[ Pobierz całość w formacie PDF ]
alnym pościgiem. Chodziło mu tylko, aby zdążyć na czas do majątku pani de Farneille, gdyż
tam oczekiwała Eugenię zaprzęgnięta kareta i dwie zaufane kobiety, które miały wywiezć ją
bezzwłocznie za granicę, w miejsce nieznane nawet Valmontowi, który ze swej strony miał
natychmiast zbiec do Holandii, a wrócić dopiero na ślub z Eugenią, kiedy pani de Farneille i
jej córka dadzą mu znać, że nic już nie stoi na przeszkodzie. Kapryśna Fortuna sprawiła jed-
nak, że rozsądnie pomyślany plan zawiódł z powodu potwornej zawziętości zbrodniarza,
przeciw któremu był wymierzony.
Powiadomiony o wszystkim Franval nie stracił ani chwili; pośpieszył natychmiast na stację
pocztową i zażądał informacji, w którą stronę wyprawiono pojazdy od godziny szóstej wie-
czorem poczynając. O siódmej wyjechał dyliżans do Lyonu, o ósmej pośpieszna karetka w
stronę Pikardii. Franval nie wahał się, dyliżans do Lyonu nie interesował go, natomiast karet-
ka pocztowa zmierzająca w stronę prowincji, gdzie leżały dobra pani de Farneille, była bez
wątpienia poszukiwanym śladem. Zażądał natychmiast ośmiu najlepszych koni do swego po-
wozu, kazał dać wierzchowce swoim ludziom, a zanim oporządzono pojazd zdążył jeszcze
kupić i nabić odpowiednie pistolety. W chwilę potem pędził jak szalony traktem, po którym
wiodła go miłość, desperacja i żądza zemsty.
Przy zmianie koni na stacji w Senlis dowiedział się, że karetka pocztowa ledwie co opu-
ściła miasto. Franval rozkazał wydusić z koni wszystkie siły. Niestety, zdołali dopędzić ucie-
kający pojazd. Z pistoletami w garściach ludzie Franvala zatrzymali pocztyliona wynajętego
przez pana de Valmont. Rozwścieczony Franval wdarł się do karety, a skoro rozpoznał swo-
jego przeciwnika, wystrzelił mu w głowę, zanim ów zdołał chwycić za broń.
Wyciągnął na pół żywą z przerażenia Eugenię, wskoczył wraz z nią do powozu, kazał za-
wrócić w stronę Paryża. Znalezli się w mieście przed godziną dziesiątą rano. Nie przejęty
bynajmniej wydarzeniem na trakcie, Franval indagował śpiesznie Eugenię. Czy zdrajca Val-
mont nie usiłował skorzystać z sytuacji? Czy jest mu nadal wierna, a występne ich związki
nie zostały naruszone? Panna de Franval uspokoiła ojca. Valmont opowiedział jej tylko o
swoich zamiarach, a pełen nadziei prędkiego jej poślubienia strzegł się przed sprofanowaniem
ołtarza, na którym chciał złożyć pierwszą w swym życiu czystą ofiarę. Franval odetchnął sły-
sząc przysięgę Eugenii. A jego żona... czy wiedziała o tych machinacjach. Przyłożyła się do
nich? Eugenia, która zdążyła wszystkiego się dowiedzieć, zapewniała, że porwanie jest wła-
ściwie dziełem jej matki, której nie szczędziła najgorszych epitetów; to fatalne spotkanie,
które wedle mniemania Franvala miało być wstępem do triumfu Valmonta, w rzeczywistości
stało się dlań okazją do najbezwstydniejszej zdrady.
Ach! gdyby miał nie jeden, a tysiąc żywotów! zawołał rozjuszony Franval. Wydzie-
rałbym mu jeden po drugim! Moja żona! Chciałem się z nią pojednać, a ona pierwsza mnie
oszukała! Ta istota uważana za tak łagodną, ten anioł cnoty! Ach podła zdrajczyni, zapłaci mi
za swą zbrodnię! Zemsta moja wymaga krwi, a jeśli trzeba będzie, wytoczę ją własnymi rę-
koma z jej żył! Uspokój się, Eugenio mówił Franval w uniesieniu tak! Uspokój się! Mu-
sisz teraz odpocząć.
