[ Pobierz całość w formacie PDF ]
próbował mnie zgwałcić. Ani okraść.
- Może zabrakło mu czasu?
- Właśnie to stwierdziła policja. Ale jeden z funkcjonariuszy, starszy pan z wieloletnim
doświadczeniem, wziął mnie na bok i spytał, czy ktoś mógłby zyskać na mojej śmierci. Aż do
tej pory nawet nie przyszło mi do głowy, że wujostwo chcieliby się mnie pozbyć. Ale potem
zaczęłam się nad tym zastanawiać. Nazajutrz zjawili się oboje, żeby zabrać mnie do domu.
Zanim zdążyłam się obejrzeć, wypisali mnie ze studiów. Moja przyjaciółka usiłowała ich
powstrzymać. Znała ich jak zły szeląg i wiedziała, do czego są zdolni, ale nic nie wskórała.
Ciotka i wuj stwierdzili, że potrzebuję pomocy, aby stanąć na nogi po urazie psychicznym. %7łe
przyda mi się odpoczynek na łonie rodziny. - Celestine zaśmiała się z goryczą.
- Rozumiem, że raczej ci nie pomogli.
- Byłam młoda i przerażona, a oni mi wmawiali, że jestem niezrównoważona
emocjonalnie i brak mi rozsądku. Ich zdaniem okazałam się idiotką, idąc sama przez ciemny
campus. Sugerowali nawet, że pewnie nikt mnie nie napadł, tylko kochałam się z gwałtownym
chłopakiem...
Zamknęła oczy i oparła głowę o bark Norberta. W ten sposób było łatwiej jeszcze raz
przeżyć tamten koszmar.
- Nie pozwalali mi stanąć na nogi. Wysłali mnie do psychiatry, który uznał, że wykazuję
skłonność do urojeń. W końcu zaczęłam się bać, że to prawda. %7łe rzeczywiście jestem
wariatką. Lecz nadszedł taki dzień, kiedy zaczęłam obawiać się ich, a nie siebie...
- Jak sobie poradziłaś?
- Postanowiłam zapoznać się ze szczegółami testamentu moich rodziców. Musiałam się
przekonać, czy wuj i ciotka mieliby po co mnie zabić. Poszłam więc do adwokatów
prowadzących nasze sprawy. Tak się złożyło, że prawnik, z którym się umówiłam, niestety
zachorował. Przyjął mnie jego młody asystent. Byłam taka roztrzęsiona, że nie wiadomo kiedy
opowiedziałam mu całą swoją historię, nie ukrywając podejrzeń wobec wujostwa.
Powiedziałam też o obawach związanych z moim stanem psychicznym, o napadzie i sugestii
tamtego policjanta. Gdy skończyłam, byłam niemal pewna, że adwokat wezwie facetów w
białych kitlach. Ale on wyjął z sejfu testament i dokładnie mi wyjaśnił, dlaczego jest możliwe,
że wujostwo pragną mojej śmierci.
- Usiłował mi pomóc i... i po pewnym czasie... zakochaliśmy się w sobie. Okazało się, że
wuj usiłował umieścić mnie w prywatnym zakładzie psychiatrycznym. Mój lekarz zamierzał
poprzeć ten wniosek. Wtedy mój przyjaciel...
- Jakoś się nazywał?
- Stephen. Na razie tylko tyle, dobrze? - powiedziała po krótkim namyśle, a Norbert na
moment zacisnął usta.
- I co dalej?
- Stepehen poruszył niebo i ziemię, żeby powstrzymać moją rodzinę. Starsi wspólnicy z
jego kancelarii nie wierzyli w moją historię. Ciotka i wuj uchodzili za szanowanych obywateli i
mieli po swojej stronie psychiatrę. Natomiast ja byłam młoda i prawie oszalała ze strachu,
więc istotnie mogło się wydawać, że trzeba mnie leczyć.
Celestine umilkła. Nie zostało wiele do opowiadania, ale te wspomnienia były najgorsze.
Wiedziała, że dziś znów - podobnie, jak wiele razy przedtem - przyśni się jej śmierć Stephena.
