[ Pobierz całość w formacie PDF ]
głowie kilka tygodni temu, wpadłby w popłoch. Dziś umiał już
sobie z nimi radzić. Zrozumiał, że nic się nie stanie, jeśli
pozwoli sobie na chwilę przyjemności. Ważne, by potrafił to
kontrolować, i gdy trzeba, odsuwał fantazje na dalszy plan.
Może już pogodził się z faktem, że dość pechowo wybrał
obiekt pożądania. Albo stał się spokojniejszy, bo wiedział, że
panuje nad swoimi reakcjami.
Nie bez znaczenia było to, że coraz wyżej cenił swoją
podopieczną. Ta zaś podczas czwartej akcji udowodniła, że w
pełni zasługuje na najwyższe noty.
Polecieli po ofiarę wypadku drogowego. Jednak na
miejscu okazało się, że muszą zaczekać na strażaków.
Samochód, który wypadł z drogi i dachował, był tak
zniszczony, że nie mieli szans wyjąć z niego ofiary.
- Trudno, czekamy - stwierdził Tama.
- Szkoda czasu. Dostanę się do środka przez okno -
zaproponowała Mikki.
- Nie ma mowy. To zbyt niebezpieczne.
- Bez przesady. Musimy tylko stłuc do końca szybę i
usunąć szkło. Samochód leży przecież stabilnie, na twardej
ziemi. Myślisz, że może się obsunąć?
- Nie, raczej nie. Zakleszczył się między głazami. Ale i
tak wolę, żebyś tam nie właziła - powtórzył, patrząc na
niewielką szczelinę pośród pogniecionej blachy.
- Silnik zgasł, więc bak nie wybuchnie. Samochód jest
stary, toteż nie ma w nim poduszek powietrznych, a nawet
jeśli, to na pewno nie ma ich z tyłu.
S
R
- Kiedy zaczniecie ciąć blachy? - zapytał strażaka, który
właśnie do nich podszedł.
- Za dziesięć minut. Musimy przygotować sprzęt.
- Tama, pozwól mi chociaż sprawdzić, czy człowiek się
nie dusi! - nalegała.
- Ale napalona ta pana koleżanka - zauważył strażak.
- Tak... - mruknął Tama, lecz tak naprawdę był dumny z
jej odwagi. Postanowił dać jej szansę. - Dobra, Myszko, właz
do dziury!
Zanim strażacy zdołali rozciąć blachy, poszkodowany
mężczyzna został podłączony do kroplówki, na twarzy miał
maskę tlenową, a na szyi kołnierz ortopedyczny.
Myszka Mikki nie próżnowała. Dowiodła, że jest gotowa
rozpocząć kolejny etap szkolenia.
Oczywiście na pierwszy ogień pójdzie wyciągarka. Tama
postanowił jeszcze tego wieczoru przejrzeć rozkład dyżurów
oraz swój kalendarz, by ustalić terminy. Za dzień lub dwa
zacznie ją przygotowywać do testu na przetrwanie w trudnym
terenie.
Czy frustracja musi być nieodłącznym elementem pracy?
A może sama jest sobie winna, bo niecierpliwość sprawia, że
chce za dużo i zbyt szybko?
Podczas poprzedniego dyżuru złościła się, że musi zostać
w bazie i się uczyć. Tym razem irytowało ją, że nie ma na to
czasu, bo w ciągu trzech kolejnych dni lata na wszystkie akcje.
Akurat wtedy, gdy ma ochotę zgłębić tajniki pracy z
wyciągarką.
Tego dnia skończyli czterodobowy dyżur. A ona, zamiast
cieszyć się perspektywą kilku wolnych dni, była zła, że nie
może rozpocząć praktycznej części szkolenia. Przyszła więc
do hangaru nieco wcześniej, z nadzieją, że zdoła namówić
Tamę, by zaczęli jeszcze dziś.
S
R
Dopiero wstało słońce, więc wewnątrz panował nadal
półmrok, mimo to od razu zauważyła dwie postaci stojące
obok helikoptera. Tama i Andy. Nie rozumiała, czemu
wpatrują się w nią z takim napięciem, ale od razu ogarnął ją
niepokój.
- Stało się coś?
- Niestety. - Tama miał wyjątkowo pochmurną minę. -
Josh nie przyjdzie dziś do pracy.
- A co, zachorował?
- Niezupełnie.
- Wczoraj wieczorem jak zwykle biegał. I miał chłopak
pecha - wyjaśnił Andy. - Jakiś idiota za szybko wszedł w
zakręt, wyleciał z drogi, staranował ogrodzenie i wjechał do
parku, prosto na Josha.
- O Boże! Bardzo go pokiereszował?
- Owszem. Ma nogę złamaną w trzech miejscach i
zmiażdżoną stopę. Trzy godziny leżał na stole operacyjnym.
- Najbliższe trzy tygodnie spędzi w szpitalu - dodał Andy.
- A potem czeka go długa rehabilitacja.
Mikki była w szoku. Dla niej Josh był nie tylko
członkiem ekipy, lecz także kolegą. Dobrym i godnym
zaufania. Nietrudno zgadnąć, co musiał czuć Tama, który łata
z nim od dawna. Współczuła mu, bo rozumiała, jak trudno mu
będzie przyzwyczaić się do nowego partnera.
Tama wiedział, jakim torem biegną jej myśli.
- Dobrze, że nie został ranny w głowę - powiedział,
próbując pocieszyć ją i siebie. - Wyjdzie z tego, to twardy
gość.
- Wiem. Można już go odwiedzać?
