy potem spojrzałem na nią, Czarna Milady
siedziała ju\ nieco dalej, wsparta o ścianę. Owinięta w koc, futro i chustkę - drzemała.
A mo\e wpatrywała się spod wpółprzymkniętych powiek w broszę?
Otuliłem się drugim kocem i, sam nie wiem kiedy, zasnąłem.
***
Obudziło mnie zimno. Poprzez deski na oknie spływał świt, z wygasłego pieca
cuchnęło spalenizną. Czarnej Milady nie było. Tylko miejscu, gdzie siedziała, le\ała
karteczka:
Przepraszam, \e odeszłam bez po\egnania, ale nie chciałam mącić snów człowieka
sprawiedliwego. Szczerze radzę przestać bawić się w czarnoksięstwo. To mo\e Pana zbyt drogo
kosztować.
W miękkiej szarzyznie popieliska czerniła się nefrytowa brosza. Czy\by Czarna
Milady na pró\no usiłowała zniszczyć klejnot?
Podniosłem broszę i, nie wiem dlaczego, ucieszyło mnie, \e jest taka ciepła.
Niech mi Urwisy wybaczą, ale tym razem nie odwiedziłem ich...
35
ROZDZIAA ÓSMY
A JEDNAK CÓRKA DRWALA * OBIETNICE NALEÅ›Y SPEANIA * URWISY W
NIEBOROWIE * CIEC MNICHA * NIEBOROWSCY GOZCIE * WYNOZ SI STD,
JEZLI CI śYCIE MIAE
Nie wiedziałem, czy mam chlubić się, czy wstydzić, gdy rozpocząłem zdawać
Natanielowi relację z mojej niedokończonej wyprawy do Przeklętnika oraz ze
spotkania z Czarną Milady. Mistrz, fukając ze złością, jednoznacznie opowiedział się
za drugim rozwiązaniem. Nie mogłem jednak się powstrzymać, by nie wtrącić:
- Ale ty jezdzisz do Przeklętnika, prawda? Ba nawet nocujesz u drwala!
Popatrzył na mnie zdumiony.
- U drwala? CoÅ› ty, Tomaszu, za kogo mnie bierzesz?
- Wuj Konstanty mi powiedział, kiedy telefonowałem do ciebie.
- Wuj Konstanty jest ju\ na tyle wiekowy, Tomaszu, \e zapomina nawet to, o co siÄ™
go prosiło przed chwilą - zaprzeczył. - Więc skąd mo\e pamiętać, gdzie przebywałem?
Kłamstwa Nataniela, jakimi mnie raczył, nie miały sensu, bo wiedziałem a\ nadto,
podobnie jak Nataniel, \e wuj Konstanty, owszem, jest w sile wieku, ale z pamięcią
taką, \e i nas zapędziłby w kozi róg. Nataniel więc coś kręcił.
Przyparty przeze mnie do muru, przyznał, \e owszem, bywa w tamtych stronach koło
Piotrkowa, czasem nawet nocuje u drwala, ale to nie ma nic wspólnego z
poszukiwaniem złoczyńców.
- Po prostu, Tomaszu, szukam na wsi natchnienia - oznajmił.
- A twoim natchnieniem jest córka drwala! - parsknąłem śmiechem, a\ zauwa\yłem
grozne błyski w oczach Nataniela. Znamionowało to ukryty gniew, więc dokończyłem
pojednawczo: - Przepraszam, Natanielu, za moją niedyskrecję, ale gdy tylko sobie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
wnętrze dłoni, powa\ny jak wró\bita. Mówiłem wolno, patrząc w ogień:
- Nie znam pani imienia. Ma pani dwadzieścia siedem lat, urodziła się w rodzinie,
która kiedyś była bardzo bogata. Lecz nadszedł dzień, gdy całe bogactwo zostało jej
odebrane... Nie wiem czy kochała pani swego mę\a, lecz wiem, \e rozdzieliła was
wielka tragedia, \e go ju\ nie ma między \ywymi...
- Skąd pan to wie? - szepnęła niespokojna,
- Proszę nie przerywać... Interesowały panią zawsze rzeczy piękne i wzniosłe. Kocha
pani i szanuje tylko piękno. Jest pani z gruntu uczciwa, ale to, co czyni, czym się
zajmuje... nie jest uczciwe.
Chciała mi wyrwać swą dłoń. Przytrzymałem ją silniej. Mówiłem dalej:
- Kocha pani piękno, a przecie\ obcuje z ludzmi, którym daleko do piękna. Jest tych
ludzi trzech, jeden z nich - najsprytniejszy, najgorszy, proszÄ™ strzec siÄ™ go. To on chce
panią mieć za \onę, ale pani odtrąca go ze wstrętem. Jest pani samotna. Nauczona
gorzkim doświadczeniem pragnie pani związać się tylko z człowiekiem szlachetnym.
