[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ale Piotr miał rację. Odrobina pieniędzy, jaka została, na
pewno im nie wystarczy. Alternatywą był powrót do domu i w
konsekwencji aresztowanie Piotra.
- Jakie to ma znaczenie, co sobie książę pomyśli? -
przekonywała siebie. - Zdaje się, że jedynym jego
pragnieniem jest pozbycie się nas. Jesteśmy mu zawadą.
Nie spieszyła się z ubieraniem, chcąc odwlec moment, gdy
będzie musiała opuścić kajutę. Wiedziała, że było już i tak
pózno. Spała długo i prawdopodobnie przespała śniadanie.
W tej chwili rozległo się pukanie do drzwi. Spytała, kto
tam? Okazało się, że był to steward.
- Usłyszałem, że pani wstała, proszę pani - powiedział -
wiec przyniosłem pani kawy. Czy chce pani coś jeszcze?
- Nie, dziękuję. Z przyjemnością wypiję kawę - odparła
Jolanta.
Steward postawił tacę na stoliku przymocowanym do
ściany kajuty. Gdy wychodził, Jolanta spytała, czując, że głos
jej drży:
- Czy może mi pan powiedzieć... gdzie mogę zastać...
Jego Wysokość?
- Jego Wysokość jest w swych apartamentach na rufie,
proszę pani - odparł steward.
- Dziękuję - powiedziała Jolanta.
Gdy wyszedł, napiła się kawy, sądząc, że doda jej to
odwagi. Wreszcie opuściła kajutę i skierowała się na rufę,
zgodnie ze wskazówką stewarda. Serce waliło jej jak młotem.
Bała się ujrzeć księcia, a zarazem tęskniła do niego
straszliwie.
Z początku nie mogła znalezć kajuty i już się
zastanawiała, czy nie wejść na górny pokład i poprosić kogoś
o pomoc, gdy w tej chwili z kajuty na końcu korytarza
wyszedł Hawkins.
- Dzień dobry pani - uśmiechnął się do niej wesoło. -
Dobrze pani spała?
- Dziękuję, bardzo dobrze - odparła Jolanta. - Chciałabym
się zobaczyć z Jego Wysokością.
- Powiem mu - rzucił Hawkins i wszedł z powrotem przez
drzwi, którymi przed chwilą wyszedł. Usłyszała cichy odgłos
słów lokaja i niższy głos księcia.
Chciała już uciec, czując, że nie ma siły stanąć przed nim,
gdy Hawkins znów zjawił się przy niej i rzekł:
- Proszę wejść, proszę pani.
Otworzył drzwi, przepuszczając ją. Jolanta weszła do
obszernej kabiny, rozciągającej się przez całą szerokość
jachtu. Urządzona była komfortowo i bardzo elegancko.
Właśnie tak wyobrażała sobie otoczenie księcia.
Książę siedział przy dużym biurku. Prócz tego w
pomieszczeniu znajdowała się wygodna kanapa i fotele, regał
z książkami pod ścianą. Mimo to kajuta nosiła niezatarte
piętno pomieszczeń okrętowych.
- Dzień dobry! - powiedział książę niskim, poważnym
głosem.
Jolanta pomyślała, że teraz nareszcie jest zmuszony
spojrzeć jej w twarz.
- Proszę usiąść - wskazał jej krzesło stojące obok biurka.
Podchodząc do krzesła, zataczała się z lekka, gdyż jacht
trochę kołysał. Pomyślała, że książę celowo udaje bardzo
zajętego. W przeciwnym razie poprosiłby ją, by usiadła na
kanapie lub jednym z miękkich foteli.
- Spałaś dobrze, mam nadzieję? - spytał.
- T..tak... dziękuję.
Po chwili milczenia książę rzekł znów:
- Jestem pełen podziwu, jak dobrze zniosłaś trudy
podróży przez ostatnie kilka dni. Było to bardzo wyczerpujące
nawet dla mężczyzny, a cóż dopiero dla kobiety.
Jolanta nie odpowiedziała, myśląc z rozpaczą, że książę
rozmawia z nią chłodno i bezosobowo. W ten sposób można
mówić do kogoś, kto oddał nam przysługę, lecz nie do kogoś,
kim jest się osobiście zainteresowanym.
- Zapewne wiadomo ci - podjął książę - że zawiniemy do
portu Southampton. Czy zechcesz mi powiedzieć, dokąd się
stamtąd udacie?
Książę ułatwiał jej zadanie, lecz słowa, które musiała
wypowiedzieć, nie chciały przejść jej przez gardło. W
milczeniu zaciskała konwulsyjnie dłonie.
Wreszcie, nie patrząc na księcia, wyrzekła cichym,
żałosnym głosem:
- Z...zanim... znajdziemy się w Anglii... chciałabym...
prosić o coś... Waszą Wysokość.
- O co chodzi?
Jolanta z najwyższym trudem wydobyła z siebie
odpowiedz:
- Potrzebujemy... potrzebujemy pańskiej... pomocy. Choć
nie widziała jego twarzy, czuła, że książę unosi brwi. Bojąc
się, że nie odważy się nic więcej powiedzieć, dodała szybko:
- P...piotr... i ja... pomyśleliśmy... czy pan nie pożyczyłby [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
Ale Piotr miał rację. Odrobina pieniędzy, jaka została, na
pewno im nie wystarczy. Alternatywą był powrót do domu i w
konsekwencji aresztowanie Piotra.