- Jak tylko będziemy w szpitalu, wpadniemy, żeby mu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
głowie kilka tygodni temu, wpadłby w popłoch. Dziś umiał już
sobie z nimi radzić. Zrozumiał, że nic się nie stanie, jeśli
pozwoli sobie na chwilę przyjemności. Ważne, by potrafił to
kontrolować, i gdy trzeba, odsuwał fantazje na dalszy plan.
Może już pogodził się z faktem, że dość pechowo wybrał
obiekt pożądania. Albo stał się spokojniejszy, bo wiedział, że
panuje nad swoimi reakcjami.
Nie bez znaczenia było to, że coraz wyżej cenił swoją
podopieczną. Ta zaś podczas czwartej akcji udowodniła, że w
pełni zasługuje na najwyższe noty.
Polecieli po ofiarę wypadku drogowego. Jednak na
miejscu okazało się, że muszą zaczekać na strażaków.
Samochód, który wypadł z drogi i dachował, był tak
zniszczony, że nie mieli szans wyjąć z niego ofiary.
- Trudno, czekamy - stwierdził Tama.
- Szkoda czasu. Dostanę się do środka przez okno -
zaproponowała Mikki.
- Nie ma mowy. To zbyt niebezpieczne.
- Bez przesady. Musimy tylko stłuc do końca szybę i
usunąć szkło. Samochód leży przecież stabilnie, na twardej
ziemi. Myślisz, że może się obsunąć?
- Nie, raczej nie. Zakleszczył się między głazami. Ale i
tak wolę, żebyś tam nie właziła - powtórzył, patrząc na
niewielką szczelinę pośród pogniecionej blachy.
- Silnik zgasł, więc bak nie wybuchnie. Samochód jest
stary, toteż nie ma w nim poduszek powietrznych, a nawet
jeśli, to na pewno nie ma ich z tyłu.
S
R
- Kiedy zaczniecie ciąć blachy? - zapytał strażaka, który
właśnie do nich podszedł.
- Za dziesięć minut. Musimy przygotować sprzęt.
- Tama, pozwól mi chociaż sprawdzić, czy człowiek się
nie dusi! - nalegała.
- Ale napalona ta pana koleżanka - zauważył strażak.
- Tak... - mruknął Tama, lecz tak naprawdę był dumny z
jej odwagi. Postanowił dać jej szansę. - Dobra, Myszko, właz
do dziury!
Zanim strażacy zdołali rozciąć blachy, poszkodowany
mężczyzna został podłączony do kroplówki, na twarzy miał
maskę tlenową, a na szyi kołnierz ortopedyczny.
Myszka Mikki nie próżnowała. Dowiodła, że jest gotowa
rozpocząć kolejny etap szkolenia.
Oczywiście na pierwszy ogień pójdzie wyciągarka. Tama
postanowił jeszcze tego wieczoru przejrzeć rozkład dyżurów
oraz swój kalendarz, by ustalić terminy. Za dzień lub dwa
zacznie ją przygotowywać do testu na przetrwanie w trudnym
terenie.
Czy frustracja musi być nieodłącznym elementem pracy?
A może sama jest sobie winna, bo niecierpliwość sprawia, że
chce za dużo i zbyt szybko?
Podczas poprzedniego dyżuru złościła się, że musi zostać
w bazie i się uczyć. Tym razem irytowało ją, że nie ma na to
czasu, bo w ciągu trzech kolejnych dni lata na wszystkie akcje.
Akurat wtedy, gdy ma ochotę zgłębić tajniki pracy z
wyciągarką.
Tego dnia skończyli czterodobowy dyżur. A ona, zamiast
cieszyć się perspektywą kilku wolnych dni, była zła, że nie
może rozpocząć praktycznej części szkolenia. Przyszła więc
do hangaru nieco wcześniej, z nadzieją, że zdoła namówić
Tamę, by zaczęli jeszcze dziś.
S
R
Dopiero wstało słońce, więc wewnątrz panował nadal
półmrok, mimo to od razu zauważyła dwie postaci stojące
obok helikoptera. Tama i Andy. Nie rozumiała, czemu
wpatrują się w nią z takim napięciem, ale od razu ogarnął ją
niepokój.
- Stało się coś?
- Niestety. - Tama miał wyjątkowo pochmurną minę. -
Josh nie przyjdzie dziś do pracy.
- A co, zachorował?
- Niezupełnie.
- Wczoraj wieczorem jak zwykle biegał. I miał chłopak
pecha - wyjaśnił Andy. - Jakiś idiota za szybko wszedł w
zakręt, wyleciał z drogi, staranował ogrodzenie i wjechał do
parku, prosto na Josha.
- O Boże! Bardzo go pokiereszował?
- Owszem. Ma nogę złamaną w trzech miejscach i
zmiażdżoną stopę. Trzy godziny leżał na stole operacyjnym.
- Najbliższe trzy tygodnie spędzi w szpitalu - dodał Andy.
- A potem czeka go długa rehabilitacja.
Mikki była w szoku. Dla niej Josh był nie tylko
członkiem ekipy, lecz także kolegą. Dobrym i godnym
zaufania. Nietrudno zgadnąć, co musiał czuć Tama, który łata
z nim od dawna. Współczuła mu, bo rozumiała, jak trudno mu
będzie przyzwyczaić się do nowego partnera.
Tama wiedział, jakim torem biegną jej myśli.
- Dobrze, że nie został ranny w głowę - powiedział,
próbując pocieszyć ją i siebie. - Wyjdzie z tego, to twardy
gość.
- Wiem. Można już go odwiedzać?
- Jak tylko będziemy w szpitalu, wpadniemy, żeby mu [ Pobierz całość w formacie PDF ]