[ Pobierz całość w formacie PDF ]
małżeństwa.
R
L
T
ROZDZIAA DZIEWITY
Pietro stał zamyślony przy oknie, z rękami w kieszeniach. Podczas gdy Marina
ubierała się w łazience, on zdążył zrobić nieco porządku w sypialni. Przykrył łóżko na-
rzutą i ułożył poduszki, które w nocy spadły na podłogę.
Był wściekły na siebie, że dał się ponieść emocjom. Już nigdy więcej nie będzie się
upokarzał, nie będzie prosił i skomlał jak pies, żeby go nie odpychała od siebie. Dosyć
tego. Od tej pory zamierzał działać racjonalnie i świadomie, tak jak to robił w interesach
i co dawało wymierne efekty w postaci spektakularnych sukcesów. Porażki były mu zu-
pełnie obce. Istniały jedynie przeszkody, które prędzej czy pózniej pokonywał. Tak po-
winno być i tym razem. Dostanie to, czego chce, a skoro nie skutkują prośby, użyje pod-
stępu. Zmusi ją, by dostosowała się do jego woli.
- Chciałeś porozmawiać - usłyszał za plecami głos żony. - Chodzmy do salonu.
Wydawało jej się, że lepiej opuścić sypialnię, miejsce, które przypominało o błę-
dzie, jaki popełniła poprzedniej nocy, ale szybko pożałowała tej decyzji. W jasnym, po-
zbawionym zasłoniętych żaluzji pokoju, Pietro wydał jej się jeszcze wyższy, bardziej
męski i dominujący.
- Napijesz się czegoś? - spytał, starając się, by pytanie brzmiało neutralnie, bez
żadnych emocji czy ukrytych intencji, ot, zwykła uprzejmość.
- Nie, dziękuję - odparła automatycznie. - Chociaż może jednak napiłabym się wo-
dy. Zaschło mi w gardle.
Z wisielczym humorem pomyślała, że aby uspokoić wewnętrzny dygot, potrzebo-
wałaby całego jeziora. Chciała przerwać ciszę, powiedzieć cokolwiek, żeby tylko
zmniejszyć napięcie między nimi, sprowadzić rozmowę na właściwe tory i wtedy błysnął
szmaragd pierścionka, zupełnie jakby próbował dać jej wskazówkę.
- Wczoraj powiedziałeś, że jest coś, co powinnam ci zwrócić. Nie chodziło ci o
pierścionek ani obrączkę, w takim razie, o co?
- O moje nazwisko - stwierdził krótko, podając szklankę wody.
R
L
T
Marina uznała w myślach, że nie powinna być zaskoczona, ale mimo to nie spo-
dziewała się, że to może być takie istotne dla Pietra. Upiła łyk i odstawiła szklankę na
stolik, kręcąc się niespokojnie na fotelu, jakby coś ją uwierało.
- Twoje nazwisko... To był jeden z warunków, które przedstawił mi Matteo. No
cóż, nie widzę problemu. Byłam szczęśliwsza jako Marina Emerson niż jako Marina D'I-
nzeo. - Kolejne kłamstwo, kolejna próba ukrycia prawdziwych uczuć. - Naczytałam się w
dzieciństwie za dużo bajek o księżniczkach, książętach i szczęśliwych zakończeniach, ale
teraz nie mam już żadnych złudzeń. Dobrze więc, po rozwodzie wrócę do panieńskiego
nazwiska.
- Nie o to mi chodzi. Chcę odzyskać dobre imię mojej rodziny.
- Nie rozumiem...
Pietro sięgnął po szklankę z sokiem i usiadł obok niej na sofie. Marina natychmiast
pożałowała, że nie wybrał fotela czy krzesła. Jego bliskość wprawiała ją w popłoch.
- Rodzina D'Inzeo jest starym, arystokratycznym rodem aż od czasów średniowie-
cza. To my dzierżymy władzę na Sycylii.
- Przecież wiem o tym, naprawdę nie musisz mi robić wykładu z historii rodu D'I-
nzeo - stwierdziła zniecierpliwiona.
Bardzo szybko zrozumiała, z kim ma do czynienia. Gdy tylko przekroczyła próg
wiekowej rezydencji wybudowanej w gotyckim stylu, ale ze wszelkimi udogodnieniami
współczesności. To od lat był dom rodzinny Pietra i przez krótki czas także jej.
Pamiętała motto nad olbrzymim kominkiem w głównym holu:
Nie oddam tego, co należy do mnie".