- Jakie to ma znaczenie, co sobie książę pomyśli? -
przekonywała siebie. - Zdaje się, że jedynym jego
pragnieniem jest pozbycie się nas. Jesteśmy mu zawadą.
Nie spieszyła się z ubieraniem, chcąc odwlec moment, gdy
będzie musiała opuścić kajutę. Wiedziała, że było już i tak
pózno. Spała długo i prawdopodobnie przespała śniadanie.
W tej chwili rozległo się pukanie do drzwi. Spytała, kto
tam? Okazało się, że był to steward.
- Usłyszałem, że pani wstała, proszę pani - powiedział -
wiec przyniosłem pani kawy. Czy chce pani coś jeszcze?
- Nie, dziękuję. Z przyjemnością wypiję kawę - odparła
Jolanta.
Steward postawił tacę na stoliku przymocowanym do
ściany kajuty. Gdy wychodził, Jolanta spytała, czując, że głos
jej drży:
- Czy może mi pan powiedzieć... gdzie mogę zastać...
Jego Wysokość?
- Jego Wysokość jest w swych apartamentach na rufie,
proszę pani - odparł steward.
- Dziękuję - powiedziała Jolanta.
Gdy wyszedł, napiła się kawy, sądząc, że doda jej to
odwagi. Wreszcie opuściła kajutę i skierowała się na rufę,
zgodnie ze wskazówką stewarda. Serce waliło jej jak młotem.
Bała się ujrzeć księcia, a zarazem tęskniła do niego
straszliwie.
Z początku nie mogła znalezć kajuty i już się
zastanawiała, czy nie wejść na górny pokład i poprosić kogoś
o pomoc, gdy w tej chwili z kajuty na końcu korytarza
wyszedł Hawkins.
- Dzień dobry pani - uśmiechnął się do niej wesoło. -
Dobrze pani spała?
- Dziękuję, bardzo dobrze - odparła Jolanta. - Chciałabym
się zobaczyć z Jego Wysokością.
- Powiem mu - rzucił Hawkins i wszedł z powrotem przez
drzwi, którymi przed chwilą wyszedł. Usłyszała cichy odgłos
słów lokaja i niższy głos księcia.
Chciała już uciec, czując, że nie ma siły stanąć przed nim,
gdy Hawkins znów zjawił się przy niej i rzekł:
- Proszę wejść, proszę pani.
Otworzył drzwi, przepuszczając ją. Jolanta weszła do
obszernej kabiny, rozciągającej się przez całą szerokość
jachtu. Urządzona była komfortowo i bardzo elegancko.
Właśnie tak wyobrażała sobie otoczenie księcia.
Książę siedział przy dużym biurku. Prócz tego w
pomieszczeniu znajdowała się wygodna kanapa i fotele, regał
z książkami pod ścianą. Mimo to kajuta nosiła niezatarte
piętno pomieszczeń okrętowych.
- Dzień dobry! - powiedział książę niskim, poważnym
głosem.
Jolanta pomyślała, że teraz nareszcie jest zmuszony
spojrzeć jej w twarz.
- Proszę usiąść - wskazał jej krzesło stojące obok biurka.
Podchodząc do krzesła, zataczała się z lekka, gdyż jacht
trochę kołysał. Pomyślała, że książę celowo udaje bardzo
zajętego. W przeciwnym razie poprosiłby ją, by usiadła na
kanapie lub jednym z miękkich foteli.
- Spałaś dobrze, mam nadzieję? - spytał.
- T..tak... dziękuję.
Po chwili milczenia książę rzekł znów:
- Jestem pełen podziwu, jak dobrze zniosłaś trudy
podróży przez ostatnie kilka dni. Było to bardzo wyczerpujące
nawet dla mężczyzny, a cóż dopiero dla kobiety.
Jolanta nie odpowiedziała, myśląc z rozpaczą, że książę
rozmawia z nią chłodno i bezosobowo. W ten sposób można
mówić do kogoś, kto oddał nam przysługę, lecz nie do kogoś,
kim jest się osobiście zainteresowanym.
- Zapewne wiadomo ci - podjął książę - że zawiniemy do
portu Southampton. Czy zechcesz mi powiedzieć, dokąd się
stamtąd udacie?
Książę ułatwiał jej zadanie, lecz słowa, które musiała
wypowiedzieć, nie chciały przejść jej przez gardło. W
milczeniu zaciskała konwulsyjnie dłonie.
Wreszcie, nie patrząc na księcia, wyrzekła cichym,
żałosnym głosem:
- Z...zanim... znajdziemy się w Anglii... chciałabym...
prosić o coś... Waszą Wysokość.
- O co chodzi?
Jolanta z najwyższym trudem wydobyła z siebie
odpowiedz:
- Potrzebujemy... potrzebujemy pańskiej... pomocy. Choć
nie widziała jego twarzy, czuła, że książę unosi brwi. Bojąc
się, że nie odważy się nic więcej powiedzieć, dodała szybko:
- P...piotr... i ja... pomyśleliśmy... czy pan nie pożyczyłby [ Pobierz całość w formacie PDF ]