[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przytulało się do niego, oplatało go?
Drżał cały. Jeszcze próbował bronić się... przed samym sobą. Lecz gdy
poczuł w ustach koniuszek jej języka, przegrał z kretesem.
Jego dłonie rozpoczęły gorączkową wędrówkę po ciele Heddy. Wkrótce
świat przestał istnieć. Liczyła się tylko rozkosz dotykania jej i całowania.
Stracił poczucie czasu, przestał widzieć, gdzie są i pamiętać o ludziach
wokół nich. Po chwili trzymał Heddy na kolanach i całował jej szyję, kark...
- 118 -
S
R
Czuł rosnące podniecenie. Pragnął jej i tego, o czym marzył od ich
ostatniej wspólnej nocy.
Gdy nagle...
Jak przez mgłę, z oddali, przedarł się do jego świadomości głos Yatesa.
- Co oni tam robią? Widziałeś to? A potem przerazliwy wrzask:
- Parzy!!! - I bolesny skowyt. - Bill! Ta kawa jest strasznie gorąca!
Wymachując gwałtownie ramionami, Yates rozpinał spodnie, usiłując
zerwać je z siebie jak najszybciej.
- Daj mi ręcznik! Zawołaj tę cholerną kelnerkę! Szybko! Tutaj,
dziewczyno! Ten cholerny kubek z kawą spadł mi na kolana!
- Jasna cho-le-ra - sapnął Leander. - Psiakrew! - Pocałował złote pukle.
Delikatnie, z wyrazną przykrością odsunął Heddy od siebie. - Złotko...
- Mmmmmm - zamruczała jak kotka.
- Złotko, hm... ja... powinniśmy przestać... na razie. - Pogłaskał ją po
włosach.
- Dlaczego? - spytała cicho i pocałowała go.
- Bo... Złotko, spójrz tylko. Yates i ten drugi tłuścioch, i cała reszta
mieszkańców Kinney... gapią się na nas.
- I co z tego? - Zarzuciła mu ramiona na szyję i namiętnie pocałowała go
w usta. - Sam mówiłeś, że już pora, żeby dać im nowy powód do plotek.
Odgarnął włosy Heddy i pełnym miłości gestem pogłaskał ją po policzku.
- Zmieniłem zdanie, złotko. To będzie absolutnie prywatna impreza.
- 119 -
S
R
ROZDZIAA DZIESITY
Ogień płonący na kominku kładł się pomarańczowym blaskiem na
kamiennych ścianach i drewnianej podłodze chaty Leandra.
Heddy miała rację. Napięcie i podniecenie, w jakim trwali od pierwszego
pocałunku w Mlecznej Księżniczce", rozpalało ich.
Nareszcie byli sami.
Co za szczęście, iż uprzedziła gospodynię, że może nie wrócić do domu
na noc.
Włożyła do odtwarzacza płytę kompaktową i wnętrze chaty wypełniły
tony namiętnej piosenki o miłości.
Czuła na sobie spojrzenie Leandra. Jego hipnotyczną, zniewalającą moc.
Czuła niezwykły żar oblewający całe jej ciało.
Leander leżał na łóżku. W butach, ubraniu, nawet w kapeluszu na głowie.
Patrzył na nią, jakby już była naga.
- Rozbierz się - szepnął chrapliwie.
Poczuła gwałtowne bicie swego serca. Usłyszała jego nierówny łomot.
Jakaś żelazna obręcz ścisnęła jej żebra, odebrała oddech.
To była jej szansa. Jedyna, ostatnia szansa na zwycięstwo i zdobycie
Leandra.
Zaczęła się kołysać. Zrazu delikatnie, powoli, potem coraz prędzej, w
szalonym rytmie muzyki. Leander wpatrywał się w nią wzrokiem zgłodniałego
tygrysa. Nie odrywał oczu od jej twarzy, gdy sięgnęła do tyłu i rozwiązała żółtą
wstążkę. Jedwabiste fale spłynęły jej na ramiona.
