[ Pobierz całość w formacie PDF ]

działaś mu prawdy? - dodała surowo.
- Oczywiście, że nie - zapewniła ją gorliwie Kelly.
- Nie powinnaś. To mogłoby zrujnować nasz plan.
- Uwierz, Dee, nie jestem kompletnÄ… idiotkÄ… - poin­
formowała ją zirytowana Kelly.
- Kompletną, nie - zgodziła się sucho Dee. - Jednak
na tyle głupią, żeby jechać do Staffordshire z Broughem.
- Podobno jest bardzo atrakcyjnym mężczyzną - dodała
chytrze.
- Nie w mojej opinii - odparła szybko Kelly. - Za to
porcelana, którÄ… chce, bym skopiowaÅ‚a, jest bardzo orygi­
nalna, wręcz unikatowa. To wspaniała okazja dla mnie,
Dee. - W gÅ‚osie Kelly daÅ‚o siÄ™ wyczuć ogromny entu­
zjazm dla tego przedsięwzięcia. - Niemal jedyna w życiu
szansa pracowania nad czymÅ› innym i wyjÄ…tkowym. Przy
okazji, dzwoniła Beth - Kelly poinformowała Dee. - Ma
problemy ze swoim tłumaczem, ale na szczęście nawet
słowem nie wspomniała o Julianie.
- To dobre wieści - przyznała Dee.
- Naprawdę martwię się o Eve Frobisher - przyznała
Kelly.
- Skup się na naszej sprawie - poradziła Dee. - Niech
brat chroni interesy Eve Frobisher. Przy okazji, czy wspo­
mniał ci coś o Julianie?
90
- DaÅ‚ jasno do zrozumienia, że nie pochwala stosun­
ków, jakie nas łączą.
- Hm. Pozwól mu myÅ›leć, że to on zdoÅ‚aÅ‚ ciÄ™ przeko­
nać, że nie warto zadawać siÄ™ z Julianem. ByÅ‚oby to z ko­
rzyścią dla nas. Mężczyzni uwielbiają czuć, że przejmują
kontrolę, dają dobre rady biednej, bezbronnej niewieście.
To podbudowuje ich ego, a dobrze byłoby mieć Brougha
Frobishera po naszej stronie.
- Nie chcÄ™ zgrywać skrzywdzonej sierotki - zbunto­
wała się Kelly.
- Nie zaszkodzi spróbować - nalegaÅ‚a Dee. - Nie mu­
szę ci mówić, ile cennych informacji o finansach Juliana
mogłybyśmy przez Brougha zdobyć.
- Nie wiem i nie chcÄ™ wiedzieć - stwierdziÅ‚a stanow­
czo Kelly. - Udawanie, że Julian mi się podoba, to jedno,
a okłamywanie Brougha to zupełnie inna sprawa.
- Czyżby? Dlaczego? - zainteresowała się Dee.
- Ponieważ nie lubię kłamać - powiedziała ostro Kelly.
- Jedynym powodem, dla którego zgodziłam się oszukiwać
Juliana jest to, że skrzywdził Beth i nie chcę, żeby zrobił to
komuś jeszcze. Wmawianie Broughowi, że jestem bezbronną
istotką, która potrzebuje opieki i ochrony przed własnymi
uczuciami, która nie jest w stanie ponieść odpowiedzialności
za własne czyny, jest czymś tak obrzydliwym, że nie ma
mowy, żebym się na to zgodziła. Poza tym nie uwierzyłby
mi. Przejrzałby mnie na wylot.
- Poznał cię tak dobrze w ciągu paru godzin? - zakpiła
Dee. - ZadziwiajÄ…ce.
91
- Jest przekonany, że próbuję odbić jego siostrze
Juliana. I niech tak zostanie - powiedziała stanowczo
Kelly.
- Zgoda - mruknęła Dee, dodając: -- Muszę pogadać
z AnnÄ… o nawiÄ…zaniu kontaktu z Julianem w sprawie
ewentualnej pożyczki dla jego nowych interesów. Teraz,
kiedy Brough odmówił mu, tak rozpaczliwie potrzebuje
finansowego wsparcia, że nie będzie wnikał w motywy,
jakimi kieruje siÄ™ Anna. Brough nieÅ›wiadomie wyÅ›wiad­
czył nam ogromną przysługę.
- Byłby zachwycony, słysząc to - powiedziała cicho
Kelly.
- Przy okazji, Harry prosił, żeby ucałować cię od niego
- rzuciła żartobliwie Dee, a Kelly skrzywiła się lekko.
- Naprawdę? - zapytała, nie mogąc oprzeć się pokusie
powiedzenia cierpko: - Dziwne, na balu byÅ‚ znacznie bar­
dziej zainteresowany Eve. To dopiero byÅ‚aby dobrana pa­
ra. PasujÄ…, jakby byli stworzeni dla siebie.
- Eve kocha Juliana - stwierdziła Dee.
- Nie, kocha mężczyznÄ™, za jakiego go uważa - po­
prawiła ją Kelly. - Biedna dziewczyna, ten łajdak złamie
jej serce.
- Cóż, jeśli masz rację, Harry z rozkoszą pomoże je
skleić - stwierdziła przytomnie Dee. - Pamiętaj, Kelly,
musisz przekonać Juliana, że ci na nim zależy. Tym
sposobem, kiedy publicznie zerwiesz z nim, tak jak on
zerwał z Beth, nie będzie wiedział, z jakiego to się stało
powodu.
92
- Nie jestem pewna, czy zostawi dla mnie Eve -
ostrzegła Kelly. - Ona jest przekonana, że się z nią ożeni.
- Beth też była o tym przekonana i zobacz, jak się to
skończyło - zauważyła Dee. - Będzie wściekły, kiedy się
dowie, że wywiodÅ‚yÅ›my go w pole. - WÅ›ciekÅ‚y i potwor­
nie upokorzony - dodała pogodnie. - Nikt sobie na to
bardziej nie zasłużył.
- Ty naprawdę go nienawidzisz - stwierdziła Kelly.
- Tak, nienawidzÄ™ go - przyznaÅ‚a Dee i odÅ‚ożyÅ‚a sÅ‚u­
chawkę. Kelly wydawało się, że słyszała, jak dodała: ale
nie tak bardzo, jak nienawidzę siebie. Nie była tego pewna,
a było za pózno żeby zapytać o to Dee.
Zrodowy ranek nadszedł stanowczo za szybko. Kelly
obudziła się wcześnie - zbyt wcześnie, jak stwierdziła,
patrząc na wschodzące słońce.
Nadal nie było zbyt pózno, żeby odwołać wyjazd do
Staffordshire, ale jakiej wymówki mogła użyć?
Nie mogła powiedzieć Broughowi prawdy - że boi się
jechać z nim, boi siÄ™ tego, co może nieopatrznie powie­
dzieć, tego, czego on może się domyślić, wyczuć. Ale jeśli
nie pojedzie...
Julian zadzwoniÅ‚ do niej poprzedniego wieczoru. Nie­
chÄ™tnie zgodziÅ‚a siÄ™ umówić siÄ™ z nim w miejscowej wi­
niarni.
- Spotykasz się z kimś innym - przypomniała mu
chłodno przez telefon. - Ja też.
- Z Harrym - prychnÄ…Å‚. - Nie jest partnerem dla ko­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rafalstec.xlx.pl