[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mo to raz na zawsze uznał za godną dworskich
parkietów. Bystry, wnikliwy rozum radczyni, jej ży-
wy umysł, mądrość życiowa, nade wszystko zaś
pewien chłód charakteru, niezbędny w sztuce
rządzenia, wywierały silny wpływ, tak że właściwie
ona dzierżyła nici kukiełkowego teatru na tym
miniaturowym dworze. Jej córka Julia wychowała
się razem z księżniczką Jadwigą i radczyni
wpłynęła nawet tak dalece na wykształcenie
księżniczki, że ta sprawiała wrażenie obcej w
kręgu książęcej rodziny, odbijając osobliwie od
swego brata. Książę Ignacy bowiem był skazany
na wieczne dzieciństwo i można go było niemal że
nazwać idiotą.
Naprzeciw pani Benzon stał - równie wpły-
wowy, równie wnikający w najintymniejsze sprawy
książęcego domu, chociaż w zupełnie inny sposób
niż ona - dziwny mąż, którego ty, łaskawy czytel-
niku, już znasz jako maitre des plaisirs dworu księ-
cia Ireneusza oraz ironicznego czarnoksiężnika.
Historia, w jaki sposób mistrz Abraham dostał
się do książęcej rodziny, jest dość osobliwa.
53/156
Zwiętej pamięci ojciec księcia Ireneusza był
człowiekiem prostych, łagodnych obyczajów.
Zdawał sobie sprawę, że jakikolwiek akt siły
rozsadzi mały, słaby mechanizm machiny państ-
wowej, zamiast nadać mu większy rozmach. Po-
zostawił więc wszystko w swoim państwie tak, jak
dotychczas było, a chociaż zabrakło mu wskutek
tego sposobności, by wykazać się wyjątkowym
rozumem albo innymi szczególnymi darami
niebios, zadowolił się tym, że każdemu w jego
księstwie dobrze się wiodło, a jeśli chodzi o jego
stosunki z innymi państwami, było z nim tak jak
z kobietami, które wtedy są najbardziej niepos-
zlakowane, gdy się o nich w ogóle nie mówi. Jeśli
mały dwór księcia był sztywny, ceremonialny,
staroświecki, jeśli książę w żaden sposób nie umi-
ał pojąć niektórych rzetelnych idei zrodzonych w
nowszych czasach, winna temu była niezmien-
ność drewnianego rusztowania, jakie ochmistrz,
marszałkowie dworu i szambelanowie mozolnie
skonstruowali w jego duszy. W tym rusztowaniu
jednak pracowało jedno kółko, którego nie po-
trafiłby zatrzymać żaden ochmistrz ani marszałek.
Był to pewien wrodzony księciu pociąg do wszys-
tkiego, co niecodzienne, dziwne, tajemnicze. Lubił
czasami za przykładem dostojnego kalifa Haruna
al Raszyda wędrować w przebraniu po mieście
54/156
i kraju dla zaspokojenia owej żyłki, tak rażąco
sprzecznej z ogólną jego tendencją życiową, albo
przynajmniej szukając dla niej pożywki. Wkładał
wówczas okrągły kapelusz i wdziewał szary sur-
dut, tak że każdy widział od pierwszego rzutu oka,
iż książę jest w tej chwili incognito.
Zdarzyło się raz, że książę, przebrany tak nie
do poznania, szedł aleją wiodącą z zamku w
odległą okolicę, gdzie stał samotny mały domek,
zamieszkały przez wdowę po nadwornym kuch-
mistrzu. Doszedłszy do owego domku, książę za-
uważył wymykających się z drzwi dwóch
mężczyzn otulonych w płaszcze. Usunął się w bok,
a dziejopis rodu Ireneuszowego, za którym pow-
tarzam te słowa, twierdzi, że nie byłby
spostrzeżony i poznany, nawet gdyby zamiast
szarego surduta miał na sobie najświetniejszy
strój galowy z błyszczącą gwiazdą orderu, a to z
tej prostej przyczyny, że wieczór był ciemny choć
oko wykol. Gdy obaj zatuleni mężowie wolno mijali
księcia, ów posłyszał wyraznie następującą roz-
mowę. Pierwszy: - Bracie ekscelencjo, opamiętaj
się, nie bądz choć tym razem osłem! Ten człowiek
musi wyjechać, zanim książę dowie się o nim,
bo inaczej nie pozbędziemy się już tego przek-
lętego czarnoksiężnika, który zgubi nas wszyst-
kich swoimi szatańskimi sztuczkami. Drugi: - Mon
55/156
cher frre, nie zaperzaj się tak, znasz moją
przenikliwość, mój savoir faire. Jutro rzucę niebez-
piecznemu osobnikowi parę dukatów i niechaj się
popisuje swoimi czarami, gdzie chce. Tu pozostać
nie może. Poza tym książę jest...
Głosy przebrzmiały, więc książę nie dowiedzi-
ał się, za co go uważał marszałek dworu, bo nie
kto inny, tylko on i jego brat, wielki łowczy dworu,
byli tymi, którzy wymknęli się z domu i prowadzili
niebezpieczną rozmowę. Książę poznał obu
nieomylnie po głosie.
Można się domyślić, że książę nie miał nic
pilniejszego do roboty, jak odszukać owego
człowieka, niebezpiecznego czarnoksiężnika, z
którym chciano mu uniemożliwić zawarcie zna-
jomości. Zapukał do domku. Wyszła wdowa ze
światłem w ręce, a spostrzegłszy okrągły kapelusz
i szary surdut księcia, zapytała z chłodną uprze-
jmością: - Czego pan sobie życzy, monsieur? 
Mówiono bowiem do księcia monsieur, jeśli był w
przebraniu i incognito. Książę zapytał o obcego
przybysza, który podobno zamieszkał u wdowy,
i dowiedział się, że nieznajomy jest ni mniej, ni
więcej tylko bardzo zręcznym, sławnym
kuglarzem, zaopatrzonym w liczne świadectwa,
koncesje i przywileje; zamierza on tutaj popisać
się swoimi umiejętnościami. Przed chwilą właśnie,
56/156
mówiła wdowa, byli u niego dwaj panowie z
dworu, których pokazaniem sztuczek nie do wytłu-
maczenia wprawił w takie zdumienie, że opuścili
dom zupełnie bladzi, wzburzeni, nie panując po
prostu nad sobą.
Książę bez namysłu kazał się zaprowadzić na
górę. Mistrz Abraham (on bowiem był tym słyn-
nym kuglarzem) przyjął go jak dawno oczeki-
wanego gościa i zamknął za nim drzwi.
Nie wiadomo, czym się teraz mistrz Abraham
popisał, ale to pewne, że książę pozostał u niego
całą noc i że nazajutrz rano przygotowano pokoje
na zamku, do których się mistrz Abraham
wprowadził i do których książę mógł się
niepostrzeżenie dostawać przez tajne przejście ze
swego gabinetu. Dalej wiadomo na pewno, że
książę przestał nazywać marszałka dworu: mon
cher ami oraz że nigdy już nie chciał słyszeć cud-
ownej opowieści wielkiego łowczego o białym ro- [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rafalstec.xlx.pl