- Stepehen zginął tego dnia, gdy formalnie wystąpił o nakaz sądowy pozbawiający moją
rodzinę prawa do zamknięcia mnie w zakładzie psychiatrycznym. W budynku, gdzie mieszkał,
było sporo włamań. Aupem padały sprzęt audiowizualny, biżuteria... Policja stwierdziła, że
Stepehen prawdopodobnie zaskoczył włamywacza. Ale mnie ta wersja nie przekonała. Z
mieszkania Stephena niczego nie zabrano, nadal miał przy sobie zegarek i portfel. A zginął od
jednej kuli.
- Mówiłaś, że byłaś świadkiem morderstwa.
- Zmarł na moich rękach, ale zabójca zdążył uciec. Tego wieczoru umówiłam się ze
Stepehenem, ale coś mi wypadło, więc zadzwoniłam i uprzedziłam, że się spóznię. Gdy
przyszłam, drzwi były otwarte na oścież, a w korytarzu zaczęli zbierać się ludzie. Weszłam i
stwierdziłam, że Stephen jeszcze żyje. Zobaczył mnie i usiłował coś wyszeptać. Uklękłam,
położyłam jego głowę na kolanach i wtedy znów się odezwał. Po czym umarł.
- Co powiedział? - Norbert objął ją mocniej.
- Tylko jedno słowo: Uciekaj . Kazał mi uciekać. Na pewno to oni go zabili, moja ciotka
i wuj. Oczywiście sami nie pociągnęli za spust, ale są za to odpowiedzialni.
- Ale dlaczego zabili jego? Dlaczego nie ciebie?
- Co do tego nie mam pewności. Może zamierzali mnie zgładzić, ale się nie zjawiłam,
albo postanowili trochę poczekać, żeby moja śmierć nie wzbudziła podejrzeń. Nie wątpię, że
gdyby zdołali umieścić mnie w zakładzie psychiatrycznym, to żywa nigdy bym go nie opuściła.
Ale Stephen stanął im na drodze. Dopóki żył, nie zdołaliby nic mi zrobić. On jeden mi wierzył i
postarałby się ujawnić ich machinacje.
- Kto obecnie ci pomaga?
- Stephen powiedział mi kiedyś, że gdyby coś mu się stało, to mam zwrócić się do jego
najlepszego przyjaciela, również zatrudnionego w tej kancelarii. To właśnie przyjaciel
Stephena pomógł mi uciec i od tego czasu mnie wspiera. Ma dostęp do małej części mojego
majątku, ponieważ zajmuje się niektórymi inwestycjami. Czasami trochę żongluje tymi
pieniędzmi, żeby dyskretnie przekazać mi drobne sumy. Byłby zawodowo skończony, gdyby
ktoś to odkrył.
- On przysłał ci pieniądze?
- Tak.
- Więc orientuje się, gdzie przebywasz?
- To nie on, Norbert. Na pewno nie.
- Kto jeszcze wiedział, że będziesz w Canterbury?
- Urzędnik bankowy. Całkiem mi obcy.
- Rozumiem. - Norbert wyraznie się zasępił.
- Podejrzewasz niewłaściwego człowieka. - Celestine bez trudu domyśliła się, co
Norbertowi chodzi po głowie. - Przyjaciel Stephena nigdy by mnie nie zdradził.
- Nawet najlepszy przyjaciel może okazać się przekupny.
- On od dawna usiłuje zapewnić mi bezpieczeństwo. Robi wszystko, co w jego mocy.
- Czyli zna trasy twoich podróży?
- Nie, ale w razie konieczności dzwonię do niego. Czasem na moją prośbę przekazuje
paru osobom wiadomość, że jestem cała i zdrowa. Gdyby nie on, nie miałabym nikogo...
- Celie, tylko pomyśl. Dzwonisz do niego. On może cię namierzyć.
- Nigdy nie rozmawiam z nim na tyle długo.
- Więc jednak nie ufasz mu w stu procentach?
- Przeżyłam jeszcze kilka innych zamachów na moje życie. Jakiś rok temu zauważyłam,
że śledzi mnie mężczyzna. Lub tak mi się zdawało. Usiłowałam nie panikować, wmawiałam
sobie, że nikt nie mógł mnie znalezć. Ale tamtego wieczora omal nie przejechał mnie
samochód. Były też inne incydenty. Może przypadkowe, ale kto wie...
