[ Pobierz całość w formacie PDF ]

oddzielony ode mnie trzema miejscami. Podczas obiadu powiedziałyśmy z macochą zaledwie kilka
słów. Ojciec i Martin rozmawiali o swoich sprawach; a ja - siedząc trzy miejsca dalej - patrzyłam
na człowieka, który za rok miał być ojcem mojego syna, a z którym nie łączyła mnie nawet
powierzchowna przyjazń. W niedzielę wieczorem przymierzyłam ślubną suknię w pokoju
macochy. Zobaczyłam w lustrze, otoczone chmurą zakurzonego krepdeszynu, moje blade i czyste
odbicie, które przypominało mi widmo mojej matki. Stojąc na wprost lustra mówiłam do siebie:
 To jestem ja, Izabela. Mam na sobie ślubną suknię, bo o świcie wychodzę za mą\ . I nie
poznawałam samej siebie; czułam się rozdwojona we wspomnieniu mojej zmarłej matki. Parę dni
wcześniej Meme mówiła mi o niej w tym naro\nym domu. Powiedziała, \e po moim narodzeniu
ubrano matkę w ślubną suknię i zło\ono w trumnie. I teraz, patrząc na swoje odbicie, widziałam
kości mojej matki pokryte grobową śniedzią, w stosie zniszczonego krepdeszynu i gęstego, \ółtego
kurzu. Byłam poza lustrem. Wewnątrz, znów \ywa, była moja matka, która patrząc na mnie,
wyciągając ręce ze swej lodowatej przestrzeni, próbowała dotknąć śmierci chwytającej pierwsze
szpilki mojego ślubnego welonu. A z tyłu, na środku pokoju, mój ojciec, powa\ny, zdumiony:
 Teraz, w tej sukni, wyglądasz tak samo jak ona .
Tej nocy otrzymałam pierwszy, ostatni i jedyny list miłosny. List od Martina, napisany
ołówkiem na odwrocie programu kinowego. Pisał:  Poniewa\ tej nocy nie zdą\ę, wyspowiadam się
48
KRAINA LOGOS www.logos.astral-life.pl
o świcie. Powiedz pułkownikowi, \e co do naszej rozmowy, jest to ju\ prawie załatwione i dlatego
nie mogę przyjść teraz. Bardzo wystraszona? M . Poszłam do pokoju, mając w ustach mączysty
smak tego listu, a w parę godzin pózniej, gdy potrząsana przez moją macochę budziłam się, czułam
jeszcze gorycz na podniebieniu.
Nim obudziłam się całkowicie, minęło jednak wiele godzin. W chłodnym, wilgotnym,
pachnącym pi\mem świcie znów poczułam na sobie ślubną suknię. Czułam, \e mam sucho w
ustach jak przed podró\ą, gdy z braku śliny nie mo\na przełknąć chleba. Od czwartej czekali w
salonie świadkowie. Znałam ich wszystkich, ale teraz, w tych elegancko ubranych mę\czyznach i
kobietach w kapeluszach na głowie, rozprawiających i zapełniających dom gęstymi, dra\niącymi
oparami swych słów - widziałam jakieś nowe, odmienione postacie.
Kościół był pusty. Parę kobiet odwróciło się, by spojrzeć na mnie, gdy szłam główną nawą
jak młodzieniec, na którego czeka ju\ kamień ofiarny. Szczeniak, chudy i pełen godności, jedyny
człowiek posiadający realne kształty w tym niespokojnym i milczącym koszmarze, zszedł po
stopniach i czterema ruchami swych szczupłych rąk oddał mnie Martinowi. Martin, spokojny, stał
przy mnie uśmiechając się - jak wtedy, gdy zobaczyłam go po raz pierwszy przy zwłokach dziecka
Paloquemada, tyle \e teraz miał obcięte włosy - jakby chciał mi pokazać, \e w dniu ślubu nie
\ałował trudu, aby jego osoba wydawała się jeszcze bardziej nierzeczywista ni\ zazwyczaj, na co
dzień.
Tego dnia rano, ju\ po powrocie do domu, po śniadaniu i po wygłoszeniu przez świadków i
chrzestnych zwykłych przy takich okazjach słów, mą\ mój wyszedł z domu i wrócił dopiero po
sjeście. Ojciec i macocha udali, \e nie dostrzegają mojej sytuacji. Pozwolili, by dzień upłynął jak
zwykle, nie zmieniwszy niczego w normalnym porządku zajęć, tak by nikt nie odczuł
nadzwyczajnego powiewu tego poniedziałku. Zdjęłam ślubną suknię, zwinęłam ją w kłębek i
wspominając moją matkę schowałam na dno komody, myśląc:  Te szmaty przydadzą mi się
przynajmniej na całun .
Nierealny nowo\eniec wrócił o drugiej po południu i powiedział, \e ju\ jadł. Gdy
zobaczyłam go, z krótko obciętymi włosami, wydało mi się, \e grudzień przestał być niebieskim
miesiącem. Martin usiadł przy mnie i chwilę milczeliśmy. Po raz pierwszy w \yciu zaczęłam bać
się, \e nadejdzie zmrok. Widać jakimś gestem pokazałam to po sobie, bo Martin nagle jakby się
o\ywił, pochylił nad moim ramieniem i zapytał:  O czym myślisz? Poczułam, jak coś przekręca
mi się w sercu: nieznany zaczął do mnie mówić per ty. Spojrzałam w górę, gdzie grudzień był
gigantyczną, błyszczącą kulą, świetlistym, szklanym miesiącem; odpowiedziałam:  Myślę, \e teraz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rafalstec.xlx.pl