[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Gren!
Tym razem też nie drgnął i nie otworzył ust. Dygocąc z napięcia, zgarbiła się w rozterce,
rozdarta między miłością a nienawiścią. Błyskawica roziskrzyła się ponownie. Yattmur machnęła
dłonią przed oczyma, jakby ją chciała odgonić.
- Gren, możesz wziąć dziecko, jeśli chcesz. Wtedy się poruszył.
- Wyjdz po małego na zewnątrz, tutaj jest za ciemno. Co powiedziawszy, Yattmur odeszła. Myśl
o marności i trudach życia przyprawiała ją o mdłości.
Ponad ponurymi zboczami igrało zmienne światło, potęgując jej oszołomienie. Chap - hopaj -
chwat spoczywał wciąż na kamieniu, w którego cieniu znajdowały się opróżnione już z jadła i napoju
tykwy oraz nieszczęsny wasal ze wzniesionymi do nieba dłońmi i spojrzeniem opuszczonym ku ziemi.
Yattmur przysiadła ciężko i wsparłszy się plecami o kamień, tuliła Larena do łona.
Po chwili Gren wyszedł z jaskini. Zbliżał się do niej powoli na miękkich nogach. Nie
wiedziała, czy poci się z gorąca, czy ze zdenerwowania. Zamknęła oczy, bojąc się spojrzeć na
papkowatą substancję pokrywającą mu twarz, i otworzyła je ponownie, dopiero gdy wyczuła jego
bliskość. Popatrzyła prosto na niego, kiedy pochylił się nad nią i dzieckiem.
Z całkowitą ufnością Laren wyciągnął obie rączki, gaworząc wesoło.
- Mądry chłopiec! - powiedział Gren obcym głosem. Będziesz dzieckiem nad inne, cudownym
dzieckiem, i nigdy cię nie opuszczę.
Zadrżała teraz tak gwałtownie, że nie była w stanie utrzymać spokojnie dziecka. Lecz Gren
pochylił się już nisko, przykląkł, tak blisko, że zaleciał ją cierpki, wilgotny i zimny odór. Przez
zasłonę mrugających rzęs ujrzała, jak grzyb zaczyna się przesuwać po jego twarzy. Zawisł nad głową
Larena, wzbierając przed odpadnięciem. Widziała tylko upstrzonego gąbczastymi sporami grzyba,
płytę wielkiego głazu i jedno z dwóch opróżnionych z jedzenia naczyń. Musiała oddychać krótkimi
spazmami, bo Laren zaczął płakać. I znowu masa przesunęła się po twarzy Grena, ciągnąc się jak
gęsta owsianka.
- Teraz! - ryknął Sodal Ye, podrywając ją do działania. Yattmur błyskawicznym ruchem
podstawiła pustą tykwę nad dzieckiem. Grzyb spadł do naczynia i znalazł się w wymyślonej przez
Sodala pułapce. Gren zachwiał się i wtedy zobaczyła jego prawdziwą twarz, skręconą z bólu.
Zwiatło napływało i odpływało w szybkim rytmie jej pulsu, lecz do niej dotarł tylko jakiś krzyk, nim
zemdlała, nie rozpoznawszy swego własnego wysokiego głosu.
Dwie góry zatrzasnęły się jak szczęki na zagubionym, wirującym i rozpłakanym Larenie.
Odzyskując świadomość, Yattmur siadła gwałtownie i monstrualna wizja uleciała.
- Więc nie umarłaś - powiedział gburowato chap - hopaj - chwat. - Wstań łaskawie i ucisz
swoje dziecko, jako że moje kobiety nie potrafią tego dokazać.
Wprost nie do wiary, ale wszystko było takie jak przed omdleniem, a wydawało się, że noc
spowiła ją na długo. Smardz leżał bezwładnie w tej samej tykwie, do której wleciał, a przy nim
twarzą do ziemi Gren. Sodal Ye tkwił na szczycie swego kamienia.
Para tatuowanych kobiet tuliła Larena do zwiędłych piersi, nie potrafiąc go uspokoić. Yattmur
podniosła się, zabrała im dziecko i przystawiła je do swej pełnej piersi; natychmiast poczęło ssać
chciwie i zamilkło. Czując je przy sutkach, Yattmur uspokajała się stopniowo.
Nachyliła się nad Grenem. Dotknęła jego ramienia i wtedy obrócił do niej twarz.
- Yattmur - powiedział.
W oczach stanęły mu skąpe łzy. Na ramionach, na twarzy, między włosami, wszędzie, widniał
czerwono - biały wzorek punktów, w których smardz zapuścił swoje sondy w jego skórę, czerpiąc
pożywienie.
- Nie ma go? - Gren odzyskał swój własny głos. - Zobacz sam - odparła.
Wolną ręką przechyliła tykwę, aby mógł zajrzeć do środka. Przez długą chwilę wpatrywał się
w żywego ciągle smardza, bezradnego teraz i nieruchomego jak ekskrementy na dnie naczynia. Ze
zdumieniem bardziej niż ze strachem wewnętrzne widzenie Grena skierowało się wstecz na to, co
zaszło od owego początku, kiedy smardz spadł na niego w lasach Ziemi Niczyjej, na wydarzenia,
które minęły niczym sen: jak to wędrował przez lądy i dokonywał różnych czynów, a przede
wszystkim miał wiedzę niedostępną własnemu, poprzedniemu, wolnemu ja. Widział, jak to wszystko
się działo za sprawą grzyba, w którym tyle było teraz siły co w przypalonych resztkach jedzenia. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rafalstec.xlx.pl