[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przyniesie mu jedzenie dzisiejszego wieczoru...
Na myśl o jedzeniu aż usiadł i przetarł oczy.
W nogach łóżkach siedziaÅ‚ anioÅ‚ek. Jack przez se­
kundę zastanawiał się, czy przypadkiem nie umarł we
śnie i czy anioł nie jest bezpośrednim efektem spożycia
pewnej ilości brandy z butelki, którą na jego wyraznie
żądanie przeszmuglował do pokoju Hodges.
Kiedy uważniej przyjrzał się aniołkowi, zauważył, że
niebiańska istota ściska w dłoniach mocno sfatygowaną
wełnianą owieczkę i wygląda na jakieś pięć lat. Bardzo
przy tym podobna do Thei, można rzec -jej miniaturowa
wersja: te same mocno skręcone loki, te same ogromne
błękitne oczy. Być może Thea tak właśnie wyglądała jako
dziecko, a może dziecko Thei tak wÅ‚aÅ›nie bÄ™dzie wyglÄ…­
dało. Jack poczuł ucisk w piersi na tę myśl.
Dziecko z jasnymi lokami i uśmiechem cherubin-
ka... Skrzywił się. Choroba uczyniła go obrzydliwie
sentymentalnym.
- Hej - powiedział anioł.
- Hej - odpowiedział Jack.
- Thea mówi, że z tobą są same kłopoty - oznajmił
anioł z powagą, utkwiwszy w nim błękitne spojrzenie.
- Powiedziała, że nie wolno nam tu przychodzić.
Jack poczuÅ‚ siÄ™ gÅ‚Ä™boko dotkniÄ™ty. Czy Thea rzeczy­
wiście miała go za potwora, przy którym jej rodzeństwo
może być narażone na Bóg wie jakie niebezpieczeÅ„­
stwa? Jego siostry twierdziÅ‚y, że jest aż nazbyt pobÅ‚a­
żliwym wujem, chociaż nigdy nie myślał o własnym
przychówku. Aż do tej chwili.
Uśmiechnął się do dziewczynki.
- Ty pewnie jesteÅ› Daisy.
Skinęła głową i dalej się w niego wpatrywała, jakby
próbowała ocenić, z kim ma do czynienia.
- Skoro siostra zabroniła ci przychodzić do mnie, co
tutaj robisz?
Milczenie, chwila zastanowienia.
- Chciałam sama się przekonać - oznajmiła Daisy
z powagÄ….
Jack uśmiechnął się szeroko. Najwyrazniej nie tylko
Clementine przejęła filozofię niezależności od matki.
Thea prawdopodobnie nie zdawała sobie sprawy, że jej
obecne kłopoty z siostrami to drobiazg wobec tego, co
czekało ją w przyszłości.
- I co myślisz?
Daisy nie spieszno byÅ‚o dzielić siÄ™ opiniÄ…. Nie prze­
stawała wpatrywać się w Jacka błękitnymi jak chabry
oczami.
- Aadnie wyglądasz - stwierdziła w końcu Daisy,
uśmiechnęła się słodko i przysunęła do Jacka. - Przy-
tulanko - zażądała.
Jack zdębiał, przez chwilę nie rozumiał, o co chodzi,
po czym przygarnÄ…Å‚ maÅ‚Ä… do siebie zdrowym ramie­
niem. Złote loki łaskotały go po policzku, łapka z weł-
nianą owieczką wylądowała na piersi. Teraz widział, że
owieczka jest mocno nadjedzona przez mole i wycmo-
kana. Najwyrazniej w domu państwa Shaw zabawki
przechodziÅ‚y z dziecka na dziecko; tu siÄ™ ich nie wyrzu­
cało.
Daisy ziewnęła szeroko, powieki jej opadły.
- Bajka - padło następne żądanie i Jack poczuł
obezwÅ‚adniajÄ…cÄ… pustkÄ™ w gÅ‚owie. ByÅ‚ rzeczywiÅ›cie do­
brym wujkiem, ale jego dobroć nie siÄ™gaÅ‚a aż tak dale­
ko, żeby miał opowiadać siostrzenicom i siostrzeńcom
bajki na dobranoc. W końcu nie była to jego rola. Bajki
opowiadaÅ‚y dzieciom niaÅ„ki i opiekunki, a tych w do­
mach sióstr nie brakowało.
