[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dwóch pozbawionych sumienia typów i pospiesznie opuścili Sankt Gallen, by
udać się w pościg za Tiril, Mórim i Erlingiem.
Trójka podróżnych rzucała się w oczy, więc ścigający mieli stosunkowo łatwe
zadanie, przynajmniej z początku. Kobieta wysokiego rodu, podróżująca konno
z dwoma mężczyznami, to niezbyt częsty widok. Zresztą jeden z mężczyzn też do
pospolitych nie należał, taki ciemny, z przenikliwym spojrzeniem czarnych oczu.
O drugim z mężczyzn pytani ludzie mówili, że bardzo przystojny, o pięknych
rysach i władczy w obejściu.
Nie, czterech brodatych opryszków nie miało najmniejszych problemów z po-
dążaniem ich śladem.
W Zurychu jednak zaczęły się kłopoty. Tyle tam było gospód i zajazdów, ty-
le dróg wychodziło z miasta w różnych kierunkach. Poza tym kardynał bąknął
coś, że troje podróżnych miało się jakoby udać do wielkiego zamku Der Graben
na północny wschód od Zurychu, w kantonie Sankt Gallen. Tak wiec ścigający
zmitrężyli cały dzień w poszukiwaniu właściwej drogi.
W końcu trzeba było wracać do Zurychu i jeszcze raz próbować odnalezć
właściwy trop. Tamci bowiem skierowali się na północny zachód.
Co tam jest takiego, do licha? pytał swoich kamratów przywódca pości-
gu, który wcale nie był od swoich ludzi inteligentniejszy.
Pojęcia nie mam odpowiedział jeden z koleżków i wzruszył ramionami.
Nigdy tam nie byłem.
Ani ja dodał inny.
Nie wiem zastanawiał się trzeci. Ale czy to nie jest droga na Bazyle-
ję?
Co, do cholery, oni mieliby do roboty w Bazylei? warknął szef. Kar-
dynał musi nam dobrze zapłacić za to błąkanie się po górach wśród głupkowatych
chłopów. Mimo wszystko zmierzali dalej w kierunku Bazylei. Kłócili się często
i rozjeżdżali wściekli każdy w swoją stronę, wkrótce jednak znowu się zbiera-
li, czujnie obserwując nawzajem każdy swój ruch. Byli pospolitymi przestępca-
141
mi, których kardynał zdołał wyciągnąć z więzienia, bo oddawali mu nie zawsze
szlachetne przysługi, na przykład pomagali nieprzyjaciołom kardynała zniknąć
dyskretnie, ale skutecznie.
Nie przepadali za sobą nawzajem.
Tym razem otrzymali paskudne zadanie, które wymagało wielkiej lojalności
wobec kardynała. Stary lis był bardzo przebiegły, dobrze wiedział, że muszą mu
być posłuszni, płacił im, ale dodatkowo nie szczędził pogróżek, że może ich z po-
wrotem wpakować za kratki. Oni zaś nie wątpili, że kardynał ma dość władzy, by
to zrobić, gdyby próbowali go okpić.
Ale ten pościg wymagał od nich więcej, niż byli w stanie znieść.
Tymczasem jednak udało im się znalezć niedużą wioskę, w której Tiril ze
swoimi towarzyszami dopiero co była.
Prześladowcy dowiedzieli się, że troje podróżnych wyruszyło do Zachodniego
Habsburga.
Spoglądali po sobie. Habsburg? Piekło, szatani, to przecież gdzieś koło Wied-
nia!
Nie, nie, tam to jest Hofburg. Rodzinne strony Habsburgów znajdują się tutaj.
Ach, tak! W takim razie sprawa jest jasna. Kobieta, którą ścigają, ma jakoby
pochodzić z Habsburgów, z rodziny cesarskiej, nie wiedzieli, jakie dokładnie jest
to pokrewieństwo, lecz wszystko zdawało się świadczyć, iż zaczynają jej naresz-
cie deptać po piętach.
W zamku Habichtsburg powiedziano im choć najpierw musieli zapewnić,
iż są wysłannikami kardynała że troje znamienitych gości opuściło okolicę tego
samego ranka. Jeśli więc posłańcy kardynała się pospieszą, mogą ich dogonić
jeszcze przed wieczorem. Tak, ale dokąd się udali? Och, zamierzali przejść na
drugą stronę doliny i wspiąć się na wzgórza, gdzie znajdują się ruiny twierdzy
o nazwie Graben.
Więcej informacji prześladowcy nie potrzebowali. Okazuje się więc, że istnie-
je zamek Der Graben oraz ruiny zamku Graben.
To bardzo cenne wiadomości, które będzie można przekazać kardynałowi.
Wszyscy czterej gotowi byli się założyć, że stary kozioł pojęcia nie ma o istnieniu
ruin twierdzy Graben! [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
dwóch pozbawionych sumienia typów i pospiesznie opuścili Sankt Gallen, by
udać się w pościg za Tiril, Mórim i Erlingiem.
