[ Pobierz całość w formacie PDF ]
brzmiało jego stałe motto. Czy można było mu się dziwić? Jedi już dawno przyswoili sobie tę bolesną prawdę.
Czy Bothanie wiedzą o planach Grievousa? spytał Obi-Wan i pokręcił głową. Na pewno wiedzą. W końcu to
Bothanie. Ale dlaczego nic nam nie powiedzieli, dlaczego...
Nic nie wiedzą przerwał mu Dex. Oczy miał zamglone, co było wyrazną oznaką głębokiej troski. Bardzo
możliwe, że tylko ja o tym wiem. Ja i moja informatorka. I teraz ty.
To był przypadek, że się o tym dowiedziała. Zaryzykowała przekazanie mi tej informacji tylko dlatego, że miała wobec
mnie dług życia. Obi-Wanie... Dex zniżył głos do szeptu.
Nie możecie dopuścić, żeby Bothawui wpadło w metalowe łapy Grievousa.
Nie, nie mogli. Teraz rozumiał już, dlaczego jego przyjaciel tak się bał, że nie chciałrozmawiać o tym przez
komunikator. Kiedy gra toczyła się o taką stawkę, wystarczyłby cień podejrzenia, że ten plan wyszedł na jaw, żeby
Grievous wymordował tysiące, chcąc powstrzymać jednego...
Co jeszcze wiesz, Dex? Kiedy Grievous planuje przeprowadzić atak? Jak dużą grupę szturmową zabierze do układu
bothańskiego? Czy możemy się spodziewać...
Przykro mi, Obi-Wanie odparł Dex, rozkładając szeroko wszystkie cztery ręce. Nie wiem. Gdybym wiedział,
tobym ci powiedział.
Jestem pewny. Obi-Wan pogładził się po brodzie. Dziękuję ci, Dex. Rada będzie ogromnie zobowiązana.
Zawdzięczamy ci uratowanie wielu istnień.
Dex westchnął. Nagle wydał się zmęczony i o wiele starszy.
Chciałbym ci powiedzieć więcej, Obi-Wanie, ale nie mogę, więc lepiej już idz. Ja muszę zająć się lunchem, a ty
powstrzymaniem inwazji.
Obi-Wan zdobył się na uśmiech.
Nie chciałbyś się przypadkiem zamienić?
Uśmiech Deksa był równie wymuszony.
Obi-Wanie, stary druhu, nawet za sto milionów kredytów.
Uścisnęli się szybko, jak dwaj towarzysze broni żegnający się przed bitwą. Przynajmniej tak się czuli. Potem Obi-Wan
cofnął się i spojrzał w posępną twarz Deksa.
Nie sądzę, żebym długo zabawił na Coruscant. Nawet jeśli nie będę brał udziału w wyprawie przeciw Grievousowi,
znajdą się inne zadania. Separatyści po prostu łapią oddech po Christophsis. Wkrótce walki rozpoczną się na nowo. To
może być kwestia dni. Uśmiechnął się. Więc trzymaj dla mnie gorącą chava chavę, dobrze?
Dex pokiwał głową.
I wolne miejsce, stary druhu. Niech Moc będzie z tobą.
I z tobą odparł Obi-Wan. Skinął lekko głową, przełożył nogę nad skuterem, zapaliłgo... i pomknął w coruscańskie
niebo, nie oglądając się za siebie.
Lekceważąc względy bezpieczeństwa, wybrał najprostszą drogę do Zwiątyni. Wyciskał ze skutera, ile się dało, i bez
skrupułów wykorzystywał specjalne uprawnienia w ruchu powietrznym, które przysługiwały mu jako Jedi. Kluczył i
przedzierał się przez niekończące się sznury pojazdów, przeskakiwał z jednego pasa na drugi, nie zwracając uwagi na
krzyki i klaksony tych, którym zaleciał drogę. Myślał jedynie o implikacjach informacji, którą otrzymał od Deksa.
Jeśli Grievous zajmie Bothawui mimo jego zabezpieczeń, Republika zostanie sparaliżowana. Bez bothańskiej siatki
informatorów straciliby także Christophsis. Oddziały wywiadowcze klonów wyglądają obiecująco, ale jest ich tylko
garstka. A Jedi nie są szpiegami.
