[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Wielkich
Wodzów w Warszawie. Ale to jeszcze mało.
? Zgadzam się ? podchwycił moje słowa Cicha Stopa. ? Grożenie toporem wojennym
nie na wiele się zda. Trzeba stosować zupełnie inne formy działania. Wydaje mi
się, że sprawą ochrony przyrody powinni?my zainteresować młodzież. Przed
tygodniem
odwiedziłem obóz harcerzy, położony nad drugim jeziorem. O trzy kilometry od
nich znajduje się rezerwat kormoranów. Na stosunkowo niewielkiej przestrzeni, na
drzewach obrastających mały półwysep, ptaki zbudowały ponad sze?ćset gniazd. Ale
ta kolonia chyba wkrótce ulegnie likwidacji Dlaczego? Wła?nie z powodu bladych
twarzy z o?rodka wczasowego kierowanego przez Purtaka. On wszystkim wczasowiczom
radzi odwiedzić rezerwat kormoranów. I nad jeziorko idą codziennie gromadki
turystów. Z aparatami
radiowymi, krzycząc i hałasując. Podchodzą do drzew, na których znajdują się
gniazda, płoszą ptaki, nie dają im spokojnie wysiadywać młodych. Purtak radzi
zwiedzać, ale nikogo nie informuje, jak się powinni zachować w takim miejscu.
Opowiedziałem o tym harcerzom. I wiecie, co zadecydowano? Wyznaczyli patrole.
Codziennie
wokół rezerwatu krążą teraz warty harcerskie, nie dopuszczając turystów
bezpo?rednio
pod drzewa, na których znajdują się gniazda, przypominając o zachowaniu ciszy.
Tury?ci oglądają z pewnej odległo?ci, co zresztą w niczym nie odbiera wrażeń,
ponieważ
wła?nie z daleka łatwiej obserwować ptaki na gniazdach. Jestem pewien, że ta
grupa harcerzy będzie już przez całe życie wiedziała, w jaki sposób powinno się
zachowywać w rezerwacie przyrody. Staną się oni nowymi obrońcami naturalnego
?rodowiska człowieka.
Z dużym uznaniem przyjęli?my opowiadanie Cichej Stopy. Ja także byłem zdania, że
takie formy walki są warte upowszechnienia. Ale jedno wydało się nam bezsporne.
Nieszczę?ciem dla przyrody nie są o?rodki wczasowe nad jeziorami i w lasach, ale
niewła?ciwe nimi zarządzanie przez ludzi pokroju Purtaka. W imię poszerzenia
terenów rekreacyjnych chcieliby oni zawładnąć jeziorami i lasami, poogradzać je
drutami kolczastymi, zabudować koszmarnymi budkami, napełnić brudem i hałasem.
Dla wielu ludzi las to tylko zbiorowisko drzew. Ale wła?nie to zbiorowisko drzew
wytwarza swoisty mikroklimat, pewien układ warunków, który naukowcy nazywają
biocenozą. W lesie wszystkie ro?liny są w jaki? sposób od siebie zależne i mogą
żyć jedynie w tej współzależno?ci. Wielkie drzewo potrafi rozrastać się wła?nie
dlatego, że ma odpowiednie podłoże, gdzie egzystują małe krzewy, zioła,
bakterie.
Niszczenie tego podłoża ? zrywanie ziół, kwiatów, wydeptywanie mchów, porostów ?
powoduje umieranie bakterii umożliwiających rozwój życia ro?lin, a tym samym
niszczy cały las.
Lady Elisabeth, wpatrzona w blask ognia buszującego na kominie, w milczeniu
przysłuchiwała
się naszej rozmowie, nie zabierając głosu. Była zachwycona wnętrzem wigwamu i
wspaniałymi
ilustracjami Winnetou do książek o Indianach i zwierzętach. Podobały się jej
proste meble w wigwamie, skóry służące jako dywany i pokrycia na ławach. Szybko
zorientowała się, że ma do czynienia z lud?mi wykształconymi i kulturalnymi,
których połączyła miło?ć do przyrody.
Jadła więc ze smakiem wątróbkę z dzika i popijała ją herbatą. Winnetou i
Milczący
Wilk, jak przystało na dzikich mężów, nie używali widelców. Cicha Stopa i ja
również
przystosowali?my się do tej konwencji. Ale dla lady znalazł się i nóż, i
widelec,
choć wyraziła gotowo?ć jedzenia na sposób indiański. Albowiem prawdziwa lady,
nawet jedząc palcami, nie przestaje być damą.
