[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Wesley nie jest żadnym karaluchem  odparła, siadając na brzegu krzesła.
 To dzieciak rodem z najciemniejszego zakątka piekieł! A poza tym oszukuje przy grze
w Monopole.
 Naprawdę? Nie zauważyłam. Jestem panną Havisham, pamiętasz? Siedzę i patrzę, jak
pleśnieją moje weselne ciasta. Reszty nie zauważam.
 No dobrze  westchnął ostentacyjnie.  Przepraszam za tę pannę Havisham. Ale musisz
przyznać, że wybrałaś trochę dziwną książkę. Szczególnie dla kogoś uwięzionego w takim
pokoju.  Niechętnym gestem wskazał na wiszącą na ścianie starą gazetę lokalną wypełnioną
zdjęciami Lorena.
Giną nie odpowiedziała. Może zareagowała tak gwałtownie dlatego, że w jego oskarżeniu
krył się zalążek prawdy? Sama już nie wiedziała.
 Zabiorę te zdjęcia na górę  powiedziała zrezygnowanym głosem.  Nie będziesz
musiał ich oglądać.
 Ale ty będziesz je oglądać.
 Ja lubię na nie patrzeć  bąknęła, nie odrywając oczu od pożółkłej gazety.
 To dlaczego masz taką smutną twarz? Męczyły ją już te nie kończące się potyczki
słowne.
 Ty też nie jesteś za wesoły. Pewnie dlatego, że Beekman wyrzuci cię z pracy, jeśli nie
zdobędziesz tego przepisu. A niestety nie zdobędziesz go.
Zaśmiał się krótko, odstawił tacę na stolik i poprawił się na poduszkach. Przez chwilę
patrzył jej w oczy.
 Beekman nie może mnie wyrzucić, bo u niego nie pracuję. Jestem na własnym
utrzymaniu. Naprawdę  American Vagabond i cała sieć magazynów turystycznych są moją
własnością.
 Ale przecież Beekman ma ci coś do zaoferowania. Coś, na czym ci zależy. Inaczej nie
jechałbyś przez pół kontynentu, żeby mi się naprzykrzać. Powiedz, co miałeś za to dostać?
Sięgnął do talerzyka, wziął w palce oliwkę i włożył ją sobie do ust. Potem skrzyżował
ręce i jakoś nieporadnie się uśmiechnął.
 Jacht  powiedział po prostu.
 Aódz?  Giną nie wiedziała, czy śmiać się, czy złościć.  I wpakowałeś się w to
wszystko dla jakiejś nędznej łodzi? No wiesz! Jesteś jeszcze bardziej niepoważny, niż
myślałam.
 Nędzna to ona akurat nie jest. I chcę ją mieć. Poza tym chodzi o kilka innych jachtów.
 Chcesz ją mieć!  Giną była nadal w natarciu.
 I gotów jesteś stratować po drodze wszystko. Na przykład mnie i to miasto.
 Zastanów się, jak mogę kogoś stratować tą nogą  wskazał na zawiniętą w okład z lodu
stopę.  Przecież się, do cholery, nawet nie potrafię ruszać o własnych siłach. A teraz
powiedz, co będzie z twoim pikantnym przepisem? Jeśli Beekman go nie dostanie, to co?
Zabierzesz go ze sobą do grobu?
Giną wstała i zaczęła zdejmować ze ścian fotografie. Uprzątnęła także inne pamiątki i
ułożyła wszystko przy drzwiach.
 Kiedy będę umierać  powiedziała bez emocji  przekażę przepis kościołowi. To
znaczy parafii. Connor gwizdnął cicho.
 Rozumiem. A więc moim konkurentem jest Bóg we własnej osobie. Nic dziwnego, że
mi tak marnie idzie.
Giną skarciła go wzrokiem.
 No cóż! Nie dostaniesz niestety tej swojej łódki.
Ale są jeszcze inne zabawki na świecie. Podaj mi tego miśka.
Connor nawet nie drgnął. Spojrzał tylko leniwie na dużego, pluszowego niedzwiadka,
który leżał na łóżku od strony ściany.
 Ty mi nie pomagasz dostać zabawki i ja ci też nie pomogę. To pewnie także prezent od
jedynego i niezapomnianego Lorena?
 Przestań. Daj go, proszę  żachnęła się. Gdy i to nie poskutkowało, podeszła
energicznie do łóżka i przechyliwszy się nad ciałem Connora, sięgnęła po maskotkę. Jej palce
zamknęły się na pluszowej łapie i w tym momencie Connor pociągnął ją w dół, na swoje
piersi.
 Mam cię!  zatryumfował, wpatrzony w jej przerażone oczy.
Wypuściła miśka i oparła się obiema rękami o pierś Connora, starając się uwolnić.
Uśmiechał się, kpiąc najwyrazniej z jej wysiłków, i przyciągnął ją do siebie tak blisko, że jej
piersi wtuliły się w jego twarde ciało.
 Przestań! Puść mnie!  krzyknęła prawie.
 Tak jest łatwiej z tobą rozmawiać. Mam wrażenie, jakbyś prawie słuchała.
 Puść mnie natychmiast  powtórzyła i uderzyła go pięścią w ramię.
 Posłuchaj. To bardzo ważne. Beekman jest gotów zaproponować ci znacznie więcej
pieniędzy, niż przypuszczasz.
 Nic mnie nie obchodzą jego pieniądze  wypluła prawie z siebie. Znowu uderzyła go
kilka razy, ale równie dobrze mogła okładać pięściami ścianę.
 Sza...  syknął Connor, nachylając się nad jej twarzą.  Słuchaj. Myślałem nad tym całe
popołudnie. Bierz tę forsę, ale zażądaj więcej. Chodzi o procent od zysku, jaki przyniesie
produkcja sosu. Zacznij od czterech procent, a jak się nie uda, zejdz na dwa. Nie będziesz się
musiała martwić o pieniądze do końca życia.
 Nie obchodzą mnie żadne parszywe pieniądze! Są w życiu ważniejsze rzeczy. Czy ty
tego nie rozumiesz? [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rafalstec.xlx.pl