- Celie... [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
próbował mnie zgwałcić. Ani okraść.
- Może zabrakło mu czasu?
- Właśnie to stwierdziła policja. Ale jeden z funkcjonariuszy, starszy pan z wieloletnim
doświadczeniem, wziął mnie na bok i spytał, czy ktoś mógłby zyskać na mojej śmierci. Aż do
tej pory nawet nie przyszło mi do głowy, że wujostwo chcieliby się mnie pozbyć. Ale potem
zaczęłam się nad tym zastanawiać. Nazajutrz zjawili się oboje, żeby zabrać mnie do domu.
Zanim zdążyłam się obejrzeć, wypisali mnie ze studiów. Moja przyjaciółka usiłowała ich
powstrzymać. Znała ich jak zły szeląg i wiedziała, do czego są zdolni, ale nic nie wskórała.
Ciotka i wuj stwierdzili, że potrzebuję pomocy, aby stanąć na nogi po urazie psychicznym. %7łe
przyda mi się odpoczynek na łonie rodziny. - Celestine zaśmiała się z goryczą.
- Rozumiem, że raczej ci nie pomogli.
- Byłam młoda i przerażona, a oni mi wmawiali, że jestem niezrównoważona
emocjonalnie i brak mi rozsądku. Ich zdaniem okazałam się idiotką, idąc sama przez ciemny
campus. Sugerowali nawet, że pewnie nikt mnie nie napadł, tylko kochałam się z gwałtownym
chłopakiem...
Zamknęła oczy i oparła głowę o bark Norberta. W ten sposób było łatwiej jeszcze raz
przeżyć tamten koszmar.
- Nie pozwalali mi stanąć na nogi. Wysłali mnie do psychiatry, który uznał, że wykazuję
skłonność do urojeń. W końcu zaczęłam się bać, że to prawda. %7łe rzeczywiście jestem
wariatką. Lecz nadszedł taki dzień, kiedy zaczęłam obawiać się ich, a nie siebie...
- Jak sobie poradziłaś?
- Postanowiłam zapoznać się ze szczegółami testamentu moich rodziców. Musiałam się
przekonać, czy wuj i ciotka mieliby po co mnie zabić. Poszłam więc do adwokatów
prowadzących nasze sprawy. Tak się złożyło, że prawnik, z którym się umówiłam, niestety
zachorował. Przyjął mnie jego młody asystent. Byłam taka roztrzęsiona, że nie wiadomo kiedy
opowiedziałam mu całą swoją historię, nie ukrywając podejrzeń wobec wujostwa.
Powiedziałam też o obawach związanych z moim stanem psychicznym, o napadzie i sugestii
tamtego policjanta. Gdy skończyłam, byłam niemal pewna, że adwokat wezwie facetów w
białych kitlach. Ale on wyjął z sejfu testament i dokładnie mi wyjaśnił, dlaczego jest możliwe,
że wujostwo pragną mojej śmierci.
- Usiłował mi pomóc i... i po pewnym czasie... zakochaliśmy się w sobie. Okazało się, że
wuj usiłował umieścić mnie w prywatnym zakładzie psychiatrycznym. Mój lekarz zamierzał
poprzeć ten wniosek. Wtedy mój przyjaciel...
- Jakoś się nazywał?
- Stephen. Na razie tylko tyle, dobrze? - powiedziała po krótkim namyśle, a Norbert na
moment zacisnął usta.
- I co dalej?
- Stepehen poruszył niebo i ziemię, żeby powstrzymać moją rodzinę. Starsi wspólnicy z
jego kancelarii nie wierzyli w moją historię. Ciotka i wuj uchodzili za szanowanych obywateli i
mieli po swojej stronie psychiatrę. Natomiast ja byłam młoda i prawie oszalała ze strachu,
więc istotnie mogło się wydawać, że trzeba mnie leczyć.
Celestine umilkła. Nie zostało wiele do opowiadania, ale te wspomnienia były najgorsze.
Wiedziała, że dziś znów - podobnie, jak wiele razy przedtem - przyśni się jej śmierć Stephena.
