[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zwłaszcza na jednym z moich drzew!
- Byłoby... najlepiej, gdyby... zapomniał pan, że mnie
kiedykolwiek widział - odezwała się Gracila z wahaniem w
głosie.
- Zupełnie absurdalna sugestia, a ponieważ nie mam
zamiaru gonić pani, czy mógłbym prosić, aby zechciała pani
usiąść i porozmawiać ze mną?
Jakby poddając się nie tyle jego namowom, ile
przeznaczeniu, Gracila lekko uniosła dłonie.
- Nie zostawia mi pan raczej... wyboru.
Lord Damien rozejrzał się dookoła. Szukał miejsca, gdzie
mógłby przywiązać konia.
- Samson się nie oddali - rzekła - a nawet gdyby, złapie
go pan bez trudu.
- A więc zna pani imię mojego konia?!
Gracila zrozumiała, że palnęła głupstwo, odzywając się
bez zastanowienia.
Samson był starym koniem, tak jak większość koni w
stajniach Barons' Hall. Karmiła go setki razy podczas swoich
wizyt. Stąd wiedziała, że raczej nie pobiegnie sam do domu,
jak młode zwierzę.
Jakby chcąc okazać, że wierzy jej słowom, lord Damien
zarzucił Samsonowi lejce na szyję i odwróciwszy się
zaproponował:
- Może usiądziemy nad strumieniem? Przed chwilą
widziałem tam zimorodka.
- Co roku para zimorodków buduje tu gniazdo.
- Proszę opowiedzieć mi o tym i o innych rzeczach, które
pani wie o mojej posiadłości.
Mówiąc to, wybrał miejsce w cieniu drzew, gdzie trawa
była krótka i sucha i skąd mogli patrzeć na rozbłyskującą w
promieniach słońca wodę w strumieniu.
Gracila usiadła sztywno, patrząc na niego z ciekawością.
Kiedy wyciągnął się obok niej, zauważyła, że pomimo pełnej
wdzięku sylwetki jest atletycznie zbudowany i niewątpliwie
silny. Zupełnie nie przypominał poety czy człowieka
osłabionego rozpustnym życiem.
Oparł głowę na ramieniu i spojrzawszy na nią, poprosił:
- Niech mi pani opowie coś o sobie.
- Tego... niestety nie mogę... zrobić.
- Dlaczego?
- Są ku temu... ważne powody, ale nie mogę ich wyjawić.
- Czy w ten sposób stara się pani zwrócić na siebie
uwagę? - zapytał.
Pokręciła przecząco głową.
- Ależ skąd! Szczerze mówiąc... chciałabym poprosić
pana o... pomoc.
- O pomoc? W jaki sposób mógłbym pani pomóc?
- Nie będąc zbyt dociekliwym.
- Czy uważa mnie pani za wścibskiego?
- Schowałam się... przed panem.
- Ale dlaczego?
Zawahała się. Zanim zdążyła coś powiedzieć, odezwał się
ostrym głosem:
- Nie ma potrzeby odpowiadać na to pytanie! Każda
dobrze wychowana i rozsądna kobieta postąpiłaby podobnie.
Znów wyczuła w jego głosie tyle goryczy, że
instynktownie wyciągnęła dłoń, jakby chciała go uspokoić, ale
zaraz opuściła ją na kolana.
- Nie schowałam się z tego... powodu - odparła. -
Przynajmniej... niezupełnie.
- Ta informacja nie wyjaśnia mi zbyt wiele - zauważył
lord Damien.
- Wiem - odparła - ale to takie... skomplikowane.
- To pani jest skomplikowana. Znajduję panią ukrytą na
drzewie, po czym mówi mi pani, że schowała się lam przede
mną, ale niezupełnie!
- Lepiej by było, gdyby pojechał pan wtedy dalej.
- Ale nawet w połowie nie byłoby tak interesująco -
odrzekł i Gracila nie mogła powstrzymać się od śmiechu.