Problem polegał na tym, że nikt nie wiedział, gdzie obecnie przebywa Grievous.
Wiadomo było tylko, że zmierza w stronę Bothawui. Jaki był pożytek z tej informacji?
Pachołek Dooku wraz ze swoją armią robotów mógł zbliżać się do układu bothańskiego kilkoma różnymi szlakami
nadprzestrzennymi, a Jedi nie mieli możliwości patrolowania ich wszystkich. Nawet w tej wczesnej fazie kampanii
przeciwko Separatystom armia klonów była mocno przerzedzona. A Kamino nie mogło przyspieszyć produkcji klonów,
bowiem jakość tworzonych żołnierzy a był to kluczowy czynnik zależała od powolnego dojrzewania.
Potrzebujemy więcej informacji, pomyślał Obi-Wan.
Tym bardziej że ostrzeżenie Deksa było wyjątkowo mgliste. To też go martwiło. Bo co będzie, jeśli Rada w to nie
uwierzy? Co, jeśli brak konkretnych szczegółów sprawi, że odrzucą informatora jako niewiarygodnego? Czy miał u nich
wystarczający posłuch, żeby zaufali mu bezwarunkowo, tak jak on ufał Deksowi? A może zażądają, żeby wrócił do
swojego przyjaciela i naciskał go tak długo, aż ujawni swoją informatorkę, żeby mogli ją schwytać i przesłuchać?
Błagam, tylko nie to, pomyślał. Nie mógłbym. To byłaby zdrada. Niech mnie o to nie proszą. Niech mi zaufają.
Tyle że z Yodą nigdy nie można było mieć pewności. Najbardziej szacowny Mistrz Zakonu był, na swój sposób,
takim samym indywidualistą jak Qui-Gon. W dodatku był tysiąc razy mniej przewidywalny w jednej chwili łagodny i
życzliwy przyjaciel, a w drugiej nieprzejednany i bezwzględny despota. A taka zmiana mogła zajść w mgnieniu oka. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
brzmiało jego stałe motto. Czy można było mu się dziwić? Jedi już dawno przyswoili sobie tę bolesną prawdę.
Czy Bothanie wiedzą o planach Grievousa? spytał Obi-Wan i pokręcił głową. Na pewno wiedzą. W końcu to
Bothanie. Ale dlaczego nic nam nie powiedzieli, dlaczego...
Nic nie wiedzą przerwał mu Dex. Oczy miał zamglone, co było wyrazną oznaką głębokiej troski. Bardzo
możliwe, że tylko ja o tym wiem. Ja i moja informatorka. I teraz ty.
To był przypadek, że się o tym dowiedziała. Zaryzykowała przekazanie mi tej informacji tylko dlatego, że miała wobec
mnie dług życia. Obi-Wanie... Dex zniżył głos do szeptu.
Nie możecie dopuścić, żeby Bothawui wpadło w metalowe łapy Grievousa.
Nie, nie mogli. Teraz rozumiał już, dlaczego jego przyjaciel tak się bał, że nie chciałrozmawiać o tym przez
komunikator. Kiedy gra toczyła się o taką stawkę, wystarczyłby cień podejrzenia, że ten plan wyszedł na jaw, żeby
Grievous wymordował tysiące, chcąc powstrzymać jednego...
Co jeszcze wiesz, Dex? Kiedy Grievous planuje przeprowadzić atak? Jak dużą grupę szturmową zabierze do układu
bothańskiego? Czy możemy się spodziewać...
Przykro mi, Obi-Wanie odparł Dex, rozkładając szeroko wszystkie cztery ręce. Nie wiem. Gdybym wiedział,
tobym ci powiedział.
Jestem pewny. Obi-Wan pogładził się po brodzie. Dziękuję ci, Dex. Rada będzie ogromnie zobowiązana.
Zawdzięczamy ci uratowanie wielu istnień.
Dex westchnął. Nagle wydał się zmęczony i o wiele starszy.
Chciałbym ci powiedzieć więcej, Obi-Wanie, ale nie mogę, więc lepiej już idz. Ja muszę zająć się lunchem, a ty
powstrzymaniem inwazji.
