[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ścianami lochów, odbiło się od starych tarcz zawieszonych w sieni i podążyło do samej
wieży. - Nauczycielu! Usuń stąd rycerzy i ich lokai - morderców, zanim zgładzę ich gołymi
rękami za to, co ci nędznicy, niegodni, by nazywać ich ludzmi, uczynili mojej najdroższej
Tiril!
Na górze duchy popędziły gromadę mężczyzn ku drzwiom do sali rycerskiej. Nie było
to trudne, bo żywi pierzchali na ich widok z obrzydzeniem i strachem. Dwaj dawni
czarnoksiężnicy, Nauczyciel i Hraundrangi - Móri, przypominali co prawda ludzi, pozostali to
duchy przyrody lub też ucieleśnione symbole.
Rycerze zakonni poważyli się jedynie na słaby opór.
- On nie może wyrządzić krzywdy panu Lorenzo ani mnie - oświadczył kasztelan. -
Jesteśmy nietykalni.
- On to Móri z rodu islandzkich czarnoksiężników - odparł Nauczyciel staroświeckim
hiszpańskim. Jego charakterystyczna głowa i szerokie bary górowały nad wszystkimi. - Móri
zna zaklęcia zaliczane do czarnej magii, tak potworne, że strach opisywać je słowami, nigdy
się jednak nimi nie posługiwał, bo to dobry człowiek. Ale teraz kielich goryczy się przepełnił.
Wiele zła może wam uczynić, uwierzcie mi. Choć nie może wyrządzić krzywdy fizycznej,
pożałujecie, żeście się w ogóle urodzili! Trzymajcie się więc od niego z daleka!
- Nie będziesz nam rozkazywał - odparł kasztelan lodowatym głosem. - To mój
zamek.
- I każdy kamień w jego ścianach się tego wstydzi - odrzekł z przekonaniem
Nauczyciel. - A ponadto jeśli chłopiec, Dolg, dowie się, co uczyniliście jego matce, posiada
siłę, by was zniszczyć, dobrze o tym wiecie. Nie tylko dlatego, że nosi znak Słońca po stokroć
potężniejszy od waszego, lecz stoją za nim moce, wobec których powinniście żywić
najgłębszy szacunek. Spójrzcie tylko na piękne panie, Powietrze i Wodę! To one przywołały
iluzję mrocznej mgły i dławiącej fali. Spójrzcie na Zwierzę, symbol cierpienia, jakie przez
tysiące lat ludzie zadawali zwierzętom! Spójrzcie na Ducha Zgasłych Nadziei, pokazującego,
w jaki sposób ludzie postąpili z powierzonymi im darami! Na Nidhogga, dowód na to, jak
ludzie zniszczyli fundament, na którym żyjemy, i co się z nim stanie jeszcze pózniej.
95
Wyczuwacie otaczającą nas Pustkę? To także symbol. Wszyscy oni, i my, dwa upiory z
zamierzchłych czasów, stoimy za tym chłopcem, nadzieją nie tylko naszą, lecz całego świata.
Lorenzo i kasztelan usiłowali okazać pogardę, lecz była to tylko żałosna parodia
pewności siebie.
Nauczyciel ciągnął nieubłaganie:
- A jeśli pies Nero zobaczy swą ukochaną panią, podczas gdy wciąż będziecie w
pobliżu, na komendę swego młodego pana zerwie wam znaki Słońca z szyi, a potem
rozszarpie was na strzępy. I wierzcie mi, jeśli tylko zajdzie taka potrzeba, Zwierzę bez
wahania pospieszy mu z pomocą. Bo czy kiedykolwiek okazaliście łaskawość zwierzęciu?
Z twarzy obu braci dało się wyczytać, że usiłują przypomnieć sobie moment, kiedy
okazali jakiemuś zwierzęciu życzliwość. Na próżno. Pamiętali jedynie własne myśli:
Zwierzę, cóż to takiego? Nie ma duszy, nie pójdzie do nieba .
Dumni rycerze mieli nigdy nie zapomnieć zgęstniałej nagle atmosfery w wysokim
hallu. Targało nimi upokorzenie, lecz wobec przygniatającej przewagi nie mieli nic do
powiedzenia. Najgorsze, że o tej przewadze decydował przede wszystkim stojący w drzwiach
mały chłopiec, i to nie tylko za sprawą znaku Słońca i szafiru, lecz także siebie samego!
Lorenzo i kasztelan bez słowa pozwolili zapędzić się wraz z innymi do sali
rycerskiej...
W lochu podjęto ostrożne próby podniesienia Tiril. Nie było czasu na sporządzenie
noszy, wszyscy pragnęli wydostać się stąd jak najprędzej.
Tiril wreszcie zrozumiała, że to żywy Móri i równie żywy Erling są przy niej, i
zapłakała z ulgą, lecz płacz sprawił jej niewypowiedziany ból. Próbowała go stłumić, co
okazało się jeszcze bardziej bolesne.