Obserwował ją. Potem stwierdził:
- Wziąłem panią za dziecko, lecz teraz widzę, że jest pani
jedną z najpiękniejszych kobiet, jakie kiedykolwiek
spotkałem. Chociaż nie jest pani jeszcze w pełni kobietą.
Policzki Gracili zaczerwieniły się i odwróciwszy od niego
głowę, spojrzała w stronę strumienia.
- Chciałbym zadać pani setki pytań - ciągnął lord Damien.
- Dowiedzieć się, kim pani jest. Dlaczego się tu znalazła?
Dlaczego jest pani tak tajemnicza? Najpierw jednak chciałbym
zapewnić, że patrzeć na panią to prawdziwe szczęście, i
zastanawiam się, czy przypadkiem nie śnię!
- Zni pan - mruknęła Gracila.
- Zadziwiające, że ktoś tak cudowny, tak idealny pojawił
się w takim miejscu jak Barons' Hall.
Wyczuła przykrą nutę w jego głosie, więc powiedziała:
- Proszę nie mówić o Barons' Hall w ten sposób. Czy nie
widzi pan jak tu pięknie, zwłaszcza w maju. Myślałam, że
właśnie z tego powodu wrócił pan do domu.
Do czego cię porównać? Do dnia w pełni lata?
Jesteś od niego bardziej i świeża, i stała
Jeszcze i w maju wiatr nieraz mrozem pąk omiata.
(Przekład S. Barańczaka.)
Zacytował te słowa Szekspira łagodnym głosem, patrząc
na nią przenikliwie. Ponieważ milczała, wyjaśnił:
- Prawdę mówiąc, szukałem schronienia.
- Schronienia! - wykrzyknęła zdziwiona Gracila.
- Wolałbym o tym nie mówić - rzucił szybko lord
Damien. - Chciałbym natomiast porozmawiać o pani.
- Tego z kolei ja chciałabym uniknąć.
- W takim razie, o czym będziemy rozmawiać? - spytał. -
Niewielu kobietom musiałbym zadać to pytanie, ale, jak
sądzę, moja mała gwiazdko, naprawdę jest pani bardzo
młodziutka.
Słodkie stworzenie, kształty ledwie sformowane Róża, co
najpiękniejsze płatki w pąku ma skrywane.
Gracila zaśmiała się, słysząc ten cytat, a po chwili lord
Damien dodał:
- Teraz proszę mi powiedzieć, dlaczego osoba tak młoda i
piękna jak pani miałaby się ukrywać?
Zastanawiała się przez moment.
- Jeżeli uchylę rąbka tajemnicy, by zaspokoić pańską
ciekawość, czy obieca mi pan coś?
- Obietnice zazwyczaj bywają niebezpieczne!
- Złożenie tej obietnicy nie będzie dla pana
niebezpieczne, ale gdyby ją pan złamał... byłoby to
niebezpieczne dla mnie.
- W takim razie ma pani moje słowo.
- Wobec tego, czy przyrzeka pan nie wspomnieć nikomu
o spotkaniu ze mną... ani o naszej rozmowie?
Uniósł lekko brwi.
- Jestem tu sam. Przerwał, a potem spytał:
- Chodzi pani o służbę? Gracila skinęła głową.
- Czy to znaczy, że mają zaszczyt wiedzieć o sprawach, o
których mnie nie chce pani powiedzieć?
- Niezupełnie - odparła. - Ale jeżeli wspomni pan o tym
Milletowi...
- Mojemu majordomusowi?
- Tak. Jeżeli powie mu pan o naszym spotkaniu albo jeśli
dotrze to do pani Hansell, pańskiej ochmistrzyni, zostanę stąd
odesłana.
- Czy to znaczy, ze mieszka pani w moim domu, w
Barons' Hall?
- Nie mam... dokąd iść.