Prze\yła pani wiele smutku - mówiłem ju\ o tym - i to wywarło na pani piętno. Nie jest
pani podlotkiem i wie dobrze, \e \ycie jest trudne, pełne goryczy, szczególnie dla
takich jak pani. Przestała pani wierzyć, \e są ludzie dobrzy, szlachetni i dlatego
zgodziła się zawrzeć sojusz ze złem. Lecz powiada Eurypides w słynnej tragedii
Orestes:
Najgorsze plony daje ze złymi przymierze.
Nie warto go zawierać. Najczęściej utonie
Mą\ zbo\ny, gdy na okręt siadł w bezbo\nym gronie
śeglarzy - zginie razem z tą przeklętą rzeszą.
33
Patrzyła na mnie spłoszona, a ja wczułem się w swoją rolę:
- Powiadam pani raz jeszcze: proszę strzec się trójki swych przyjaciół i tego spośród
nich, który chce panią mieć za \onę. Proszę nie szukać skarbów, bo nie one dają
szczęście...
Wyrwała mi rękę. Była jak rozzłoszczona łasica. W oczach jej widziałem lęk,
podejrzliwość, nienawiść, niedowierzanie.
- Kim pan właściwie jest? - syknęła. - Policjantem? Szpiclem? Czarnoksię\nikiem?
Przesiadłem się na skraj skrzyni tak, \eby mieć twarz w ciemności. W karczmie w
Winodaju tak\e siedziałem w półmroku. Nie, na pewno nie zapamiętała wtedy moich
rysów.
Rozmyślała półgłosem:
- Od kilku tygodni prześladuje mnie ktoś mi nie znany, ale chyba bardzo
niebezpieczny. Nic wiem, mo\e to pan?
Nie zareagowałem ani słowem. Wstałem ze skrzyni i zabrałem się do rąbania
podłogi. Chciałem przygotować zapas drewna na całą noc.
- Czy i pan tak\e jedzie do Przeklętnika? - zawołała przekrzykując uderzenia
siekiery.
Przerwałem robotę.
- Tak\e? To znaczy, \e pani jedzie do Przeklętnika. Bo ja... do Sulejowa.
Zacisnęła usta w nowym ataku złości. Kiedy jednak uło\yłem pod piecem kawałki
desek i zasiadłem z powrotem przy ognisku, powiedziała spokojnie:
- Pan nie jest in\ynierem. A w ka\dym razie nie rolnikiem. WyglÄ…da pan raczej na...
zakochanego w sztuce.
Zdębiałem. Co u licha? Mo\e teraz ona zacznie mi wró\yć i bawić się ze mną w
ciuciubabkę? Postanowiłem nie dopuścić do tego.
- To mo\e jeszcze ja coś powiem o pani... Jest pani spod znaku Panny. To dość
powszechny w pani rodzinie znak Zodiaku. Panną, spośród klejnotów, opiekuje się
nefryt. I panią opiekował się do niedawna, mo\e jako rodzinna pamiątka? Kiedy pani
go utraciła...
Sięgnąłem do kieszeni kurtki i wydobywszy broszę poło\yłem ją w milczeniu na
deskach koślawego stołka.
Czarna Milady jakby chciała się rzucić po nią i jednocześnie przed nią cofnąć...
Pozostała nieruchoma. Tylko blizna nad jej brwią pociemniała.
- A có\ to za błyskotka? - usłyszałem chrapliwy głos. - Czy\by miał pan zamiar mnie
nią zahipnotyzować?
- Skąd\e znowu! - siliłem się na śmiech. - Tylko \e tyle pisze się o wpływie ró\nych
minerałów na ró\ne osoby...
- Ma pan więc coś wspólnego z pisaniem, z literaturą?
- Powiedziałem: czarnoksięstwo, magnetyzm, gesneryzm.
- Chyba siÄ™ z panem nie dogadam!
- I ja tak sądzę - zareplikowałem, przypomniawszy sobie, \e jest przecie\ członkiem
niebezpiecznej bandy. Mo\e to ona przyczyniła się do śmierci Herakliusza Pronobisa,
mojego serdecznego przyjaciela! śeby wykraść testament Baldaricha - Bałdrzycha i
zdobyć jego skarby? Jest więc zbrodniarką. A ja tu prowadzę z nią towarzyską
34
rozmówkę, zamiast... Zamiast co? Co mam z nią zrobić? Uderzyć? Poddać torturom?
