[ Pobierz całość w formacie PDF ]
R
L
T
- Czy już ci mówiłam, jak bardzo jest mi przykro, że jego istnienie trzymałam
przed tobą w tajemnicy?
Uśmiechnął się.
- Owszem, ale jeśli chcesz, możesz mi to powiedzieć raz jeszcze - rzekł zachęcają-
co, przesuwając ręką w górę jej uda.
- Coś mi się wydaje, że to nie na rozmowę masz ochotę. Ach, już rozumiem, czyny
ważniejsze niż słowa. - Pocałowała go lekko w usta.
- O tak, zdecydowanie ważniejsze - odparł z błyskiem w oku i obdarzył ją zmy-
słowym pocałunkiem, a potem kolejnym i nie minęło dużo czasu, a zupełnie zapomnieli
o otaczającym ich świecie.
Pózniej wzięli prysznic, ubrali się i poszli poszukać Toma. Jadł właśnie śniadanie
ze swoją prababcią. Sofie dała mu buziaka na dzień dobry, po czym usiadła i zabrała się
za pałaszowanie naszykowanych pyszności.
- Macie jakieś plany na dzisiejszy dzień? - zapytała Eleanor. - Moglibyście poje-
chać na targ. Tom i ja doskonale damy sobie sami radę, prawda, Tom?
Uśmiechnął się radośnie.
- Urządzimy wyścigi samochodowe. Super!
Sofie zaśmiała się.
- Szczęściarz z ciebie, że masz taką prababcię.
- To co, jedziemy na targ? - zapytał ją Lucas.
Pokiwała głową.
- Chętnie.
- Zjedzcie na mieście lunch - powiedziała zachęcająco Eleanor. - Przyda się wam
trochę czasu sam na sam. I nie martwcie się, ja będę cały czas pod telefonem. Wykorzy-
stajcie taki piękny dzień.
- Czy ty nie próbujesz przypadkiem się nas pozbyć? - zapytał cierpko Lucas, a
Eleanor uśmiechnęła się konspiracyjnie.
- Tom i ja mamy swoje plany i wy nie jesteście nam tu potrzebni. Więc sio! - Za-
machała rękami. - Jedzcie. Dobrze się bawcie. I wróćcie, dopiero gdy będziecie mocno
zmęczeni!
R
L
T
Lucas ze śmiechem wstał od stołu.
- Okej, rozumiemy. Jedziemy, skoro nie jesteśmy tu mile widziani. Tom, bądz
grzeczny, a może przywieziemy ci coś z targu - obiecał synowi, który uśmiechnął się
szeroko i pokiwał głową. Spojrzał na żonę. - Gotowa?
Sofie wstała z krzesła.
- Pójdę po torebkę. Spotkamy się przy samochodzie - odparła i zwróciła się do
Eleanor: - Jesteś pewna, że dasz sobie radę z Tomem? Potrafi być naprawdę niesforny.
- Wszystko będzie dobrze. Dobrze się bawcie i o nic nie martwcie - odparła starsza
pani, klepiąc ją po ramieniu.
- Dziękuję.
Sofie nachyliła się, by ucałować policzek Eleanor, następnie zmierzwiła włosy
Tomowi i udała się do domu.
Dziesięć minut pózniej siedzieli w samochodzie, kierując się w stronę wybrzeża.
Lucas jechał powoli, bo nie było potrzeby się spieszyć. Sofie rozsiadła się wygodnie i
odprężyła, mając w perspektywie długi, przyjemny dzień.
Droga wiła się, więc Lucas musiał się skupiać na kolejnych zakrętach, jednak gdy
tylko mógł, pokazywał Sofie różne ciekawe miejsca. W końcu dojechali, zostawili auto
na nadbrzeżu i udali się razem na głośny i mieniący się wszystkimi kolorami tęczy targ.
Lucas uparł się, by wziąć ją za rękę, i Sofie poczuła lekkość na duszy, gdy tak spa-
cerowali od straganu do straganu, na których było dosłownie wszystko. A kiedy już go-
towi byli na pózny lunch, okazało się, że oboje obładowani są torbami z różnościami.
Lucas postanowił, że zaniesie je do samochodu, Sofie natomiast przysiadła na ławce pod
drzewem, w oczekiwaniu na jego powrót.
W pewnym momencie jej uwagę przykuł mężczyzna stojący w cieniu pod ścianą
portu. Wyglądał niepokojąco znajomo, choć stał bokiem do niej, i Sofie z mocno bijącym
sercem wyprostowała się, aby mieć lepszy widok. Sylwetką i kolorem włosów przypo-
minał jej Gary'ego Bensona, mężczyznę, którego już nigdy nie miała ochoty oglądać.
Przekonywała samą siebie, że to nie może być on. Nie widziała go od tamtego dnia
przed domem, krótko przed odejściem od Lucasa. Właściwie to prawie zupełnie o nim
zapomniała, gdyż tyle się od tamtego czasu wydarzyło. W Anglii jego widok może i by
R
L
T
jej nie zaskoczył, jednak niemożliwe, aby zjawił się tutaj. Jednak z daleka ten człowiek
wydawał się bardzo do niego podobny. Jakby wyczuł, że mu się przygląda, odwrócił
głowę i przez kilka długich sekund patrzył prosto na nią, po czym zaczął się oddalać.
Sofie zrobiło się niedobrze. Zatrzęsły jej się nogi. Spojrzenie, jakie posłał jej ten
mężczyzna, zmroziło ją, ale nie miała zamiaru stać jak sparaliżowana. Musiała zachować [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
R
L
T
- Czy już ci mówiłam, jak bardzo jest mi przykro, że jego istnienie trzymałam
przed tobą w tajemnicy?