- Goszczenie pani w moim domu to prawdziwy zaszczyt i
przyjemność, lecz czy zechce mi pani wyjawić, dlaczego nie
ma dokąd się udać?
Mówiąc to, spojrzał na jej suknię i pomyślała, że musiał
zdawać sobie sprawę, jak wiele kosztowała. A jeżeli nie
chodziło o brak pieniędzy, to o co chodziło?
Czekał na dalsze wyjaśnienia, po chwili więc zaczęła z
wahaniem:
- Ja... ja... znalazłam się w bardzo... trudnej sytuacji... i...
musiałam uciec.
- Czy to znaczy, że uciekła pani z domu?
- Tak.
- Nic dziwnego, że wziąłem panią za zbiegłą gwiazdę!
Czy zdziwiła się pani, gdy zacytowałem Byrona?
- W pewnym sensie... spodziewałam się tego. Zawsze
kojarzył mi się pan z... lordem Byronem.
- A więc zna mnie pani i myślała o mnie. To nie w
porządku!
- Co nie jest w porządku?
- Pani tyle o mnie wie, podczas gdy ja nie wiem o pani
nic, oprócz tego, że wygląda pani jak gwiazdka, która spadła z
nieba, by zauroczyć prostego śmiertelnika.
Gracila roześmiała się, rozbawiona.
- To zawsze był jeden z moich ulubionych fragmentów.
Rozśmiesza mnie, kiedy jestem przygnębiona albo...
nieszczęśliwa.
Nagle przypomniała sobie, że czytała go, gdy macocha i
książę weszli do biblioteki.
Lord Damien obserwował jej twarz i po chwili odezwał się
cicho:
- Coś panią wstrząsnęło i zraniło. Proszę powiedzieć, co
spowodowało to cierpienie?
- Skąd... skąd pan wie? - zapytała zdziwiona.
- Pani oczy są bardzo wyraziste - odrzekł. - Mogę
odczytać z nich pani myśli, choć postanowiła pani nie mówić
mi prawdy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
zwłaszcza na jednym z moich drzew!
- Byłoby... najlepiej, gdyby... zapomniał pan, że mnie
kiedykolwiek widział - odezwała się Gracila z wahaniem w
głosie.
- Zupełnie absurdalna sugestia, a ponieważ nie mam
zamiaru gonić pani, czy mógłbym prosić, aby zechciała pani
usiąść i porozmawiać ze mną?
Jakby poddając się nie tyle jego namowom, ile
przeznaczeniu, Gracila lekko uniosła dłonie.
- Nie zostawia mi pan raczej... wyboru.
Lord Damien rozejrzał się dookoła. Szukał miejsca, gdzie
mógłby przywiązać konia.
- Samson się nie oddali - rzekła - a nawet gdyby, złapie
go pan bez trudu.
- A więc zna pani imię mojego konia?!
Gracila zrozumiała, że palnęła głupstwo, odzywając się
bez zastanowienia.
Samson był starym koniem, tak jak większość koni w
stajniach Barons' Hall. Karmiła go setki razy podczas swoich
wizyt. Stąd wiedziała, że raczej nie pobiegnie sam do domu,
jak młode zwierzę.
Jakby chcąc okazać, że wierzy jej słowom, lord Damien
zarzucił Samsonowi lejce na szyję i odwróciwszy się
zaproponował:
- Może usiądziemy nad strumieniem? Przed chwilą
widziałem tam zimorodka.
- Co roku para zimorodków buduje tu gniazdo.
- Proszę opowiedzieć mi o tym i o innych rzeczach, które
pani wie o mojej posiadłości.
Mówiąc to, wybrał miejsce w cieniu drzew, gdzie trawa
była krótka i sucha i skąd mogli patrzeć na rozbłyskującą w
promieniach słońca wodę w strumieniu.
Gracila usiadła sztywno, patrząc na niego z ciekawością.