Obi-Wan zdobył się na uśmiech.
Nie chciałbyś się przypadkiem zamienić?
Uśmiech Deksa był równie wymuszony.
Obi-Wanie, stary druhu, nawet za sto milionów kredytów.
Uścisnęli się szybko, jak dwaj towarzysze broni żegnający się przed bitwą. Przynajmniej tak się czuli. Potem Obi-Wan
cofnął się i spojrzał w posępną twarz Deksa.
Nie sądzę, żebym długo zabawił na Coruscant. Nawet jeśli nie będę brał udziału w wyprawie przeciw Grievousowi,
znajdą się inne zadania. Separatyści po prostu łapią oddech po Christophsis. Wkrótce walki rozpoczną się na nowo. To
może być kwestia dni. Uśmiechnął się. Więc trzymaj dla mnie gorącą chava chavę, dobrze?
Dex pokiwał głową.
I wolne miejsce, stary druhu. Niech Moc będzie z tobą.
I z tobą odparł Obi-Wan. Skinął lekko głową, przełożył nogę nad skuterem, zapaliłgo... i pomknął w coruscańskie
niebo, nie oglądając się za siebie.
Lekceważąc względy bezpieczeństwa, wybrał najprostszą drogę do Zwiątyni. Wyciskał ze skutera, ile się dało, i bez
skrupułów wykorzystywał specjalne uprawnienia w ruchu powietrznym, które przysługiwały mu jako Jedi. Kluczył i
przedzierał się przez niekończące się sznury pojazdów, przeskakiwał z jednego pasa na drugi, nie zwracając uwagi na
krzyki i klaksony tych, którym zaleciał drogę. Myślał jedynie o implikacjach informacji, którą otrzymał od Deksa.
Jeśli Grievous zajmie Bothawui mimo jego zabezpieczeń, Republika zostanie sparaliżowana. Bez bothańskiej siatki
informatorów straciliby także Christophsis. Oddziały wywiadowcze klonów wyglądają obiecująco, ale jest ich tylko
garstka. A Jedi nie są szpiegami.
Problem polegał na tym, że nikt nie wiedział, gdzie obecnie przebywa Grievous.
Wiadomo było tylko, że zmierza w stronę Bothawui. Jaki był pożytek z tej informacji?
Pachołek Dooku wraz ze swoją armią robotów mógł zbliżać się do układu bothańskiego kilkoma różnymi szlakami
nadprzestrzennymi, a Jedi nie mieli możliwości patrolowania ich wszystkich. Nawet w tej wczesnej fazie kampanii
przeciwko Separatystom armia klonów była mocno przerzedzona. A Kamino nie mogło przyspieszyć produkcji klonów,
bowiem jakość tworzonych żołnierzy a był to kluczowy czynnik zależała od powolnego dojrzewania.
Potrzebujemy więcej informacji, pomyślał Obi-Wan.
Tym bardziej że ostrzeżenie Deksa było wyjątkowo mgliste. To też go martwiło. Bo co będzie, jeśli Rada w to nie
uwierzy? Co, jeśli brak konkretnych szczegółów sprawi, że odrzucą informatora jako niewiarygodnego? Czy miał u nich
wystarczający posłuch, żeby zaufali mu bezwarunkowo, tak jak on ufał Deksowi? A może zażądają, żeby wrócił do
swojego przyjaciela i naciskał go tak długo, aż ujawni swoją informatorkę, żeby mogli ją schwytać i przesłuchać?
Błagam, tylko nie to, pomyślał. Nie mógłbym. To byłaby zdrada. Niech mnie o to nie proszą. Niech mi zaufają.
Tyle że z Yodą nigdy nie można było mieć pewności. Najbardziej szacowny Mistrz Zakonu był, na swój sposób,
takim samym indywidualistą jak Qui-Gon. W dodatku był tysiąc razy mniej przewidywalny w jednej chwili łagodny i
życzliwy przyjaciel, a w drugiej nieprzejednany i bezwzględny despota. A taka zmiana mogła zajść w mgnieniu oka. [ Pobierz całość w formacie PDF ]