[ Pobierz całość w formacie PDF ]

stało?
- Nie, nie, nic! - zaprzeczyła pospiesznie. - Wszystko jest w najlepszym
porządku, tylko ja... no, wiesz, miałam od samego rana sporo bieganiny, przez
to jutrzejsze przyjęcie. No i teraz na dodatek trochę boli mnie głowa.
Przy kolacji Seton zaczął opowiadać, że jeden z zaprzyjaznionych z nim
londyńskich prawników, Peter Brent, zaprasza ich całą rodziną na weekend do
swojego letniego domku w Walii.
- Wiesz, tam jest jezioro w pobliżu, można sobie niezle pożeglować! -
mówił z entuzjazmem. - Wybierzemy się?
Lucie, wpatrzona w stojący przed nią talerz z wciąż nie napoczętą
potrawą, milczała.
- Hej, hej, kochanie, obudz się! - zażartował Seton.
- Tak, tak? - ocknęła się.
- Nie śpij!
- Nie, nie, przecież nie śpię! Tak tylko trochę się zamyśliłam. ,
- Dało się zauważyć. A nad czym?
- Nno wiesz... - Lucie zaczęła się w zakłopotaniu trochę jąkać. - Myślałam
właśnie... no... o tym naszym jutrzejszym przyjęciu!
- Aż tak się tym przejmujesz?
- Jasne! Przecież nigdy nie przyjmowaliśmy tylu osób. I to jakich: same
miejscowe znakomitości!
- 60 -
S
R
- Pomyśl, co będzie, jak kiedyś zaprosimy na kolację premiera i na
dodatek paru ministrów! - rzucił ze śmiechem Seton.
- Nawet mi o tym nie mów! Wolę nie myśleć.
- A może ja sam kiedyś zostanę ministrem?
Lucie spojrzała mężowi prosto w oczy i stwierdziła z całkowitą powagą:
- Ty się nadajesz na ministra. Zasługujesz na takie stanowisko.
- Ale czy zasługuję na taką wspaniałą żonę jak ty? - Seton zrewanżował
się komplementem za komplement.
- Och, ja przecież mówię serio! - obruszyła się.
- Ja też!
Lucie zarumieniła się na te słowa męża i udając nagłe zainteresowanie
kolacją, w milczeniu pochyliła głowę nad talerzem.
Piątkowa noc była dla Lucie i Setona gorąca, jak zwykle po
kilkudniowym rozstaniu, ale sobota nie przyniosła im, niestety, normalnego
weekendowego odprężenia.
Lucie nie kryła przed mężem, że bardzo się denerwuje wieczornym
przyjęciem. Oczy wiście, jeszcze bardziej denerwowała się historią z Rickiem
Raveną, ale ten fakt pozostawał jej pilnie strzeżoną tajemnicą.
- Wiesz co, Lucie? - odezwał się Seton z powagą, w Chwili gdy w
gorączce przygotowań nastąpiło pomiędzy nim a żoną któreś z kolei krótkie
spięcie. - Kiedy te szacowne persony, których się tak boisz, już tu będą, to żeby
przestać się bać, wyobraz je sobie wszystkie bez ubrania.
Mimo zdenerwowania, nie wytrzymała i wybuchnęła śmiechem.
- Nie śmiej się - mruknął Seton. - To naprawdę pomaga.
- Sprawdziłeś?
- Jakoś nigdy nie miałem okazji. Ale matka mi opowiadała, że
zastosowała tę metodę, kiedy niedługo po ślubie z moim ojcem musiała podjąć
kolacją jego szefa z małżonką. I pomogło!
- 61 -
S
R
Zmyślna, choć prosta, metoda starszej pani Wallace pomogła również jej
synowej zwalczyć onieśmielenie i odczuwany wobec szacownych gości dystans.
Zwłaszcza na początku przyjęcia, kiedy to całe towarzystwo miało się
dopiero rozsiąść za biesiadnym stołem i skosztować przyrządzonych przez nią
potraw, młoda gospodyni była niesamowicie stremowana. Stopniowo jednak
zaczęła się odprężać, po części dzięki metodzie swojej teściowej, a po części
zapewne dlatego, że jednomyślnie chwalono zarówno jej kuchnię, jak i wygląd.
Nie były to czcze komplementy, bo Lucie w istocie świetnie gotowała, a
w prostej, czarnej wizytowej sukni, z naszyjnikiem z pereł, który podarował jej
Seton po narodzinach Sama, jako jedyną ozdobą, prezentowała się doskonale.
Po kolacji panowie skupili się w jednej części salonu, żeby podyskutować
o polityce, a panie w innej, żeby...
No, właśnie!
Lucie Wallace miała wrażenie, że tylko po to, żeby zadawać jej - osobie
debiutującej w towarzystwie i przez to wzbudzającej szczególne
zainteresowanie - obcesowe i niedyskretne pytania.
- To ile macie państwo latorośli? - zagadnęła gospodynię pewna starsza
dama.
- Mamy synka, Sama - odpowiedziała Lucie.
- Więc jest w domu tylko jedno dzieciątko, tak?
- Tak.
- I nie planujecie państwo więcej?
- Nnno... - Zakłopotana Lucie nie bardzo wiedziała, jak powinna
zareagować.
- Trzeba zaplanować więcej, kochanie, koniecznie trzeba! - Dama nie była
w stanie się powstrzymać przed udzieleniem światłej rady. - Bez rodzeństwa
dzieciątko czuje się w domu takie samotne!
- Seton jest jedynakiem, ja jedynaczką i jakoś...
- 62 -
S
R
- Naprawdę? - w połowie zdania przerwała Lucie jej rozmówczyni. - Cóż
za niezwykły zbieg okoliczności! Ale, ale, kochanie, najczęściej tak bywa, że
jedynacy i jedynaczki pragną mieć jak najliczniejsze potomstwo. No, to ileście
sobie z mężulkiem wymarzyli dzieciątek? - spytała konfidencjonalnie.
- My chyba... My wcale nie zastanawialiśmy się nad tym, proszę pani -
wykrztusiła Lucie.
- Nie? Kochanie, trzeba się zastanowić, jak najszybciej! Ja zawsze
powtarzam moim dzieciom, moim dorosłym dzieciom, ma się rozumieć, że w
dzisiejszych czasach nie można żyć chaotycznie, że wszystko trzeba sobie z
góry zaplanować, jak najdokładniej. Planować, kochanie, trzeba planować! Nie
można żyć bez planu.
- Naprawdę? - rzuciła Lucie i nie czekając na dalsze pytania czy
pouczenia swojej rozmówczyni, przeprosiła ją i wybiegła do kuchni.
Czuła się taka zdegustowana!
Taka zmęczona!
I taka wściekła!
Na kogo? Na rozbawionych gości, tak swobodnie, tak bezceremonialnie
korzystających z uroków towarzyskiego życia, podczas gdy ona, prześladowana
przez cynicznego i mściwego kryminalistę, trawiona lękiem o przyszłość własną [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rafalstec.xlx.pl