Bzdura!
Czarna Milady wyczuła nagłą zmianę mego nastroju. Przypisała ją jednak chyba
swej natarczywej ciekawości i przestała się wypytywać. Przykucnęła koło ognia, zdjęła
futro, chustkę i tylko narzuciła je na ramiona. Była w czarnych spodniach o obcisłych
nogawkach. Doskonale zaznaczały się w nich jej długie nogi, które trzymała lekko
rozchylone. Kolana ma jak jabłka Atalanty - przypomniałem sobie zdanie
współczesnego poety.
- Gdybym był re\yserem filmowym - odezwałem się - zrobiłbym film, a pani grałaby
w nim rolę kobiety złej, okrutnej, mściwej, dla zdobycia bogactwa popełniającej
zabójstwo bezbronnego staruszka...
- Ani zła, ani mściwa, ani okrutna. Nie potrafiłabym nikogo zabić, choć czasem tak
bardzo bym chciała - odpowiedziała.
Począłem dokładać do pieca, a kiedy potem spojrzałem na nią, Czarna Milady
siedziała ju\ nieco dalej, wsparta o ścianę. Owinięta w koc, futro i chustkę - drzemała.
A mo\e wpatrywała się spod wpółprzymkniętych powiek w broszę?
Otuliłem się drugim kocem i, sam nie wiem kiedy, zasnąłem.
***
Obudziło mnie zimno. Poprzez deski na oknie spływał świt, z wygasłego pieca
cuchnęło spalenizną. Czarnej Milady nie było. Tylko miejscu, gdzie siedziała, le\ała
karteczka:
Przepraszam, \e odeszłam bez po\egnania, ale nie chciałam mącić snów człowieka
sprawiedliwego. Szczerze radzę przestać bawić się w czarnoksięstwo. To mo\e Pana zbyt drogo
kosztować.
W miękkiej szarzyznie popieliska czerniła się nefrytowa brosza. Czy\by Czarna
Milady na pró\no usiłowała zniszczyć klejnot?
Podniosłem broszę i, nie wiem dlaczego, ucieszyło mnie, \e jest taka ciepła.
Niech mi Urwisy wybaczą, ale tym razem nie odwiedziłem ich...
35
ROZDZIAA ÓSMY
A JEDNAK CÓRKA DRWALA * OBIETNICE NALEÅ›Y SPEANIA * URWISY W
NIEBOROWIE * CIEC MNICHA * NIEBOROWSCY GOZCIE * WYNOZ SI STD,
JEZLI CI śYCIE MIAE
Nie wiedziałem, czy mam chlubić się, czy wstydzić, gdy rozpocząłem zdawać
Natanielowi relację z mojej niedokończonej wyprawy do Przeklętnika oraz ze
spotkania z Czarną Milady. Mistrz, fukając ze złością, jednoznacznie opowiedział się
za drugim rozwiązaniem. Nie mogłem jednak się powstrzymać, by nie wtrącić:
- Ale ty jezdzisz do Przeklętnika, prawda? Ba nawet nocujesz u drwala!
Popatrzył na mnie zdumiony.
- U drwala? CoÅ› ty, Tomaszu, za kogo mnie bierzesz?
- Wuj Konstanty mi powiedział, kiedy telefonowałem do ciebie.
- Wuj Konstanty jest ju\ na tyle wiekowy, Tomaszu, \e zapomina nawet to, o co siÄ™
go prosiło przed chwilą - zaprzeczył. - Więc skąd mo\e pamiętać, gdzie przebywałem?
Kłamstwa Nataniela, jakimi mnie raczył, nie miały sensu, bo wiedziałem a\ nadto,
podobnie jak Nataniel, \e wuj Konstanty, owszem, jest w sile wieku, ale z pamięcią
taką, \e i nas zapędziłby w kozi róg. Nataniel więc coś kręcił.
Przyparty przeze mnie do muru, przyznał, \e owszem, bywa w tamtych stronach koło
Piotrkowa, czasem nawet nocuje u drwala, ale to nie ma nic wspólnego z
poszukiwaniem złoczyńców.
- Po prostu, Tomaszu, szukam na wsi natchnienia - oznajmił.
- A twoim natchnieniem jest córka drwala! - parsknąłem śmiechem, a\ zauwa\yłem
grozne błyski w oczach Nataniela. Znamionowało to ukryty gniew, więc dokończyłem
pojednawczo: - Przepraszam, Natanielu, za moją niedyskrecję, ale gdy tylko sobie [ Pobierz całość w formacie PDF ]