- Nie zbliżajcie się do mnie zanadto - poprosiła. - Roi się na mnie od robactwa.
- Gdybyśmy nie mieli większych zmartwień - odparł Móri z czułością - bardzo byśmy
się radowali. Niestety, jest inaczej. Ach, Boże, chyba już nigdy nie będę mógł się śmiać po
tym, jak zobaczyłem takie barbarzyństwo!
Ułożyli wreszcie Tiril w jego ramionach tak, by nie odczuwała bólu, kiedy Móri
będzie stawiać kroki. Tiril nie miała żadnych rzeczy do zabrania, mogli więc bezzwłocznie
opuścić loch. Gdy dotarli już prawie do samych schodów, Tiril poprosiła, by się zatrzymali.
Przystanęli zdumieni.
- Niewygodnie ci? - spytał Móri.
- Nie, nie. Ale jest jeszcze jeden. Nie możemy go tak zostawić.
96
- Jeszcze jeden więzień?
- Tak. Jego cela musi się znajdować...
Próbowała wskazać, ale swobodne ramię było wykręcone ze stawu.
I bez tego jednak ją zrozumieli.
- %7łołnierze! - poprosił Móri. - Uwolnijcie drugiego więznia. Tiril, czy jest ich więcej?
- Nie, teraz nie.
Zgrzytnął klucz i kapitan otworzył sąsiednią celę.
- Kto to jest? - chciał wiedzieć Móri.
Tiril bala się odpowiedzieć wprost, postanowiła, że dopóki są na zamku, niczego nie
zdradzi.
- Siedzi tu jakieś dwanaście, może piętnaście lat - wyjaśniła.
- Ach, mój Boże - przeraziła się Theresa.
- On się boi wyjść! - krzyknął jeden z żołnierzy. - Myśli, że jesteśmy wrogami.
- Wyjaśnijcie mu po niemiecku, że ja także jestem wolna - odkrzyknęła Tiril z
wysiłkiem, sepleniąc przez opuchnięte od uderzeń wargi.
Po długiej chwili z lochu wyczołgała się żałosna istota. Mężczyzna nie miał na sobie
ubrania, był kompletnie nagi, ale jeden z żołnierzy natychmiast okrył go wojskowym
płaszczem. Siwe włosy i broda rosły nie strzyżone, nie mogli przez nie dostrzec rysów
twarzy, całą skórę pokrywały strupy.
- Chodz - powiedział Erling, pod surowością kryjąc współczucie. - Mamy mało czasu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
ścianami lochów, odbiło się od starych tarcz zawieszonych w sieni i podążyło do samej
wieży. - Nauczycielu! Usuń stąd rycerzy i ich lokai - morderców, zanim zgładzę ich gołymi
rękami za to, co ci nędznicy, niegodni, by nazywać ich ludzmi, uczynili mojej najdroższej
Tiril!
Na górze duchy popędziły gromadę mężczyzn ku drzwiom do sali rycerskiej. Nie było
to trudne, bo żywi pierzchali na ich widok z obrzydzeniem i strachem. Dwaj dawni
czarnoksiężnicy, Nauczyciel i Hraundrangi - Móri, przypominali co prawda ludzi, pozostali to
duchy przyrody lub też ucieleśnione symbole.
Rycerze zakonni poważyli się jedynie na słaby opór.
- On nie może wyrządzić krzywdy panu Lorenzo ani mnie - oświadczył kasztelan. -
Jesteśmy nietykalni.
- On to Móri z rodu islandzkich czarnoksiężników - odparł Nauczyciel staroświeckim
hiszpańskim. Jego charakterystyczna głowa i szerokie bary górowały nad wszystkimi. - Móri
zna zaklęcia zaliczane do czarnej magii, tak potworne, że strach opisywać je słowami, nigdy
się jednak nimi nie posługiwał, bo to dobry człowiek. Ale teraz kielich goryczy się przepełnił.
Wiele zła może wam uczynić, uwierzcie mi. Choć nie może wyrządzić krzywdy fizycznej,
pożałujecie, żeście się w ogóle urodzili! Trzymajcie się więc od niego z daleka!
- Nie będziesz nam rozkazywał - odparł kasztelan lodowatym głosem. - To mój
zamek.
- I każdy kamień w jego ścianach się tego wstydzi - odrzekł z przekonaniem
Nauczyciel. - A ponadto jeśli chłopiec, Dolg, dowie się, co uczyniliście jego matce, posiada
siłę, by was zniszczyć, dobrze o tym wiecie. Nie tylko dlatego, że nosi znak Słońca po stokroć
potężniejszy od waszego, lecz stoją za nim moce, wobec których powinniście żywić
najgłębszy szacunek. Spójrzcie tylko na piękne panie, Powietrze i Wodę! To one przywołały
iluzję mrocznej mgły i dławiącej fali. Spójrzcie na Zwierzę, symbol cierpienia, jakie przez
tysiące lat ludzie zadawali zwierzętom! Spójrzcie na Ducha Zgasłych Nadziei, pokazującego,
w jaki sposób ludzie postąpili z powierzonymi im darami! Na Nidhogga, dowód na to, jak
ludzie zniszczyli fundament, na którym żyjemy, i co się z nim stanie jeszcze pózniej.