Kiedy wyciągnął się obok niej, zauważyła, że pomimo pełnej
wdzięku sylwetki jest atletycznie zbudowany i niewątpliwie
silny. Zupełnie nie przypominał poety czy człowieka
osłabionego rozpustnym życiem.
Oparł głowę na ramieniu i spojrzawszy na nią, poprosił:
- Niech mi pani opowie coś o sobie.
- Tego... niestety nie mogę... zrobić.
- Dlaczego?
- Są ku temu... ważne powody, ale nie mogę ich wyjawić.
- Czy w ten sposób stara się pani zwrócić na siebie
uwagę? - zapytał.
Pokręciła przecząco głową.
- Ależ skąd! Szczerze mówiąc... chciałabym poprosić
pana o... pomoc.
- O pomoc? W jaki sposób mógłbym pani pomóc?
- Nie będąc zbyt dociekliwym.
- Czy uważa mnie pani za wścibskiego?
- Schowałam się... przed panem.
- Ale dlaczego?
Zawahała się. Zanim zdążyła coś powiedzieć, odezwał się
ostrym głosem:
- Nie ma potrzeby odpowiadać na to pytanie! Każda
dobrze wychowana i rozsądna kobieta postąpiłaby podobnie.
Znów wyczuła w jego głosie tyle goryczy, że
instynktownie wyciągnęła dłoń, jakby chciała go uspokoić, ale
zaraz opuściła ją na kolana.
- Nie schowałam się z tego... powodu - odparła. -
Przynajmniej... niezupełnie.
- Ta informacja nie wyjaśnia mi zbyt wiele - zauważył
lord Damien.
- Wiem - odparła - ale to takie... skomplikowane.
- To pani jest skomplikowana. Znajduję panią ukrytą na
drzewie, po czym mówi mi pani, że schowała się lam przede
mną, ale niezupełnie!
- Lepiej by było, gdyby pojechał pan wtedy dalej.
- Ale nawet w połowie nie byłoby tak interesująco -
odrzekł i Gracila nie mogła powstrzymać się od śmiechu.
Obserwował ją. Potem stwierdził:
- Wziąłem panią za dziecko, lecz teraz widzę, że jest pani
jedną z najpiękniejszych kobiet, jakie kiedykolwiek
spotkałem. Chociaż nie jest pani jeszcze w pełni kobietą.
Policzki Gracili zaczerwieniły się i odwróciwszy od niego
głowę, spojrzała w stronę strumienia.
- Chciałbym zadać pani setki pytań - ciągnął lord Damien.
- Dowiedzieć się, kim pani jest. Dlaczego się tu znalazła?
Dlaczego jest pani tak tajemnicza? Najpierw jednak chciałbym
zapewnić, że patrzeć na panią to prawdziwe szczęście, i
zastanawiam się, czy przypadkiem nie śnię!
- Zni pan - mruknęła Gracila.
- Zadziwiające, że ktoś tak cudowny, tak idealny pojawił
się w takim miejscu jak Barons' Hall.
Wyczuła przykrą nutę w jego głosie, więc powiedziała:
- Proszę nie mówić o Barons' Hall w ten sposób. Czy nie
widzi pan jak tu pięknie, zwłaszcza w maju. Myślałam, że
właśnie z tego powodu wrócił pan do domu.
Do czego cię porównać? Do dnia w pełni lata?
Jesteś od niego bardziej i świeża, i stała
Jeszcze i w maju wiatr nieraz mrozem pąk omiata.
(Przekład S. Barańczaka.)
Zacytował te słowa Szekspira łagodnym głosem, patrząc
na nią przenikliwie. Ponieważ milczała, wyjaśnił:
- Prawdę mówiąc, szukałem schronienia.
- Schronienia! - wykrzyknęła zdziwiona Gracila.
- Wolałbym o tym nie mówić - rzucił szybko lord
Damien. - Chciałbym natomiast porozmawiać o pani.
- Tego z kolei ja chciałabym uniknąć.
