[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jako pannę Holland.
- Jakże mógłbym? - mruknął, ale błysk w jego oku powiedział: Oboje
dobrze wiemy, że nie mam pojęcia, kim jesteś, ślicznotko.
Trzepała szybko dalej, śmiejąc się kokieteryjnie:
- Och, Gareth, muszę ci wyznać, że nie tylko byłeś moją pierwszą
miłością, ale i teraz mogłabym stracić
dla ciebie serce. - Zaśmiała się znowu i lekko uderzyła go wachlarzem po
ramieniu.
Książę był zbity z tropu nie mniej niż Gareth.
- No, no, Carew, miałem ci właśnie przedstawić panią Leighton, której
zmarły mąż pracował w Kompanii Wschodnioindyjskiej w Kalkucie, ale jak się
okazuje, moje pośrednictwo jest najzupełniej zbędne.
Baczne spojrzenie Garetha nie pomijało niczego; mógłby więc przysiąc,
że książę, tak samo jak on, nic nie pojmuje z tej całej sytuacji. Może więc
zachowanie damy nie stanowiło wcale części jego tajemniczego planu. A jeśli
nie, to o co jej chodzi?
Zuzanna posłała księciu olśniewający uśmiech.
- Ojej, jakie to wszystko niesamowite. Wracam do Anglii po tylu latach i
od razu trafiam na ukochanego z cielęcych lat - oznajmiła, przekomarzając się w
sposób, jaki wielokrotnie zdarzało się jej obserwować w rozmaitych salonach.
Od strony Jane dobiegały ją fale milczącej wdzięczności. Księżna
znienacka wpadła w wyśmienity humor.
- Ależ Delavelu, szampan za chwilę zrobi się za ciepły -zażartowała,
trzepocząc rzęsami. - I przynieś, proszę, te migdały w cukrze. Wiesz przecież, że
je uwielbiam.
- Ee, tak, oczywiście. - Odwrócił się, by dokończyć nalewania szampana,
podał każdemu z obecnych po kieliszku, a potem wręczył swej żonie miseczkę z
migdałami. Dopiero wtedy popatrzył pytająco na Zuzannę i Garetha.
- Jak widzę, oboje znacie się bardzo dobrze. Czy wolno mi spytać, skąd?
- Razem spędziliśmy dzieciństwo - odparł Gareth z iście anielską
szczerością.
- Doprawdy? - Książę popatrzył na Zuzannę ze zdziwieniem. - Nie
wiedziałem, że jest pani Walijką, pani Leighton.
- Ależ oczywiście, że nią jest - rozpromienił się Gareth. Zuzanna
uśmiechnęła się blado, modląc się, by nie posunął się za daleko i zamiast
zamydlić te małe oczka, nie sprawił, by dostrzegły prawdę. Gareth spojrzał jej
głęboko w oczy.
- Byliśmy po prostu nierozłączni, prawda, cariad fach? Tego już
zdecydowanie za wiele, pomyślała z niesmakiem Zuzanna. Nie rozumiała ani
słowa po walijsku... a już na pewno nie to, co powiedział. Jane znienacka
pochyliła się do przodu.
- Delavelu, mam świetny pomysł. Czy nie byłoby cudownie, gdyby sir
Gareth także dołączył do nas w Exton Park?
Uśmiech zastygł na chwilę na twarzy Zuzanny, tak samo zresztą jak i
Garetha, ale książę wyglądał na zadowolonego.
- Ależ oczywiście, moja droga. A co ty na to, Carew? Wyjeżdżamy na
wieś pojutrze.
Gareth szarmancko uniósł dłoń Zuzanny do ust.
- Który zdrowo myślący mężczyzna mógłby zrezygnować z okazji, by
spędzić kilka dni, wspominając czasy swej pierwszej miłości? - Znienacka
odebrał jej kieliszek Z szampanem i położył sobie jej dłoń na przedramieniu. -
Nie uwierzysz, ale stary Meredith jest tutaj. Pamiętasz go, oczywiście? Niewiele
brakowało, a zaprószylibyśmy ogień w stodole.
- T-tak, owszem, pamiętam - odparła, a jej spojrzenie miało w sobie
sztylety.
Nie zraziło to jednak Garetha. Popatrzył przepraszająco na Jane i księcia.
- Ufam, że nie macie nic przeciwko temu, bym porwał Zuzannę na kilka
minut? Obiecuję, że przyprowadzę ją przed podniesieniem kurtyny.