- Stepehen zginął tego dnia, gdy formalnie wystąpił o nakaz sądowy pozbawiający moją
rodzinę prawa do zamknięcia mnie w zakładzie psychiatrycznym. W budynku, gdzie mieszkał,
było sporo włamań. Aupem padały sprzęt audiowizualny, biżuteria... Policja stwierdziła, że
Stepehen prawdopodobnie zaskoczył włamywacza. Ale mnie ta wersja nie przekonała. Z
mieszkania Stephena niczego nie zabrano, nadal miał przy sobie zegarek i portfel. A zginął od
jednej kuli.
- Mówiłaś, że byłaś świadkiem morderstwa.
- Zmarł na moich rękach, ale zabójca zdążył uciec. Tego wieczoru umówiłam się ze
Stepehenem, ale coś mi wypadło, więc zadzwoniłam i uprzedziłam, że się spóznię. Gdy
przyszłam, drzwi były otwarte na oścież, a w korytarzu zaczęli zbierać się ludzie. Weszłam i
stwierdziłam, że Stephen jeszcze żyje. Zobaczył mnie i usiłował coś wyszeptać. Uklękłam,
położyłam jego głowę na kolanach i wtedy znów się odezwał. Po czym umarł.
- Co powiedział? - Norbert objął ją mocniej.
- Tylko jedno słowo: Uciekaj . Kazał mi uciekać. Na pewno to oni go zabili, moja ciotka
i wuj. Oczywiście sami nie pociągnęli za spust, ale są za to odpowiedzialni.
- Ale dlaczego zabili jego? Dlaczego nie ciebie?
- Co do tego nie mam pewności. Może zamierzali mnie zgładzić, ale się nie zjawiłam,
albo postanowili trochę poczekać, żeby moja śmierć nie wzbudziła podejrzeń. Nie wątpię, że
gdyby zdołali umieścić mnie w zakładzie psychiatrycznym, to żywa nigdy bym go nie opuściła.
Ale Stephen stanął im na drodze. Dopóki żył, nie zdołaliby nic mi zrobić. On jeden mi wierzył i
postarałby się ujawnić ich machinacje.
- Kto obecnie ci pomaga?
- Stephen powiedział mi kiedyś, że gdyby coś mu się stało, to mam zwrócić się do jego
najlepszego przyjaciela, również zatrudnionego w tej kancelarii. To właśnie przyjaciel
Stephena pomógł mi uciec i od tego czasu mnie wspiera. Ma dostęp do małej części mojego
majątku, ponieważ zajmuje się niektórymi inwestycjami. Czasami trochę żongluje tymi
pieniędzmi, żeby dyskretnie przekazać mi drobne sumy. Byłby zawodowo skończony, gdyby
ktoś to odkrył.
- On przysłał ci pieniądze?
- Tak.
- Więc orientuje się, gdzie przebywasz?
- To nie on, Norbert. Na pewno nie.
- Kto jeszcze wiedział, że będziesz w Canterbury?
- Urzędnik bankowy. Całkiem mi obcy.
- Rozumiem. - Norbert wyraznie się zasępił.
- Podejrzewasz niewłaściwego człowieka. - Celestine bez trudu domyśliła się, co
Norbertowi chodzi po głowie. - Przyjaciel Stephena nigdy by mnie nie zdradził.
- Nawet najlepszy przyjaciel może okazać się przekupny.
- On od dawna usiłuje zapewnić mi bezpieczeństwo. Robi wszystko, co w jego mocy.
- Czyli zna trasy twoich podróży?
- Nie, ale w razie konieczności dzwonię do niego. Czasem na moją prośbę przekazuje
paru osobom wiadomość, że jestem cała i zdrowa. Gdyby nie on, nie miałabym nikogo...
- Celie, tylko pomyśl. Dzwonisz do niego. On może cię namierzyć.
- Nigdy nie rozmawiam z nim na tyle długo.
- Więc jednak nie ufasz mu w stu procentach?
- Przeżyłam jeszcze kilka innych zamachów na moje życie. Jakiś rok temu zauważyłam,
że śledzi mnie mężczyzna. Lub tak mi się zdawało. Usiłowałam nie panikować, wmawiałam
sobie, że nikt nie mógł mnie znalezć. Ale tamtego wieczora omal nie przejechał mnie
samochód. Były też inne incydenty. Może przypadkowe, ale kto wie...
- Celie... [ Pobierz całość w formacie PDF ]