- Rzuć mi swój kapelusz, kowboju - powiedziała cicho.
Wprawnie rzucony stetson poszybował przez pokój. Chwyciła go i
wolniutko włożyła na głowę, przekrzywiając nieco.
- 120 -
S
R
Opuściła ręce, sunęła dłońmi po biodrach, ku górze, wzdłuż kształtnych
piersi, aż do perłowych guziczków sweterka. Przez cały czas kołysała się w rytm
muzyki.
Spod ciemnych rzęs oczy Leandra lśniły jak dwa ogniki.
- Zdejmij to, dziewczyno - ponaglił ją. - Zdejmij wszystko. Była nieco
oszołomiona i zmieszana. Lecz nie rezygnowała.
- A czy mogę nie zdejmować kapelusza? Uśmiechnął się i skinął głową.
Zbliżyła się do kominka. Szybko odpięła guziczki, obracając się w
migotliwym blasku ognia. Potem niezwykle powoli rozsunęła nieco brzegi
sweterka. Leander westchnął cicho, gdy na ułamek sekundy ujrzał zarys jej
piersi. Heddy odwróciła się do niego tyłem i zsunęła nieco sweterek z ramion.
Naga skóra krągłych ramion lśniła miodową barwą.
- Odwróć się - zażądał.
Lecz ona drażniła go, obracając się nieco w lewo, potem nieco w prawo,
wciąż zostawiając mu tylko widok obnażonych pleców.
Nagle odwróciła się i stanęła twarzą do niego. Przesunęła kokieteryjnie
kapelusz na bok. Przymknęła oczy i odchyliła głowę do tyłu. Złota fala spłynęła
na jej plecy. Stanęła w wyzywającej pozie, z rękami na biodrach, z piersią
wysuniętą do przodu. W tym momencie sweterek zsunął się całkiem do tyłu i
spadł na podłogę.
- Chodz tu, złotko. - Tym razem jego głos był miękki i łagodny.
Krok za krokiem, zbliżyła się do łóżka.
- Ale nie zdjęłam jeszcze dżinsów. Oczy Leandra zalśniły.
Zsunęła dłonie po brzuchu i odpięła metalowy guzik. Potem, centymetr za
centymetrem, odsunęła zamek, ukazując olśniewający trójkąt jasnej skóry.
Była śliczna, młoda i ponętna. Tanecznym ruchem to zbliżała się do
niego, to odsuwała nagle.
- Heddy...
- 121 -
S
R
Pomagając sobie kołysaniem bioder, zsuwała obcisłe spodnie. Zdała się
całkiem na głos instynktu, by rozpalić Leandra, podniecić go jak najbardziej.
- Cholera! Chodz tu!
Przestraszona, zachichotała nerwowo. Lecz nie przyspieszyła ani trochę.
Po chwili jej dżinsy leżały obok sweterka. Miała na sobie tylko maleńkie
majteczki z czarnej koronki. I czarny kapelusz. Blask ognia z kominka kładł się
na jej opalonej skórze i lśniących włosach.
- Gdzieś ty się tego nauczyła? - spytał głucho.
- Nigdzie. Jesteś jedynym mężczyzną, którego kochałam. Przed tobą nie
było nikogo.
Przymknęła oczy i tańczyła dalej, budząc w Leandrze coraz gorętsze
namiętności.
Niespodziewanie znalazła się w ciasnym uścisku jego ramion. Nawet nie
zauważyła, kiedy zeskoczył z łóżka i porwał ją w objęcia. Przyparł ją do
chłodnej, kamiennej ściany. Zerwał z jej głowy kapelusz i cisnął go w kąt.
Potem zsunął z niej majteczki.
Wyznała mu, że był jedynym mężczyzną, którego kochała. Lecz mimo
jego nieokiełznanej namiętności poczuła ukłucie żalu, że on nie uczynił
podobnego wyznania.