Zanim Zuzanna zdążyła się opamiętać, znalazła się na wąskich, słabo
oświetlonych schodach na zapleczu loży. Tam też Gareth chwycił ją za rękę i
pociągnął na górę, mijając wejście do znajdującej się powyżej loży i prowadząc
do miejsca zwanego sznurownią, skąd operowano linami, dekoracjami, kurtyną i
innymi urządzeniami scenicznymi. W tej chwili nie było tu nikogo, gdyż
mechanicy odpoczywali podczas przerwy, więc Gareth mógł mówić, co chciał,
nie obawiając się, że zostanie podsłuchany.
Odwrócił się do Zuzanny, a jego czarujący uśmiech ustąpił chłodnej
podejrzliwości.
- No, a teraz może mi pani powie, o co w tym wszystkim chodzi?
9
Zuzanna spojrzała na Garetha z pewnym zniecierpliwieniem.
- Ja powiem? Liczyłam na to, że będzie raczej odwrotnie.
- A więc nie ma pani pojęcia, co knuje Exton?
- Pozwolę sobie przypuszczać, iż jest to pańska dziedzina.
- Moja dziedzina? Ależ o co pani chodzi?
- No, Jane... to znaczy księżna pani zaprosiła mnie, ale pan pojawił się tu
z inicjatywy księcia, nieprawdaż?
- Owszem.
- A więc można założyć, że jesteście panowie w przyjazni.
Gareth zaśmiał się.
- On moim przyjacielem? Wolałbym samego diabła. Czyżby miało to
znaczyć, że dawni wspólnicy pokłócili się? zastanawiała się Zuzanna.
- Delavel Harmon i ja z pewnością za sobą nie przepadamy. Po prawdzie,
powiedziałbym nawet, że sprawy mają się wręcz przeciwnie. Ale co z panią,
pani Leighton?
Policzki Zuzanny pokryły się rumieńcem gniewu.
- Co chce pan zasugerować?
- Ależ nic, miła pani. Próbuję tylko ustalić, co się tutaj dzieje. Owszem,
muszę przyznać, że wzbudziła pani moją ciekawość. Nie co dzień zdarza się,
żeby kompletnie obca kobieta obsypywała mnie pocałunkami, zapewniając
jednocześnie o swej wieczystej miłości.
- Nie? Prędkość, z jaką dostosował się pan do sytuacji, każe mi sądzić, iż
podobne wydarzenia są dla pana chlebem powszednim - odparła sucho.
Zielone oczy Garetha zamigotały w blasku światła dochodzącego tutaj ze
sceny.
- Nigdy nie należy odmawiać pięknej kobiecie pocałunku - mruknął.
Zaczerwieniła się znowu.
- Złe pan interpretuje moje postępki; robiłam to wyłącznie dla Jane.
Proszę mi więc powiedzieć: czy jest coś między wami, czy nie?
- Nie, pani, nic absolutnie!
- Ale jeszcze niedawno musiało coś być - upierała się, przypuszczając, że
przyczynę cierpień Jane stanowi zmiana przedmiotu jego uczuć. Tak, to musi
być to! Był kochankiem Jane, ale teraz zajął się odbieraniem Fleur Fitzgerald
lordowi Fardingdonowi! A książę wiedział o niewierności swej żony!
- Nie podoba mi się ten domyślny błysk w pani oczach, gdyż stanowi on
wyraz najzupełniej niewłaściwej interpretacji wydarzeń. Nigdy nic nie było
między księżną Exton a mną. Znamy się z towarzystwa, ot i wszystko.
Zuzanna przyjrzała mu się badawczo. Wydawało się, że mówi szczerze,
ale przecież każdy donżuan powinien umieć wprawnie zwodzić kobiety.
- Nie przekonał mnie pan! Kiedy spotkałam Jane po raz pierwszy, było to
w księgarni, gdzie pisała do pana list, a stwierdzenie, że sprawiała wrażenie
niespokojnej, można by nazwać poważnym niedomówieniem. Prawdopodobnie
książę wykrył wasz związek, gdyż dzisiejszego wieczoru, tuż przed pańskim
przybyciem, zachowywała się coraz bardziej nerwowo. Potem, kiedy się pan w
końcu pojawił, zaczęła mnie błagać, bym rzuciła się panu w ramiona i udawała, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rafalstec.xlx.pl