Czas mijał szybko.
? Już dziewiąta ? w pewnej chwili stwierdził Cicha Stopa.
? Dziewiąta? ? upewniła się lady, spoglądając na swój zegarek.
? Z całą pewno?cią ? potwierdził le?niczy.
? Ach tak ? mruknęła lady, a potem zwróciła się do Winnetou: ? Tyle razy
wspominał
pan, że białe skwaw mają podwójne języki. A cóż należy sądzić o mężu, który ma
także rozdwojony język?
? Godzien jest potępienia ? wyrzekł z powagą.
? W takim razie musicie potępić Szarą Sowę. Okłamał mnie, gdy szłam dzi? do
autobusu,
aby odjechać do Warszawy. Powiedział, że mój zegarek spó?nia się o pół godziny.
Okazuje się jednak, że zegarek chodzi punktualnie.
Zapadło milczenie. Winnetou, Milczący Wilk i Cicha Stopa patrzyli na mnie z
uwagą,
czekając, jak wyja?nię im tę sprawę. Lecz ja jakbym nabrał wody w usta.
? Czy Szara Sowa ma co? na swoją obronę? ? zapytał Winnetou.
? Nie.
? Więc Szara Sowa przyznaje się, że okłamał białą skwaw?
? Owszem. Albowiem nie chciałem, żeby wyjechała ze Złotego Rogu.
? A dlaczego?
? Przykra mi była my?l, że biała skwaw spędzi swój urlop w dużym mie?cie,
ponieważ
Piękny Antonio ją oszukał, a ona nie załatwiła sobie żadnych wczasów. Poza tym
biała skwaw bardzo mi przypomina pewną bliską mi osobę.
? Kogo? ? zainteresowała się Elisabeth.
? Byłem wówczas studentem historii sztuki i wiele czasu spędzałem w pałacu w
Nieborowie,
pomagając tamtejszemu kustoszowi. Wpadł mi w oczy portret Anny Orzelskiej, tak
zwanej błękitnej damy, córki Augusta II Mocnego. Zakochałem się w niej pierwszą
młodzieńczą romantyczną miło?cią. Lady Elisabeth trochę przypomina mi tamtą
damę.
%7łal mi było, że odjeżdża...
? Hm ? chrząknął niepewnie Winnetou i spojrzał pytająco na Milczącego Wilka i
Cichą
Stopę. ? Co moi bracia sądzą o tej sprawie? Jaki wydadzą wyrok na Szarą Sowę?
? Ach, nie musicie być specjalnie surowi ? powiedziała w mojej obronie Elisabeth
? w gruncie rzeczy jestem bardzo zadowolona, że tu pozostałam i poznałam miłe
towarzystwo. Szarą Sową kierowały szlachetne pobudki.
? Mimo to bardzo ?le postąpił ? pokiwał głową zmartwiony tą sprawą Winnetou.
? Bardzo żałuję swego postępku... ? mruknąłem.
? Co takiego? ? oburzyła się milady. ? Gotowa byłam mu wybaczyć jego kłamstwo,
bo dowiedziałam się, jak mu bardzo zależy na mojej obecno?ci. Ale skoro on teraz
żałuje, że pozostałam w Złotym Rogu, czuję się głęboko dotknięta. Bardzo proszę
o surowy
wyrok.
? Zgoda ? przytaknął Winnetou. ? Ale nam, przyjaciołom, trudno będzie wynale?ć
dla niego karę. Niech więc pani sama osądzi Szarą Sowę i wyda wyrok.
? Dobrze ? zgodziła się lady ? przemy?lę jego winę i wezmę pod uwagę skruchę. A
swoją
drogą, ciekawa jestem, jak wygląda Anna Orzelska.
? O, to się da załatwić ? uradował się Winnetou. Podszedł do ?ciany, odsunął
misternie
ukryte drzwi; ukazała się do?ć bogata biblioteka.
? Mam tu album o Nieborowie ? powiedział. Wyciągnął książkę, przekartkował ją i
podał
milady otwartą na stronie z reprodukcją portretu pięknej damy.
Elisabeth długo wpatrywała się w portret. Wreszcie z westchnieniem zamknęła
książkę:
? Nie wiem, czy rzeczywi?cie jestem do niej podobna. Je?li jednak chodzi o
młodzieńczą
miło?ć Szarej Sowy, to trzeba przyznać, że ma on dobry gust. Szkoda tylko, że, [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rafalstec.xlx.pl