Trwało to jednak mgnienie oka. Pod magicznym wpływem dotyku rąk
Leandra przestała myśleć. Czuła jego delikatny, podniecający zapach. Czuła
jego dłonie na całym ciele. Chwycił ją za nadgarstki i uniósł je wysoko do góry.
Potem powolutku przesunął dłonie wzdłuż jej ramion, by wreszcie, chwytając
Heddy za włosy, odchylić jej głowę do tyłu. Obsypał ją pocałunkami. Z
niezrównaną maestrią wodził wargami po jej ustach, szyi i piersiach.
Nagle odsunął się nieco. Ciężko oddychając, zerwał z siebie ubranie.
Znów przycisnął Heddy do zimnego muru. Wcisnął nogę między jej uda,
ujął mocno za biodra, uniósł do góry i wszedł w nią niemal brutalnie.
- Ach, Heddy. Moja śliczna Heddy...
- 122 -
S
R
Krzyknęła cicho. Jego szaleństwo podniecało ją jeszcze bardziej niż
nagie, potężne ciało. Zarzuciła mu ramiona na szyję. Chłonęła żar jego ciała.
Czuła gwałtowne bicie serca Leandra. Jej serce tłukło coraz szybciej, jakby
próbowało wyrwać się z piersi Heddy. Czuła go w sobie. Drżała, jęcząc cicho,
odwzajemniając namiętne pocałunki. Zbliżali się... dobiegali... Leander
gorączkowo szukał jej ust. Znalazł. Zwarli się w długim pocałunku i trwali w
nim aż do ostatecznego spełnienia.
- Heddy. Ach, Heddy - wyszeptał nieprzytomnie Leander.
Poczuła się słaba, rozkosznie słaba. Tak słaba, że nie mogła utrzymać się
na nogach. Wziął ją więc na ręce i zaniósł do łóżka. Ułożyli się, przytuleni.
Heddy ufnie położyła głowę na jego ramieniu. Po chwili usnęła, ukojona
ciepłem jego ciała.
Przebudzili się w środku nocy, wykąpali pod prysznicem, namydlając się [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
przytulało się do niego, oplatało go?
Drżał cały. Jeszcze próbował bronić się... przed samym sobą. Lecz gdy
poczuł w ustach koniuszek jej języka, przegrał z kretesem.
Jego dłonie rozpoczęły gorączkową wędrówkę po ciele Heddy. Wkrótce
świat przestał istnieć. Liczyła się tylko rozkosz dotykania jej i całowania.
Stracił poczucie czasu, przestał widzieć, gdzie są i pamiętać o ludziach
wokół nich. Po chwili trzymał Heddy na kolanach i całował jej szyję, kark...
- 118 -
S
R
Czuł rosnące podniecenie. Pragnął jej i tego, o czym marzył od ich
ostatniej wspólnej nocy.
Gdy nagle...
Jak przez mgłę, z oddali, przedarł się do jego świadomości głos Yatesa.
- Co oni tam robią? Widziałeś to? A potem przerazliwy wrzask:
- Parzy!!! - I bolesny skowyt. - Bill! Ta kawa jest strasznie gorąca!
Wymachując gwałtownie ramionami, Yates rozpinał spodnie, usiłując
zerwać je z siebie jak najszybciej.
- Daj mi ręcznik! Zawołaj tę cholerną kelnerkę! Szybko! Tutaj,
dziewczyno! Ten cholerny kubek z kawą spadł mi na kolana!
- Jasna cho-le-ra - sapnął Leander. - Psiakrew! - Pocałował złote pukle.
Delikatnie, z wyrazną przykrością odsunął Heddy od siebie. - Złotko...
- Mmmmmm - zamruczała jak kotka.
- Złotko, hm... ja... powinniśmy przestać... na razie. - Pogłaskał ją po
włosach.
- Dlaczego? - spytała cicho i pocałowała go.
- Bo... Złotko, spójrz tylko. Yates i ten drugi tłuścioch, i cała reszta
mieszkańców Kinney... gapią się na nas.
