[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zatrzęsienie. Ciekaw, co sprowadza
barcelończyków, a przy okazji nas, w mury
toalety męskiej tego wątpliwej jakości zakładu
kosmetycznego, posłusznie przekroczyłem
próg drzwi sygnowanych sylwetką mężczyzny
w ślad za moim przewodnikiem. Zmuszony
byłem zaprotestować dopiero, kiedy zaczął iść
w kierunku zdradzającym zamiar wejścia do
tej samej kabiny co ja.
 Nie bój żaby.  Wepchnął mnie do
najobskurniej wyglÄ…dajÄ…cej ubikacji, skutkiem
czego znalazłem się oko w oko z drewnianym,
zasikanym sedesem.  Tu jest wejście do
siedziby szefa. Wspominałem przecież, że
stowarzyszenie jest ściśle tajne.
To rzekłszy, dołączył do mnie
i przeprowadził seans rozmaitych zabiegów na
spłuczce, będących specyficznymi, z uwagi na
warunki, odpowiednikami kodów wejściowych.
Gdy po raz ostatni przetoczył spłuczkę z lewej
strony na prawą, ściana wraz z powierzchnią,
na której staliśmy, obróciła się o sto
osiemdziesiąt stopni. Zrozumiałem wówczas,
dlaczego nazywali mojego towarzysza
Charonem. Wprowadził mnie bowiem do
świata diametralnie odmiennego od tego,
w którym się przed chwilą znajdowaliśmy;
świata, gdzie zamykające prostokątne
pomieszczenie perystazy zwieńczone łukami
arkadowymi podpierał położony wiele metrów
nad mozaikową posadzką sufit; świata, gdzie
karłowate drzewa rozsadzone były dokoła na
wzór gaju oliwnego; świata, gdzie ustawione
w rzędzie popiersia starożytnych mędrców
przyglądały się badawczo obserwatorowi,
przyprawiając go o wrażenie (mącone jedynie
obecnością drewnianego sedesu, który na
waleta przebył z nami tę przeprawę), że oto
znalazł się on w krainie nad Morzem Egejskim
dwa i pół tysiąca lat wcześniej. Zachwycony
powlokłem się za Charonem w kierunku
łukowych drzwi, w które ten stuknął
trzykrotnie, uprzedzając mnie, że człowiek,
który zaraz nam otworzy, to znaczy szef, jest
chorobliwie uzależniony od czosnku.
Wnętrze ciasnego, już wcale nie
starogreckiego, i przy okazji śmierdzącego do
niemożliwości czosnkiem pokoiku obnażył
przed nami tonÄ…cy w morzu papierzysk,
zasuszony staruszek wyglądający jak Zwięty
Mikołaj po zaostrzonej diecie. A więc to tak
wyglądają i pachną szefowie ściśle tajnych
stowarzyszeń filantropijnych, pomyślałem,
łykając z przestrachem ślinę.
 Zdziwiony, co mogą skrywać
barcelońskie toalety, hę?  Rzucił mi
uśmieszek psychopaty, a ja postarałem się nie
krzywić na zapach czosnku wydzielany przez
całe jego ciało.  Od dziś twoją własnością
będzie jedno z naszych mieszkań (przytulna
klitka przy Carrer de Lancaster z pełnym
wyposażeniem), a twoją sąsiadką zza ściany
bÄ™dzie przeurocza señora Paulina, która
odpowiednio ugłaskana przygotuje ci owsiankę
z otrębami o każdej porze dnia. Dodatkowo,
jako że mam wyjątkowo dobre stosunki
z możnowładnymi tego świata, przysługuje ci
od teraz prawo wyboru zgodnej z twoimi
najśmielszymi marzeniami pracy. Oczywiście
nie musisz śpieszyć się z decyzją&
Nie zamierzałem jednak zwlekać,
szczególnie, że odpowiedz na to pytanie
miałem gotową już od godziny:
 Chciałbym być portierem w Gran Teatre
del Liceu  wypaliłem.
Diogenesowi wyraznie przypadły do gustu
moje słowa.
 Cóż za traf, cóż za traf!  wykrzyknął
radośnie, chapiąc ukradkiem cebulkę czosnku.
 Akurat jeden z tamtejszych portierów został
zwolniony z pracy po ostatnim pożarze i pilnie
poszukują kogoś na to stanowisko! Dołożę
wszelkich starań, byś mógł rozpocząć pracę
już 28 stycznia, w momencie ponownego
otwarcia teatru. Tymczasem przekazujÄ™ ci&
tu& pieniądze na życie i& o& klucz do
mieszkania& pamiętaj: Carrer de Lancaster.
I podpisz mi jeszcze, proszÄ™, taki& tutaj&
papierek&
Filantrop niezgrabnym ruchem wyłowił
pierwszą lepszą karteluchę ze sterty, która
wypełniała całe pomieszczenie, napisał na niej
pośpiesznie kilka zdań, a następnie przekazał
mi ją, prosząc o złożenie parafki. Nim jednak
zdążyłem sobie przypomnieć, co to jest
parafka, moją uwagę przykuł napisany przez
niego tekst. Znałem już doskonale ten
wspaniały, strzelisty, jak gdyby przekalkowany
z listu romantycznego poety do oddalonej
o setki mil ukochanej, charakter pisma. W sali
dwunastej była nim wypisana informacja
przyklejona do doniczki kwiatka, który Mistrz
przywiózł z Hiszpanii:  Callistemon
genofluvialis. Proszę nie podlewać  kwiatem
opiekuje siÄ™ H. Hechicero . Tym samym
stylem pisma wypisywane były moje programy
egzaminacyjne, opinie dotyczące wykonań
poszczególnych utworów, oraz karteczki:  H.
Hechicero od 20 X do 27 X nieobecny
z powodu choroby . Nie wiedzieć czemu, ten
mikrusowaty starzec posługiwał się
charakterem pisma mojego profesora!
Błyskawicznie przypomniały mi się słowa
właściciela Churrerii:  [& ] podają, że
grafolodzy, którzy przebadali treść tej
karteczki obracającej próbę od jedenastej
w żart, tej niby to zawieszonej przez
dyrygenta, stwierdzili, że nie tylko nie została
ona napisana przez Pentagramę, lecz także
styl pisma wskazuje, że jej autorem był
właśnie wiolonczelista Hector Hechicero.
A przecież po co ten Hechicero miałby maczać
palce w zamachu na swoje życie? [& ] i w mig
dotarło do mnie, że podpisywałem właśnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rafalstec.xlx.pl