Daisy otworzyÅ‚a oczy i spojrzaÅ‚a na niego z gÅ‚Ä™bo­
kim wyrzutem.
- Bajka - powtórzyła, tym razem nieznoszącym
sprzeciwu tonem.
Jack poczuł, że ogarnia go panika. Zerknął na drzwi,
ale panowaÅ‚a za nimi cisza, nic nie zwiastowaÅ‚o nade­
jścia rychłej pomocy.
- Eee... Thea opowiada ci bajki? - zagadnÄ…Å‚, grajÄ…c
na zwłokę.
Daisy kiwnęła głową i złote loki połaskotały Jacka
w nos.
- Opowiada mi o wróżkach i duszkach. One miesz­
kajÄ… w ogrodzie.
Wróżki i duszki. Jack wciągnął głęboko powietrze.
Sam zaczynał wierzyć w czary.
- MieszkajÄ… w ogrodzie, ale ich nie możesz zoba­
czyć, prawda?
- Prawda. - Daisy umościła się wygodnie. - One są
zaczarowane.
Jack odetchnął. Wszystko wskazywało na to, że jest
na dobrym tropie. PróbowaÅ‚ wysilić pamięć i przypo­
mnieć sobie, co właściwie wie o ogrodach Oakmantle.
Szkoda, że nie obejrzał ich sobie dokładnie. Rosły tam
drzewa, to jasne, i była fosa...
- A czy Thea opowiadała ci o wodnych duszkach,
które mieszkają w fosie? - zapytał.
Daisy pokręciła głową.
- No... - gÅ‚osik miaÅ‚a senny, ale najwyrazniej za­
mierzała dać Jackowi szansę - opowiedz.
Ostrożnie rozpoczął opowieść o wodnych duszkach,
które mieszkaÅ‚y w fosie razem z Å‚abÄ™dziami i kaczka­
mi. WymyÅ›liÅ‚ podwodny zamek i zÅ‚e chochliki ze sta­
rego dębu, z którymi duszki prowadziły odwieczny
spór. Historia była magiczna i bardzo poplątana. Miał
już zacząć opowiadać o zaczarowanej królewnie, która
najpierw zostaÅ‚a porwana, potem uratowana przez do­
bre duszki, kiedy zorientowaÅ‚ siÄ™, że Daisy smacznie us­
nęła wtulona w jego ramię.
Przestał mówić i przyjrzał się małej: zaróżowione
policzki, lekko rozchylone usta. Poczuł na ramieniu
ciepło i wilgoć: mała musiała się trochę ślinić przez sen.
Siedział sztywno, bojąc się, że lada ruch może ją
obudzić. Zastanawiał się, dlaczego jego siostry nie opo-
wiadajÄ… dzieciom bajek na dobranoc, kiedy to taka
przyjemność. To doprowadziło go do kolejnych pytań,
dlaczego ludzie Å›wiatowi wychowujÄ… dzieci na odle­
głość i czy wiedzą, co tracą. Zpiąca na jego ramieniu
Daisy przepełniła go miłością. Prawie już postanowił,
że sam chciaÅ‚by mieć dzieci, ale szybko tÄ™ myÅ›l odrzu­
cił, przerażony jej implikacjami.
Daisy, Gara, Harry, Ned i Clementine. Serce mu siÄ™
ścisnęło. Biedna Thea, robiła wszystko, co mogła, by
zastąpić rodzeństwu matkę. Gdyby mógł jej pomóc...
PokrÄ™ciÅ‚ gÅ‚owÄ…. Kolejna szalona myÅ›l, której należy po­
zbyć siÄ™ jak najszybciej. Tak wÅ‚aÅ›nie wpÅ‚ywa na czÅ‚o­
wieka wiejskie powietrze; nie darmo twierdził, że mąci
umysł i ogłupia. Oto miał najlepszy dowód.
Usłyszał kroki na korytarzu, po chwili ktoś zapukał,
drzwi się otworzyły i w progu stanęła Thea w białym
fartuchu, z wypiekami na twarzy, w czepku, spod któ­
rego wymykały się niesforne kosmyki.
- Och. - ZobaczyÅ‚a uÅ›pionÄ… siostrÄ™ w ramionach Ja­
cka i zniżyła głos do szeptu. - Przepraszam. Wszędzie
jej szukam. Zdarza się jej chodzić we śnie...
- Chciała, żebym opowiedział jej bajkę na dobranoc [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rafalstec.xlx.pl