- I co z tego? - Zarzuciła mu ramiona na szyję i namiętnie pocałowała go
w usta. - Sam mówiłeś, że już pora, żeby dać im nowy powód do plotek.
Odgarnął włosy Heddy i pełnym miłości gestem pogłaskał ją po policzku.
- Zmieniłem zdanie, złotko. To będzie absolutnie prywatna impreza.
- 119 -
S
R
ROZDZIAA DZIESITY
Ogień płonący na kominku kładł się pomarańczowym blaskiem na
kamiennych ścianach i drewnianej podłodze chaty Leandra.
Heddy miała rację. Napięcie i podniecenie, w jakim trwali od pierwszego
pocałunku w Mlecznej Księżniczce", rozpalało ich.
Nareszcie byli sami.
Co za szczęście, iż uprzedziła gospodynię, że może nie wrócić do domu
na noc.
Włożyła do odtwarzacza płytę kompaktową i wnętrze chaty wypełniły
tony namiętnej piosenki o miłości.
Czuła na sobie spojrzenie Leandra. Jego hipnotyczną, zniewalającą moc.
Czuła niezwykły żar oblewający całe jej ciało.
Leander leżał na łóżku. W butach, ubraniu, nawet w kapeluszu na głowie.
Patrzył na nią, jakby już była naga.
- Rozbierz się - szepnął chrapliwie.
Poczuła gwałtowne bicie swego serca. Usłyszała jego nierówny łomot.
Jakaś żelazna obręcz ścisnęła jej żebra, odebrała oddech.
To była jej szansa. Jedyna, ostatnia szansa na zwycięstwo i zdobycie
Leandra.
Zaczęła się kołysać. Zrazu delikatnie, powoli, potem coraz prędzej, w
szalonym rytmie muzyki. Leander wpatrywał się w nią wzrokiem zgłodniałego
tygrysa. Nie odrywał oczu od jej twarzy, gdy sięgnęła do tyłu i rozwiązała żółtą
wstążkę. Jedwabiste fale spłynęły jej na ramiona.
- Rzuć mi swój kapelusz, kowboju - powiedziała cicho.
Wprawnie rzucony stetson poszybował przez pokój. Chwyciła go i
wolniutko włożyła na głowę, przekrzywiając nieco.
- 120 -
S
R
Opuściła ręce, sunęła dłońmi po biodrach, ku górze, wzdłuż kształtnych
piersi, aż do perłowych guziczków sweterka. Przez cały czas kołysała się w rytm
muzyki.
Spod ciemnych rzęs oczy Leandra lśniły jak dwa ogniki.
- Zdejmij to, dziewczyno - ponaglił ją. - Zdejmij wszystko. Była nieco
oszołomiona i zmieszana. Lecz nie rezygnowała.
- A czy mogę nie zdejmować kapelusza? Uśmiechnął się i skinął głową.
Zbliżyła się do kominka. Szybko odpięła guziczki, obracając się w
migotliwym blasku ognia. Potem niezwykle powoli rozsunęła nieco brzegi
sweterka. Leander westchnął cicho, gdy na ułamek sekundy ujrzał zarys jej
piersi. Heddy odwróciła się do niego tyłem i zsunęła nieco sweterek z ramion.
Naga skóra krągłych ramion lśniła miodową barwą.
- Odwróć się - zażądał.
Lecz ona drażniła go, obracając się nieco w lewo, potem nieco w prawo,
wciąż zostawiając mu tylko widok obnażonych pleców.
Nagle odwróciła się i stanęła twarzą do niego. Przesunęła kokieteryjnie
kapelusz na bok. Przymknęła oczy i odchyliła głowę do tyłu. Złota fala spłynęła
na jej plecy. Stanęła w wyzywającej pozie, z rękami na biodrach, z piersią
wysuniętą do przodu. W tym momencie sweterek zsunął się całkiem do tyłu i
spadł na podłogę.
- Chodz tu, złotko. - Tym razem jego głos był miękki i łagodny.
Krok za krokiem, zbliżyła się do łóżka.