Uśmiechnął się.
- Owszem, ale jeśli chcesz, możesz mi to powiedzieć raz jeszcze - rzekł zachęcają-
co, przesuwając ręką w górę jej uda.
- Coś mi się wydaje, że to nie na rozmowę masz ochotę. Ach, już rozumiem, czyny
ważniejsze niż słowa. - Pocałowała go lekko w usta.
- O tak, zdecydowanie ważniejsze - odparł z błyskiem w oku i obdarzył ją zmy-
słowym pocałunkiem, a potem kolejnym i nie minęło dużo czasu, a zupełnie zapomnieli
o otaczającym ich świecie.
Pózniej wzięli prysznic, ubrali się i poszli poszukać Toma. Jadł właśnie śniadanie
ze swoją prababcią. Sofie dała mu buziaka na dzień dobry, po czym usiadła i zabrała się
za pałaszowanie naszykowanych pyszności.
- Macie jakieś plany na dzisiejszy dzień? - zapytała Eleanor. - Moglibyście poje-
chać na targ. Tom i ja doskonale damy sobie sami radę, prawda, Tom?
Uśmiechnął się radośnie.
- Urządzimy wyścigi samochodowe. Super!
Sofie zaśmiała się.
- Szczęściarz z ciebie, że masz taką prababcię.
- To co, jedziemy na targ? - zapytał ją Lucas.
Pokiwała głową.
- Chętnie.
- Zjedzcie na mieście lunch - powiedziała zachęcająco Eleanor. - Przyda się wam
trochę czasu sam na sam. I nie martwcie się, ja będę cały czas pod telefonem. Wykorzy-
stajcie taki piękny dzień.
- Czy ty nie próbujesz przypadkiem się nas pozbyć? - zapytał cierpko Lucas, a
Eleanor uśmiechnęła się konspiracyjnie.
- Tom i ja mamy swoje plany i wy nie jesteście nam tu potrzebni. Więc sio! - Za-
machała rękami. - Jedzcie. Dobrze się bawcie. I wróćcie, dopiero gdy będziecie mocno
zmęczeni!
R
L
T
Lucas ze śmiechem wstał od stołu.
- Okej, rozumiemy. Jedziemy, skoro nie jesteśmy tu mile widziani. Tom, bądz
grzeczny, a może przywieziemy ci coś z targu - obiecał synowi, który uśmiechnął się
szeroko i pokiwał głową. Spojrzał na żonę. - Gotowa?
Sofie wstała z krzesła.
- Pójdę po torebkę. Spotkamy się przy samochodzie - odparła i zwróciła się do
Eleanor: - Jesteś pewna, że dasz sobie radę z Tomem? Potrafi być naprawdę niesforny.
- Wszystko będzie dobrze. Dobrze się bawcie i o nic nie martwcie - odparła starsza
pani, klepiąc ją po ramieniu.
- Dziękuję.
Sofie nachyliła się, by ucałować policzek Eleanor, następnie zmierzwiła włosy
Tomowi i udała się do domu.
Dziesięć minut pózniej siedzieli w samochodzie, kierując się w stronę wybrzeża.
Lucas jechał powoli, bo nie było potrzeby się spieszyć. Sofie rozsiadła się wygodnie i
odprężyła, mając w perspektywie długi, przyjemny dzień.
Droga wiła się, więc Lucas musiał się skupiać na kolejnych zakrętach, jednak gdy
tylko mógł, pokazywał Sofie różne ciekawe miejsca. W końcu dojechali, zostawili auto
na nadbrzeżu i udali się razem na głośny i mieniący się wszystkimi kolorami tęczy targ.
Lucas uparł się, by wziąć ją za rękę, i Sofie poczuła lekkość na duszy, gdy tak spa-
cerowali od straganu do straganu, na których było dosłownie wszystko. A kiedy już go-
towi byli na pózny lunch, okazało się, że oboje obładowani są torbami z różnościami.
Lucas postanowił, że zaniesie je do samochodu, Sofie natomiast przysiadła na ławce pod
drzewem, w oczekiwaniu na jego powrót.
W pewnym momencie jej uwagę przykuł mężczyzna stojący w cieniu pod ścianą
portu. Wyglądał niepokojąco znajomo, choć stał bokiem do niej, i Sofie z mocno bijącym
sercem wyprostowała się, aby mieć lepszy widok. Sylwetką i kolorem włosów przypo-
minał jej Gary'ego Bensona, mężczyznę, którego już nigdy nie miała ochoty oglądać.
Przekonywała samą siebie, że to nie może być on. Nie widziała go od tamtego dnia
przed domem, krótko przed odejściem od Lucasa. Właściwie to prawie zupełnie o nim
zapomniała, gdyż tyle się od tamtego czasu wydarzyło. W Anglii jego widok może i by
R
L
T
jej nie zaskoczył, jednak niemożliwe, aby zjawił się tutaj. Jednak z daleka ten człowiek
wydawał się bardzo do niego podobny. Jakby wyczuł, że mu się przygląda, odwrócił
głowę i przez kilka długich sekund patrzył prosto na nią, po czym zaczął się oddalać.
Sofie zrobiło się niedobrze. Zatrzęsły jej się nogi. Spojrzenie, jakie posłał jej ten
mężczyzna, zmroziło ją, ale nie miała zamiaru stać jak sparaliżowana. Musiała zachować [ Pobierz całość w formacie PDF ]