- W takim razie, o czym będziemy rozmawiać? - spytał. -
Niewielu kobietom musiałbym zadać to pytanie, ale, jak
sądzę, moja mała gwiazdko, naprawdę jest pani bardzo
młodziutka.
Słodkie stworzenie, kształty ledwie sformowane Róża, co
najpiękniejsze płatki w pąku ma skrywane.
Gracila zaśmiała się, słysząc ten cytat, a po chwili lord
Damien dodał:
- Teraz proszę mi powiedzieć, dlaczego osoba tak młoda i
piękna jak pani miałaby się ukrywać?
Zastanawiała się przez moment.
- Jeżeli uchylę rąbka tajemnicy, by zaspokoić pańską
ciekawość, czy obieca mi pan coś?
- Obietnice zazwyczaj bywają niebezpieczne!
- Złożenie tej obietnicy nie będzie dla pana
niebezpieczne, ale gdyby ją pan złamał... byłoby to
niebezpieczne dla mnie.
- W takim razie ma pani moje słowo.
- Wobec tego, czy przyrzeka pan nie wspomnieć nikomu
o spotkaniu ze mną... ani o naszej rozmowie?
Uniósł lekko brwi.
- Jestem tu sam. Przerwał, a potem spytał:
- Chodzi pani o służbę? Gracila skinęła głową.
- Czy to znaczy, że mają zaszczyt wiedzieć o sprawach, o
których mnie nie chce pani powiedzieć?
- Niezupełnie - odparła. - Ale jeżeli wspomni pan o tym
Milletowi...
- Mojemu majordomusowi?
- Tak. Jeżeli powie mu pan o naszym spotkaniu albo jeśli
dotrze to do pani Hansell, pańskiej ochmistrzyni, zostanę stąd
odesłana.
- Czy to znaczy, ze mieszka pani w moim domu, w
Barons' Hall?
- Nie mam... dokąd iść.
- Goszczenie pani w moim domu to prawdziwy zaszczyt i
przyjemność, lecz czy zechce mi pani wyjawić, dlaczego nie
ma dokąd się udać?
Mówiąc to, spojrzał na jej suknię i pomyślała, że musiał
zdawać sobie sprawę, jak wiele kosztowała. A jeżeli nie
chodziło o brak pieniędzy, to o co chodziło?
Czekał na dalsze wyjaśnienia, po chwili więc zaczęła z
wahaniem:
- Ja... ja... znalazłam się w bardzo... trudnej sytuacji... i...
musiałam uciec.
- Czy to znaczy, że uciekła pani z domu?
- Tak.
- Nic dziwnego, że wziąłem panią za zbiegłą gwiazdę!
Czy zdziwiła się pani, gdy zacytowałem Byrona?
- W pewnym sensie... spodziewałam się tego. Zawsze
kojarzył mi się pan z... lordem Byronem.
- A więc zna mnie pani i myślała o mnie. To nie w
porządku!
- Co nie jest w porządku?
- Pani tyle o mnie wie, podczas gdy ja nie wiem o pani
nic, oprócz tego, że wygląda pani jak gwiazdka, która spadła z
nieba, by zauroczyć prostego śmiertelnika.
Gracila roześmiała się, rozbawiona.
- To zawsze był jeden z moich ulubionych fragmentów.
Rozśmiesza mnie, kiedy jestem przygnębiona albo...
nieszczęśliwa.
Nagle przypomniała sobie, że czytała go, gdy macocha i
książę weszli do biblioteki.
Lord Damien obserwował jej twarz i po chwili odezwał się
cicho:
- Coś panią wstrząsnęło i zraniło. Proszę powiedzieć, co
spowodowało to cierpienie?
- Skąd... skąd pan wie? - zapytała zdziwiona.
- Pani oczy są bardzo wyraziste - odrzekł. - Mogę
odczytać z nich pani myśli, choć postanowiła pani nie mówić
mi prawdy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]