- Ale nie zdjęłam jeszcze dżinsów. Oczy Leandra zalśniły.
Zsunęła dłonie po brzuchu i odpięła metalowy guzik. Potem, centymetr za
centymetrem, odsunęła zamek, ukazując olśniewający trójkąt jasnej skóry.
Była śliczna, młoda i ponętna. Tanecznym ruchem to zbliżała się do
niego, to odsuwała nagle.
- Heddy...
- 121 -
S
R
Pomagając sobie kołysaniem bioder, zsuwała obcisłe spodnie. Zdała się
całkiem na głos instynktu, by rozpalić Leandra, podniecić go jak najbardziej.
- Cholera! Chodz tu!
Przestraszona, zachichotała nerwowo. Lecz nie przyspieszyła ani trochę.
Po chwili jej dżinsy leżały obok sweterka. Miała na sobie tylko maleńkie
majteczki z czarnej koronki. I czarny kapelusz. Blask ognia z kominka kładł się
na jej opalonej skórze i lśniących włosach.
- Gdzieś ty się tego nauczyła? - spytał głucho.
- Nigdzie. Jesteś jedynym mężczyzną, którego kochałam. Przed tobą nie
było nikogo.
Przymknęła oczy i tańczyła dalej, budząc w Leandrze coraz gorętsze
namiętności.
Niespodziewanie znalazła się w ciasnym uścisku jego ramion. Nawet nie
zauważyła, kiedy zeskoczył z łóżka i porwał ją w objęcia. Przyparł ją do
chłodnej, kamiennej ściany. Zerwał z jej głowy kapelusz i cisnął go w kąt.
Potem zsunął z niej majteczki.
Wyznała mu, że był jedynym mężczyzną, którego kochała. Lecz mimo
jego nieokiełznanej namiętności poczuła ukłucie żalu, że on nie uczynił
podobnego wyznania.
Trwało to jednak mgnienie oka. Pod magicznym wpływem dotyku rąk
Leandra przestała myśleć. Czuła jego delikatny, podniecający zapach. Czuła
jego dłonie na całym ciele. Chwycił ją za nadgarstki i uniósł je wysoko do góry.
Potem powolutku przesunął dłonie wzdłuż jej ramion, by wreszcie, chwytając
Heddy za włosy, odchylić jej głowę do tyłu. Obsypał ją pocałunkami. Z
niezrównaną maestrią wodził wargami po jej ustach, szyi i piersiach.
Nagle odsunął się nieco. Ciężko oddychając, zerwał z siebie ubranie.
Znów przycisnął Heddy do zimnego muru. Wcisnął nogę między jej uda,
ujął mocno za biodra, uniósł do góry i wszedł w nią niemal brutalnie.
- Ach, Heddy. Moja śliczna Heddy...
- 122 -
S
R
Krzyknęła cicho. Jego szaleństwo podniecało ją jeszcze bardziej niż
nagie, potężne ciało. Zarzuciła mu ramiona na szyję. Chłonęła żar jego ciała.
Czuła gwałtowne bicie serca Leandra. Jej serce tłukło coraz szybciej, jakby
próbowało wyrwać się z piersi Heddy. Czuła go w sobie. Drżała, jęcząc cicho,
odwzajemniając namiętne pocałunki. Zbliżali się... dobiegali... Leander
gorączkowo szukał jej ust. Znalazł. Zwarli się w długim pocałunku i trwali w
nim aż do ostatecznego spełnienia.
- Heddy. Ach, Heddy - wyszeptał nieprzytomnie Leander.
Poczuła się słaba, rozkosznie słaba. Tak słaba, że nie mogła utrzymać się
na nogach. Wziął ją więc na ręce i zaniósł do łóżka. Ułożyli się, przytuleni.
Heddy ufnie położyła głowę na jego ramieniu. Po chwili usnęła, ukojona
ciepłem jego ciała.
Przebudzili się w środku nocy, wykąpali pod prysznicem, namydlając się [ Pobierz całość w formacie PDF ]