Już wtedy uderzył ją ten pełen arogancji i pychy napis, choć jeszcze nie zdawała
sobie sprawy, że są to cechy typowe dla członków rodziny D'Inzeo.
- Poznałaś moją matkę i wiesz, że jest dość staroświecka - kontynuował Pietro. - Po
prostu dba o dobro rodziny i zależy jej, by nasze nazwisko nie widniało w plotkarskich
rubrykach, dlatego jest bardzo przeciwna naszemu rozstaniu. Rozwód nie jest powodem
do dumy.
- Ale powiedziałeś... Twierdziłeś, że matka szuka już dla ciebie żony. Przecież
mieliśmy podpisać dokumenty rozwodowe.
R
L
T
- Rzeczywiście, pierwotnie taki był plan, ale sama przyznasz, że wszystko się
zmieniło.
Skierował wzrok w stronę sypialni, jednoznacznie sugerując, co spowodowało owe
zmiany.
- To, co się stało... To nie miało żadnego znaczenia. Naprawdę.
- Mogę cię zapewnić, że to miało znaczenie - zwrócił się do niej całym ciałem i po-
chylił nieznacznie w jej stronę. - Próbujesz zaprzeczać, bagatelizować sprawę, ale to na
nic. Dawno czegoś takiego nie czułem i ty też. Nie zamierzam z tego zrezygnować.
Marina poderwała się z sofy, po prostu nie mogła już dłużej znieść napięcia.
- Ale będziesz musiał. Nie masz innego wyboru.
- Przeciwnie. Wiesz, jak na siebie działamy. Zapomniałaś już, co się stało wczoraj
w nocy?
- Tak, tak, wiem, że zawsze nas do siebie ciągnęło, słyszałam to już, ale to za mało,
by na tej podstawie budować związek - odparła rozdrażniona, wyrzucając sobie, że nie
podpisała dokumentów rozwodowych, gdy miała szansę.
- To wystarczająco dużo, by zacząć - skwitował. - Czy nie od tego zaczęliśmy
przed laty?
Wydawało się, że kpi, ale jego oczy patrzyły poważnie.
- Czy ja dobrze zrozumiałam? Chcesz, aby nasze małżeństwo trwało dalej? Oparte
wyłącznie na seksie? - Pokręciła głową z niedowierzaniem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
małżeństwa.
R
L
T
ROZDZIAA DZIEWITY
Pietro stał zamyślony przy oknie, z rękami w kieszeniach. Podczas gdy Marina
ubierała się w łazience, on zdążył zrobić nieco porządku w sypialni. Przykrył łóżko na-
rzutą i ułożył poduszki, które w nocy spadły na podłogę.
Był wściekły na siebie, że dał się ponieść emocjom. Już nigdy więcej nie będzie się
upokarzał, nie będzie prosił i skomlał jak pies, żeby go nie odpychała od siebie. Dosyć
tego. Od tej pory zamierzał działać racjonalnie i świadomie, tak jak to robił w interesach
i co dawało wymierne efekty w postaci spektakularnych sukcesów. Porażki były mu zu-
pełnie obce. Istniały jedynie przeszkody, które prędzej czy pózniej pokonywał. Tak po-
winno być i tym razem. Dostanie to, czego chce, a skoro nie skutkują prośby, użyje pod-
stępu. Zmusi ją, by dostosowała się do jego woli.
- Chciałeś porozmawiać - usłyszał za plecami głos żony. - Chodzmy do salonu.
Wydawało jej się, że lepiej opuścić sypialnię, miejsce, które przypominało o błę-
dzie, jaki popełniła poprzedniej nocy, ale szybko pożałowała tej decyzji. W jasnym, po-
zbawionym zasłoniętych żaluzji pokoju, Pietro wydał jej się jeszcze wyższy, bardziej
męski i dominujący.
- Napijesz się czegoś? - spytał, starając się, by pytanie brzmiało neutralnie, bez
żadnych emocji czy ukrytych intencji, ot, zwykła uprzejmość.
- Nie, dziękuję - odparła automatycznie. - Chociaż może jednak napiłabym się wo-
dy. Zaschło mi w gardle.
Z wisielczym humorem pomyślała, że aby uspokoić wewnętrzny dygot, potrzebo-
wałaby całego jeziora. Chciała przerwać ciszę, powiedzieć cokolwiek, żeby tylko
zmniejszyć napięcie między nimi, sprowadzić rozmowę na właściwe tory i wtedy błysnął
szmaragd pierścionka, zupełnie jakby próbował dać jej wskazówkę.