95
Wyczuwacie otaczającą nas Pustkę? To także symbol. Wszyscy oni, i my, dwa upiory z
zamierzchłych czasów, stoimy za tym chłopcem, nadzieją nie tylko naszą, lecz całego świata.
Lorenzo i kasztelan usiłowali okazać pogardę, lecz była to tylko żałosna parodia
pewności siebie.
Nauczyciel ciągnął nieubłaganie:
- A jeśli pies Nero zobaczy swą ukochaną panią, podczas gdy wciąż będziecie w
pobliżu, na komendę swego młodego pana zerwie wam znaki Słońca z szyi, a potem
rozszarpie was na strzępy. I wierzcie mi, jeśli tylko zajdzie taka potrzeba, Zwierzę bez
wahania pospieszy mu z pomocą. Bo czy kiedykolwiek okazaliście łaskawość zwierzęciu?
Z twarzy obu braci dało się wyczytać, że usiłują przypomnieć sobie moment, kiedy
okazali jakiemuś zwierzęciu życzliwość. Na próżno. Pamiętali jedynie własne myśli:
Zwierzę, cóż to takiego? Nie ma duszy, nie pójdzie do nieba .
Dumni rycerze mieli nigdy nie zapomnieć zgęstniałej nagle atmosfery w wysokim
hallu. Targało nimi upokorzenie, lecz wobec przygniatającej przewagi nie mieli nic do
powiedzenia. Najgorsze, że o tej przewadze decydował przede wszystkim stojący w drzwiach
mały chłopiec, i to nie tylko za sprawą znaku Słońca i szafiru, lecz także siebie samego!
Lorenzo i kasztelan bez słowa pozwolili zapędzić się wraz z innymi do sali
rycerskiej...
W lochu podjęto ostrożne próby podniesienia Tiril. Nie było czasu na sporządzenie
noszy, wszyscy pragnęli wydostać się stąd jak najprędzej.
Tiril wreszcie zrozumiała, że to żywy Móri i równie żywy Erling są przy niej, i
zapłakała z ulgą, lecz płacz sprawił jej niewypowiedziany ból. Próbowała go stłumić, co
okazało się jeszcze bardziej bolesne.
- Nie zbliżajcie się do mnie zanadto - poprosiła. - Roi się na mnie od robactwa.
- Gdybyśmy nie mieli większych zmartwień - odparł Móri z czułością - bardzo byśmy
się radowali. Niestety, jest inaczej. Ach, Boże, chyba już nigdy nie będę mógł się śmiać po
tym, jak zobaczyłem takie barbarzyństwo!
Ułożyli wreszcie Tiril w jego ramionach tak, by nie odczuwała bólu, kiedy Móri
będzie stawiać kroki. Tiril nie miała żadnych rzeczy do zabrania, mogli więc bezzwłocznie
opuścić loch. Gdy dotarli już prawie do samych schodów, Tiril poprosiła, by się zatrzymali.
Przystanęli zdumieni.
- Niewygodnie ci? - spytał Móri.
- Nie, nie. Ale jest jeszcze jeden. Nie możemy go tak zostawić.
96
- Jeszcze jeden więzień?
- Tak. Jego cela musi się znajdować...
Próbowała wskazać, ale swobodne ramię było wykręcone ze stawu.
I bez tego jednak ją zrozumieli.
- %7łołnierze! - poprosił Móri. - Uwolnijcie drugiego więznia. Tiril, czy jest ich więcej?
- Nie, teraz nie.
Zgrzytnął klucz i kapitan otworzył sąsiednią celę.
- Kto to jest? - chciał wiedzieć Móri.
Tiril bala się odpowiedzieć wprost, postanowiła, że dopóki są na zamku, niczego nie
zdradzi.
- Siedzi tu jakieś dwanaście, może piętnaście lat - wyjaśniła.
- Ach, mój Boże - przeraziła się Theresa.
- On się boi wyjść! - krzyknął jeden z żołnierzy. - Myśli, że jesteśmy wrogami.
- Wyjaśnijcie mu po niemiecku, że ja także jestem wolna - odkrzyknęła Tiril z
wysiłkiem, sepleniąc przez opuchnięte od uderzeń wargi.
Po długiej chwili z lochu wyczołgała się żałosna istota. Mężczyzna nie miał na sobie
ubrania, był kompletnie nagi, ale jeden z żołnierzy natychmiast okrył go wojskowym
płaszczem. Siwe włosy i broda rosły nie strzyżone, nie mogli przez nie dostrzec rysów
twarzy, całą skórę pokrywały strupy.
- Chodz - powiedział Erling, pod surowością kryjąc współczucie. - Mamy mało czasu. [ Pobierz całość w formacie PDF ]