Tymczasem pani de Farneille, która rozstawiła na trakcie swoich szpiegów, niedługo cze-
kała na wiadomość o nieszczęśliwym obrocie wypadków: dowiedziawszy się, że wnuczka jej
została odbita, a Valmont zginął, pośpieszyła natychmiast do Paryża. Rozwścieczona, zwołała
niezwłocznie rodzinną naradę. Zdawało się jej, że zabójstwo Valmonta oddaje Franvala w jej
ręce, że jego wpływy, których tak się obawiała, muszą teraz zgasnąć, że lada dzień uzyska
pełnię władzy nad swą córką i Eugenią. Doradzano jej wszelako, aby unikała skandalu; celem
60
niedopuszczenia do haniebnego procesu powinna wystarać się o dekret, który mógłby po ci-
chu załatwić sprawę jej zięcia.
Franval dowiedział się zaraz o tych radach i poczynaniach, które mogły z nich wyniknąć;
powiadomiono go również, że sprawa nabiera rozgłosu, a teściowa czeka tylko na jego wy-
razną klęskę, aby nareszcie zatriumfować. Pośpieszył więc do Wersalu, przeprowadził roz-
mowę z ministrem, zwierzył się mu z całej afery; w odpowiedzi poradzono mu, aby ukrył się
śpiesznie w swoich dobrach w Alzacji albo na szwajcarskim pograniczu.
Franval nie zapomniał jednak o zemście i zamiarze ukarania żony za niedawną zdradę;
chciał poza tym mieć nadal pod ręką osobę tak bliską sercu pani de Farneille, aby ta śmiertel-
na nieprzyjaciółka nie ważyła się, przynajmniej oficjalnie. podejmować żadnych przeciwko
niemu kroków. Postanowił wyjechać do Valmoru, majątku, o którym wspomniał minister,
tylko w towarzystwie żony i córki. Czy jednak pani de Franval zgodzi się na tę podróż? Czu-
jąc się winną zdrady, która spowodowała ostatnie nieszczęścia, czy nie będzie się bała tak
oddalić od Paryża? Czy odważy się oddać bez lęku w ręce rozgniewanego małżonka? Wąt-
pliwości te niepokoiły Franvala; aby wyjaśnić sytuację udał się do żony, która zresztą o
wszystkim już wiedziała.
Pani oświadczył jej z zimną krwią przez swoje nierozważne postępowanie wpędziłaś
mnie w otchłań nieszczęść. Potępiając bezwzględnie skutek, nie mogę jednak ganić twych
intencji. Rozumiem, że przyczyną tego postępowania była z pewnością miłość do córki i do [ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pl doc.pisz.pl pdf.pisz.pl rafalstec.xlx.pl
alnym pościgiem. Chodziło mu tylko, aby zdążyć na czas do majątku pani de Farneille, gdyż
tam oczekiwała Eugenię zaprzęgnięta kareta i dwie zaufane kobiety, które miały wywiezć ją
bezzwłocznie za granicę, w miejsce nieznane nawet Valmontowi, który ze swej strony miał
natychmiast zbiec do Holandii, a wrócić dopiero na ślub z Eugenią, kiedy pani de Farneille i
jej córka dadzą mu znać, że nic już nie stoi na przeszkodzie. Kapryśna Fortuna sprawiła jed-
nak, że rozsądnie pomyślany plan zawiódł z powodu potwornej zawziętości zbrodniarza,
przeciw któremu był wymierzony.
Powiadomiony o wszystkim Franval nie stracił ani chwili; pośpieszył natychmiast na stację
pocztową i zażądał informacji, w którą stronę wyprawiono pojazdy od godziny szóstej wie-
czorem poczynając. O siódmej wyjechał dyliżans do Lyonu, o ósmej pośpieszna karetka w
stronę Pikardii. Franval nie wahał się, dyliżans do Lyonu nie interesował go, natomiast karet-
ka pocztowa zmierzająca w stronę prowincji, gdzie leżały dobra pani de Farneille, była bez
wątpienia poszukiwanym śladem. Zażądał natychmiast ośmiu najlepszych koni do swego po-
wozu, kazał dać wierzchowce swoim ludziom, a zanim oporządzono pojazd zdążył jeszcze
kupić i nabić odpowiednie pistolety. W chwilę potem pędził jak szalony traktem, po którym
wiodła go miłość, desperacja i żądza zemsty.
Przy zmianie koni na stacji w Senlis dowiedział się, że karetka pocztowa ledwie co opu-
ściła miasto. Franval rozkazał wydusić z koni wszystkie siły. Niestety, zdołali dopędzić ucie-
kający pojazd. Z pistoletami w garściach ludzie Franvala zatrzymali pocztyliona wynajętego
przez pana de Valmont. Rozwścieczony Franval wdarł się do karety, a skoro rozpoznał swo-
jego przeciwnika, wystrzelił mu w głowę, zanim ów zdołał chwycić za broń.