Trójka podróżnych rzucała się w oczy, więc ścigający mieli stosunkowo łatwe
zadanie, przynajmniej z początku. Kobieta wysokiego rodu, podróżująca konno
z dwoma mężczyznami, to niezbyt częsty widok. Zresztą jeden z mężczyzn też do
pospolitych nie należał, taki ciemny, z przenikliwym spojrzeniem czarnych oczu.
O drugim z mężczyzn pytani ludzie mówili, że bardzo przystojny, o pięknych
rysach i władczy w obejściu.
Nie, czterech brodatych opryszków nie miało najmniejszych problemów z po-
dążaniem ich śladem.
W Zurychu jednak zaczęły się kłopoty. Tyle tam było gospód i zajazdów, ty-
le dróg wychodziło z miasta w różnych kierunkach. Poza tym kardynał bąknął
coś, że troje podróżnych miało się jakoby udać do wielkiego zamku Der Graben
na północny wschód od Zurychu, w kantonie Sankt Gallen. Tak wiec ścigający
zmitrężyli cały dzień w poszukiwaniu właściwej drogi.
W końcu trzeba było wracać do Zurychu i jeszcze raz próbować odnalezć
właściwy trop. Tamci bowiem skierowali się na północny zachód.
Co tam jest takiego, do licha? pytał swoich kamratów przywódca pości-
gu, który wcale nie był od swoich ludzi inteligentniejszy.
Pojęcia nie mam odpowiedział jeden z koleżków i wzruszył ramionami.
Nigdy tam nie byłem.
Ani ja dodał inny.
Nie wiem zastanawiał się trzeci. Ale czy to nie jest droga na Bazyle-
ję?
Co, do cholery, oni mieliby do roboty w Bazylei? warknął szef. Kar-
dynał musi nam dobrze zapłacić za to błąkanie się po górach wśród głupkowatych
chłopów. Mimo wszystko zmierzali dalej w kierunku Bazylei. Kłócili się często
i rozjeżdżali wściekli każdy w swoją stronę, wkrótce jednak znowu się zbiera-
li, czujnie obserwując nawzajem każdy swój ruch. Byli pospolitymi przestępca-
141
mi, których kardynał zdołał wyciągnąć z więzienia, bo oddawali mu nie zawsze
szlachetne przysługi, na przykład pomagali nieprzyjaciołom kardynała zniknąć
dyskretnie, ale skutecznie.
Nie przepadali za sobą nawzajem.
Tym razem otrzymali paskudne zadanie, które wymagało wielkiej lojalności
wobec kardynała. Stary lis był bardzo przebiegły, dobrze wiedział, że muszą mu
być posłuszni, płacił im, ale dodatkowo nie szczędził pogróżek, że może ich z po-
wrotem wpakować za kratki. Oni zaś nie wątpili, że kardynał ma dość władzy, by
to zrobić, gdyby próbowali go okpić.
Ale ten pościg wymagał od nich więcej, niż byli w stanie znieść.
Tymczasem jednak udało im się znalezć niedużą wioskę, w której Tiril ze
swoimi towarzyszami dopiero co była.
Prześladowcy dowiedzieli się, że troje podróżnych wyruszyło do Zachodniego
Habsburga.
Spoglądali po sobie. Habsburg? Piekło, szatani, to przecież gdzieś koło Wied-
nia!
Nie, nie, tam to jest Hofburg. Rodzinne strony Habsburgów znajdują się tutaj.
Ach, tak! W takim razie sprawa jest jasna. Kobieta, którą ścigają, ma jakoby
pochodzić z Habsburgów, z rodziny cesarskiej, nie wiedzieli, jakie dokładnie jest
to pokrewieństwo, lecz wszystko zdawało się świadczyć, iż zaczynają jej naresz-
cie deptać po piętach.
W zamku Habichtsburg powiedziano im choć najpierw musieli zapewnić,
iż są wysłannikami kardynała że troje znamienitych gości opuściło okolicę tego
samego ranka. Jeśli więc posłańcy kardynała się pospieszą, mogą ich dogonić
jeszcze przed wieczorem. Tak, ale dokąd się udali? Och, zamierzali przejść na
drugą stronę doliny i wspiąć się na wzgórza, gdzie znajdują się ruiny twierdzy
o nazwie Graben.
Więcej informacji prześladowcy nie potrzebowali. Okazuje się więc, że istnie-
je zamek Der Graben oraz ruiny zamku Graben.
To bardzo cenne wiadomości, które będzie można przekazać kardynałowi.
Wszyscy czterej gotowi byli się założyć, że stary kozioł pojęcia nie ma o istnieniu
ruin twierdzy Graben! [ Pobierz całość w formacie PDF ]