- Wczoraj powiedziałeś, że jest coś, co powinnam ci zwrócić. Nie chodziło ci o
pierścionek ani obrączkę, w takim razie, o co?
- O moje nazwisko - stwierdził krótko, podając szklankę wody.
R
L
T
Marina uznała w myślach, że nie powinna być zaskoczona, ale mimo to nie spo-
dziewała się, że to może być takie istotne dla Pietra. Upiła łyk i odstawiła szklankę na
stolik, kręcąc się niespokojnie na fotelu, jakby coś ją uwierało.
- Twoje nazwisko... To był jeden z warunków, które przedstawił mi Matteo. No
cóż, nie widzę problemu. Byłam szczęśliwsza jako Marina Emerson niż jako Marina D'I-
nzeo. - Kolejne kłamstwo, kolejna próba ukrycia prawdziwych uczuć. - Naczytałam się w
dzieciństwie za dużo bajek o księżniczkach, książętach i szczęśliwych zakończeniach, ale
teraz nie mam już żadnych złudzeń. Dobrze więc, po rozwodzie wrócę do panieńskiego
nazwiska.
- Nie o to mi chodzi. Chcę odzyskać dobre imię mojej rodziny.
- Nie rozumiem...
Pietro sięgnął po szklankę z sokiem i usiadł obok niej na sofie. Marina natychmiast
pożałowała, że nie wybrał fotela czy krzesła. Jego bliskość wprawiała ją w popłoch.
- Rodzina D'Inzeo jest starym, arystokratycznym rodem aż od czasów średniowie-
cza. To my dzierżymy władzę na Sycylii.
- Przecież wiem o tym, naprawdę nie musisz mi robić wykładu z historii rodu D'I-
nzeo - stwierdziła zniecierpliwiona.
Bardzo szybko zrozumiała, z kim ma do czynienia. Gdy tylko przekroczyła próg
wiekowej rezydencji wybudowanej w gotyckim stylu, ale ze wszelkimi udogodnieniami
współczesności. To od lat był dom rodzinny Pietra i przez krótki czas także jej.
Pamiętała motto nad olbrzymim kominkiem w głównym holu:
Nie oddam tego, co należy do mnie".
Już wtedy uderzył ją ten pełen arogancji i pychy napis, choć jeszcze nie zdawała
sobie sprawy, że są to cechy typowe dla członków rodziny D'Inzeo.
- Poznałaś moją matkę i wiesz, że jest dość staroświecka - kontynuował Pietro. - Po
prostu dba o dobro rodziny i zależy jej, by nasze nazwisko nie widniało w plotkarskich
rubrykach, dlatego jest bardzo przeciwna naszemu rozstaniu. Rozwód nie jest powodem
do dumy.
- Ale powiedziałeś... Twierdziłeś, że matka szuka już dla ciebie żony. Przecież
mieliśmy podpisać dokumenty rozwodowe.
R
L
T
- Rzeczywiście, pierwotnie taki był plan, ale sama przyznasz, że wszystko się
zmieniło.
Skierował wzrok w stronę sypialni, jednoznacznie sugerując, co spowodowało owe
zmiany.
- To, co się stało... To nie miało żadnego znaczenia. Naprawdę.
- Mogę cię zapewnić, że to miało znaczenie - zwrócił się do niej całym ciałem i po-
chylił nieznacznie w jej stronę. - Próbujesz zaprzeczać, bagatelizować sprawę, ale to na
nic. Dawno czegoś takiego nie czułem i ty też. Nie zamierzam z tego zrezygnować.
Marina poderwała się z sofy, po prostu nie mogła już dłużej znieść napięcia.
- Ale będziesz musiał. Nie masz innego wyboru.
- Przeciwnie. Wiesz, jak na siebie działamy. Zapomniałaś już, co się stało wczoraj
w nocy?
- Tak, tak, wiem, że zawsze nas do siebie ciągnęło, słyszałam to już, ale to za mało,
by na tej podstawie budować związek - odparła rozdrażniona, wyrzucając sobie, że nie
podpisała dokumentów rozwodowych, gdy miała szansę.
- To wystarczająco dużo, by zacząć - skwitował. - Czy nie od tego zaczęliśmy
przed laty?
Wydawało się, że kpi, ale jego oczy patrzyły poważnie.
- Czy ja dobrze zrozumiałam? Chcesz, aby nasze małżeństwo trwało dalej? Oparte
wyłącznie na seksie? - Pokręciła głową z niedowierzaniem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]