Wyciągnął na pół żywą z przerażenia Eugenię, wskoczył wraz z nią do powozu, kazał za-
wrócić w stronę Paryża. Znalezli się w mieście przed godziną dziesiątą rano. Nie przejęty
bynajmniej wydarzeniem na trakcie, Franval indagował śpiesznie Eugenię. Czy zdrajca Val-
mont nie usiłował skorzystać z sytuacji? Czy jest mu nadal wierna, a występne ich związki
nie zostały naruszone? Panna de Franval uspokoiła ojca. Valmont opowiedział jej tylko o
swoich zamiarach, a pełen nadziei prędkiego jej poślubienia strzegł się przed sprofanowaniem
ołtarza, na którym chciał złożyć pierwszą w swym życiu czystą ofiarę. Franval odetchnął sły-
sząc przysięgę Eugenii. A jego żona... czy wiedziała o tych machinacjach. Przyłożyła się do
nich? Eugenia, która zdążyła wszystkiego się dowiedzieć, zapewniała, że porwanie jest wła-
ściwie dziełem jej matki, której nie szczędziła najgorszych epitetów; to fatalne spotkanie,
które wedle mniemania Franvala miało być wstępem do triumfu Valmonta, w rzeczywistości
stało się dlań okazją do najbezwstydniejszej zdrady.
Ach! gdyby miał nie jeden, a tysiąc żywotów! zawołał rozjuszony Franval. Wydzie-
rałbym mu jeden po drugim! Moja żona! Chciałem się z nią pojednać, a ona pierwsza mnie
oszukała! Ta istota uważana za tak łagodną, ten anioł cnoty! Ach podła zdrajczyni, zapłaci mi
za swą zbrodnię! Zemsta moja wymaga krwi, a jeśli trzeba będzie, wytoczę ją własnymi rę-
koma z jej żył! Uspokój się, Eugenio mówił Franval w uniesieniu tak! Uspokój się! Mu-
sisz teraz odpocząć.
Tymczasem pani de Farneille, która rozstawiła na trakcie swoich szpiegów, niedługo cze-
kała na wiadomość o nieszczęśliwym obrocie wypadków: dowiedziawszy się, że wnuczka jej
została odbita, a Valmont zginął, pośpieszyła natychmiast do Paryża. Rozwścieczona, zwołała
niezwłocznie rodzinną naradę. Zdawało się jej, że zabójstwo Valmonta oddaje Franvala w jej
ręce, że jego wpływy, których tak się obawiała, muszą teraz zgasnąć, że lada dzień uzyska
pełnię władzy nad swą córką i Eugenią. Doradzano jej wszelako, aby unikała skandalu; celem
60
niedopuszczenia do haniebnego procesu powinna wystarać się o dekret, który mógłby po ci-
chu załatwić sprawę jej zięcia.
Franval dowiedział się zaraz o tych radach i poczynaniach, które mogły z nich wyniknąć;
powiadomiono go również, że sprawa nabiera rozgłosu, a teściowa czeka tylko na jego wy-
razną klęskę, aby nareszcie zatriumfować. Pośpieszył więc do Wersalu, przeprowadził roz-
mowę z ministrem, zwierzył się mu z całej afery; w odpowiedzi poradzono mu, aby ukrył się
śpiesznie w swoich dobrach w Alzacji albo na szwajcarskim pograniczu.
Franval nie zapomniał jednak o zemście i zamiarze ukarania żony za niedawną zdradę;
chciał poza tym mieć nadal pod ręką osobę tak bliską sercu pani de Farneille, aby ta śmiertel-
na nieprzyjaciółka nie ważyła się, przynajmniej oficjalnie. podejmować żadnych przeciwko
niemu kroków. Postanowił wyjechać do Valmoru, majątku, o którym wspomniał minister,
tylko w towarzystwie żony i córki. Czy jednak pani de Franval zgodzi się na tę podróż? Czu-
jąc się winną zdrady, która spowodowała ostatnie nieszczęścia, czy nie będzie się bała tak
oddalić od Paryża? Czy odważy się oddać bez lęku w ręce rozgniewanego małżonka? Wąt-
pliwości te niepokoiły Franvala; aby wyjaśnić sytuację udał się do żony, która zresztą o
wszystkim już wiedziała.
Pani oświadczył jej z zimną krwią przez swoje nierozważne postępowanie wpędziłaś
mnie w otchłań nieszczęść. Potępiając bezwzględnie skutek, nie mogę jednak ganić twych
intencji. Rozumiem, że przyczyną tego postępowania była z pewnością miłość do córki i do [ Pobierz całość w formacie PDF ]